Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowy etap. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Nowy etap. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 10 lutego 2013

Historia poza tematem numer czterdzieści dwa: Nowy etap - Część dziesiąta.

Jak myślicie, czy to już koniec?

Nowy etap – Część X

                Jednak to, co ujrzysz na zawsze pozostaje w Twej pamięci. Rozpoczęły się gorące dni, nie tylko na świecie, ale i w ich sercach. Nie musieli czuć przed sobą skrępowania, więc, gdy było zbyt gorąco, mogli spokojnie zdjąć część ubrań. Jednak wciąż się od tego wzbraniali. Zastanawiali się jak drugi zareaguje na ten widok i nie potrafili przestać myśleć o tym drugim ukazującym swe ciało. To było tak dziwne, nienormalne. Przecież nie mieli przed sobą nic do ukrycia, nie mieli powodów do wstydu. Ale, gdy ich spojrzenia się spotykały... nie potrafili opanować swych serc. Gorąc jednak coraz bardziej dawał im się we znaki.
- Słuchaj... T-ty zaraz zemdlejesz... – zaczął błękitnooki wypijając kolejny kartonik mleka truskawkowego. – Zdejmij tą Twoją koszulę, bo się zagotujesz... I nie tłumacz, że to letnia, na krótkim rękawku, bo widzę, że jest dość gruba. I masz – podał mu kartonik z mlekiem waniliowym.
- Chcesz sobie popatrzeć? To szykuj podkład do obrazu, za darmo nie ma oglądania. I dzięki – natychmiast zaczął pić.
- Jak chcesz... To jeśli się krępujesz, zrobię to samo... Jest gorąco jak w piekle...
- Taki diabeł pewnie jest do tego przyzwyczajony...
- A, to dlatego jeszcze wytrzymujesz w tej koszuli? No już... Może... Ech... Słuchaj... Mam dość tego zgrywania cnotliwej parki! Ile czasu jesteśmy razem?
- Nie jesteśmy. Tylko się przyjaźnimy, a Ty mnie czasem malujesz – Arthur wstał, by sięgnąć do lodówki po puszkę mrożonej herbaty, było za gorąco na prawdziwą.
- I to nic?! Tyle wspólnych wieczorów... I to co widziałem...
- Nigdy nie powiedziałeś, że chcesz ze mną być. Więc nigdy się nie zgodziłem.
- A... Gdybym teraz zapytał... Zgodziłbyś się?
- Jeśli zasłużysz... – w tym momencie błękitnooki podszedł do Anglika, wpijając się w jego usta. A on po chwili odsunął się od niego. – Czy Ty umiesz być delikatny? Pachniesz mlekiem... I drapiesz brodą... – zarumienił się.
- Podoba Ci się? – zaczął przejeżdżać policzkiem po jego twarzy, słodko zamykając oczy.
- Jesteś nienormalny...
- Więc jak? Zgadzasz się?
- Teraz już nie mam wyboru... – pociągnął go za nos i odsunął go od swej twarzy. – I nie drap...
- Masz taki słodki wyraz twarzy...
- A Ty wyglądasz jak pedofil na etacie... Dobra... Ja się już idę umyć, późno jest.
- Mogę z Tobą? – zapytał błękitnooki z nadzieją.
- Co?! C-co...? – niższy mężczyzna odsunął się od niego gwałtownie.
- To, co słyszałeś. Uspokój się. Przecież nie chcę Cię posiąść w tej ciasnej wannie. Chcę tylko zaoszczędzić czas, nie uśmiecha mi się czekanie, a Ty już zaklepałeś łazienkę.
- M-możesz iść pierwszy, poczekam... – zielonooki był bardzo zawstydzony.
- Ale ja chce iść z Tobą... – mężczyzna podszedł do niego i mocno go przytulił, po czym złożył kilka pocałunków na jego szyi. – Nie uciekaj ode mnie..
- Nie uciekam... Przestań... – próbował go od siebie odsunąć, jednak bezskutecznie.
- Uspokuj się... Wszystko będzie dobrze... Nie zrobię Ci krzywdy... – wciąż go całował i przyciskał do siebie. Trudno było utrzymać blisko siebie wyrywającego się zielonookiego, lecz wystarczyło kilka chwil, by nieco spotulniał. Uspokoił się, gdy zauważył, że jego ciało tego pragnie.
- D-dobrze... Ale... Nic mi nie zrobisz...?
- Jeśli nie pozwolisz to nie – ta obietnica wystarczyła.
                Niższy nieco się krępował, gdy patrzył na błękitnookiego i gdy sam miał mu pokazać tak wiele, choć on widział to tyle razy. Wkrótce jednak znaleźli się w nieco chłodnej wodzie, która miała ostudzić ich ciała po upalnym dniu, jednak bliskość rozpaliła ich zmysły. Długo starali się opanować, próbowali ze sobą rozmawiać, jednak wszystko zaczynało schodzić na tematy związku i wspólnego mieszkania, nawet po wyprowadzeniu się stąd.
- Zachowujemy się jak nowożeńcy – zażartował zielonooki. I to wywołało falę...
- Brakuje nam tylko nocy poślubnej – wyższy mężczyzna pocałował go w szyję. – Ale wiesz... Już jest noc... A mi się robi zimno...
- Chcesz mnie...? Ja... Ja nie wiem...
- Nie bój się... Chodź...
- Ale... To chyba boli, prawda?
- Tak bardzo się tego boisz? Gdyby to tylko bolało to ludzie by tego nie robili, prawda?
- M-masz rację...
- Chodź... Nie masz już po co uciekać... – na te słowa zielonooki przytaknął.
                Wkrótce znaleźli się w pokoju. Łóżka były małe i raczej pozbawione romantyczności. Ale mimo wszystko to było silniejsze od nich. Zjednoczyli się w pełni. Nie mieli już przed sobą tajemnic, należeli do siebie nawzajem. Od teraz nic nie miało być takie samo.
                Rok akademicki dobiegł końca, jednak oni wiedzieli, że znów tu powrócą. W końcu ich nauka tutaj miała trwać dłużej. Postanowili spotykać się również w czasie wakacji. Nie mieli raczej do kogo wracać, więc było im to na rękę. Czy to zapowiadało wspólne wakacje? I powrót tutaj? Ich dalsze losy pozostaną na razie tajemnicą.

Historia poza tematem numer czterdzieści jeden: Nowy etap - Część dziewiąta.

Sztuka łączy piękno w jedność.


Nowy etap – Część IX

                I tak, gdy ich relacje na powrót zaczęły się ocieplać, powoli wrócili do dawnych przyzwyczajeń. Herbata stała dumnie na przedzie szafki, tuż obok biszkoptów, a sięgając po dziwną, ukrytą małą szczoteczkę, pachnącą nieco brwiami Arthura, trzeba było uważać, żeby nie strącić perfum. I tak znów ich życia się zjednoczyły. Razem jedli i rozmawiali. Uczyli siebie nawzajem, powtarzając w ten sposób wiadomości. Zaczęli się żegnać i witać w pokoju, tak jak małżeństwo wychodzące i wracające z pracy. Obaj też oczywiście znaleźli dorywczą pracę. Arthur pisał tłumaczenia, a Francis pomagał w prowadzeniu zajęć plastycznych dla dzieci w pobliskiej świetlicy. Ich relacje naprawdę bardzo przypominały małżeństwo z długim stażem, jednak bez zbytniej romantycznej otoczki. Nie było wyznań miłości, nie było pocałunków. Jedynie uzupełnianie się w każdym calu. Po jakimś czasie znów zaczęli razem wychodzić na miasto i pić spokojnie w tym ukrytym barze. Roześmiali się nieco, gdy ujrzeli jego nazwę „L’haine ou l’amour?”. Tak bardzo przypominało to ich relacje. Raz się kłócili, a raz zachowywali, jakby żyć bez siebie nie mogli. Wieczory zawsze spędzali razem, różniło się jedynie miejsce. Francis wykasował z telefonu numery wszystkich kobiet, z którymi dawniej się spotykał, jedynie po to, by wśród ciemności nocy zaspokoić swe pożądanie. Jednak potrzebował teraz nowej muzy do swych obrazów.
- Arthur... Chodź mi pomóż... – powiedział patrząc niczym dziecko na białe płótno. – Nie umiem nic wymyślić! Straciłem wenę! – zaczął panikować.
- Nie straciłeś weny, tylko debil jesteś. W czym problem?
- Nie wiem jak ma wyglądać osoba na obrazie...
- Siebie namaluj, co za problem.
- Uważasz, że jesteś piękny jak obraz?
- Uważam, że przydałby Ci się taki retusz jak portrety królów.
- Tobie chyba bardziej... Rozbieraj się, akt maluję.
- Co?! W głowę się uderzyłeś?!
- Nie. Jak taki jesteś ładny, że się ze mnie śmiejesz to będziesz najlepszym modelem. Już na łóżko i wczuj się w rolę.
- A to nie powinna być kobieta?
- Jesteś słodszy niż większość mi znanych. Poza tym wszyscy malują kobiety.
- Ale... Ale...
- Spokojnie, zmienię nieco twarz... Albo w ogóle będziesz leżał na brzuchu i patrzył w bok to nie będzie ani wstydliwych rzeczy, ani twarzy.
- Ale Ty je zobaczysz! I mój... mój...
- Tyłek? Ładny, widziałem. Już mi się przygotuj, bo mi farby wyschną!
- Jesteś okropny.
- A Ty śliczny i masz być posłuszny, jazda.
- Nie. Nie będziesz mnie traktował jak jakieś lalki, którą możesz ustawić sobie jak chcesz i ją malować! Ja jestem człowiekiem, jeśli nie zauważyłeś! – zielone oczy płonęły złością.
- Ej... Cichutko... Chodź tu... – wyższy mężczyzna podszedł do niego i pogłaskał go po głowie. – Żartowałem... Spokojnie, nie chcesz, to nie musisz... Poszukam sobie czegoś w internecie i tak ze zdjęcia przerysuję... Spokojnie...
- Tobie naprawdę na tym zależy, prawda...? I teraz jesteś zdenerwowany...
- Nie, wszystko dobrze. Zależy mi, ale bardziej na Twoim uśmiechu... – błękitnooki pocałował go w czoło.
- Ale... Ale obiecujesz, że nikt mnie na tym obrazie nie rozpozna...? – mężczyzna był gotów na takie poświęcenie, by mu pomóc w jego pasji, by mógł ukończyć tą szkołę mając na swym koncie najpiękniejsze ze znanych tu obrazów. Nawet, jeśli miałby mu pokazać więcej, niż komukolwiek innemu.
- Obiecuję... Ale nie musisz tego robić, naprawdę... – mocno przytulił niższego do siebie i głaskał go po potarganych włosach.
- Kiedyś Ci to obiecałem... I wiem, że bardzo byś tego chciał...
- Nie boisz się, że Ci coś zrobię po wszystkim?
- Nie. Wiem, że jesteś profesjonalistą – zielonooki spojrzał na niego pełnym pewności siebie wzrokiem i rozpiął kilka guzików swej koszuli.
                Wkrótce wszystko było gotowe. Zielonooki był cały zarumieniony, zwłaszcza, gdy jego przyjaciel musiał go nieco inaczej ułożyć, adekwatnie do swej wizji artystycznej. Była już wiosna, więc lekko otwarte okno nie było dla niego problemem. Ale było nim nieco powietrze, które delikatnie łaskotało jasną skórę. Jednak nie poruszył się ani razu. Pozwalał uchwycić każdy swój szczegół. Widział też zaciętość na twarzy błękitnookiego. Wiedział, że on teraz naprawdę traktuje go jak modela do swego obrazu, nie odczuwa pożądania, zajmuje się swą pracą. Podziwiał to w nim, zwłaszcza, gdy sam rumienił się jak dziewica w noc poślubną. Jednak wkrótce się opanował i już sam stał się obojętny na tę sytuację. Widząc go był w stanie mu zaufać i to właśnie było najpiękniejsze. Profesjonalizm był tym co dawało im bezpieczeństwo i tworzyło barierę, dzięki której mogli pozwolić sobie na wiele, jednocześnie nie popadając w sidła namiętności. Nie... Nie ulegli sobie.  Jeszcze nie teraz. Obraz był skończony, a oni po prostu przeszli do swych codziennych zajęć, jakby to wszystko było normalne. Jednak jakoś szerzej się uśmiechali na swój widok.

Historia poza tematem numer czterdzieści: Nowy etap - Część ósma.

Następstwa poprzednich wydarzeń tworzą wiele nowych dróg.

Nowy etap – Część VIII

                Następne dni były diametralnie różne od jakichkolwiek poprzednich, choć mogły nieco przypominać te, które nastały na początku ich znajomości. Unikali się. Tak długo i permanentnie się unikali, jakby byli śmiertelnie chorzy i bali się zarazić drugiego, lub raczej zostać zarażonym przez drugiego. Wciąż mijali się w największej odległości, jaka była możliwa, nie odzywali się do siebie, nie patrzyli na siebie, jakby nie było ich nawzajem w swoim pobliżu. Trwało to strasznie długo, jednak żaden z nich nie ośmielił się przerwać tej samotności, niczym w zadżumionym mieście.
                Arthur był jak ta ostatnia zdrowa jednostka, która boi się zarazić. Unikał Francisa, bojąc się jego słów i dotyku. Unikał tych ust, które tak wiele zmieniły w jego życiu. Unikał tych dłoni, które prawie doprowadziły go tamtej nocy do utraty zmysłów. Unikał ciała, o którym nie mógł zapomnieć. Unikał serca, które płonęło pożądaniem. Unikał duszy, która była dla niego zagadką. Nie chciał być jego ofiarą, a tak łatwo wpadł w pułapkę, z której ledwie się uwolnił. Czuł się niczym mała myszka, którą kot chciał zabić nie po to, by ją zjeść, ale po to, by patrzeć na jej agonię. Jednak on nie chciał dać mu tej satysfakcji. Tak więc unikał tego kota najlepiej jak umiał.
                Francis zaś był niczym ostatnia jednostka zadżumiona w pustym już prawie mieście, która nie chce sprowadzić śmierci na tych, którzy są jeszcze zdrowi. Unikał Arthura, bojąc się,że straci przy nim nad sobą kontrolę. Unikał jego głosu i zapachu herbaty. Unikał wszystkiego, czego tak bardzo pożądał, a nie chciał stracić przez własną głupotę. Unikał tych jasnych włosów, które tak lubił mierzwić, choć wciąż były w nieładzie, mimo starań właściciela. Unikał oczu, które patrzyły na niego z troską, nawet, gdy zdawały się być tak wściekłe. Unikał dłoni, które z gracją układały książki na półkach, a były tak jasne niczym porcelana... Właśnie... Porcelana...  Francis miał wrażenie, że cały Arthur stworzony jest z najdelikatniejszej porcelany. Piękny, niczym lalki, którymi zachwyca się cały świat. Jednak potrzebuje on ogromnej delikatności, stłuc go może choćby najmniejszy, zbyt mocny dotyk. Francis miał wrażenie, że tamtej nocy słyszał dźwięk tłuczonej porcelany, jednak nigdy nie znalazł łupin żadnej z filiżanek Arthura... Bo to nie one się zbiły, lecz on sam.
                Tak więc wciąż unikali swojego wzroku, swojego zapachu i dotyku. Nagle wszystkie wspólne szafki zamieniły się w zbiory półek opisanych ich imionami. Herbata została schowana na tył szafki w kuchni, tak samo jak perfumy ukryte zostały pod łóżkiem. Już nic nie było wspólne, nawet czas. Unikali siebie, gdy tylko mogli, jednak były pewne niezmienne zasady. Francis, mimo wszystkich zmian, wciąż wstawał pierwszy i robił śniadanie, nawet jeśli miał późno zajęcia. Wtedy też albo, po wyjściu Arthura gotował i zostawiał do odgrzania obiad, albo robił go po powrocie, jeśli wracał wcześnie. Kolację zaś robił już Arthur, na tyle chociaż wolności w kuchni pozwalał mu Francis. I też zawsze wracał na czas, by zjeść. Jednak wciąż nie dawał się namówić na picie razem z nim popołudniowej herbatki... Tak było przez jakiś czas...
                Pewnego popołudnia, gdy Arthur jak co dzień chciał zrobić sobie herbaty, zauważył że obok jego filiżanki stoi druga, chyba nowa. Postanowił jednak w niej też zaparzyć herbaty. Gdy stawiał je na stole zauważył, że Francis układał na nim kostkę ciasta, zapewne kupioną przed chwilą. Znieruchomiał widząc go tak blisko i zauważając, że wkrada się w jego zwyczaje.
- Och, nie stój tak, Herbatniku! – wyższy mężczyzna spojrzał na niego z rozbawieniem. – Ducha zobaczyłeś czy jak? Napijmy się na zgodę. Wiem, że boisz się przy mnie pić to wypijemy jedynie herbatę. W końcu zrobiłeś dwie nie bez powodu, prawda? – na te słowa Anglik się zarumienił. – No już, chodź tutaj – błękitnooki nałożył ciasta na dwa talerzyki.
- Co Ciebie tak nagle naszło...? – zielonooki ustawił filiżanki obok talerzyków.
- To już za długo trwa. Co to ma być? Ciche dni? Po prostu uznajmy, że tamtej sytuacji nie było, sam wtedy mówiłeś, żeby tak zrobić. Nie powiem jednak, że nie chciałem tego zrobić. Nie, nie uciekaj. Nie chcę Cię skrzywdzić, ale jeśli kiedyś mi pozwolisz to dam Ci miłość i szczęście. Wybacz, że tak Cię potraktowałem. Po prostu byliśmy zbyt pijani, Ty jesteś zbyt piękny, a ja zbyt zboczony. Jeśli mnie nie chcesz to tamtej sytuacji nie było, jeśli chcesz to uznaj ją za komplement, w końcu wywołałeś w kimś pożądanie.
- Wiesz, w Tobie łatwo wzbudzić pożądanie....
- Ale tylko przy Tobie trudno mi się kontrolować i tylko przy Tobie chcę się kontrolować. Mogę uwieść każdego. Wierz mi, gdybym chciał to już dawno nie byłbyś prawiczkiem, bez urazy. Ale ja chcę, żebyś był szczęśliwy. To Ty masz wybrać mnie, nie ja Ciebie.
- Wtedy... Wtedy naprawdę się bałem, że to zrobisz... A Ty... A Ty zachowywałeś się tak, jakbyś uznał, że się zgadzam... Jednak wiem, że czekałeś na moją odpowiedź... Pamiętam to... Wszystko robiłeś tak strasznie powoli, nie jak ktoś pijany, chcący się tylko zaspokoić... Ale jakbyś wiedział, że tego nie chcę, jakbyś miał nadzieję, że jednak Ci pozwolę, ale czekał na zakaz... Wiem już to teraz. Chciałeś tego, ale nie chciałeś mojej krzywdy...
- A Ty... Ty wydawałeś się mi poddawać tylko po to, żeby mnie uszczęśliwić. Wiedziałem, że tego nie chcesz... Ale nie powstrzymywałeś mnie tak długo, jak tylko dałeś radę. Ale widocznie nie jesteś jeszcze na to gotowy...
- Kiedyś będę...
- Co? Słuchaj... Nie musisz się zmuszać! To nie tak, że ja jestem miły tylko po to, by Cię zdobyć! Do tego trzeba miłości, czasu, zaufania...
- Jedno już jest... Ty musisz się dowiedzieć, które – włożył kawałek ciasta do jego ust, a ten się zarumienił. Z uśmiechem upił nieco herbaty. Rozmawiali jak dawniej. Wszystko było już dobrze.

piątek, 8 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści dziewięć: Nowy etap - Część siódma.

Nieco dziwny rozdział, kompletny brak weny, komputer nie współpracował i tak wyszło takie dziwne coś... Mówić o błędach, bo ja jestem o tej porze takim błędnym ognikiem... I pytanie dodatkowe... Wie ktoś jak się czyta nazwę tego pałacyku Smutnego pana?

Nowy etap – Część VII

                Dni mijały powoli, jeden za drugim, w codziennej, nowej rutynie. Zajmowali się swoimi obowiązkami, a część czasu spędzali razem, na rozmowach i poznawaniu tego, co potrafią. Wymieniali się wiedzą, umiejętnościami. Uczyli się nawzajem tego, co potrafili najlepiej. Uzupełniali się idealnie.  Wkrótce nadszedł piątek.
                Nie obyło się oczywiście bez wielkich, lecz w pewnym sensie bezsensownych przygotowań do wspólnego wyjścia. I tak nie mają jak zrobić na sobie wrażenia, jeśli widzą się wcześniej, zwłaszcza jeszcze, jeśli doradzają i krytykują się nawzajem. Jednak była to dla nich swoista rozrywka, poznanie swojego gustu. Niczym dzieci delikatnie się przepychali stojąc przed jednym lustrem, psuli sobie nawzajem fryzury. Byli tacy dziecinnie słodcy w tej swojej zabawie i przekomarzaniu.  Wkrótce jednak razem ruszyli ku ciemności nocy i schronieniu bardziej rozrywkowej części miasta.
                Wkrótce we dwoje obchodzili różne, wyjątkowe miejsca, do których pewnie nie mieliby po co wchodzić samemu, gdyż mogliby wtedy tylko patrzeć na szczęście innych ludzi. Ten wieczór zaczynał się nieco niewinnie. Szli razem, nie trzymali się za rękę jednak, by nie skupiać na sobie niczyjego wzroku. To miało wyglądać jak zwykły, wspólny wypad na miasto. Przemierzali spokojnie kolejne ulice w blasku neonów. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Nieco żałowali, że przez światła miasta nie widać gwiazd. Rozglądali się w okół, zastanawiając się, gdzie najlepiej teraz pójść. Nie mogło to być żadne miejsce na typową randkę, w końcu to spotkanie nią nie było. Jednak musiała tam panować przyjazna atmosfera. Po jakimś czasie znaleźli ukryty w piwnicy jakiegoś budynku bar z wielkimi, ciężkimi drzwiami.
- Znowu chcesz mnie upić? – zapytał nieco żartobliwie Anglik.
- Ja tylko zapłacę za to, co wypijemy. Ile to już inna sprawa – błękitne oczy zabłysnęły delikatnie. Weszli do środka po kolei. Wnętrze było wyciemnione, unosił się zapach ciężkiego drewna. Nie było zapachu papierosów czy podrzędnego alkoholu. Jedynie nieco woni cynamonu. Miejsce było piękne, pełne ciemnych, stonowanych kolorów, przeplecionych pastelami. Nie było tu cienia tandety ani przepychu. Jedynie czyste, delikatne piękno, niczym uśmiech zakochanej młódki. Byli sami, postanowili więc usiąść w rogu baru, by móc obserwować barmana, a jednocześnie mieć pewność, że on nie będzie obserwował ich. To miejsce było niezmiernie ciekawe i tajemnicze. Rozmawiali ściszonym głosem o wszystkich planach na wieczór. Anglik rumienił się co chwilę i próbował uciszyć Francuza, gdy tylko barman zwrócił na nich uwagę. Mężczyzna ten co jakiś czas przynosił im nieco wymyślne drinki, mówiąc, żeby po prostu ich spróbowali, a jeśli będą złe to nie weźmie za nie pieniędzy. Więc pili spokojnie, rozmawiając coraz weselej. W pewnym momencie błękitnooki zauważył, że jego towarzysz jest już zbyt radosny, więc zapłacił, zostawiając napiwek i zabrał go do akademika. Miał znajomości, więc powrót o takiej godzinie i w takim stanie nie był niczym zakazanym dla niego.
                Mimo sprzeciwów zielonookiego, zaczął przygotowywać go do snu. Trudno było jednak go przebrać, gdy ten wierzgał i wspominał pół swojego życia. Postanowił więc zmienić technikę. Pocałował go namiętnie, myśląc, że szok go nieco uspokoi. Tak też się stało. Patrzył teraz na nieruchome, delikatne ciało drobniejszego przyjaciela. Nie mógł się powstrzymać, by nie pocałować go znowu, zwłaszcza, gdy był tak uległy. Całował go delikatnie, czule. Potem przeniósł usta na jego szyję. Pragnął go, a on był zbyt pijany, by się sprzeciwić. Sam nawet go wręcz zachęcał mową swego ciała. Powoli pozbywał się jego ubrań, jednak, gdy próbował odpiąć mu spodnie nagle został odepchnięty. Zielonooki natychmiast wytrzeźwiał, czując zagrożenie.
- Nie... – powiedział cichym głosem. – Nie chcę...
- Wcześniej nie miałeś nic przeciwko – błękitnooki postanowił go nieco zdenerwować. Nie chciał, by ta sytuacja stała się zbyt smutna.
- Przepraszam, jeśli sprawiałem takie wrażenie, ale jestem pijany. Chciałeś mnie wykorzystać, prawda? Dlatego próbowałeś mnie upić... Czy nawet Tobie nie można ufać...? – ze szmaragdowych oczu popłynęły łzy.
- To nie tak... Chciałem Cię przebrać...  Ale Ty... Ty wyglądałeś tak, że...
- Nie tłumacz się. Dobrze. Obaj wypiliśmy... Tego nie było. Idę się wykąpać. Tylko mnie nie podglądaj – zielonooki chwiejnym krokiem skierował się do łazienki.
- Przepraszam.
- Nie musisz... W końcu... Nic się nie stało... Na szczęście – wkrótce poszli spać, jednak w złych nastrojach. To, co miało ich zbliżyć, zniszczyło wszystko.

czwartek, 7 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści osiem: Nowy etap - Część szósta.

Sama nie wiem co miałam na myśli tym rozdziałem, mały filler, przejście do następnej ważnej kwestii. Wspomnienie przyjaciela i dziwne uczucia. Co stanie się dalej?


Nowy etap – Część VI

                Wkrótce minęła noc i kilka następnych dni. Ich życie wyglądało poniekąd normalnie. Choć teraz dzielili się obowiązkami i współpracowali niczym jeden organizm. Jednak nie było jeszcze zbytnio czasu, by zająć się ciekawszymi rzeczami. Ciągle męczyli się z notatkami i podręcznikami. Był to nieco trudny okres nauki, jednak wkrótce dobiegł on końca. Na uczczenie długo oczekiwanego wytchnienia błękitnooki kupił wino.
- Czyś Ty oszalał? Wiesz ile to kosztowało? – niższy mężczyzna spojrzał na niego ze zdumieniem.
- Moi rodzice są właścicielami winnicy, z której bierze się do niego winogrona, więc mnie to nic nie kosztowało – powiedział z uśmiechem. – Mógłbym wykupić całą hurtownię. Spokojnie.
- Chcesz mnie upić, prawda? Upić i...
- Wykorzystać? Nic z tych rzeczy. Przedwcześnie zerwany kwiat więdnie nagle. Jednak ten, który rozkwita powoli będzie pachniał piękniej niż wszystkie inne – puścił mu oczko. – Tak więc siadaj, zaraz się napijemy.
- Ciekawe w czym my to wypijemy jak nie mamy żadnych kieliszków. W kubeczkach, jak żule? – powiedział sarkastycznie zielonooki.
- O to też zadbałem – wyjął z pudełka, które stało niezauważone w kącie, dwa kieliszki. – Czas zacząć świętować! Chyba, że wolisz kolację, wino, świece.. To też mogę Ci załatwić – błękitnooki mrugnął sugestywnie ku niższemu mężczyźnie.
- Nie wygłupiaj się. Już i tak przesadziłeś.
- Coś mi się przypomniało... Miałeś mnie nauczyć języka tego swojego przyjaciela, prawda?
- T-tak... Japońskiego. I co w związku z tym?
- Powiedz... Jak się u nich mówi „Pocałuj mnie”?
- A po co Ci ta wiedza? Nie lepiej zacząć od „Dzień dobry”?
- Powitania mi chwilowo niepotrzebne, powiedz.
- Eh... Tego słowa raczej nigdy nie potrzebowałem, ale kiedyś widziałem w jednej książce... Nie pamiętam dokładnie...
- Nie wnikam w to, co czytasz, a Ty się nie wymiguj. Powiedz jak jest „Pocałuj mnie” w tych krzaczkach.
- To nie żadne krzaczki, ignorancie! Kiku mi tyle o tym opowiadał...
- Ach, więc tak nazywa się Twój przyjaciel... Kiku... Ciekawe czy był tylko przyjacielem...
- Przestań mi coś sugerować. Nie jestem taki jak Ty... To tylko przyjaciel.
- Rozumiem. Więc możesz mnie nauczyć tych słów, prawda? Powiedz je. Tak jakbyś mówił do niego...
- Ale przecież...
- W jego języku... Powiedz to.
- „Ki... Kissu... Kissu shite” – mimo iż tylko uczył go małego wyrażenia, rumienił się ogromnie.
- Ach, jakie to piękne w swej prostocie. A jakie łatwe do wykonania – pocałował go nagle. – W końcu... Sam prosiłeś... Tak jakbyś prosił jego. Powiedz... Kochałeś go kiedyś?
- Co?! O nic Cię nie prosiłem! Tylko mówiłem co chciałeś! I nigdy... Nigdy nie powiedział bym czegoś takiego, patrząc mu w oczy.
- A chciałeś kiedyś, by on to zrobił?
- Nie mówmy o tym... Teraz mamy robić coś innego...
- To on Cię uczył, prawda? To czemu znasz te słowa?
- Były w książce i sprawdziłem w słowniku, wielkie mi rzeczy.
- Pamiętasz je, jakbyś ich używał. Jak wiele jeszcze wiesz? Potrafiłbyś poprosić go o przytulenie? Wspólne spędzenie nocy?
- Przestań wszystko przerabiać pod swoje zainteresowania! Język to nie to samo co myśli! Może służyć do ich wyrażania, ale nie jest nimi! Przecież to, że umiem powiedzieć nawet prośbę o morderstwo, znam już od dawna te słowa, nie znaczy, że chcę, by ktoś mnie zabił!
- Spokojnie... Ale unosisz się gniewem, jesteś zawstydzony. Ty go pragnąłeś, kochałeś. Ale on nigdy tego nie odwzajemniał, prawda? Teraz nie musisz już cierpieć w samotności... – błękitnooki pocałował niższego mężczyznę. Zrobił to bardzo delikatnie i czule. – Spełnię Twoje marzenie o miłości.
- Nie mam takiego marzenia.
- Każdy ma, głęboko w sercu... – dotknął jego klatki piersiowej. – Mogę go posłuchać? Bicia Twego serca?
- T-tak... – zielonooki się zarumienił, gdy drugi młodzieniec zbliżył twarz do jego torsu.
- Piękny dźwięk... Taki mocny, szybki... Wspaniały...
- Przestań mnie tak chwalić! Pewnie i tak potem się okaże, że Ty będziesz lepszy...
- Chcesz posłuchać mojego serca? Spokojnie, możesz to zrobić – Anglik zarumienił się na te słowa, jednak to zrobił. Uśmiechnął się delikatnie słysząc miarowy ton.
- Takie delikatne...
- Stworzone do miłości.
- Więc moje musi być do smutku...
- Wcale nie... Mogę dać Ci miłość. Tylko ją przyjmij.
- To nie ma szans, naprawdę.
- Założymy się? Sprawię, że mnie pokochasz.
- Nie jestem zabawką – zielone oczy zapłonęły gniewem.
- Eh, dobra. W piątek zabieram Cię na randkę.
- Co?! Chyba straciłeś rozum!
- Dla Ciebie łatwo stracić głowę. Nie żartuję. I decyzja jest już podjęta. Wiem, że nie masz planów, nie wymigasz się. Spodoba Ci się.
- Dobrze... Ale... Ale oficjalnie to będzie tylko spotkanie...
- Oczywiście, to przecież jest spotkanie. Spotkanie miłości.
- Coś czuję, że miłość się spóźni.
- Albo czeka od dawna i my musimy się spieszyć, by nie odeszła.
- Może masz rację... Pijmy, bo już mówimy dziwne rzeczy.
- Dobrze, dobrze – błękitnooki wprawnym ruchem otworzył butelkę i nalał nieco jej zawartości do kieliszków. – Za miłość! – wzniósł swój kieliszek.
- Ja wolę za zdrowy rozsądek – powiedział Anglik z delikatnym uśmiechem na ustach.
- Za wszystko więc.
- Za wszystko – napili się wspólnie. Reszta wieczoru upłynęła na rozmowie i popijaniu trunku. W pełni kulturalnie poszli później spać. I to właśnie było piękne. Znali razem szczęście, spokój i umiar.

środa, 6 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści siedem: Nowy etap - Część piąta.

Bardzo dziwne wydarzenia, czyli nie pisać po rozmowach na nieodpowiednie tematy... (Cały dzień gadania o orientacji i preferencjach seksualnych Fryderyka II i powiązanych z tym szczegółach zarówno psychicznych, jak i już później nawet anatomicznych, nawet gdy rozmowa dotyczyła tego jak wyglądał w wieku 12 lat... Chyba muszę zacząć się wysypiać.) Można powiedzieć, że w rozdziale jest sporo akcji.

Nowy etap – Część V

                Następnego dnia, gdy tylko wypełnili swe obowiązki powrócili do przerwanej czynności, jaką było tworzenie portretu. Zielonooki czuł się dziwnie. Był bardzo zawstydzony i oczarowany faktem, że ktoś chciał go narysować. To było dla niego piękne, a jednocześnie nienaturalne. Patrząc w przestrzeń, jak mu kazał błękitnooki, nie mógł na niego spoglądać. Tak bardzo chciał wiedzieć, jakie emocje malują się na jego twarzy, gdy się mu przygląda. Czy chciał na niego patrzeć? Czy rysował go, by uwiecznić właśnie jego? Czy może on był po prostu pod ręką? Lub był to sposób, by go zawstydzić? Jednak jego rozmyślania wkrótce przerwało jakże upragnione słowo.
- Skończone – błękitnooki uśmiechnął się z dumą. – Może nie tak piękny jak oryginał, ale zawsze coś.
- Pokażesz mi? – zielonooki podszedł do niego i próbował zajrzeć mu przez ramię, gdy zasłaniał sztalugę.
- Ej, ej! Muszę pobrać opłatę za oglądanie, o!
- Jaką znowu opłatę?! – Anglik był nieco zdenerwowany.
- Pocałuj mnie – Francuz spojrzał na niego całkowicie poważnie.
- Co?! Żartujesz sobie?! – niższy mężczyzna odsunął się nieco i zadrżał. Bał się, że ten mężczyzna wykorzysta fakt ich wspólnego pokoju, gdy on już zaśnie... Skoro chciał takich rzeczy... Bał się też chłodnej powagi w jego spojrzeniu, tego nieskrępowania. Jakby to wszystko było normalne, jakby robił to zawsze...
- Nie żartuję... – błękitnooki podszedł do niego bliżej i dotknął jego twarzy. – Spokojnie... Nie chcę niczego więcej... Tylko jeden, mały pocałunek – przytulił go mocno, tym samym go unieruchamiając.
- Zostaw... Nie chcę... – próbował się wyrwać, jednak nie był w stanie. Czyżby ten mężczyzna miał wprawę w takich rzeczach? Dlatego trzyma go tak dobrze i mocno...
- Spokojnie... To przecież nie boli. Nie skrzywdzę Cię.
- Ale ja...
- Cichutko... Po prostu chcę, żebyś poznał więcej miłych rzeczy, nie tylko te Twoje książki... Pomogę Ci zasmakować szczęścia.
- Ale to nie jest szczęście! To okropne... Ja nie jestem taki jak Ty...
- Jesteś, tylko jeszcze o tym nie wiesz. Umiem to zauważyć. Pragniesz miłości, lecz skrywasz to  pragnienie bardzo, bardzo głęboko. Nie chcesz, by ktokolwiek o nim wiedział. Udajesz silnego, samowystarczalnego, skoncentrowanego na sobie. Jednak naprawdę potrafisz zrozumieć każde ludzkie uczucie i sam bardzo wiele odczuwasz. Przede mną nie musisz niczego ukrywać.
- Ja niczego nie ukrywam! Naprawdę tego nie chcę! Za karę nie będę Cię uczyć, a już kupiliśmy książki...
- Spokojnie. Boisz się, prawda? Dlatego próbujesz mnie zniechęcić. Nie uda Ci się to. Ale sprawię, że niedługo sam będziesz mnie o to prosić. Teraz po prostu uspokój się, zamknij oczy i delikatnie uchyl usta. Rozluźnij się...
- Nie! Zostaw – zielonooki drżał lekko, próbował się wyrwać. Jednak czuł, że mężczyzna ani drgnął. Nie odzywał się, nie musiał też mocniej go złapać, ani nie poluźnił uścisku. Czuł, że jest bezbronny. Bał się. – Proszę... – drżące ciało wtulił w mężczyznę, nie wiedząc już co zrobić.
- Spokojnie... Spójrz mi w oczy – tak też niższy młodzieniec zrobił. – Nic Ci nie zrobię. Panikujesz jakbym miał Ci zrobić nie wiadomo co. Spokojnie... – pocałował jego czoło, potem nos. Wtedy przygotował się do prawdziwego pocałunku. – Nie musisz się bać... – zaś zrezygnowany mężczyzna po prostu zamknął oczy. Jednak nie było mu źle. Pocałunek był naprawdę wspaniały, podobał mu się. Zrozumiał, że mężczyzna miał rację. Normalnie przecież nikogo by nie poprosił o pocałunek, być może nigdy by nikogo na tyle nie poznał, by móc to zrobić. Ale teraz to dostał, poczuł to. Było to bardzo miłe uczucie, o wiele lepsze niż to sobie wyobrażał. Poddał się całkowicie. Zarumienił się intensywnie, gdy po wszystkim spojrzał w oczy wyższego mężczyzny. Ten zaś uśmiechnął się jedynie i pokazał mu obraz... Tego zielonooki się nie spodziewał...
- Czemu nie narysowałeś mi ubrań?! – krzyknął oburzony. – Rozumiem, że jesteś zboczeńcem, ale wszystko ma swoje granice! Jesteś nienormalny! – czuł się zawstydzony i upokorzony. Ten mężczyzna traktował go jak zabawkę... Jakby był jedynie ciałem.
- Spokojnie. Taki jesteś ładniejszy. Chciałem Cię po prostu takiego zobaczyć...
- Jesteś chory! Jak mogłeś?! – zielonooki drżał w gniewie.
- Spokojnie... Może w ramach mojej kary będę Ci gotował? Albo zabiorę Cię na kolację do restauracji?
- Nie próbuj mnie uwieść! Nie jestem taki jak te panienki, które idą z Tobą do łózka po tym jak powiesz im dwa słowa!
- Wiem. Dlatego staram się na Ciebie zasłużyć. Zobaczysz, zdobędę Cię.
- Nie jestem jakimś pieprzonym trofeum! – zielonooki mocno uderzył drugiego mężczyznę w twarz. Z przygryzionej wargi błękitnookiego popłynęła krew. – Odczep się ode mnie z łaski swojej i przestań męczyć!
- Chcę tylko Twojego szczęścia...
- A ja chcę spokoju! Nie dotykaj mnie... Nie patrz na mnie... Nie mów do mnie... Nie myśl o mnie... – ciało zielonookiego drżało niekontrolowanie.
- Ale pocałunek Ci się podobał, prawda? – błękitnooki przechylił jego twarz w swoją stronę i ujrzał łzę spływającą po policzku. – Ej... Przepraszam... Przesadziłem, prawda? Czy to... Czy to był Twój pierwszy pocałunek? – odpowiedzią nie były słowa, lecz ramiona odpychające go z ogromną siłą, choć tak wątłe i drżące. Mniejszy mężczyzna skulił się na łóżku. – Przepraszam... Nie wiedziałem... Myślałem, że...
- To nie myśl – zielonooki drżał w tłumionym szlochu. Czuł się brudny i upokorzony, jak zabawka pięciolatka. A to był jedynie pocałunek. Wiedział, że to dopiero początek. Bał się. A jednocześnie nie chciał widzieć smutku na tej twarzy. Teraz go widział. Widział jak mężczyzna powoli siada na swoim łóżku i tuli do siebie poduszkę. Czyżby naprawdę żałował? Co teraz powinno się stać? Tak bardzo się bał. – Może... Może kiedyś Ci na to pozwolę... – zaczął niepewnie i ujrzał nadzieję w błękitnych oczach. – Ale musisz się naprawdę bardzo postarać.
- Zrobię wszystko. Kiedyś może nawet będziesz mi pozował to takiego obrazu jak ten, ale od razu tak samo... ubrany.
- Marzenie ściętej głowy – zielonooki rzucił w niego poduszką.
- O Ty! – ten zaś odpowiedział mu tym samym. Zaczęli się bawić jak dzieci. Śmiali się, aż w końcu padli na podłogę obok siebie.
- To była najgłupsza rzecz jaką w życiu zrobiłem – zielonooki oddychał szybko.
- Może zrobisz jeszcze więcej i jeszcze bardziej głupich?
- Takich jak to? – pocałował błękitnookiego w policzek. Gdy ten oniemiały patrzył na niego zdążył szybko pozbierać potrzebne rzeczy i udać się wziąć prysznic. Nie wiedział nawet jak bardzo uszczęśliwił tego mężczyznę. On sam zaś uśmiechał się delikatnie, zarumieniony. Jeśli to on kontroluje sytuację nie jest nawet tak źle. Może... Gdyby byli razem... Może wtedy byłby szczęśliwy? Gdyby był przy nim i wiedział czego się spodziewać. Gdy wyszedł w drzwiach minął się z błękitnookim.
- Spokojnie... Możemy zacząć od tego... – pocałował go w czoło. – Już nigdy więcej Cię nie zranię.
- Mam taką nadzieję – poszli spać w o wiele przyjaźniejszej atmosferze. A obraz wydawał się być o wiele bardziej realistyczny niż kilka godzin temu.

wtorek, 5 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści sześć: Nowy etap - Część czwarta.

Nieoczekiwane nieco wydarzenia i piękno w najczystszej postaci.

Nowy etap – Część IV

                Noc upłynęła pod znakiem nerwów i obserwacji. Obaj martwili się o to, co zrobi drugi. Zielone oczy z obawą wpatrywały się w drugie, nieco odległe ciało. Młodzieniec bał się, że gdy zaśnie utraci raz na zawsze swoją godność. Nie chciał, by ktokolwiek patrzył na niego w ten sposób, nie chciał, by ktokolwiek go dotykał. Teraz czuł się tym realnie zagrożony. Miał nadzieję, że nie będzie musiał zmieniać pokoju. Zaś niebieskie oczy patrzyły na niego ze smutkiem. Mężczyzna czuł się winny. Bał się, że wystraszył zielonookiego. Czuł, że powinien nauczyć się kontrolować swoje emocje i czyny. Nie chciał go stracić. Nie teraz, gdy wszystko się zaczynało.
                Zasnęli dopiero nad ranem, niepewni tego, co czeka ich tego dnia. Nie chcieli dłużej żyć w pustce, pomiędzy przyjaźnią a obojętnością. Obaj nie wiedzieli, czego się spodziewać po zachowaniu siebie nawzajem. Jednak to było piękne, ta niecodzienność. Wiele tajemnic się przed nimi ukazywało i czekało na odkrycie. Czuli się jakby właśnie postawili stopy na nieznanym terenie mitycznej Atlantydy. Czy okaże się ona Utopią? Czy może właśnie otworzyli Puszkę Pandory?
                Obudzili się, gdy słońce było już wysoko. Błękitnooki bez słowa poszedł do kuchni i zrobił śniadanie w czasie, gdy zielonooki sprzątał pokój. Zupełnie, jakby było to naturalne, jakby robili to od dawna. Dopiero, gdy zaczęli razem jeść zrozumieli, że zachowywali się nieco jak para, jakby mieszkali razem i dzielili się obowiązkami jak rodzina. A to był tylko przypadek. Jednak uśmiechnęli się do siebie.  Powoli zaczęli rozmowę.
- Czemu wczoraj... Czemu tak na mnie patrzyłeś? – zapytał nagle Anglik.
- Po prostu... Byłem ciekaw jak wyglądasz... Chciałem tylko zerknąć... Wiesz, już tyle czasu częściej spędzam z ludźmi noce niż rozmawiam, że była to pierwsza rzecz o jakiej pomyślałem...
- Myślałeś o mnie jak o potencjalnej zdobyczy?!
- Nie! Ja tylko... Chciałem tylko popatrzeć... Nic więcej...
- Nie rób tego nigdy więcej...
- Ale jesteś piękny... – Francuz delikatnie pogłaskał niższego mężczyznę po głowie. – Naprawdę. Trudno oderwać od Ciebie wzrok.
- Ale czy nie możesz tak patrzeć po spytaniu o zgodę?
- Wyobrażasz sobie, że podchodzę do Ciebie i mówię „Słuchaj, zostawiłbyś otwarte drzwi od łazienki jak będziesz się kąpał? Chciałbym popatrzeć.” ? – na te słowa Brytyjczyk się zarumienił i dopiero po chwili odpowiedział.
- Mógłbyś patrzeć w milszych okolicznościach...
- Mogę Cię narysować?
- C-co...?
- Narysować. Pozowałbyś mi do obrazu. Wtedy patrzyłbym na Ciebie za Twoim pozwoleniem i w zwyczajnych okolicznościach.
- Dobrze. Ale... Ale bez udziwnień, dobrze?
- Oczywiście.
                Porozmawiali jeszcze jakiś czas, śmiejąc się czasami i ustalili sposób rysowania. Miało to wyglądać jak najbardziej naturalnie. Anglik więc miał siedzieć na łóżku z książką, jednak nieco zerkać za okno, jakby za czymś tęsknił, jakby się zamyślił. Jednak Francuz wynegocjował, po długiej batalii, że będzie on miał odpiętą nieco koszulę. Miało to nadać kompozycji lekkości i swojskości, jakby był sam, jakby był wolny. Tak więc proces tworzenia się rozpoczął. Każdy jego szczegół został wylany na papier. Jego delikatna skóra wyglądała równie pięknie będąc ołówkowym szkicem. To piękno i ten talent połączone razem dawały wspaniały efekt. Gra światła i cienia na złotych kosmykach opadających na czoło i delikatne refleksy w szmaragdowych oczach. Mimo iż na kartce stawały się czarno-białe, wciąż wyglądały jak mieniący się skarbiec. On sam też był przecież drogocenny. Piękny, wyjątkowy, genialny. Rzadko ktoś taki pojawia się na tym świecie. Niczym legenda o ideale, ukrytym pośród pospołu. On wybrał samotność, stał się niczym piękny kwiat, który rośnie nad przepaścią. Jeśli chcesz go podziwiać musisz wiele zaryzykować i pokonać ogrom trudności. Jednak jest tego wart. Jest wart poświęcenia całego życia, dla choćby sekundy z nim.  Teraz wciąż patrzył w przestrzeń, pozwalając się rysować. Był tak delikatny, posłuszny i uległy. Nikt zapewne nie spodziewał się jaka siła mogła się w nim ukrywać. Nikt nie wiedział od jakiej odpowiedzialności uciekał, ani jak wiele w życiu przeszedł. Był nieodgadnioną zagadką. Powoli jego oczy zaczęły się zamykać. Ach tak, dzień chylił się ku końcowi.
- Może dokończymy jutro? Wybacz za tyle poprawek, dopiero się uczę – powiedział nagle Francuz.
- Dobrze... Pójdźmy już się wykąpać.
- Razem? – zapytał błękitnooki z dziwnym uśmieszkiem.
- Nie! Ale... Ty... Ty tego naprawdę chcesz? Jeśli byłbyś smutny,.. Widziałem już zbyt wiele cierpienia... Dziękuję, że tu jesteś.
- Ej, ej, spokojnie – wyższy mężczyzna otulił go ramieniem. – Coś nie tak? Stało się coś?
- Nie... Tylko myślę o ludziach, którzy kiedyś byli przeze mnie smutni... Kiedyś byłem naprawdę okropny... Nie wiem jak to naprawić...
- Dobrze Ci teraz idzie bycie dobrym. Bądź taki zawsze. I nie poświęcaj się niepotrzebnie. No, już, zmykaj do wanny – żartobliwie popchnął go w stronę łazienki i zaśmiał się cicho. Anglik więc poszedł tam bez szemrania. Jednak... zostawił tym razem lekko uchylone drzwi. Czuł się z tym okropnie, jakby oddawał swoją godność. Jednak miał wrażenie, że jeśli cokolwiek może uszczęśliwić kogoś, kto kiedykolwiek był przez niego smutny, musi to zrobić. Jaką ulgą dla niego był dźwięk zamykanych drzwi. Więc jednak obaj mieli swój honor. Być może kiedyś staną się dobrymi przyjaciółmi. Zielonooki uśmiechał się delikatnie. Po nim poszedł się umyć błękitnooki. Niby przypadkiem nie domknął drzwi, a wcześniej, gdy się mijali, dotknął jego biodra. Czy to była aluzja? Zielonooki postanowił w pewnym sensie zemścić się za jedną, dziwną rzecz. Skoro on go zobaczył, to mogła teraz nastąpić odwrotna sytuacja, czyż nie? Zajrzał niepewnie do środka. Nie spodziewał się na pewno, że mężczyzna pośle mu całusa. Uciekł i schował się zarumieniony pod kołdrę. Obiecał sobie, że utemperuje swoją ciekawość i dziwne poczucie sprawiedliwości i zemsty. Drżał nieco. Jednak ten widok na długo pozostanie w jego pamięci. Jak i delikatny dotyk, gdy mężczyzna usiadł na jego łóżku i pogładził go po głowie.

