Co przyniesie przebudzenie się ze zbyt długiego snu?
Stanąć o własnych
siłach
Część XXXV
Czarnowłosy
poddawany był wielu badaniom, które wciąż zadziwiały ludzi w okół. A on czuł
się przez to jedynie gorzej. Widział cierpienie innych, a nie mógł im pomóc,
nawet w nim ulżyć, a sam okazał się być tak dziwny. Czytał już o tym. Czasem
ludzie rodzą się z inną prędkością gojenia ran, inną odpornością na ból. On
miał też miał zapisaną w genach jedną z tego typu odmienności. Zauważył już
dawno, że również reszta jego rodzeństwa taka była, choć przecież zostali
przygarnięci z różnych części świata, a nie urodzeni w jednej rodzinie...
Czyżby ich najstarszy brat specjalnie ich wyszukiwał? Nie było wśród nich
nikogo, jak można by to ująć, normalnego. To wszystko było dla niego jeszcze
dziwniejsze, gdy sobie to uświadomił. Żadne z nich nie pamiętało swego
dzieciństwa, wiedziało tylko, że są sierotami przygarniętymi przez niego, a on
sam się nigdy nie zmieniał. To wszystko było coraz straszniejsze. Czy byli
prawdziwą rodziną, która została rozdzielona? To tłumaczyłoby czemu wszyscy są
równie odmienni, a on wiedział, gdzie ich szukać. Czarnowłosy postanowił
zapytać o to brata jak tylko uda mu się z nim skontaktować.
Patrzył
niepewnie za okno. Słońce wydawało się być obce, zupełnie jakby nie powinien go
widzieć. Czuł jakby na to nie zasłużył. Znów czuł się bezsilny. Ludzie
szeptali, zazdrościli mu tego jak szybko wyzdrowiał, a on wiedział, że nie jest
w stanie pomóc żadnemu z nich, że takie zdrowie przydałoby się o wiele bardziej
komuś innemu, czuł jakby je marnował nie mogąc niczego osiągnąć. Chciał zrobić
coś wspaniałego, znaleźć powód, dla którego żyje, który uczyni go wyjątkowym.
Lecz stawiał sobie zbyt wysokie wymagania i zawsze czuł się jedynie cieniem
osoby, którą chciał się stać. Był całkowicie obojętny na wszystko, co go
otaczało. Życie traktował jedynie jako środek niezbędny do osiągnięcia celu, a
nie cel sam w sobie. Nie potrzebował życia po to, by być szczęśliwym, tylko
wykorzystywał jego czas na stawianie sobie coraz trudniejszych celów. Jednak
tak unieszczęśliwiał siebie samego. Wmawiał sobie, że radość da mu uśmiech
innych, osiągnięcie celu. Lecz naprawdę zamęczał się drogą ku kolejnym
osiągnięciom, a każde podziękowania uznawał za niezasłużone. Tak kręcił się w
kółko we własnym kieracie, napędzając nadciągający obłęd. Potrzebował kogoś,
kto zdejmie z niego więzy i spali linę.
Mężczyzna
o błękitnych oczach, choć jeszcze chwilę temu miał inne plany teraz wszystkie
porzucił, by biec w stronę szpitala. Był wystarczająco blisko niego, by dać
sobie radę i szybko znaleźć się na miejscu nie musząc czekać na autobus, a
postoju taksówek nie chciał szukać, nie chciał tracić czasu. Chciał jak
najszybciej ujrzeć przyjaciela, zwłaszcza, że dowiedział się przez telefon, iż
działo się z nim coś dziwnego. Nie wiedział co dokładnie, jednak wiedział, że
musi go zobaczyć. Martwił się o niego tak bardzo, że nie myślał logicznie ani
przez chwilę. Nie zawrócił do jego domu, by poinformować o wszystkim obecnie
przebywającego tam jego brata, ani też nie zadzwonił w podobnym celu do ich
wspólnego przyjaciela. Po prostu pobiegł przed siebie, chcąc go spotkać.
Zrozumiał, że już od dłuższego czasu czarnowłosy był w pewnym sensie opiekunem
ich dwóch. To on zawsze znajdował najlepsze rozwiązania, przypominał o
rzeczach, które powinni zrobić. Już wiele razy, gdy wychodzili z pracy to
właśnie on zimą mówił im, by zapięli kurtki, przypominał, żeby nosili szaliki i
czapki. A teraz to właśnie on był sam w szpitalu, bo oni mieli zbyt wiele na
głowie. Zupełnie jak stary ojciec, gdy dzieci już dawno wyprowadzą się z domu.
Błękitnooki był teraz już zupełnie pewien decyzji, którą podjął jakiś czas
temu, choć wtedy się wahał. Do świąt zostały jedynie dwa dni. Wiedział, że to
czas, w którym musi przygotować wszystko, by odwdzięczyć się przyjacielowi za
to, co zrobił. Za to, że dzięki niemu poznał tak ważną dla siebie osobę, za to
jak zawsze o nich dbał i za to, że w ciszy nie chciał sprawiać im problemów, a
sam rozwiązywał ich własne.
Wkrótce
mężczyzna znalazł się w szpitalu i odnalazł lekarza odpowiedzialnego za ppprawę
stanu zdrowia jego przyjaciela i zapytał o to, co się stało. Nie mógł uwierzyć,
że słowa tajemniczego brata czarnowłosego okazały się prawdą. Wszystkie
uszkodzenia organizmu stwierdzone w dniu przyjęcia do szpitala teraz były już
tylko wspomnieniem, choć nie minął nawet tydzień. Nie wiedział co ma sądzić o
tym wszystkim. Cieszył się, że jego przyjaciel jest zdrowy, ale to przeczyło
wszelkiej logice. Czy to była prawda? Czy może jedynie złudzenie tego, a gdzieś
we wnętrzu organizmu przyjaciela kryło się coś niespodziewanego? Nie mógł
jeszcze z nim porozmawiać, dopóki nie skończą się badania. Jednak wiedział, że
ma do niego wiele pytań. Jak na razie postanowił zadzwonić do przyjaciela,
który jeszcze nie był świadomy sytuacji i opowiedzieć mu o niej. Jako, że wolał
pozostać w szpitalu i pilnować każdej informacji na temat czarnowłosego
postanowił powiedzieć przyjacielowi również
wydarzeniach z poranka i poprosić, by ten przyprowadził tajemniczego
gościa, by odwiedził ważną dla nich wszystkich osobę. Wkrótce wszystko miało
potoczyć się bardzo szybko zupełnie innym torem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz