Translate

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gdy założysz smycz wilkowi. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Gdy założysz smycz wilkowi. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 13 maja 2013

Historia poza tematem numer dziewięćdziesiąt dwa: Gdy założysz smycz wilkowi - Część X.

Gdy w chaosie narodzi się harmonia, kompromis przyniesie prawdziwe szczęście. Ostatnia część, ta seria mi nie wyszła, bo planowałam wrednego Prusy, wyszedł mi miły, jak zawsze i straciłam wątek... Ale dalej będzie piękne zamówienie dla Salut z Fluere, która tak pięknie myśli, że to na pewno wyjdzie. Jeśli mnie przypilnuje... *mistrzyni robienia z Francisa chorego psychicznie*

Gdy założysz smycz wilkowi
Część X

                Nawet, jeśli wilk należy do lasu, a człowiek do miasta, nie znaczy to, że nie mogą znaleźć miejsca, w którym to wszystko się miesza. Mogą być wciąż przyjaciółmi, mogą być szczęśliwi. Jednak jedynie wtedy, gdy nie złamią podstawowych praw. Wilk nie stanie się psem, a człowiek nie porzuci cywilizacji. Gdy harmonia zostanie osiągnięta, przyjdzie wraz z nią szczęście.
                Wielu ludzi nie potrafi tego zrozumieć i brną jedynie w swe własne błoto zwane egoizmem. Zatapiają się nim i toną, nim odnajdą drogę ku radości. Ścieżka kompromisu jest pięknie wybrukowana, jednak dłuższa niż polne ścieżki uległości lub uporu. Mimo to może prowadzić do tego samego celu, jednak jest o wiele bezpieczniejsza i pewniejsza.
                Oni również nie poddali się, ale też nie zmusili siebie nawzajem do poddania. Ich światy były różne, lecz oni tak bardzo podobni. I choć nie byli już w jednym domu, potrafili znaleźć czas i miejsce dla wspólnych spotkań. Nie przeszkadzały im żadne różnice, byli już przyjaciółmi, nie tylko panem, czy też sługą. Mogli być dla siebie kim tylko chcieli. Więc byli. Starszy uczył młodszego różnych niebezpiecznych rzeczy, które potrafił, a których jemu nikt nigdy nie pozwalał zrobić. Wchodzenie na drzewa, dziwne eksperymenty ze wszystkim co wybucha... I choć wracali później wyglądając jak tysiąc nieszczęść, byli szczęśliwi. Młodszy zaś uczył starszego zasad, ogłady i wszystkiego, czym może zachwycić ludzi. Było to nieco nudne, lecz powodowało wiele dziwnych rozmów i rozważań. Często zapraszali siebie nawzajem na uroczystości typowo rodzinne, jakby byli braćmi i tak też ich rodziny traktowały tę relację. Widząc ich wspólne szczęście, wszyscy w okół byli równie szczęśliwi. Tego nie mogłoby zmącić nawet pojawienie się kobiety, prawda?

sobota, 11 maja 2013

Historia poza tematem numer dziewięćdziesiąt jeden: Gdy założysz smycz wilkowi - Część dziewiąta.

Gdy wypuścisz wilka do lasu czujesz smutek, lecz on zbytnio już osowiał będąc przy Tobie. Przedostatni rozdział.

Gdy założysz smycz wilkowi
Część IX

                Nie wolno jednak zapominać nigdy, że wilk należy do lasu, a człowiek do osad. Nigdy więc nie będą mogli żyć razem, godząc to z tym, co jest w okół nich. Wilk nie stanie się psem, by siedzieć przy łóżku człowieka, ani człowiek nie porzuci cywilizacji, by dołączyć do wilczego stada. Więc ich symbioza nie może trwać wiecznie, jeśli niczego nie poświęcą. Albo swojego otoczenia, albo siebie nawzajem...
                Ludzie często również podejmują taki wybór. Często jest to spowodowane karierą, gdy mamy wybór wyjechać w celu spełnienia marzeń, lub zostać z tymi, których znamy. Zawsze musimy z czegoś zrezygnować i to nie zmieni się nigdy. Jednak czy nie można znaleźć rozwiązania? Teraz nie rezygnujemy z niczego całkowicie. Lecz kiedyś nie było możliwości życia bez poświęceń.
                Tak też jest z nimi. Jeden z nich musi wybrać między przyjacielem, a rodziną. Drugi między przyjaźnią ze sługą, a utrzymaniem długo zdobywanej, dobrej opinii wśród takich jak on. Nie było możliwości pogodzenia wszystkiego w jedno. Nie było możliwości wybrania kompromisu.
                Nadszedł dzień, gdy czas służby albinosa dobiegł końca, nie było powodu, by dłużej zostawał u swego pana. Jednak pragnął być jak najdłużej przy swym przyjacielu. Arystokrata nie miał prawa przetrzymywać u siebie sługi, jednak miał powód, by zabronić przyjacielowi odejść. Nie chcieli się rozstawać, ale nie chcieli też tracić tego, co mieli wcześniej. Nie wiedzieli, że może zaistnieć trzecia opcja.
                Cały czas nie dopuszczali do siebie myśli, by cokolwiek między nimi się zmieniło. Znali się zbyt długo. Nie chcieli tracić przyjaźni, ale nie mogli też poświęcić reszty swego życia. Nie byli jakimiś zakochanymi, którzy mogliby uciec i być razem bez względu na zgodę rodziców. Byli zwykłymi ludźmi, mającymi swoje życie, swoje obowiązki... i przyjaźń. Któreś z nich trzeba było poświęcić. Lecz wciąż nie mogli chociażby pomyśleć o tym, że taki dzień nadejdzie. Jednak nic nie trwa wiecznie. Wkrótce okazało się, że dług jest już spłacony. Jakiś czas utrzymywali to w sekrecie, by nikt nie kazał albinosowi opuścić posiadłości, gdy był już niepotrzebny. Jedyny pomysł, jaki kołatał im się po głowach to jego praca, by zdobywać pieniądze na poprawę działania firmy swojej rodziny. Był to dobry pomysł, jakiś czas się tego trzymali. Firma zaczęła odżywać, lecz wizja ich rozdzielenia znów była coraz bliższa.
                Coraz więcej czasu zaczęli spędzać razem. Uczyli siebie nawzajem tego, co potrafili. Jeden gry, drugi zabaw. Uczyli się życia w swych wzajemnych światach. Być może teraz poradziliby sobie wspaniale, podążając jeden za drugim i zmieniając swe życia. Jednak nie było to możliwe. Nadchodził czas, w którym nie mogliby już niczego zachować nie zmienionego. Na początku pragnęli pozbyć się siebie nawzajem. Lecz teraz pragnęli mieć siebie jak najdłużej przy sobie.
                Gdy wypuścisz wilka do lasu, czujesz ból i smutek, choć wiesz, że postąpiłeś dobrze. Wilk zostający zbyt długo przy Tobie był osowiały, jakby za czymś tęsknił. Tak więc będzie najlepiej, prawda? Nawet, jeśli to tak bardzo boli. 

czwartek, 9 maja 2013

Historia poza tematem numer dziewięćdziesiąt: Gdy założysz smycz wilkowi - Część ósma.

Wilk ogrzewa człowieka swym ciałem, a człowiek karmi wilka swym jedzeniem. Oni również mają coś, co nawzajem sobie oddają. Wkrótce jednak nastąpi rozłąka.

Gdy założysz smycz wilkowi
Część VIII

                Gdy wiele razy będziemy odwiedzać miejsce w lesie, gdzie spotkaliśmy wilka, który potrafił nas ochronić, kiedyś znów go tam spotkamy. Jeśli będziemy go często odwiedzać i głaskać, być może iść za nim, niczym na spacerze, przyzwyczai się do nas niczym pies. I nim się spostrzeżemy, nie będziemy mogli doczekać się wizyty, a on będzie już czekał. I choć on jest dziki, a my mamy swe obowiązki, to wspólny czas jest tym najwspanialszym.
                Tak samo jest z ludźmi. Często odrywamy się od codziennych zajęć, by zrobić coś, czego nikt by się po nas nie spodziewał. Otaczając się poważnymi ludźmi, odchodzimy czasem ku tym bardziej zabawowym. Potrzebujemy wytchnienia, wolności. A to dają nam rzeczy, które są niecodzienne i niespotykane, ludzie, którzy pozornie do nas nie pasują.
                Oni również nie są od tego wyjątkiem. Młody panicz, otoczony bankietami, pięknymi damami i wspaniałymi hrabiami. Jednak on w tym wszystkim niknie. Nie ma jego, jest plan dnia, który musi wykonać pionek społeczeństwa. Nie ma wolności, są jedynie zasady, których należy przestrzegać. Nie ma przyjaciół, są jedynie ludzie, z którymi należy żyć w dobrych stosunkach. Wszystko o czym marzył, było poza zasięgiem jego rąk. Choć wydawało się, że ma wszystko, naprawdę nie miał nic.
                Na przeciw niego stał nieco nieokrzesany młody mężczyzna. Miał kochającego brata, którego otaczał troską, przyjaciół, z którymi spędzał czas. Mógł robić wszystko, wracać późno, opowiadać bratu bajki, poznawać wiele kobiet. Jednak nie mógł nigdy pozwolić sobie na życie w takim luksusie jak poznany arystokrata. Zawsze mu tego zazdrościł, nie wiedząc, że ma coś o wiele cenniejszego niż wszelkie skarby świata.
                Obaj więc nauczyli się od siebie czegoś ważnego. Jeden miłości i przyjaźni, drugi ogłady i prawdy o tym, czego zazdrościł. Obaj mieli coś, o czym drugi mógł jedynie marzyć. I podzielili się tym ze sobą. Dali sobie nawzajem szczęście i nowe spojrzenie na świat. Choć poznali się w nienawiści, teraz łączyła ich przyjaźń. To jednak nie może trwać wiecznie. Dług był coraz mniejszy, więc i czas służby dobiegał końca. Nie było też powodu zatrzymywać starszego z nich, który miał do kogo wracać. Nie chcieli jednak myśleć o końcu, jakby nie miał on nigdy nastąpić.
                Wilka nie można oswoić, by stał się psem. Choćby pozwalał się głaskać i karmić, nigdy nie położy się przy kominku w naszym domu. Kiedyś myśliwy może go zastrzelić, a my po prostu zobaczymy, że tego dnia nie możemy go znaleźć. Odejdzie w ciszy. Ludzie też potrafią zniknąć bez słowa. Najważniejsze to utrzymać ich przy sobie, by nigdy nie być nieświadomym tego, czy odeszli na chwilę czy na zawsze. Jeśli wilka będziemy często odwiedzać w jego lesie, to schorowany podejdzie pod nasz dom i spojrzy nam w oczy, a my będziemy wiedzieć wszystko.

środa, 8 maja 2013

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt dziewięć: Gdy założysz smycz wilkowi - Część siódma.

Wilk nie zrozumie, że jest nagrodzony za pomoc. Dla niego to naturalne. Więc odwdzięczy się za szczodrość, szczęśliwy z niespodziewanego prezentu. Chyba powoli opowiadanie zbliża się ku końcowi. Raczej nie zapowiada się, żebym wprowadziła tu wątek romantyczny. Przyjaźń im wystarczy, już stali się lepszymi ludźmi.

Gdy założysz smycz wilkowi
Część VII

                Gdy już wybierzesz nagrodę, którą dasz wilkowi, chroniącego Ciebie, on nie zrozumie, czemu to dostał. Dla niego będzie to całkowicie naturalne, że Ci pomógł, to ludzie są interesowni i szukają wszędzie zysku. Wilk zaś spojrzy na Ciebie zdziwiony i poliże Cię po ręku, dziękując za prezent, nie rozumiejąc, że już wcześniej na niego zasłużył. Będzie dla Ciebie miły, uważając Cię za szczodrego, nie wiedząc, że to on jest tu tym najwspanialszym.
                Zdarzają się również tacy ludzie. Pomagają w drobnostkach, nie zważając na to, że inni są obojętni. Dla nich jest to naturalne, niczym oddychanie. Jednak dla innych wydaje się to być wielkim wyczynem i poświęceniem, dlatego nagradzają ich szczodrze, nie wiedząc, że tak naprawdę oni nie widzą powodu, by zostać nagrodzonymi.
                Ci dwaj, również są tacy. Starszy brat, nauczony życiem, że bez pomocy innych nie można zajść zbyt daleko. Kochający brata całym sercem, starający się wszystko poświęcić jemu. Starał się osiągnąć wiele sam, lecz skończył oddzielony od tego, którego cenił najbardziej. I arystokrata, uwięziony w zasadach, pośród spisków i pułapek wielkich rodzin. Nie nauczył się prawdziwej miłości, jedynie zasad, nakazujących jej okazywanie, dobre relacje z odpowiednimi ludźmi. Lecz wszędzie w okół widział zimno i fałszywe uśmiechy.
                Nadszedł dzień, w którym albinos zwykle był wyjątkowo szczęśliwy, jednak teraz nie miał ku temu powodu. Były to urodziny jego brata, jednak on nie miał prezentu, który mógłby mu dać. Nawet nie prosił o wolny dzień, by móc świętować z bratem. Nie chciał marnować czasu, jeśli byłby jedynie pasożytem. Tak więc ze smutkiem na twarzy patrzył na swego panicza, który stał przed nim w odświętnych ubraniach.
- Ty też się przebierz w coś elegantszego – powiedział nagle młodzieniec. – W Twoim pokoju powinno już leżeć przygotowane ubranie.
- Ale czemu? Przecież ja tu jestem nikim...
- Dziś jesteś ważniejszy niż zwykle. A teraz szybko biegnij do swojego pokoju, bo niedługo przyjdą – arystokrata wygonił go ruchem dłoni, jednak uśmiechał się delikatnie.
                Albinos niczego nie rozumiał, jednak założył na siebie rzeczy znalezione w pokoju, nawet się ładnie uczesał. Mimo wszystko nadal był nieco smutny. Gdy powrócił do swego panicza dostał od niego wielkie pudełko, jakby zapakowany prezent.
- Daj to najmłodszemu z gości. Na pewno chciałby, byś Ty mu to dał. Och, słyszałem pukanie do drzwi. Choćmy już na dół – młodzieniec pociągnął za ramię osłupiałego towarzysza. Jednak ten zrozumiał wszystko, gdy zobaczył kto jest gościem. Ujrzał swego ojca i brata, jak powoli wchodzili do sali przygotowanej uroczyście. Więc... Więc on zrobił w swym domu przyjęcie dla jego brata...? Czemu? Tego albinos nie rozumiał, jednak był mu bardzo wdzięczny.
                Gdy minęła oficjalna część dnia w postaci składania życzeń czy zdmuchiwania świeczek starszy z braci podszedł do młodszego z prezentem. Sam nie wiedział, co w nim jest, zwłaszcza, że wiele innych już na niego czekało w tym miejscu. Jednak ten był o wiele większy. Chłopiec otworzył pudełko, a oczy zabłyszczały mu radośnie. Zwykle był chłodny i opanowany, nie okazywał swych uczuć, jednak tym razem mocno przytulił brata i powiedział:
- Jesteś wspaniały. Zawsze o takim marzyłem – po czym z pudełka wyjął wspaniały model samolotu. Taki sam, jaki kiedyś pokazywał mu na wystawie sklepowej i który on sam pokazał arystokracie, opowiadając o marzeniu chłopca. Więc on też kupił dla niego prezent, a kazał albinosowi go wręczyć, by wyglądał na prezent od niego. Pomyślał o wszystkim... Bracia byli wyjątkowo szczęśliwi spędzając razem czas i ciesząc się z darowanego przedmiotu. Starszy z nich zaś zastanawiał się jak można odwdzięczyć się temu wiecznie samotnemu paniczowi.
                Gdy nastąpiło małe zamieszanie albinos wraz z bratem wyszli z domu. Miał pewien plan, który chciał mu przedstawić.
- Młody... Wiesz, gdzie tu są jakieś bezpańskie koty?
- Po co Ci kot...? Chyba nie chcesz zrobić mu krzywdy? Ten samolot i tak go nie udźwignie, jeśli to chcesz sprawdzić... – chłopiec wydawał się być nieco przerażony.
- Oj, nie o to mi chodzi. Paniczyk kiedyś coś mówił, że chciałby sierściucha... Złapiemy mu jakiegoś?
- Bracie, jeśli chcesz to potrafisz być kimś naprawdę wspaniałym. I ten prezent... I jeszcze kot... Nie wiedziałem, że tak się o wszystkich troszczysz.
- To on kupił ten samolot. Nic o tym nie wiedziałem. Kazał mi, bym Ci go dał, gdybym nie widział jak go wyjmujesz, nigdy bym się nie dowiedział, co to było – albinos nie lubił kłamstw, więc od razu wszystko powiedział bratu, nawet jeśli miałby przez to nieco stracić w jego oczach. Efekt zaś był wręcz odwrotny.
- Musiałeś zasłużyć, by to zrobił. Musiałeś zrobić coś wspaniałego, by tak się męczył z tym wszystkim... Byłem dziś naprawdę bardzo szczęśliwy. A wiesz czemu? Bo ciągle słyszałem ludzi, którzy mówili jak dbałeś o tego pana. Opowiadali mi, ile o mnie mówiłeś i jak troszczyłeś się o niego. Dlatego on to wszystko zrobił. Bo zasłużyłeś na nagrodę – chłopiec delikatnie przytulił brata, lecz natychmiast go puścił, zażenowany. Wiedział, że jego brat lubi jak się tak zachowuje, jednak wciąż było to dla niego nieco wstydliwe. Jednak starszy z braci wziął młodszego na ręce.
- To szukamy dla niego sierściucha, niech sobie go głaszcze jak ja już do Ciebie wrócę, młody. I będę Ci znowu opowiadał bajki.
- O nie... Miałem po nich koszmary...
- Nie narzekaj, jemu się podobają...
- Czyli musi Cię bardzo lubić. Myślę, że powinniście nadal się przyjaźnić, nawet, gdy już wrócisz. Jak tylko wszystko się ustabilizuje to zaprosimy go na herbatę.
- Masz rację. Śmieszny nawet jest. Jak marszczy nos, gdy się zamyśli, albo tak słodko przesuwa dłonią po nosie, gdy śpi...
- Idźmy lepiej po tego kota, bo nie wiem czy chcę słyszeć co jeszcze o nim wiesz – pierwszy raz od dawna chłopiec się zaśmiał, szczerze i dźwięcznie. Starszy z braci również się śmiał i tak rozpoczęli poszukiwanie kota.
                Wkrótce zauważyli małe kocię, chyba pozbawione matki, jednak miauczało bezbronne wysoko na drzewie. Najwyraźniej uciekło przed psem, lecz nie umiało samo zejść. Albinos nie zastanawiał się długo, zaczął się wspinać, ku przerażeniu swego brata. Byli w lesie otaczającym posiadłość, niezauważeni przez ludzi, lecz wciąż blisko nich. Starszy chłopak nie mógł jednak dosięgnąć zwierzęcia i zaczął je nawoływać.
- Kici-kici... – jednak nie brzmiało to zbyt optymistycznie, zwłaszcza dla przerażonego kocięcia. – Kici-kici, no... Chodź tu, mendo – zdenerwowany użył nieco nieodpowiedniego słownictwa, lecz wtedy kot spojrzał z zainteresowaniem na jego rozgniewaną twarz i wszedł na jego głowę, potem przeszedł po nim i zszedł z drzewa. Zaś sam albinos spadł chwilę później, gdy kot był w rękach jego brata. Zarówno chłopiec jak i kocię wydawali się być rozbawieni.
                Wkrótce wszyscy trafili na swe miejsca. Ojciec i młodszy syn wrócili do domu, zaś starszy po cichu przemycił miauczące indywiduum do sypialni arystokraty.
- Zobacz, co Ci przyniosłem – jego obdrapana kocimi pazurami twarz była szeroko uśmiechnięta.
- Czy to... kot? I trzeba Cię opatrzyć! – arystokrata delikatnie wziął kocię na ręce i dotknął dłonią głębszego zadrapania na twarzy towarzysza.
- A tam, nie takie rzeczy się już robiło. Podoba się kot? Mówiłeś, że chciałeś...
- Jak ojciec się dowie... Już z dzisiejszym dniem miałem problemy...
- Znalazłem go w lesie za ogrodzeniem. Zawsze można powiedzieć, że sam przyszedł, a Ty uratowałeś mu życie, pozwalając zostać w Twoim pokoju.
- Na razie trzeba ratować resztki Twojej twarzy, chodź tu – młodzieniec odłożył kota na łóżko, a albinosa pociągnął do miednicy z wodą, stojącej na toaletce. Chusteczką obmył jego twarz, a ten wydawał się być z tego zadowolony.
- Zmieniłeś się przez ten czas. Na początku byłeś strasznie oschły i sztywny. A teraz byś spokojnie mógł dzieci wychowywać – zaśmiał się albinos.
- Ty na początku wydawałeś się być dziką bestią, a teraz proszę i kota uratuje, i opatrzyć się da. Widziałem z okna Twoją wspinaczkę. Popracuj nad lądowaniem – na twarz arystokraty zakradł się delikatny uśmiech. Obaj bardzo się zmienili i przywiązali do siebie. Czyżby Czerwony Kapturek dorósł i oswoił Wilka?

wtorek, 7 maja 2013

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt osiem: Gdy założysz smycz wilkowi - Część szósta.

Gdy pies jest grzeczny, nagradzasz go głaskaniem i dobrym jedzeniem. Lecz jak nagrodzić wilka, który ochronił Cię przed niedźwiedziem? Rozdział krótki, przejściówka do następnego, nieco dłuższego, ale razem nie pasowało.

Gdy założysz smycz wilkowi
Część VI

                Gdy wilk chroni Twego domostwa, nagradzasz go, by od Ciebie nie odszedł. Lecz, gdy ten wilk będzie dziki? Gdy po prostu niespodziewanie stanie w Twej obronie? Nie należy do Ciebie, może odejść. Jak masz go nagrodzić, gdy nie masz nic, czego może chcieć? Jak się czujesz widząc, że ten, którego się obawiałeś stał się Twym wybawieniem? Ostrożnie głaszczesz sierść wilka i uśmiechasz się delikatnie, a on liże Twą dłoń i odchodzi. Chciałbyś go zatrzymać, lecz wiesz, że nie możesz. Odchodzi, lecz na zawsze pozostanie w Twych wspomnieniach.
                Ludzie również potrafią bezinteresownie pomóc. Podać dłoń komuś na ulicy, gdy ten upadnie. I nigdy nie wyjawić swego imienia, pozostać jedynie miłym wspomnieniem. Świat milczy o dobru, bohaterowie są bezimienni. A zło sączy się zewsząd, powtarzane są imiona zbrodniarzy. Mimo tego, ludzie wciąż wierzą, że świat jest dobry i pragną ujrzeć piękno. Lecz jak mają to zrobić, gdy są obojętni na ludzką krzywdę i tylko czekają, aż pomoże ktoś inny? Wtedy musi się pojawić ktoś, kto wydaje się być ostatnim, który mógłby pomóc i zawstydzić wszystkich „doskonałych”, pomagając bez zastanowienia.
                Z nimi było podobnie. Arystokrata nie znający zła świata, chroniony pod szczelnym kloszem, niczym rzadka róża i nieco nieokrzesany albinos, który wydawał się być bestią, lecz okazał się być tym, który potrafi poświęcić wiele dla tych, którzy na to zasłużą. Nie spodziewając się zła z zewnątrz widząc je w czerwonych oczach, młodzieniec poznał smak strachu, który szybko odgoniło szkarłatne spojrzenie.
                Teraz należało nagrodzić wilka za obronę. Jednak to nie jest zwykły pies, nie wystarczy go pogłaskać i pochwalić. On jest wyjątkowy, potrzebuje więc czegoś, czego psy nigdy nie zdobędą. Lecz o czym może marzyć ten, który posiada już największy skarb – wolność? Jest to trudne pytanie, lecz łatwo na nie odpowiedzieć, wystarczy się mu przyjrzeć. Podążyć wzrokiem za tęsknym spojrzeniem i zrozumieć, czego naprawdę pragnie.
                Zbliżały się urodziny młodszego brata albinosa, a on wciąż był zbyt daleko od niego i nie miał nawet prezentu, który mógłby mu dać. Lecz teraz zasłużył na to, by to jego obsypać tysiącem prezentów, przez to jedno wydarzenie. Arystokrata dobrze wiedział jak go nagrodzić. Przygotował wszystko w ciszy, tak, by on o tym nie wiedział. Wkrótce miało się stać coś wspaniałego, coś, co uszczęśliwi nie tylko samego albinosa, dla którego miało to być nagrodą.

poniedziałek, 6 maja 2013

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt siedem: Gdy założysz smycz wilkowi... - Część piąta.

Po co człowiek udomowił wilka? Po to, by chronił jego domostwa. A czemu wilk go chroni? Bo ma z tego wiele, nieznanych nam czasem, korzyści...

Gdy założysz smycz wilkowi
Część V

                Czemu człowiek sprawił, że wilk stał się psem? Wilki były przerażające zarówno dla ludzi jak i zwierząt, ale ludzie mieli coś, czego żadna bestia posiąść nie mogła. Inteligencję. Dlatego ludzie potrafili okiełznać wilki i sprawić, by chroniły ich domostwa. Zwierzęta drżały przed ich potęgą i uciekały w popłochu, a ludzie czuli się panami świata. Jednak czy naprawdę nimi byli? Głodny wilk, choć już szczekał i łasił się do nóg zawsze mógł zaatakować, zabić i pożreć swego pana. A on nigdy nie doceniał jego siły, choć widział jaka jest ona ogromna. Czuł się lepszy, jednak naprawdę był zależny od zwierzęcia. A i zwierzę zależne było od niego. Zależą od siebie nawzajem, jednak i bez siebie potrafią sobie poradzić. Jednak razem jest łatwiej, czyż nie? Dlatego wilk łasi się do nóg człowieka, a on daje mu jedzenie.
                Ludzie też są tacy. Ryzykują dla pieniędzy, sławy, własnej satysfakcji. A inni czerpią z nich korzyści zarabiając dużo więcej na ich szaleństwie. Czasem jedna osoba ma jedynie sławę i pieniądze do zaoferowania, a druga podąża za nią niczym pies za swym panem, odganiając od niej niebezpieczeństwa. Jednak nie poradzą sobie bez siebie. Bogacz bez ochrony jest łatwym celem, a człowiek, który ma siłę, lecz potrzebuje pieniędzy będzie go chronił, by mieć za co żyć. Jeden chroni życie drugiego, by móc kontynuować własne na zadowalającym poziomie.
                Oni również byli tacy sami. Przywiązani do siebie długą samotnością spędzoną razem. Teraz razem ruszyli w nieznane. Arystokrata delikatnie uśmiechał się patrząc na uśpioną twarz sługi. Widział w nim wolność, możliwość odrzucenia konwenansów i życia wedle własnej woli. Teraz leniwie głaskał jego białe włosy, patrząc na rozczulający grymas na jego twarzy. Czuł się nieco, jakby miał przy sobie dziecko. Takie małe niewinne dzieciątko, które może spokojnie rozpieszczać. Czasem zastanawiał się, czy nie byłoby to nawet miłe... Słyszeć kroki małych stópek, cichy głos, nawołujący go w burzliwą noc... Ale na razie miał tylko tego nieokrzesanego albinosa, który był zaskakująco słodki, gdy spał. Jechali dość długo, w końcu nawet albinos się obudził i z ukrywanym zakłopotaniem zaczął znów tłumaczyć swoje niedogodności dotyczące długich podróży. Zobaczył też, że oczy arystokraty również nieco się przymykały.
- Może się nieco prześpisz? Nie martw się, nie zrobię nic złego... – starszy z nich patrzył niepewnie na swego towarzysza.
- Jak zasnę to mi się zrobi taka fryzura jak Tobie, o .– zmierzwił mu włosy. – A ja muszę się jakoś prezentować na miejscu... Ty nie musisz, Ty zawsze wyglądasz... zjawiskowo...
- To Cię potem uczeszę jak chcesz, co? I nie śmiej się ze mnie – pociągnął go lekko za nos. Naprawdę ich relacje bardzo przypominały te między rodzeństwem...
- Jak tak ładnie prosisz... – uśmiechnął się niewinnie i ułożył na jego kolanach. Zasnął po chwili, nie wiedząc, że albinos z zapamiętaniem głaszcze delikatnymi ruchami jego głowę.
                Jakiś czas później powóz zatrzymał się gwałtownie i słychać było wiele głosów, otaczających go ze wszystkich stron. Albinos już wiedział co się dzieje, starając się nie obudzić arystokraty, wyjrzał przez okno powozu i ujrzał ludzi, którzy na pewno nie mieli dobrych zamiarów. Słyszał krzyki i śmiechy ludzi, którzy nakazywali wyjście z powozu i oddanie im wszystkiego co cenne, łącznie z życiem i godnością ewentualnych kobiet. Albinos zasłaniał uszy śpiącemu arystokracie, by ten nie wiedział o tym, co się dzieje, jednak nie mógł siedzieć bezczynnie wiedząc, że oni niedługo tu podejdą. Delikatnie więc odłożył go na siedzenie powozu i wyszedł na zewnątrz. Ludzie wciąż nie przestawali krzyczeć i grozić, a także drwić. Udawał, że to nic dla niego nie znaczy, jednak cierpiała jego duma, a on sam martwił się o osobę, która teraz tak smacznie spała. Nie mógł pozwolić, by coś mu się stało.
- Nie wyglądasz na bogacza, który mógłby jechać takim powozem – powiedział jeden z rzezimieszków. – Jest tam ktoś jeszcze?
- Nie, chodzi wam o mnie. Podróż była zbyt ciężka, bym wyglądał tak, jakbyście tego oczekiwali – musiał kłamać, bo gdyby znali prawdę, na pewno zaatakowaliby arystokratę.
- No więc, śnieżynko, oddajesz nam wszystko co tam wieziesz, żonę i córkę jak masz też chętnie weźmiemy – cała grupa zaśmiała się obrzydliwie. Ten dźwięk obudził arystokratę ukrytego w powozie. Zrozumiał szybko, co się dzieje, więc jedynie obserwował sytuację przez okno, wiedząc, że więcej zagmatwa niż pomoże.
- Niestety nie mogę się na to zgodzić. W powozie jest coś, co jest dla mnie cenniejsze niż życie, a tym bardziej cenniejsze niż wasze życie – arystokrata słyszał pewność w głosie albinosa i rozumiał, co ten ma na myśli. Czuł się nieco winny, że naraża się, by go ratować.
- My Cię nie pytamy o zgodę, tylko Ci rozkazujemy. No już, wyskakuj ze złota czy co tam ze sobą wieziesz.
- To, co jest w wozie jest tysiąc razy cenniejsze od złota – po tych słowach albinosa jeden z rzezimieszków próbował go zaatakować, jednak jego szanse były dość marne. Szybko przegrał, próbując jakkolwiek unieszkodliwić swego przeciwnika. Inni zaś nie kwapili się, by mu pomóc, wydawali się być zbyt przerażeni.
- To jakaś bestia! Nie dość, że oczy jakby krwi tam nalał to jeszcze takie cyrki odprawia! – któryś z rzezimieszków zaczął uciekać, a za nim cała reszta. Albinos jedynie uśmiechnął się do siebie, znając ten scenariusz aż za dobrze i powrócił do powozu. Ujrzał szeroko otwarte oczy, wpatrzone w niego.
- Boisz się...? – zapytał, wyciągając dłoń do arystokraty, jakby ten był wystraszonym kotkiem. – Nie bój się już... – delikatnie pogłaskał młodzieńca po głowie.
- Nie boję... Martwiłem się o Ciebie... – młodzieniec spuścił wzrok.
- Nie masz się o co martwić. Te moje oczy tak odstraszają ludzi, że mógłbym tylko spojrzeć, a już by uciekali – zaśmiał się nerwowo.
- Ale przecież on Cię zaatakował... Nie chcę Cię stracić w taki sposób...
- Co powiedziałeś...? – albinos zarumienił się intensywnie i spojrzał w oczy arystokraty.
- Nic, jedźmy już, nie możemy się spóźnić. - wyruszyli więc w ciszy, zerkając na siebie niezręcznie. Pewność działania i nieprzemyślane słowa. To wszystko zmieniło światło w jakim widzieli siebie nawzajem.

niedziela, 5 maja 2013

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt sześć: Gdy założysz smycz wilkowi... - Część czwarta.

Czy dziecko może założyć obrożę bestii? Czy może to bestia będzie ciągnęła dziecko? W tym świecie nie ma miejsca na bajki o dobru, jest on pełen zła.

Gdy założysz smycz wilkowi
Część IV

                Co zrobić, gdy wilk jest zbyt blisko przez długi czas? Można udawać, że jest to normalne, uznać, że skoro jest spokojny, to nie stanowi zagrożenia. Wtedy też często wykonujemy zbyt szybki ruch, myśląc, że wolno nam go pogłaskać. Jednak nie zawsze wszystko tym zniszczymy. Czasem udaje się pogłaskać dzikie zwierzę. Wtedy zaczynamy myśleć, że jest to nawet miłe, gdy jego ogromne, ciepłe ciało nas otacza, a my wplatamy dłonie w długą sierść. Lecz wciąż nie możemy się ruszyć, bo jest zbyt wielki i rozłożył się na naszych kolanach, a to co robimy tylko go zatrzymuje. I przez własną pychę, poczucie wyższości z powodu ugłaskania dzikiej bestii, sprawiamy, że jesteśmy jeszcze bardziej zniewoleni, lecz nawet tego nie zauważamy.
                Czasem ludzie też są takimi bestiami. Ktoś, kogo najchętniej byśmy się pozbyli, gdy tylko staje się nam uległy jest przez nas akceptowany. Choćbyśmy go nienawidzili, chcemy mieć go przy sobie, by był naszą marionetką. Ale skoro my, głaszcząc wilka zawsze możemy stać się jego ofiarą, to czy nie możemy stać się marionetką tego, którego kontrolujemy? Nie uciekniesz od wilka, jeśli ten pozwoli się głaskać. Ty wciąż się boisz, ale on jest szczęśliwy. Tak samo są ludzie, którzy wiedzą, że wiele zyskają, będąc na każde Twe zawołanie, więc po prostu są Ci ulegli, lecz naprawdę to oni wykorzystują Ciebie.
                Lecz czasem i wilk, i potencjalna ofiara zyskują po równo. W zimną noc jego ogromne ciało może idealnie ogrzać człowieka, co pozwoli mu przeżyć na pustkowiu. A delikatny dotyk małej, ludzkiej dłoni odgoni wszelkie smutki i samotność zwierzęcia. Najważniejszym jest, by nie próbować nim zawładnąć, ani nie pozwolić mu się kontrolować. Harmonia, bez niepotrzebnej władzy pozwala stworzyć idealną relację, gdy poświęcamy się dla kogoś, bo tego chcemy, a nie musimy. Wtedy też wilk nas nie pożre, bo nie chce nas skrzywdzić, ale i my nie uciekniemy od niego, bo nie chcemy widzieć jego smutnych oczu. Wtedy stajemy się kimś więcej niż tylko polującym i ofiarą, kontrolującym i kontrolowanym. Stajemy się zależną od siebie jednością.
                Tak było też z nimi. Jeden, zawsze samotny, podległy wymuszonej hierarchii, drugi wolny, otoczony ludźmi. Obaj byli przez coś zniewoleni i obaj przywykli już do tego na tyle, że nie zdawali sobie z tego sprawy. Również do siebie nawzajem nieco przywykli. Codzienne przytyki starszego stały się polem do popisu inteligencji młodszego, który odparowywał je z gracją. Zaś rozkazy młodszego były jedynie powodem, by starszy nieco pokombinował, by nie musiał zbytnio się męczyć, a wszystko było idealnie zrobione. Zachowywali się nieco jak rodzeństwo, co rozśmieszało służbę, która słuchała ich ciągłych potyczek słownych i widziała ich zachowanie, które miało denerwować ich nawzajem, lecz naprawdę sprawiało, że przywiązywali się do siebie.
                O ile codzienne życie toczyło się tak jak zawsze, wraz z dziwnymi bajkami na dobranoc, które nigdy nie zostaną zapomniane, o tyle nadejść musiała również zmiana. Młodzieniec musiał pojechać w dość odległe miejsce. Wiedział kogo musi zabrać ze sobą. Z jednej strony nie chciał być samotny w długiej podróży, z drugiej zaś zastanawiał się jak wytrzyma psychicznie z kimś takim... Cóż, lepszej opcji nie miał, bo wedle zasad mógł wybrać jedynie jego. Znali się już długo, choć jeszcze nie na tyle, by albinosowi skończyły się pomysły na psychodeliczne bajki. Jak ta ostatnia, gdy Alicja zamiast grzecznie iść za królikiem, urwała mu ogonek... Cóż, kto co woli... Być może cały świat jest taką zwariowaną Krainą Czarów, ale ludzie nie są dobrzy. W drodze do celu nie pytają innych o rady, lecz pozbywają się ich, jeśli wiedzą zbyt wiele, bo mogą stanowić zagrożenie. Więc czy bajki albinosa nie były prawdziwsze niż te, które czytamy naszym dzieciom? W końcu, by coś zdobyć często poświęcamy coś ważniejszego. Czemu więc siostry Kopciuszka miały pozwolić biernie, by pantofelek na pewno był dla nich za duży? Wiele kobiet, pragnąc bogatego męża potrafi zniszczyć wszystko, więc i one mogły poodcinać sobie palce i pięty, nie patrząc na konsekwencje, a jedynie będąc zaślepione  swym celem. Taki jest prawdziwy świat. Nie ma w nim dobrych wróżek, które dadzą Ci wszystko, są jedynie złośliwe demony, które Tobą manipulują. Jednak czasem sam na to pozwalasz, bo są piękniejsze niż maleńkie światełka, które mogłyby Ci pomóc.
                Nie mając innego wyboru i nie chcąc wybrać nikogo innego ruszył w podróż z albinosem. Przy nim czuł się w pewien sposób wolny. On był taki... prawdziwy. Nie spętany zasadami czy dobrym wychowaniem. On mówił to co czuł, a nie to, co powinien mówić. Lecz jednocześnie wychowany był w bardzo konserwatywnej rodzinie, więc potrafił idealnie dostosować się do sytuacji. Niczym wilk, który potrafił szczekać jak pies i się łasić, by dostać jedzenie, lecz chwilę później odchodził, by wyć i przewodniczyć stadu. Jednak teraz ten wilk należał do niego i nieco przysypiał w powozie. Musiał przyznać, że teraz wyglądał bardziej jak płoche szczenię niż jak niebezpieczna bestia. Postanowił  w pewien sposób złamać zasady... Pozwolił mu usiąść przy sobie i położyć głowę na jego kolanach, skoro i tak zasypiał. Albinos nieco się zarumienił, co na jego bladej skórze wyglądało nieco przerażająco, i zaczął tłumaczyć, że on zawsze się źle czuje w podróży, że zwykle sam jeździ konno, a nie powozem i tysiące innych wymówek, które wywołały cichy śmiech młodzieńca. Wtedy też już wiedział, że przegrał, więc grzecznie zasnął z głową na jego kolanach, nawet jeśli było to złamaniem zasad. A młodzieniec delikatnie przeczesywał jego włosy. Czerwony Kapturek głaszczący Wilka, czyż to nie dziwne? Może kiedyś Wilk zacznie szczekać i pozwoli sobie założyć obrożę?

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt pięć: Gdy założysz smycz wilkowi... - Część III.

Im bardziej ofiara pragnie by wilk odszedł, tym bliżej on podchodzi. Aż legnie na jej kolanach, napawając się jej strachem. Czyż ludzie nie są podobni?

Gdy założysz smycz wilkowi
Część III

                Czyż to nie przerażające, gdy wilk patrzy na Ciebie błyszczącymi oczami? Powoli zbliża się ku Tobie, nie tracąc kontaktu wzrokowego. Oczywiście na pewno nie pomyślisz, że chce się bawić, prawda? Pragniesz uciec. Jednak nie możesz. Strach Cię paraliżuje. Czujesz na sobie oddech bestii, a możesz jedynie przyglądać się jej poczynaniom. Najważniejsze to nie sprowokować jej do ataku. Tak, stój spokojnie... Pozwól wilkowi poznać Twój zapach. Och, nie odchodzi? Usiadł przy Twoich nogach. Jesteś jego więźniem. Więźniem własnego strachu, a on jedynie jest wizualnym jego odniesiem. Wilk naprawdę jest Twoim strachem. W okół Ciebie zawsze czai się tysiące wilków, nawet jeśli ich nie widzisz.
                Jednym z wilków, lub klatek, w których nawet wilk jest bezbronny, jest hierarchia. Zasady stworzone bez logiki. Musisz robić to, co do Ciebie należy, tylko dlatego, że urodziłeś się właśnie tu i teraz. Więc mimo, iż chcesz wyć, musisz szczekać i podawać patyk. Lub też, mimo bycia maleństwem wobec ogromnego świata, musisz drżącym głosem wydawać rozkazy wilkowi, choć wiesz, że może Cię rozszarpać i chcesz jedynie, by był jak najdalej od Ciebie.
                Wilki wyczuwają strach, pamiętaj o tym. Im bardziej chcesz, by odeszły, tym szybciej się zbliżają. I choć drżysz z lęku, wilk łasi się do Ciebie. Jednak wiesz, że nie liże Twych dłoni z sympatii. On sprawdza czy będziesz smacznym obiadem. Czujesz gorąc jego oddechu, a on zapach Twego strachu. Chcesz, by odszedł, lecz on kładzie się na Twych kolanach. Jeśli nie stanie się Twym psem, Ty staniesz się jego ofiarą.
                I tak też było z nimi. Arystokrata pragnął, by ten dziwny, nowy sługa był jak najdalej od niego. Błogosławił sen, gdy był sam, w próżni, bez obowiązków, spokojny. Jednak w pewnym momencie światło słońca uderzyło w jego powieki. Nieznajomy głos zaczął budzić go ze snu. Otworzył oczy i zaczął szukać okularów, gdy zostały mu one założone na nos przez jasne dłonie, których nie znał.
- Budzimy się, paniczu, budzimy – szkarłatne oczy połyskiwały rozbawieniem. Jak długo patrzył na jego uśpioną twarz? Czy zapamiętał jakikolwiek ośmieszający szczegół. – Jak się tak nie denerwujesz to masz nawet słodki wyraz twarzy. O, to Twoje zdziwienie też jest rozczulające – albinos zaśmiał się cicho i zmierzwił włosy arystokraty.
- Zostaw! Nie dotykaj mnie! – młodzieniec odskoczył jak oparzony. – Wyjdź... Muszę się ubrać, przygotować do przeżycia kolejnego dnia... A przy Tobie zwłaszcza psychicznie...
- A czy was nie ubierają wasi słudzy? No już, już, maleńki, pokaż no wujciowi co się tam kryje – zaśmiał się szyderczo i złapał go za ubranie, lecz wtedy zobaczył jak on drży. – Ej, ej... Spokojnie... – puścił go. – Nie martw się, nie chciałem Ci nic zrobić – pogłaskał go delikatnie po głowie, lecz młodzieniec odepchnął jego dłoń. Wyszedł więc z pomieszczenia. Nie chciał go przepraszać, choć nieco żałował tego, jak ogromny strach ujrzał w jego oczach. Czy on coś ukrywał? Jakąś tajemnicę, której nikt nie powinien znać? Nie chciał się nad tym zastanawiać. Czekał na niego, aż ten wyjdzie ze swego pokoju.
                Cały dzień spędzili razem. Albinos starał się być jak najbardziej nadgorliwy, by z jednej strony za więcej pracy szybciej spłacić dług, a z drugiej, by zdenerwować młodzieńca. Przed wyjściem zakładał mu płaszcz, nawet sznurował buty, co nieco rozśmieszało resztę służby, wycierał mu usta po jedzeniu, zupełnie jakby jego panicz był maleńkim dzieckiem. I to nieco denerwowało samego młodzieńca. Jednak z drugiej strony ciągle miał kogoś obok siebie. Kogoś kto denerwuje trochę jak starszy brat, robi z Ciebie dziecko, ale nie pozwoli nikomu Cię skrzywdzić. Zastanawiał się czy dla swojego brata też był taki. Podobno był on bardzo poważny, dojrzalszy niż mówiłby to jego wiek. Być może nie pozwalał się sobą opiekować. Tak więc teraz albinos przelewał tę troskę na niego. Jednocześnie go denerwując, ale też czasem rozczulając. Młodzieniec zastanawiał się, czy on by mu pomógł, gdyby stała mu się krzywda. Nie chciał tego sprawdzać, nie miał co do tego żadnej pewności. Ledwie się znali, byli sobie wrodzy, więc też nie było żadnego powodu, by to zrobił.
                Wkrótce nadszedł wieczór. Albinos jakiś czas żartował, że może powinien pomóc młodzieńcowi się umyć, jednak już wiedział, że to nie wchodzi w grę. Pozwolił więc mu, by zrobił to sam. W tym czasie zrobił to samo. Miał już do tego prawo, skoro podlegał tylko jemu i bezpośrednio jemu na mocy umowy zawartej między ich rodzinami. Jednak w pewien sposób nie mógł zasnąć. Czuł, jakby zapomniał zrobić czegoś bardzo, bardzo ważnego.  Tysiące razy rozmyślał nad tym, co tego dnia zrobił, a co miał i chciał zrobić. Nie znalazł żadnych nieścisłości w wydarzeniach. Jednak, gdy zamknął oczy, przypomniał sobie, że gdy jego brat był mały mówił mu „dobranoc” i przykrywał kołdrą. Nieco uśmiechnął się na to wspomnienie, jednak nie wiedział, co miało ono wspólnego z tym dniem. Po chwili jednak zrozumiał. Swą nadgorliwością tak naprawdę zamiast zdenerwować arystokratę, to przywołał wspomnienia o dzieciństwie własnego brata. W końcu wtedy robił to samo. Wiązał mu buty, zakładał płaszcz. Więc może teraz, by dopełnić obrazu, powinien powiedzieć „dobranoc” swemu paniczowi? Zaśmiał się na myśl o tym, ale pomyślał, że reakcja młodzieńca mogłaby być całkiem zabawna.
                Cichutko więc przeszedł do jego pokoju i otworzył powolutku drzwi. I wtedy ujrzał go, drżącego, chyba z powodu koszmaru i tulącego kurczowo nieco zwiniętą kołdrę. Podszedł szybko do niego i położył dłoń na jego czole. Było rozpalone, jakby miał gorączkę. Delikatnie zaczął go szturchać, powtarzając, by się obudził. Zobaczył łzy w jego oczach, gdy tylko je otworzył.
- Co robisz w moim pokoju?! – młodzieniec odskoczył na drugi kraniec łóżka, otulając się kołdrą.
- Spokojnie, nic Ci nie zrobię... Martwiłem się tylko i przyszedłem, a Ty chyba miałeś koszmar... – albinos kompletnie nie przypominał tego denerwującego i roześmianego siebie, którym był przez cały dzień. Teraz naprawdę wyglądał jak miły, starszy brat.
- Koszmar... Tak, koszmar... Ale gorszy zobaczyłem po przebudzeniu – młodzieniec również był dużo spokojniejszy i sympatyczniejszy niż za dnia.
- Połóż się spokojnie, przykryj, posiedzę przy Tobie i nic Ci się nie stanie. Śpij i się niczego nie bój, w razie czego to nie pozwolę Ci zrobić krzywdy – albinos wprawnym ruchem poprawił poduszki, by młodzieniec mógł spać wygodnie. Zupełnie, jakby to był już odruch.
- Czemu to robisz...? Traktujesz mnie jakbym był Twoim młodszym bratem... Ale przecież wiesz, że tak nie jest.
- Brata pod ręką nie ma, a Ty też się śmiesznie denerwujesz. To już, kładziemy się – poklepał poduszki. – Bo zaraz sam Cię położę.
- Tęsknisz za nim? Po jednym dniu? Aż tak bardzo go kochasz? Ale ja nie jestem nim, więc po prostu się do mnie nie przywiązuj. Stąd też odejdziesz. A potem on dorośnie, rozejdziecie się. Nie możesz tak łatwo uznawać, że coś jest niezmienne.
- Nie uznaję tak. Ale po prostu robię to, co chcę, a chcę, by ludzie w okół śmiesznie się denerwowali i uśmiechali, gdy tylko mają na to ochotę. A Ty udajesz, że jesteś doskonały. Zawsze spokojny, opanowany. A ja chcę zobaczyć Twój gniew, Twą radość...
- Gniew zobaczysz jak stąd zaraz nie wyjdziesz, a radość jak będziesz wyjeżdżał – młodzieniec wydawał się jednak być nieco rozbawiony. A wtedy albinos złapał go mocno i położył na łóżku. Było to nieco przerażające. Przez chwilę myślał, że chce mu coś zrobić, ale wtedy on po prostu przykrył go kołdrą.
- Nie gadaj, tylko śpij, młody – nieświadomie zwrócił się do niego tak, jak do swego brata. – Znaczy się, paniczyku – poprawił z rumieńcem na twarzy.
- Ach tak? To może jeszcze opowiesz mi bajkę? – arystokrata zaśmiał się cicho. Nie spodziewał się, że zaraz zostanie przykryty aż pod brodę i usłyszy bajkę o Czerwonym Kapturku. A raczej jej jakąś dziwną wersję, w której Kapturek miała w koszyku kiełbasę i piwo, a szła do dziadka... Cóż, jednak bajka to bajka. Młodzieniec zasnął spokojnie, a wtedy albinos pogłaskał go po głowie i z cichym ziewnięciem wrócił do pokoju. Dopiero wtedy poczuł, że jego dzień jest kompletny i mógł pójść spać.

piątek, 3 maja 2013

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt cztery: Gdy założysz smycz wilkowi - Część druga.

Czy bogatym jest ten, który mając pieniądze nie zna miłości? Czy biednym jest ten, który nie mając pieniędzy miłości zna smak? I co tak naprawdę jest pułapką tego świata? I kto uratuje dzieci przed wilkami?

