Translate

sobota, 5 października 2013

Historia poza tematem numer sto osiemdziesiąt pięć: Stanąć o własnych siłach - Część trzydziesta piąta.

[Z tą częścią były problemy, trzy dni próbowałam pisać i po prostu zostawiałam... Rozdział krótki, bo już rady nie dałam i następny wymyślam.]

Co przyniesie przebudzenie się ze zbyt długiego snu?

Stanąć o własnych siłach
Część XXXV

                Czarnowłosy poddawany był wielu badaniom, które wciąż zadziwiały ludzi w okół. A on czuł się przez to jedynie gorzej. Widział cierpienie innych, a nie mógł im pomóc, nawet w nim ulżyć, a sam okazał się być tak dziwny. Czytał już o tym. Czasem ludzie rodzą się z inną prędkością gojenia ran, inną odpornością na ból. On miał też miał zapisaną w genach jedną z tego typu odmienności. Zauważył już dawno, że również reszta jego rodzeństwa taka była, choć przecież zostali przygarnięci z różnych części świata, a nie urodzeni w jednej rodzinie... Czyżby ich najstarszy brat specjalnie ich wyszukiwał? Nie było wśród nich nikogo, jak można by to ująć, normalnego. To wszystko było dla niego jeszcze dziwniejsze, gdy sobie to uświadomił. Żadne z nich nie pamiętało swego dzieciństwa, wiedziało tylko, że są sierotami przygarniętymi przez niego, a on sam się nigdy nie zmieniał. To wszystko było coraz straszniejsze. Czy byli prawdziwą rodziną, która została rozdzielona? To tłumaczyłoby czemu wszyscy są równie odmienni, a on wiedział, gdzie ich szukać. Czarnowłosy postanowił zapytać o to brata jak tylko uda mu się z nim skontaktować.
                Patrzył niepewnie za okno. Słońce wydawało się być obce, zupełnie jakby nie powinien go widzieć. Czuł jakby na to nie zasłużył. Znów czuł się bezsilny. Ludzie szeptali, zazdrościli mu tego jak szybko wyzdrowiał, a on wiedział, że nie jest w stanie pomóc żadnemu z nich, że takie zdrowie przydałoby się o wiele bardziej komuś innemu, czuł jakby je marnował nie mogąc niczego osiągnąć. Chciał zrobić coś wspaniałego, znaleźć powód, dla którego żyje, który uczyni go wyjątkowym. Lecz stawiał sobie zbyt wysokie wymagania i zawsze czuł się jedynie cieniem osoby, którą chciał się stać. Był całkowicie obojętny na wszystko, co go otaczało. Życie traktował jedynie jako środek niezbędny do osiągnięcia celu, a nie cel sam w sobie. Nie potrzebował życia po to, by być szczęśliwym, tylko wykorzystywał jego czas na stawianie sobie coraz trudniejszych celów. Jednak tak unieszczęśliwiał siebie samego. Wmawiał sobie, że radość da mu uśmiech innych, osiągnięcie celu. Lecz naprawdę zamęczał się drogą ku kolejnym osiągnięciom, a każde podziękowania uznawał za niezasłużone. Tak kręcił się w kółko we własnym kieracie, napędzając nadciągający obłęd. Potrzebował kogoś, kto zdejmie z niego więzy i spali linę.
                Mężczyzna o błękitnych oczach, choć jeszcze chwilę temu miał inne plany teraz wszystkie porzucił, by biec w stronę szpitala. Był wystarczająco blisko niego, by dać sobie radę i szybko znaleźć się na miejscu nie musząc czekać na autobus, a postoju taksówek nie chciał szukać, nie chciał tracić czasu. Chciał jak najszybciej ujrzeć przyjaciela, zwłaszcza, że dowiedział się przez telefon, iż działo się z nim coś dziwnego. Nie wiedział co dokładnie, jednak wiedział, że musi go zobaczyć. Martwił się o niego tak bardzo, że nie myślał logicznie ani przez chwilę. Nie zawrócił do jego domu, by poinformować o wszystkim obecnie przebywającego tam jego brata, ani też nie zadzwonił w podobnym celu do ich wspólnego przyjaciela. Po prostu pobiegł przed siebie, chcąc go spotkać. Zrozumiał, że już od dłuższego czasu czarnowłosy był w pewnym sensie opiekunem ich dwóch. To on zawsze znajdował najlepsze rozwiązania, przypominał o rzeczach, które powinni zrobić. Już wiele razy, gdy wychodzili z pracy to właśnie on zimą mówił im, by zapięli kurtki, przypominał, żeby nosili szaliki i czapki. A teraz to właśnie on był sam w szpitalu, bo oni mieli zbyt wiele na głowie. Zupełnie jak stary ojciec, gdy dzieci już dawno wyprowadzą się z domu. Błękitnooki był teraz już zupełnie pewien decyzji, którą podjął jakiś czas temu, choć wtedy się wahał. Do świąt zostały jedynie dwa dni. Wiedział, że to czas, w którym musi przygotować wszystko, by odwdzięczyć się przyjacielowi za to, co zrobił. Za to, że dzięki niemu poznał tak ważną dla siebie osobę, za to jak zawsze o nich dbał i za to, że w ciszy nie chciał sprawiać im problemów, a sam rozwiązywał ich własne.

                Wkrótce mężczyzna znalazł się w szpitalu i odnalazł lekarza odpowiedzialnego za ppprawę stanu zdrowia jego przyjaciela i zapytał o to, co się stało. Nie mógł uwierzyć, że słowa tajemniczego brata czarnowłosego okazały się prawdą. Wszystkie uszkodzenia organizmu stwierdzone w dniu przyjęcia do szpitala teraz były już tylko wspomnieniem, choć nie minął nawet tydzień. Nie wiedział co ma sądzić o tym wszystkim. Cieszył się, że jego przyjaciel jest zdrowy, ale to przeczyło wszelkiej logice. Czy to była prawda? Czy może jedynie złudzenie tego, a gdzieś we wnętrzu organizmu przyjaciela kryło się coś niespodziewanego? Nie mógł jeszcze z nim porozmawiać, dopóki nie skończą się badania. Jednak wiedział, że ma do niego wiele pytań. Jak na razie postanowił zadzwonić do przyjaciela, który jeszcze nie był świadomy sytuacji i opowiedzieć mu o niej. Jako, że wolał pozostać w szpitalu i pilnować każdej informacji na temat czarnowłosego postanowił powiedzieć przyjacielowi również  wydarzeniach z poranka i poprosić, by ten przyprowadził tajemniczego gościa, by odwiedził ważną dla nich wszystkich osobę. Wkrótce wszystko miało potoczyć się bardzo szybko zupełnie innym torem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz