Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiersze. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wiersze. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 11 listopada 2013

Wiersz numer sto pięćdziesiąt siedem: Płonący sztandar.

Nawiązanie do Święta, które obchodziliśmy w dniu dzisiejszym i wydarzeń, które miały miejsce. Czemu w Dniu, w którym powinniśmy cieszyć się z odzyskania Niepodległości zajmujemy się jedynie zniszczeniem? Czemu ignorujemy ludzi, którzy stworzyli coś pięknego w tym dniu, by przyglądać się tym, którzy przynieśli jedynie wstyd? Czemu istnieją ludzie, którzy w Dniu, w którym powinni cieszyć się, że miasta, w których mieszkają noszą polskie nazwy, sami je niszczą i demolują? Czy dawniej ludzie walczyli po to, byśmy teraz wszystko stracili?

Płonący sztandar

Lata walk i smutku środkiem były do celu osiągnięcia
Gdy w końcu flaga niepodległego kraju wysoko zawisnęła
Świat patrzył z podziwem na młodych i starych w podartych mundurach
A dzieci wojny spokojnym snem zasnęły

Jednak po latach niewielu znów należało stanąć do walki
I po raz kolejny wśród łez i krwi stawić czoła wrogom
Aż w końcu znów zwycięstwo zostało odniesione
Choć strat było tak wiele

A teraz, po latach wielu, gdy wolnością cieszyć się możemy
Sami jesteśmy sobie wrogiem, niszcząc własne dzieła
Płączą ci, których serca dawno zamilkły na wieki

Gdy ich wnuki niszczą miasta, za które oni walczyli

niedziela, 1 września 2013

Notka organizacyjna i wiersz numer sto pięćdziesiąt sześć: Pierwszy dzień rozpaczy.

Jako organizacyjną część muszę przedstawić rzadsze pisanie notek. Zbliżają się studia, już byłam też na rozmowie kwalifikacyjnej do pracy... Więc notki będą ukazywać się co sobotę. Teraz dodam wiersz, jak spojrzycie na datę to będziecie wiedzieć o czym... A następne rozdziały pojawią się w dniach 7, 14, 21, 28 września i dalej w ten sposób.

Pierwszy dzień rozpaczy

Budzą się ludzie, otwierają oczy
Chcą ujrzeć słońce, widzą deszcz jedynie
Widzą burzę, która długo się nie skończy
Widzą grad, który odbiera im rodziny

Chcą do swej dawnej wrócić codzienności
Lecz teraz nie ma już przyszłości
A przeszłość ich zatrzeć chcą ludzie
Których dłonie zbrukane są krwią

Jesieni i zim wiele minie
Wiosny bez kwiatów, lata bez słońca
Aż dnia pewnego znów zakwitną jabłonie
I świat nowy oddech weźmie

czwartek, 1 sierpnia 2013

Wiersz numer sto pięćdziesiąt pięć: Alarm

Dziś, czyli pierwszego dnia sierpnia, przypada rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego, dokładniej za sześć godzin, bez kilku minut, nadejdzie godzina, która była jego początkiem. Sojusznicy mieli nam pomóc, jednak bardziej im się opłacało, by powstanie upadło, a "wyzwoliła" nas Rosja, byśmy nie mogli sami zdobywając wolność być wolni, tylko "zawdzięczając" ją Rosji stali się częścią strefy jej wpływów.

Alarm

To już teraz, to już ten czas
Dźwięk syren wciska się w uszy
Czas na nogi stanąć, czas podnieść twarz
I ruszyć przed siebie, zrzucając kajdany

Mężczyźni i kobiety, ramię w ramię
Ruszają po to, czego nikt dać im nie chce
Sobie pozostawieni sami, sprzeciwiają się wrogom
Czas przerwać to, co nigdy nie powinno być rozpoczęte

Tysiące sojuszników obietnic
Tysiące kłamstw, fałszywych słów
Nadzieja, która nie zgasła do końca
Mimo iż wplecy zbity był nóż

Chwilę trwać to miało, oka mgnienie jedno
Nim przyjdzie pomoc, nim piekło się skończy
Jednak niktnie przyszedł, nie wyciągnął ręki
A ogień strawił wszystko na swej drodze

Zapomnieć nam nie wolno
O tych, których zdradzono
Zapomieć też nie wolno
Winy tych, którzy odebrali nadzieję

Nawet, gdy szans już nie było
Zapał nie ustawał nigdy
I choćby chciały się zakrwawione nogi
Nikt nie padł na kolana

Nawet, gdy wszystko się skończyło
W sercach wciąż ogień płonął
A z tego ognia odrodzi się wolność

Niczym feniks odradza się z popiołów

środa, 31 lipca 2013

Wiersz numer pięćdziesiąt cztery: Chciałbyś tego?