poniedziałek, 4 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści pięć: Nowy etap - Część trzecia.

Nieco dziwne, bo pisane bo całym dniu, nieprzespanej nocy i całym dniu. Po prostu powiedzcie co popsułam.

Nowy etap – Część III

                Od tego dnia ich życie miało się zmienić. Najpierw, gdy minął jeden dzień, by odespać i nadrobić rzeczy planowane na dzień poprzedni, zajęli się tym, czym należało. Najpierw przeszli do nauki języków.
- Powiedz mi, co to za dziwne znaczki? – Francuz pokazywał na jedną z książek opisaną nieznanymi mu symbolami.
- A to? Przyjaciel mi to przysłał. To po japońsku, nauczył mnie kiedyś. Jeśli chcesz, to ja Cię nauczę.
- Ale to wygląda na strasznie trudne...
- Zawsze mogło być gorzej... U mnie jest teraz dużo Polaków, to staram się nauczyć ich języka i... Zobacz... – podał mu słownik grubszy chyba od encyklopedii. – Same słówka. A co dopiero odmiana...
- Ile tego... Wiesz... Najpierw zajmijmy się tym – nieco załamany pokazał jednak na książkę po japońsku. – Chyba jednak łatwiejsze – na to zdanie Anglik się zaśmiał.
- Dobrze, dobrze. Najpierw kupmy jakiś podręcznik dla początkujących, bo ja mojego nie zabrałem z domu, nie był już potrzebny.
- Przy okazji pójdziemy na kawę, dobrze?
- Herbatę... Jeśli tak to jak najbardziej.
- Oczywiście. Herbata i ciastko w zacisznej kawiarence,
- Jeśli nalegasz...
- Mogę to nazwać randką?
- Dopiero, jeśli Ciebie będzie można nazwać trupem – cóż, nigdy nie był zbyt miły. Jednak poszli na poszukiwania książki i spokoju.
                Poszukiwania nie trwały zbyt długo. W tym miejscu było praktycznie wszystko. Po prostu dobrali najlepszy podręcznik, zapłacili i wyszli. Wyższy mężczyzna od razu zaczął czytać z uporem, przez co uderzył w latarnię. Zielonooki zaśmiał się perliście. Właśnie takie chwile były szczęściem błękitnookiego. Czuł, że nawet wpadnięcie tysiąc razy na latarnie nie byłoby takie złe, gdyby za każdym razem słyszał ten śmiech. Jednak przy następnej został mocno odciągnięty za rękaw. Anglik spojrzał na niego jak na małe dziecko i od tego momentu prowadził go za ramię, trzymając jego rękaw, by mógł bezpiecznie czytać. Niedługo potem znaleźli się w przytulnej kawiarence.
                Usiedli spokojnie w rogu sali. Anglik rozglądał się nerwowo, nie chciał, by ktoś zobaczył ich razem, a tym bardziej, by wyciągnął z tego błędne wnioski. Był nieco poddenerwowany. Pociły mu się dłonie, a on patrzył wciąż na swoje palce, zapleciona mocno ze sobą. Wstydził się spojrzeć mężczyźnie w oczy, gdy byli sami w miejscu, które przypominało na myśl spotkania miłości.
- Spokojnie – błękitnooki pogłaskał go delikatnie po ramieniu, co tylko pogarszało sprawę. – Przecież Ci nic nie zrobię. Wypijemy herbatę i zjemy ciastko jak zwykli ludzie. To nic strasznego, prawda? Chyba, że myślisz o mnie w inny sposób i dlatego się tak denerwujesz...
- Nie pomagasz, rozumiesz? Nigdy nie byłem z kimś sam na sam... W takim miejscu... Boję się... To wygląda dziwnie...
- Wstydzisz się mnie? Nie chcesz, żeby widzieli nas razem? – wyższy mężczyzna był nieco zasmucony.
- To nie tak, ja tylko...
- Cichutko... – zaczął go drapać za uchem. – Już dobrze, to nic takiego. Nic Ci nie zrobię. Nie planuję uznać tego za randkę ani Cię pocałować. To zwykły wypad na miasto. Nie bój się. Już dobrze...
- Ale jak mam się nie bać? Jesteś taki dziwny... Wciąż mówisz o miłości...
- Nic Ci nie zrobię i przy tym pozostańmy. To jest najważniejsze. Teraz delektujmy się chwilą – uśmiechnął się delikatnie, a po chwili ustalili co zamówią. Rozmawiali spokojnie, poznawali siebie coraz lepiej. Byli szczęśliwi ze swojego towarzystwa. Jednak było widać wiele różnic. Błękitnooki wciąż opowiadał o kawałach jakie wykręcił z dwójką przyjaciół i swych zdobyczach miłosnych. Zaś zielonooki potrafił jedynie opowiadać fabuły kolejnych książek, czasem maleńkie szczegóły z życia. Jednak niedługo miało się to wyrównać.
                Wrócili do domu dopiero wieczorem. W sam raz, by wykąpać się i pójść spać. Pierwszy poszedł Anglik. Spokojnie brał prysznic i uśmiechał się do siebie, gdy nagle zauważył, że ktoś go obserwuje. Spojrzał w stronę drzwi. Były uchylone, a przez szparę zaglądał Francuz. Niższy mężczyzna skulił się więc, by się zakryć, a wtedy drzwi się zatrzasnęły. Słyszał szybkie kroki. Drżał. Bał się stąd wyjść... Tam, gdzie jest on... On... On patrzył... I ciągle mówił o miłości... A jeśli on chciał...? Nie... Na pewno nie... Zielonooki nie mógł się pozbierać. Może samo patrzenie nie było złe, ale wywołało falę myśli i skojarzeń. Teraz był przerażony. Jednak nie mógł siedzieć tu wiecznie. Powoli wyszedł już przebrany w piżamę i gotowy do snu.
- Przepraszam – błękitnooki natychmiast zjawił się obok niego. – Nie chciałem Cię podglądać... Drzwi były uchylone, ja tylko zerknąłem...
- Przecież zamykałem drzwi... Nie mydl mi oczu.
- Przepraszam... Już więcej się to nie powtórzy. Nie bój się mnie... Nie zrobię Ci nic...
- Jak mam w to wierzyć, jak już zaczynasz zabierać mnie do kawiarni i podglądasz kiedy się kąpię? Jesteś chory, rozumiesz? Po prostu... Zostaw mnie w spokoju... – Anglik podszedł do swojego łóżka i opadł na nie, chowając twarz w poduszkę.
- Słuchaj... Ja naprawdę nie jestem zły... Ja tylko... Tylko podziwiałem... – Francuz czuł, jakby przegrał najważniejszą bitwę życia.
- Już nie patrz... Proszę... Nigdy na mnie nie patrz... Nie zbliżaj się... – chłopak schował się pod kołdrą, jak dziecko przed potworem.
- Przepraszam... – drugi zaś położył rękę na jego ramieniu.
- Nie dotykaj mnie! Odejdź! – zielonooki drżał. Jakby myślał, że będzie następną ofiarą podbojów błękitnookiego. On zaś po prostu przygotował się do snu i położył w swoim łóżku. Całą noc przyglądał się delikatnemu, długi czas drżącemu w szlochu, ciału drobniejszego mężczyzny. Czuł, że naprawdę się zatracił. Wciąż myślał o ludziach jak o potencjalnych kochankach. Postanowił to w końcu zmienić. Od jutra zacznie. Wraz z tym postanowieniem powziął jeszcze jedno. Sprawić, by Anglik otworzył się na innych. Czuł, że czeka go niełatwe zadanie.

niedziela, 3 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści cztery: Nowy etap - Część druga.

Kolejna część poprzedniej historii. Jak myślicie, czy rogaliki można popijać herbatą?

Nowy etap - Część II

                Od tego dnia zaczynał się, jak mieli nadzieję, najlepszy i, być może, jednocześnie najgorszy okres ich życia. Od teraz mieli spędzać razem czas w jednym pokoju. Jednemu nie uśmiechało się to z powodu utrudnienia mu sprowadzania pięknych kobiet do swego siedliska, zaś drugiemu obecność pierwszego była nie na rękę z powodu wytwarzanego przez niego hałasu i roztaczanego zapachu perfum, skutecznie uniemożliwiających skupienie się na lekturze. Jednak było na to pewne rozwiązanie. Błekitnooki zaczął dość często przebywać poza akademikiem. Gdy tylko mógł wychodził na miasto, poznawał nowe kobiety, czasem mężczyzn. Nierzadko wracał w stanie niezbyt chlubnym, lub nie wracał wcale, a potem potrafił nie przyjść na zajęcia. Choć o tym ostatnim jego współlokator nie wiedział, gdyż studiowali na różnych kierunkach. Jednak zauważał jego coraz to gorsze samopoczucie. Obwiniał się za to, że mężczyzna unika jego towarzystwa i dlatego dzieje się z nim coraz gorzej. Oczywiście nie chciał z nim przebywać cały czas, ale nie chciał też, by coś mu się stało. Pewnej nocy czekał na niego. Nie miał następnego dnia wykładów, więc postanowił odespać w dzień, teraz miał ważniejsze zadanie.
                Było już około czwartej nad ranem, gdy otworzyły się drzwi. Nie do końca było to normalne, gdyż, według zasad, bramy akademika zamykane były o dziesiątej wieczorem. Jednak on, albo tak długo był u kogoś innego, albo znał sposób, by się tu dostać. Zielonooki włączył światło, by dać mu do zrozumienia, że tu jest i widzi jego poczynania.
- Co tak czekasz jak żona na niewiernego męża, brewko? – wyższy mężczyzna zaśmiał się delikatnie. Więc nie był pijany... Najpierw Anglik myślał, że Francuz właśnie po to wychodził, by się upić jak inni studenci. Jednak on... On nawet nie pachniał alkoholem. Więc nie był nawet w jego pobliżu... Pachniał perfumami, jak zawsze... Ale tym razem była to mieszanka. Tych, których użył przed wyjściem i... kobiecych... Na jego koszuli również był ślad szminki.
- Gdzie byłeś?! – zielonooki złapał za koszulę wyższego mężczyzny. – Gdzie się szlajasz codziennie? Jak myślisz, ile razy słyszałem jak w nocy skradasz się po pokoju? Ile razy widziałem jak przesypiasz dnie? Przeglądałem Twoje notatki. Wszystkie prawie skserowane! Czy Ty w tym roku w ogóle byłeś na wykładach?! Jak Ty chcesz sobie poradzić?!
- Czy to w ogóle Twoja sprawa? Wracaj do swoich książek, herbaty, czy czego tam chcesz. Jeśli tak Ci zależy to byłem u kobiety. Zastanawiam się kiedy ostatnio widziałeś poza budynkiem szkoły. Nie, sklepikarka się nie liczy. A teraz puszczaj, idę się umyć i spać.
- Po co tu przyjechałeś?! Żeby się uczyć czy sypiać z kim popadnie?!
- Nie z kim popadnie. Gdybym szedł do łóżka z każdym śmieciem to już dawno przestałbyś być prawiczkiem – śmiech Francuza został zagłuszony przez uderzenie płaską dłonią w jego policzek.
- Natychmiast idź się myć i przebrać w piżamę. Zrobię Ci kolację, zjesz, porozmawiamy i mi wszystko wyjaśnisz – Anglik patrzył na niego wściekłym wzrokiem. Miał ochotę zrobić mu krzywdę, jednak gentleman nan nie powinien wdawać się w bójki.
- A kim Ty jesteś? Moją matką? – błękitnooki był nieco zdziwiony. Obca osoba, której tak długo unikał, martwiła się o niego. Jego przyjaciele uznawali, że jego życie to jego sprawa. Czasem mu coś radzili, ale nigdy nie przejmowali się nim w taki sposób. Teraz byli daleko, nie wiedzieli co się z nim dzieje. Cieszył go ten fakt, nie chciał widzieć ich smutnych oczu, którymi by go świdrowali, gdyby go teraz spotkali. Poczuł się nieco dziwnie, jednak wykonał posłusznie jego polecenie.
                Gdy już obaj siedzieli przy stole nie mógł się oprzeć jakiemuś komentarzowi co do sposobu gotowania niższego mężczyzny, jednak po tym jak się nim przejął, nie chciał go ranić.
- Następnym razem wrócę wcześniej i zrobię Ci kolację w zamian, dobrze? – powiedział starając się dyplomatycznie ominąć temat późnego powrotu i ustrzec się od ewentualnego ponowienia konieczności jedzenia czegoś, co mu niczego nie przypominało ani smakiem, ani wyglądem.
- Ty mi tu nie mydl oczu, tylko mów co się z Tobą dzieje! I wcale nie gotuję tak źle, żebyś musiał to za mnie robić!
- Nie miałem tego na celu, ani na myśli... Ja tylko... Nie chcę Ci przeszkadzać... Na początku, zanim wychodziłem na całe dnie, czułem się przytłoczony Tobą, Twoimi książkami. Po prostu... To było wszędzie... Prawie każdy tytuł w innym języku. Czułem się taki głupi. Mogłem może namalować Twój portret, gdy czytasz, ale... Ale nie byłem w stanie zrozumieć co czytasz. Czułem się trochę jak kurtyzana, która może zaoferować jedynie piękno, a nie może zrozumieć niczego.
- Więc teraz stałeś się kurtyzaną? Jeśli chcesz komuś coś dać daj mu swój obraz, jak już o nim wspomniałeś, ale nie ciało. Czemu to robisz? Czy Ty nie masz żadnej ukochanej?
- Miałem... Ale nie chcę już innej... Nie chcę, by kolejna osoba cierpiała... Ale ja potrzebuję miłości... Szukam jej, choćby miała trwać tylko jedną noc.
- Słuchaj... – zielonooki podszedł do niego i delikatnie odgarnął mu włosy za ucho. – To, że jedna osoba cierpiała, nie oznacza, że cierpiał będzie cały świat. W końcu po upadku wielkiego Rzymu, pojawiło się wiele pięknych państw. Widzisz? Gdyby nie upadł teraz wszyscy mówiliby po łacinie, byłoby tylko jednolite imperium. A przecież widzisz, ja mówię po angielsku i w każde popołudnie piję herbatę, a Ty mówisz po francusku i przed każdym wyjściem używasz perfum. Tego by nie było, gdyby wtedy nie wydarzyło się coś dla Rzymian smutnego. Zniszczenie prowadzi do tworzenia. Jeśli zniknęła jedna, wielka miłość na jej miejsce może pojawić się kolejna, być może wspanialsza.
- Pamiętaj też, że Rzym był wielkim imperium, a teraz nie ma żadnego. A co jeśli to tworzenie prowadzi do niszczenia? W końcu nowe imperium zostało stworzone, Ty wiesz o tym najlepiej. Imperium Brytyjskie również upadło. Tak samo każde nowe, zbyt wielkie szczęście, może przerodzić się w ogromny smutek.
- Im wyżej wzejdziesz, tym bardziej boli upadek, wiem o tym. Więc musisz pamiętać o harmonii, racjonalizmie. Nie możesz popaść w euforię, bo po niej nastąpi rozpacz. Musisz potrafić utrzymać nawet najmniejszą iskierkę radości, by zmieniła się w niegasnący płomień szczęścia. Ty nie zauważasz iskierek, lecisz jak ćma do ognia. Jak wiele razy już spłonąłeś?
- To właśnie płomienie odebrały mi marzenia, a zaprószyli je tacy jak Ty. Wracaj do swoich książek i przestań zajmować się moim życiem. Po prostu... Po prostu Ty myślisz rozumiem, ja czuję sercem. Nie będę taki jak Ty. Spalę się tysiące razy jak ćmia w ognisku, ale wolę płonąć niż zamarzać jak Ty.
- Ale pamiętaj, że szybciej umrzesz w ogniu niż w mrozie. Ale najdłużej będziesz żyć, gdy będzie zwyczajnie ciepło. Musisz ochłonąć, by się nie spalić.
- A Ty nieco rozgrzać, żeby nie zamarznąć. Z Tobą chyba byłoby łatwiej.
- Ja już sobie z Tobą poradzę. Jeśli chcesz to nauczę Cię tego co czytam. To tylko wydaje się być trudne. W końcu jak byłeś mały nie umiałeś mówić i było to dla Ciebie niczym magia. Ale teraz umiesz...
-...oczarowywać kobiety?
- Nie to miałem na myśli... Ale widzisz, wszystkiego można się nauczyć, pomogę Ci w tym.
- A ja wyprowadzę Cię do ludzi, żebyś nie siedział ciągle tutaj, jak mumia w muzeum.
- Lód i ogień mogą zmienić się w życiodajną wodę.
- Albo zniszczyć siebie nawzajem. Zobaczymy co się stanie.
- Zobaczymy – po kolacji obaj przygotowali się do snu. Od teraz miały nadejść nieco dziwne czasy. Lecz czy nie można podać rogalików z herbatą? Zapewne obie te rzeczy będą razem smakowały o wiele lepiej.