Romano zawsze był "tym drugim" po Veneziano. Co jednak by się stało, gdyby zabrakło jego brata, a on stałby się najważniejszy?

Chciałbyś tego?

Zawsze zazdrosny byłeś o tego, który miłość wszystkich posiadał
Zawsze pragnąłeś sam być tym pierwszym, najlepszym
Jednak mogłeś jedynie pozostać w cieniu
Jednak mogłeś jedynie się przyglądać

Czy świat potrzebuje was obu?
Czy obaj jesteście niezbędni?
A jeśli jeden by zniknął
Który pozostałby przy życiu?

Chciałbyś sam zostać
Zająć jego miejsce?
Czy chciałbyś mieć wszystko co miał on
Lecz już nie mieć jego?

Więc spójrz jeszcze raz na ten uśmiech
Twój byłby podobny, gdybyś potrafił się uśmiechać
Więc choć raz podaruj ludziom szczęście

A sam szczęśliwy będziesz

Wiersz numer pięćdziesiąt trzy: Cień przeszłości.

Ludzie muszą wypełniać rozkazy niezależnie od tego czy tego chcą czy nie. A my nie umiemy odróżnić tych, którzy zostali do zła zmuszeni od tych, którzy byli jego rdzeniem. Wszystkich winnych nienawidzimy tak samo.

Cień przeszłości

Czemu kochasz czy nienawidzisz?
Czy za to kim są, jacy są?
Czy za to, co zrobić im kazano?
Czy za to, co zrobili sami?

Gdzie jest prawda, a gdzie kłamstwo?
Granica między wolą i rozkazem jest cienka
Własną widzisz, cudzą ignorujesz
Nienawidzisz ich za to, za co sami nienawidzą siebie

W sobie widzisz ofiarę rozkazów okrutnych
W nich widzisz żądne krwi bestie
Nie dostrzegasz ich łez ukrytych w kącikach oczu
Za to cień uśmiechu jest dla Ciebie szyderstwem

To, co winą jest jednych
Grzechem będzie drugich
A przeszłość piętno pozostawi

Na nienawidzących i nienawidząnych

poniedziałek, 29 lipca 2013

Wiersz numer pięćdziesiąt dwa: Płonąca lilia

Próba napisania wiersza o Joannie d'Arc... Trochę smutno nawet się o jej losie myśli... Mimo iż dała wszystkim nadzieję i poświęciła wszystko, to ludzie zamiast wdzięczności dali jej jedynie śmierć.

Płonąca lilia

Biała i czysta niczym rosy kropla
Pewna swej drogi, dama szlachetna
Choć odziana w szmaty, nie atłasy
Piękniej świeci niż królewskie klejnoty

Choć myśli swych spisać nie zdoła
Jedynie imię swe na papier przelać zdolna
To więcej potrafi niż literatów tysiące
Większa jej mądrość niż generałów duma

Słowa prawdy powtarzając
Kłamstw usłyszała tysiące
Od tych, którzy zawdzięczali jej wszystko
Od tych, którzy zabrali jej życie

Lilia najczystsza, nim zakwitnąć zdążyła
W płomieniach stanęła zgubnych
Jednak do końca pozostała najwspanialszą

I najgorszym wybaczyła 

niedziela, 28 lipca 2013

Wiersz numer sto pięćdziesiąt jeden: Bezsilny płacz

Władcy wywołują wojny dla korzyści, poddani w nich walczą i giną.

Bezsilny płacz

Władca pragnąc dobra tylko swego
Bez wachania, bez namyslu
Ludzi w wir wojny rzuca, niczym pionki na szachownicę
Gra się nie skończy dopóki on zyje

Dzieci matek swych krwią ubrudzone
Żony trzymajace mężów martwe ciała
I władca pławiący się w zachwycie
Kolejna bitwa wygrana

Powołanie nadchodzi, broń w dłoń wziąć trzeba
Patrząc człowiekowi w oczy należy strzelać
Zabijasz go, zabijasz sumienie
I brniesz dalej w morzu krwi i błota

Czy rękami tymi, które zabiły tak wielu
Wciąż potrafisz objąć żonę i dzieci swoje?
A władca cieszy się z narodzin dziedzica

Wojna wygrana, lecz życie przegrane

Wiersz numer sto pięćdziesiąt: Po co się narodziłeś?

Narodziny władców są pierwszym dniem ich zaplanowanego istnienia, które ciągnie ich w otchłań przeznaczenia.

Po co się narodziłeś?

Rodzisz się by żyć?
Czy rodzisz się by umrzeć?
Narodziłeś się po to, by szczęście lub śmierć przynieść
Narodziłeś się, by w dłoni trzymać berło

Wpadłeś w ten wir chaosu z płaczem i krzykiem
Niepewny każdego oddechu, pewna była Twa przyszłość
Pielęgnowana przeszłość, narzucone plany
Jesteś tylko marionetką w rękach swych poddanych

W piekle istniejesz, masz sprawić, by stał się rajem
Z bronią w ręku mówisz o pokoju
I spadasz w czeluści mrocznej otchłani
Podążając za światłem iluzji nadziei

Lecz czy zostaniesz zapamiętany?
Co napiszą na Twym grobie?
Choć tyle łez wylałeś i krwi

W książkach o Tobie jedno tylko zdanie

Wiersz numer sto czterdzieści dziewięć: Deszcz, który nie powinien nigdy spaść

Wojna prowadzi jedynie do jednego - zniszczenia, które usprawiedliwiamy na tysiące sposobów, wymyślając fałszywe korzyści.

Deszcz, który nie powinien nigdy spaść

Krople krwi i łez mieszają się ze sobą
Niczym w tańcu potępionych, muzyką są strzały
Ten, kto upadnie, przegrywa
Już nigdy nie powstanie

Deszcz świat obmywa
Deszcz krwi zmywa ludzkość
A ziemia pozostanie pusta
A ziemia będzie zimna

Gdy będzie po wszystkim, nic nie pozostanie
Kamień spadnie z kamienia, trawa od krwi przegnije
A ten, który to rozpoczął, spojrzy na świat z przerażeniem
Wzgardzi swym marnym istnieniem

Gdy pozostanie na świecie jedynie
Ten, który za spust pierwszy pociągnął
Pociągnie i po raz ostatni

Celując we własną głowę

Wiersz numer sto czterdzieści osiem: Ogród zatracenia

Rozmyślania Austrii na temat zamieszkiwania Węgier w jego domu. Czy uważa, iż była szczęśliwa?

Ogród zatracenia

Deszcz spada na trawę zieloną
Błyszczącą od rosy kropel
Tak samo błyszczą oczy zielone
Gdy dama głos podnosi w gniewie

Muzyka rozbrzmiewa niczym marzeń wołanie
Głos tak piękny, tuż obok Ciebie
Tworzysz wszystko, co możesz najpiękniejsze
Dla muzy swej najwspanialszej

Lecz wciąż widzisz jej tęskne spojrzenie
Gdy spogląda ku lasom szkaradnym
Czy to spojrzenie kieruje ku oczom szkarłatnym?
Jaka melodia naprawdę gra w jej sercu?

Nie znasz prawdy i nigdy się nie dowiesz
Noce nieprzespane, domysłów tysiące
Muzyka coraz mroczniejsza się staje
Czy Twe serce ciemność wypełni?

I nagle cisza, nie ma już nut
Nie ma już muzy, opóściła Twój dom
Gdzie teraz rozbrzmiewać będą jej kroki?

Ku komu serce skieruje swoje?

Wiersz numer sto czterdzieści siedem: Kwiat kwitnący w cudzym ogrodzie

Prusy wciąż pamięta dzieciństwo spędzone z Węgrami. Jednak teraz jest zbyt od niej daleko, by choćby jej dosięgnąć. Może tylko patrzeć jak ona żyje u boku Austrii.

Kwiat kwitnący w cudzym ogrodzie

Widzisz wszystko, czego pragnąć mogłeś
Widzisz wszystko, o czym mogłeś marzyć
Lecz na zawsze to jedynie snem pozostanie
Rajski kwiat jest poza Twym zasięgiem

Słyszysz kroki lekkie
Słyszysz śpiew cichy
Jednak tańczy w ramionach innego
Nigdy nie będzie Twoja

Pamiętasz czasy dawne i piękne
Gdy dłoń jej ująć mogłeś bez wachania
A teraz patrzysz na nią uniżenie
Ona w domu wspaniałym mieszka, Ty jedynie przez płot na nią patrzysz

Jak wiele byś dał, by powiedzieć jej słowa prawdy?
Jak bardzo żałujesz, że pozwoliłeś jej odejść?
A teraz patrz, jak kwiat rajski kwitnie w cudzym ogrodzie

I podlewaj go swymi łzami

Wiersz numer sto czterdzieści cześć: Pióra

Nawiązanie do zakończenia istnienia Prus. Im wyżej wzejdziesz tym bardziej boli upadek.

Pióra

Z nieba pióra spadają czarne
Deszcz krwi z chmur skapuje
Niczym apokalipsy zapowiedź
Oddech urywa się nagle

Krople krwi na śniegu rozlane
Blade lico, usta sine
To już koniec jest, dziecino
Czarny orzeł spadł na ziemię

Czy łzy popłyną, gdy krew krążyć przestanie?
Czy z piersi krzyk się wyrwie, gdy ustanie oddech?
Czyje serce będzie złamane, gdy Twoje bieg swój zatrzyma?
Chciałbyś wszystko wiedzieć, chciałbyś wszystko zobaczyć

Czarne pióra skrzydeł ogromnych, spalone zostały
Zbyt wysoko ptak uleciał, zniknął
Więc teraz pozostaną wspomnie te złe i te dobre

Czy popłyną łzy smutku, czy może łzy radości, łzy ulgi?

piątek, 12 lipca 2013

Wiersz numer sto czterdzieści pięć: Dwie strony lustra.

Mały efekt czytania w nocy o Marii Teresie i jednoczesnego bawienia się lalką przypominającą dwunastoletniego Fryderyka II. Każdy człowiek rodzi się, żyje i umiera. To równie dla każdego z nas. Co więc nas różni? To gdzie i komu się urodziliśmy, to w jaki sposób i jak długo żyjemy, to jak i gdzie zmarliśmy. Lecz każdy człowiek ma prawo do szczęścia, które często odbiera mu przeznaczenie, każdy człowiek chce kochać i być kochanym, jednak przynosi to często cierpienie. Czy więc i oni naprawdę byli tak różni? Krew jest równie czerwona w każdym człowieku.

Dwie strony lustra

Czy jest wśród ludzi odmienność większa
Niż ta między kobietą a mężczyzną?
Czy jest wśród ludzi podobieństwo większe
Niż to między władców dwojgiem?

Ta, która męża swego kocha i dzieci dała mu szesnaścioro
Ten, który żonie obojętny pozostał i potomków na świat nie sprowadził
Różni od siebie niczym dzień i noc, słońce i zmrok
Lecz oboje są ludźmi w wojnie pogrążonymi

Ta, która pokoju pragnie, kocha lud niczym matka
Ten, którego wojna jest narzędziem, a on dąży ku chwale
Czy bardziej różnić się mogą?
Jednak oboje kiedyś byli dziećmi

Ta, którą ojciec kochał, matka chłodną była
Ten, który przed złym ojcem w ramiona matki uciekał
Czy to naprawdę jest różnica?
Oboje potrzebowali miłości

Ta, która rodzeństwa miała niewiele, prawie samotnie żyła bez braci żadnych
Ten, który jednym był z dziesiątki, a starszych dwóch braci nim odeszli poznać nie zdołał
Czy to różnica tak wielka, między ludźmi tymi?
Oboje kochali i kochani byli

Jednak nigdy tacy sami nie będą
Choć równi są sobie inteligencją i potęgą
Dama jest piękna, pan przecie też nie szkaradny
Jednak w sercach ludzi obrazy ich są przeciwne

Oboje narodzili się i umarli, oboje rządzili potęgami
Lecz to jak żyli wydaje się być dniem i nocą
Przeznaczenie ich życia jedno było
Lecz wypełnili je dwojako

Czy więc podobni są sobie czy zupełnie przeciwni?
Czy porównać ich wolno czy obraza by to była?
Oboje ludźmi byli, chcieli kochać i być kochani
Jedynie narodzili się w miejscach odmiennych, pośród miłości lub nienawiści

Przeznaczenie płynęło w ich żyłach od pierwszej krwi kropli
I nie zniknęło nim oddech ostatni się nie uląkł świata
On zmarł bez rodziny, z asystentem przy boku
A ona zmarła na oczach syna obojętnego

Życie i śmierć nie oszczędzą nikogo
Więc kim jesteś nieważne, urodzisz się głośno i umrzesz cicho
Od Ciebie zależy jedynie czy życie Twe dostrzeżone zostanie

I jaka po Tobie pozostanie pamięć

Wiersz numer sto czterdzieści cztery: Przeznaczenie narodzenia.

Najpierw mały kącik radości autora: Napisała do mnie bardzo miła i piękna pani. Jeszcze nie wiem naprawdę jak wygląda, bo nie udało mi się ściągnąć jej zdjęcia, gdyż komputer się buntował, ale na pewno jest słodka. Powiedziała, że podoba jej się jak piszę. Jest taka miła i słodka. Chciałabym, żeby się częściej uśmiechała... Jak tylko mi się uda to zdjęcie uzyskać to postaram się ją narysować. A już lista rysunków mi się rozciąga...

A teraz już w temacie: Królowie rodzą się królami, nie mając wpływu na swoje przeznaczenie. Nie wolno im marzyć ani kochać. Musza być posłuszny i tworzyć sojusze, poślubiając obcych ludzi, prowadzić wojny, czasem zabijając ważne dla siebie osoby. Są jedynie marionetkami, które nie mają prawa do szczęścia, mogą jedynie służyć swemu państwu.

Przeznaczenie narodzenia

Choćbyś nieważne co zrobić chciał
Trzymają Cię niewidzialne łańcuchy
Narodziłeś się do nich przykuty
A od nich nie ma ucieczki

Ludzie Ci zazdroszczą, podzwiają Cię
Wołają na Twój widok „Niech żyje!”
Lecz Ty żyć już nie chcesz
Niewoli masz już dosyć

Czy to Ty rządzisz nimi czy oni Tobą?
Każdy Twój ruch to suma ich oczekiwań
Lecz oni krzyczą jedynie, żeś Ty władcą
Nie wiedząc, że to oni pociągają za sznurki

Urodziłeś się tu i teraz
Każdy Twój oddech zaplanowany jest z góry
Do miłości prawa nie masz, obowiązek posłuszeństwa jeno
Do ślubu idziesz z obcą Ci kobietą

Kochasz musisz znienawidzonych, nienawidzić ukochanych
Dlatego, że tak chcą ci, którym jesteś oddany
Któż z was naprawdę jest poddanym?
Ten, kto kocha żyjąc w biedzie, czy obojętne na tronie dziecię?

Prawdy nie znasz, kłamstwa Cię otaczają
Nazywają Cię wybranym, narodziłeś się by rządzić
Lecz czekasz jedynie na kres dni swoich
Mając w okół siebie puste lalki jedynie

Tyś jest marionetką z tysiącem sznurków
Jak wielu za nie pociąga?
Sam już nie wiesz, lecz uciec nie zdołasz

Od tych, którzy nazywają Cię królem

poniedziałek, 8 lipca 2013

Wiersz numer sto czterdzieści trzy: Powód zwycięstwa.

Zauważyłam, że dawniej było wiele przesądów związanych z albinizmem, którego przykładem jest Prusy. Jak przetrwał on czas, gdy tacy jak on byli potępieni? Czy może właśnie to było powodem tego, że nie poddał się i starał się być najlepszy?

Powód zwycięstwa

Jak mogłeś żyć z podniesioną głową
Gdy takich jak Ty nazywano diabłami?
To właśnie był powód
Dzięki któremu się nie poddałeś

Miałeś być lepszy, choćbyś był diabłem, stać się miałeś aniołem
Przywdziałeś białe szaty, splamiłeś je krwią
Lecz to był jedyny sposób
By stanąć po tej lepszej stronie

Gdy diabłem Cię zwali, Ty walczyłeś z krzyżem na piersi
Pokonałeś własne przeznaczenie, poczułeś się najlepszy
Nigdy nie przestałeś iść na przód
Nawet, jeśli tonąłeś we krwi

Jednak stałeś się wszystkich wrogiem
Ani diabłem, ani aniołem
Samotnie piąłeś się na szczyt, ku Niebu

Lecz szybko spadłeś w dół, do piekła

czwartek, 4 lipca 2013

Wiersz numer sto czterdzieści dwa: Narodziny i śmierć.