sobota, 2 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści trzy: Nowy etap - Część pierwsza.

Więc... Arthur i Francis poszli na studia i dziwnym zrządzeniem losu są zmuszeni do wytrzymywania swojego towarzystwa. Co z tego wyjdzie? Nie wiem dokładnie. Ale nic nie pozostanie tam puste. Podzieliłam na części, bo mi się spać już chciało, a mam jeszcze dużo pomysłów.


Nowy etap – Część I

                Miejsce to wydawało się być takie jak każde inne. Być może nieco piękniejsze dla tych, którzy pojawiali się tu pierwszy raz. Gdy rozpoczynał nową drogę w ich życiu. Kolejny etap ich nauki, wyższy poziom ich egzystencji. Wydawało się im, że od teraz będą kimś zupełnie innym, niż byli jeszcze wczoraj. Wydawali się być o wiele starsi i dojrzalsi, niż gdy zasypiali dzień wcześniej. Było tak dlatego, że przekraczali progi uniwersytetu. Nie należy tu wspominać jego nazwy, ani miejsca w jakim się znajduje. Jest to miejsce jak każde mu podobne. Nie ma tu różnicy w jakim jest kraju, ani jaką nazwę mu nadano. To się nie liczy. Liczy się to, że jest to coś nowego, kolejny krok ku dorosłości.
                Krok ten pewnie uczynił między innymi dumny młodzieniec o oczach koloru szmaragdów, włosach koloru złota i pewnej cesze szczególnej na jego twarzy... Był to potomek dawnych Brytyjskich gentlemanów. Z dumą patrzył przed siebie, na uniesioną wysoko głowę spadały pierwsze krople deszczu. On jednak się uśmiechał. Deszcz... Jakże przypominał mu dom. Jeśli tak wita go to miejsce, to nie może spotkać go w nim nic złego, prawda? Nad nim rozświetliła niebo siedmiokolorowa tęcza. A jej koniec prowadził ku...
                Oprócz niego pojawił się tam również istny bawidamek. Uśmiechał się do młodych, ledwie przed kilkoma miesiącami dojrzałych dam. Posyłał słodkie pocałunki zarumienionym pannom, jakby chciał skraść ich niewieście serca. Był bardzo szczęśliwy, że udało mu się tu dostać. Uniwersytet ten zawierał tak wiele różnych kierunków, że miał szeroki wachlarz charakterów uczennic, które się w nim pojawiały. Wysoki poziom również eliminował problem głupiutkich dziewuszek idących na studia dla papierka, a kompletnie nie rozumiejących otaczającego je świata. Gdy spojrzał na niebo, które błękitem tak podobne było do jego oczu na jego jasny policzek spadła kropla. Pośród światła słońca błyszczały jego włosy, tegoż samego koloru. Czy więc i on był tęczą? Taką jak ta piękna, siedmiokolorowa, która teraz uśmiechała się do niego? Niczym narcyz uznał, że jest jej równy. Olśniewający. Chciał teraz podbić serca uczennic... Może nawet kilku nauczycielek, w końcu pomoże mu to zaliczyć trudniejsze przedmioty. Jednak wzrok jego przykuł pewien jakże ciekawy fakt... Przypomniał sobie coś, co czytał jeszcze w liceum... W jego ulubionym podręczniku... Od biologii... Jeśli to była prawda miał teraz rywala, który jednocześnie wydawał mu się być słabym przeciwnikiem dla niego. W tej swojej wyższości i tajemniczości wydawał mu się być jak cień pośród nocy. A jak wiadomo ciemność znika, gdy roztoczy się blask. Więc on postanowił być słońcem. Zdobyć serca wszystkich dam. Udowodni, że nawet nauka może się mylić. Bo co ta ma być niby za fakt? Kobiety miałyby woleć kogoś o tak wielkich brwiach, bo miałby być rzekomo „płodniejszy”? I ku komuś takiemu miałby je pchać instynkt? Wolne żarty! On udowodni, że jest królem, bogiem miłości!
                Obaj też postanowili zamieszkać w akademiku. Tak było taniej i prościej. Mieli blisko na zajęcia, a i cena była dużo niższa niż wynajmu mieszkania. Czysta, prosta logika i ekonomia. Jednak kompletnie odmienne myśli zaprzątały ich głowy, gdy stawiali ten sam warunek co do umiejscowienia pokoju. Miał być w cichym, oddalonym miejscu na końcu korytarza. Trawa pragnęła szumieć cicho, w spokoju i bez niepotrzebnych ludzi w pobliżu, nie chciała słyszeć niczyich głosów, ani kroków. Strumień zaś pragnął porywać tysiące pięknych kwiatów, co niestety tak ciche nie jest, nie chciał więc, by ktokolwiek słyszał jak zatapia się w kolejnej zdobyczy.
                Tak więc wkrótce dwa błyszczące złotem medaliony znalazły się w recepcji akademika, by odebrać klucze do pokoju.
- 104? Ach, szkoda, że nie jest to bardziej romantyczny numer. Jednak jest pani pewna, że jest na końcu korytarza? Nie chcę, by co chwilę ktoś przechodził mi pod drzwiami – powiedział błękitnooki uśmiechając się delikatnie do kobiety. Gdy uzyskał satysfakcjonującą go odpowiedź ujrzał kogoś obok. To był ten zielonooki cień mroku. Postanowił posłuchać jaki dostanie pokój. Chciał go odwiedzić.
- 104? To bardzo dobrze – powiedział zielonooki z uśmiechem wyższości. – Podobno takie najczęściej są nawiedzone... Może w końcu spotkam odpowiednie towarzystwo, które nie będzie nadmiernie hałasowało. A, właśnie. To na pewno jest na końcu korytarza? Nie chcę musieć co chwilę kogoś uciszać, by czytać w spokoju – również otrzymał odpowiedź jakiej oczekiwał i ruszył ku swemu pokojowi. Nie zwrócił uwagi na młodzieńca idącego za nim.
                Wkrótce też otworzył drzwi pokoju. Były w nim trzy łóżka, obawiał się więc posiadania współlokatora. Mało kto jednak chciał być tak daleko od centrum zabawy i alkoholu. Czuł się więc tu bezpieczny, zwłaszcza iż nie zobaczył żadnych obcych toreb, które miałyby świadczyć o tym, że ktoś się tu już pojawił. Usiadł więc na łóżku przy oknie, tym samym je zajmując. Patrząc w niebo nie zauważył przyjścia kolejnej osoby, dopóki drzwi nie zamknęły się z kliknięciem. Spojrzał więc w błękitne oczy.
- Och, witam, witam – powiedział z dziwnym akcentem wyższy blondyn zbliżając się do niego. – Chyba przeznaczenie nas sobie zesłało, skoro jesteśmy razem w jednym z najrzadziej wybieranych rodzai pokoju.
- Wypadałoby się przedstawić, a nie od razu mówić rzeczy, które można dziwnie zrozumieć... Żabo – oczywiście nie mógł być dla niego przesadnie miły, skoro zburzył jego spokój. Spojrzał za okno, by go zignorować.
- Och, gdzie moje maniery! Najwyraźniej Twe oczy skradły mą duszę i odebrały zmysły! Francis Bonnefoy, do usług – skłonił się nieco przesadnie.
- Kirkland. Arthur Kirkland, jeśli interesuje Cię moje imię. A teraz idź śmierdzieć perfumami gdzie indziej.
- Wybacz, że nie natarłem się herbatą, żebyś mógł wąchać jedyną rzecz jaką kochasz, five o’clock.
- Odskocz gdzieś daleko na tych swoich żabich nóżkach i mnie nie denerwuj, żabo.
- Zawsze jesteś taki miły?
- Tylko dla wyjątkowych osób – cóż... współpraca nie zapowiadała się ciekawie. Wyższy mężczyzna postawił swoją walizkę na łóżku pod ścianą, oddzielonym od zajętego jednym wolnym posłaniem. To będzie ciężki czas...