Cóż... Dziś czwarty lipca... Niektórzy się cieszą, niektórzy niekoniecznie.... Wiemy o czym będzie ten wiersz, prawda? Czemu ci, którzy nazwali swój kraj wolnym zniewalają tych, którzy byli tam przed nimi, a niszczą to, co dali im ci, którym zawdzięczają istnienie?

Narodziny i śmierć

Czymże jest wolność?
Czy brakiem zasad?
A może posiadaniem zasad w sercu
By nie więziły, lecz uszlachetniały?

Czy kajdany naprawdę istnieją?
Czy sam je stworzyłeś?
Nazywają opiekę niewolą
Ozdobną wstęgę sznurem wisielczym uczyniłeś

Jak wiele dostałeś, od tego, który chciał Twego szczęścia?
Jak wiele zabrałeś tym, którzy obawiali się Twego przybycia?
Wszystko dla siebie zabrałeś, zniszczenie nazywając tworzeniem
A utrzymanie ładu nazwałeś więzieniem

Zniszczyłeś to, co piękne
Chaos wyrósł na glebie zalanej krwią
Gdy ostatnie rajskie ptaki odlatywały na swe ziemię
Ty zamykałeś motyle w maleńkich ogrodach

I Ty śmiesz wolnością nazywać zniszczenie?
Gdy zasady odrzucasz, na innych ściągasz zniewolenie?
Innych więżąc wolnością bezprawie nazwałeś

Chwaście, który wyrósł w ogrodzie ruin

poniedziałek, 1 lipca 2013

Wiersz numer sto czterdzieści jeden: Kwiat nadziei

Dziś, czyli pierwszego lipca  w Kanadzie świętują niepodległość tegoż to kraju. Mimo iż Kanada wciąż jest angielskim dominium, jest już samodzielnym państwem, jedynie rządzona jest przez angielską królową, zamiast własnego prezydenta. Jednak można cieszyć się z istnienia takiego słodkiego i nieco wyjątkowego kraju^^

Kwiat nadziei

W zapomnianym ogrodzie
Rajski kwiat wyrósł
I choć niezauważony przez nikogo
Zakwitł on pięknie

Delikatne płatki, cienka łodyżka
Tak słodki nektar daje, pyłek leciutki
Nikt nie zwraca na niego uwagi, stłumionego chwastem
Jednak to on tysiąckroć jest piękniejszy

Gdy chwast postanowił w ogrodzie innym rosnąć
Piękny kwiat rozwinął swe płatki
I jeszcze wspanialszy się stał
Zauroczył serc tysiące

Długo jeszcze żył pod ogrodnika ręką
Gdy ten pozwolił mu wreszcie kwitnąć tak, jak on sam tego chciał
Lecz wciąż pozostaje w tym samym ogrodzie
Nie kontrolowany, lecz jedynie doglądany przez opiekuna swego

Wolny jest, krwią nie splamiony
Wspanialszy niż chwast, który zakwitł podlewany krwią niewinnych
A ogrodnik jest z niego dumny i podlewa własnymi łzami

Tymi szczęścia, czasem i rozpaczy, by rósł piękny, rajski kwiat

niedziela, 30 czerwca 2013

Wiersz numer sto czterdzieści: Zagłusz krzyk serca.

Francja wydaje się być bawidamkiem, wciąż otoczony przez młode damy. Jednak czy jest to tylko zabawa? Czy może próbuje zdobyć coś, o czym może jedynie marzyć?

Zagłusz krzyk serca

Jak bardzo pragniesz kochać i być kochanym?
W okół Ciebie jedynie cierpienie i śmierć
Żyjesz wiecznie, patrząc jak inni odchodzą
Kochasz, czując, że jesteś przez kogoś nienawidzony

Jedną damę w ramionach trzymałeś
Lecz nim noc się skończyła ona dawno martwa była
A Ty wciąż młody, nieśmiertelny
Pragnąc miłości, podążasz za panną

Nie chcesz jednak, by cierpiały z miłości
Wiedząc, że jesteś odmienny, nie wolno Ci być wiernym
Ciągle wszystko się zmienia, śmiertelni pchają Cię ku innym nieśmiertelnym
Nie możesz kochać na zawsze, bo i tak każą Ci odejść

Niech mówią, że jesteś zły, że miłością się bawisz
Kobiety jak rękawiczki zmieniasz
Ale Ty potrzebujesz choć chwili, gdy możesz być szczęśliwy

Odchodzisz, nim radość odbierzesz

Wiersz numer sto trzydzieści dziewięć: Fałszywy bohater.

Wiersz o Ameryce, spowodowany tą piosenką. Jak wiadomo, Ameryka stara się być bohaterem. Jednak co tak naprawdę osiąga? Jak wielu ludzi krzywdzi, twierdząc, że ratuje tym innych?

Fałszywy bohater

Jak możesz walczyć, gdy dobra od zła nie rozróżniasz?
Widzisz tylko to, czego pragniesz i żądasz
Nazywasz siebie bohaterem
Lecz czy wiesz, kim jest on naprawdę?

Starasz się robić to, co uważasz za dobre
Starasz się innym pomóc na siłę
A tych, którzy uznają, że się mylisz
Nazywasz złymi i niszczysz

Nie wiedząc co kłamstwem jest, a co prawdą
Uznajesz jedynie to, w co chcesz wierzyć
A innych zrozumieć nie zdołasz
Oni muszą rozumieć Ciebie

I choć inni płaczą, Ty wciąż się uśmiechasz
Nie znasz ich cierpienia
Ale dla Ciebie to nie jest ważne

Przecież jesteś bohaterem

wtorek, 25 czerwca 2013

Wiersz numer sto trzydzieści osiem: Ty to wszystko widziałeś.

Personifikacja jest tylko pionkiem w rękach szefa, nie ma prawa głosu, nawet, gdy z całego serca pragnie krzyczeć. I tak oto kraj patrzy na swego przyszłego władcę, będącego, jak on, marionetką obecnego króla. Aż nadejdzie czas, gdy kto inny złapie za sznurki. Kto mnie zna to wie o jaki kraj i władcę chodzi...

Ty to wszystko widziałeś

Widziałeś jak się rodził
Wraz z jego rodzicami, drżałeś o jego kruche życie
Obserwowałeś każdy jego oddech
By nie urwał się nagle, nie był tym ostatnim

Widziałeś jak stawiał swe pierwsze kroki
Patrzyłeś jak niepewnie wyciąga do Ciebie ręce
I już wtedy wiedziałeś, że będzie dla Ciebie kimś ważnym
Kimś, kogo nie zapomnisz nigdy

Widziałeś jak przelewał łzy
I choć dobrze wiedziałeś, że jego ojciec błąd popełnia
Ty byłeś tylko pionkiem, nie mogłeś nic zrobić
Choć tak długo żyłeś, płakałeś jak to małe dziecko

Widziałeś jak cierpiał
Nie chciałeś tego widzieć, lecz mogłeś jedynie zamknąć oczy
Nawet nie byłeś w stanie go pocieszyć
Wiedziałeś, że nic już nie będzie takie samo

Widziałeś jak się zmienił
Z wrażliwego dziecka wyrósł złośliwy dorosły
Nie tego chciałeś, nie pragnąłeś, by taki był
Jednak mogłeś jedynie żałować przeszłości

Widziałeś każdy jego ruch
Wiedziałeś, że chciał podążać inną ścieżką
Jednak byłeś egoistą, dla Ciebie ta droga była lepsza
Nie powstrzymałeś go, choć wiedziałeś co się stanie

Widziałeś jak odchodził
Powoli zamykał oczy i mówił ostatnie swe słowa
Jak bardzo żałowałeś, że jego życie nie było inne?
Jak bardzo się cieszyłeś, że było właśnie takie?

Widziałeś to wszystko
Jak ludzie w okół płakali za jego życia i cieszyli po śmierci
Jak ludzie przy Tobie w oczy chwalili jego zalety, za plecami wytykali wady

Zobaczysz jeszcze więcej i opowiesz mu wszystko, jego oczy nie zobaczą Twych łez