Gdy założysz smycz wilkowi
Część II

                Kto jest drapieżnikiem, a kto ofiarą, gdy nie wiadomo jakie są sidła? Mogą one być wszystkim... To może być praca, na którą poświęcamy całe swe życie, niespełniona miłość, która odbiera nam marzenia, czy też tysiące obowiązków, które musimy co dzień wypełniać, nasza rutyna. Lecz czy zmiany też nas nie niszczą? Gdy przyzwyczajeni do konkretnego porządku, nagle miotamy się w nowym układzie, nie mogąc znaleźć sobie miejsca. Czy więc może cały świat jest sidłami? Uwalniając się z jednych, wpadamy do drugich. Cały świat jest lasem, pełnym Wilków, Kapturków i sideł. Tylko ostatnimi czasy zabrakło Łowczych...
                Nadszedł czas, by spotkały się dwa przeciwieństwa. Dwa odbicia, pojawiające się na polach szklanej szachownicy. Czerń i biel, choć przeciwne, są tak sobie podobne i tak bliskie. Biel jest brakiem kolorów na czystej kartce. Czerń jest brakiem światła wśród bezkresnej nocy. Lecz biel wydaje się być jasna, piękna, a czerń przerażająca i pusta. Obaj są naprawdę tacy sami, miotają się w sidłach tego świata, choć uważają, że różnią się tak bardzo. Nikt nie widzi w nich podobieństw, lecz naprawdę są tą samą figurą na szachownicy, nie można rozpoznać jaj koloru w ostrym świetle słońca, a jej odbicia na białym i czarnym polu są diametralnie odmienne.
                Młody mężczyzna bez ostrzeżenia wbiegł do wielkiej posiadłości, zmierzając, ku nieznanemu sobie z położenia pokoju dziedzica. Biegł przed siebie, wyrywając się, próbującej go schwytać służbie, aż jednak został pojmany i rzucony na kolana. Krzyczał, że musi szybko rozprawić się z „paniczykiem”, jak to raczył nazwać dziedzica. Młodzieniec, zwabiony krzykami, ukazał się na szczycie schodów. Delikatną, wręcz porcelanową dłoń ułożył na barierce i spoglądał ku przedstawieniu.
- Jeśli ja jestem, jak to ująłeś „paniczykiem”, to Ty zapewne jesteś... jak wy to mówicie... „Sługusem”, prawda? Och tak, na pewno tak... Wiem, kim jesteś, wiem, po co tu jesteś. Wierz mi, też wolałbym, by Ciebie tu nie było. Wprowadzasz zamęt, niepotrzebnie hałasujesz. Nie dziwię się, że to Ciebie nam oddali, zamiast Twojego brata... Zwykle to najmłodsze dziecko idzie na służbę w takich sytuacjach, prawda? A wiesz czemu Ty tu przyszedłeś? Bo byłeś jedynie problemem – młodzieniec podszedł do albinosa i ukucnął, by patrzeć mu w oczy, gdy ten wciąż był zmuszony do przyklęku. – Ale wiedz jedno... Sprawię, że gdy dług już będzie spłacony, a Ty wrócisz do domu, będą żałować, że to nie Tobie powierzyli przyszłość... Nauczę Cię wszystkiego, sprawię, że będziesz lepszy od swego brata, rozumiesz? – dziedzic wydał polecenie puszczenia młodzieńca.
- Pewnie robisz to tylko po to, by jak najwięcej zyskać. Chcesz pokazać jaki jesteś wspaniały i miłosierny, a naprawdę zrobić ze mnie narzędzie. Wiem, jak potem będą o tym wszystkim mówić. Będą myśleć, że w moim domu nie potrafią nawet dziecka wychować, skoro pojawił się ktoś taki jak ja, a Twój dom uznają za wspaniały, jeśli mnie „naprostuje”. Nie dam się zmienić. Ale nie martw się, spłacę dług najszybciej jak będzie to możliwe i odejdę od Ciebie – albinos wstał i patrzył na niego z góry, będąc wyższym od niego prawie o głowę. Nie patrzył mu w oczy. Nie mógłby mówić tych słów, gdy widział te duże, smutne i ukryte za szkłami okularów oczy, które wiecznie wyglądały, jakby ich właściciel miał się rozpłakać. Widział siłę bijącą od bladego oblicza i refleksy światła odbite w okularach. Oczy jednak były puste i pozbawione nadziei.
- Nie powinien Cię obchodzić powód mych działań, lecz jego skutek. Chcę, byś po powrocie do domu nie był już więcej dla nikogo problemem. Nie masz prawa więc mnie osądzać, skoro teraz stoisz tu przede mną w tej właśnie sytuacji. Może nigdy nie będziemy sobie równi, ale nie chcę patrzeć na Ciebie z góry. I Ty też nie powinieneś – arystokrata spojrzał mimo wszystko, w czerwone oczy młodzieńca. Były pełne światła, niczym oczy bestii ukrytej w gąszczu. Jasne włosy, niczym te należące do starca, nie pasowały do silnej sylwetki mężczyzny. Wydawał się być dziecięciem diabła, lub nim samym. Światło zapewne raziło jego delikatne oczy, źrenice były mocno zwężone, niczym u kota gotowego do ataku. Wydawał się być przerażający, lecz jednocześnie bezbronny. Młodzieniec wiedział, że osobie przed nim nie wolno przebywać długo na słońcu. Wystarczyłoby nakazać mu pracować w ogrodzie, by zadać mu torturę i patrzeć jak schodzi z niego poparzona skóra, gdy inni mieli jedynie lekką opaleniznę. Ale on nie był taki, nie chciał, by ktokolwiek cierpiał. Spojrzał na dłonie mężczyzny. Wydawały się być szorstkie i silne. Bał się ich. Wiedział, że gdyby chciał, mógłby go uderzyć z ogromną siłą. Miał jednak nadzieję, że nigdy tego nie zrobi.
- Dobrze, dobrze. Jeśli tak bardzo chcesz podjąć się niemożliwego to proszę bardzo. Tylko pamiętaj. Jeśli nas obu wywieziono gdzieś bardzo, bardzo daleko... To który by przeżył? Jesteś zbyt pewien swej pozycji. Jeśli jednak straciłbyś pieniądze, straciłbyś wszystko. Ja mam coś więcej niż one. Powiedz mi... Kiedy ostatnio rozmawiałeś z rodziną o czymś innym niż interesy? – odpowiedzią na te słowa była nieco poddenerwowana twarz arystokraty. – Właśnie, nie pamiętasz już. A ja z moim bratem ostatnio rozmawiałem o modelach samolotów. Nie, nie o ich cenie. O tym jak latają i o tym jak wspaniały model kupię mu na urodziny, gdy już będę miał więcej pieniędzy. Ty mógłbyś dostawać takie modele codziennie. Ale powiedz... Czy dostajesz rzeczy, o których marzysz? Zapewne tylko to, co „wypada” dać komuś takiemu. Zapewne masz wiele niepotrzebnych rzeczy, typu papierośnic, choć widać po Tobie, że ich nigdy nie użyjesz. Ale ludzie tego nie wiedzą i zapewne dają Ci tysiące takich rzeczy. A powiedz... Co chciałbyś dostać? Dostałeś to kiedykolwiek? – albinos najwyraźniej dobrze się bawił, szydząc z materialnego bogactwa i rodzinnej biedy arystokraty.
- Kota – powiedział nagle młodzieniec. – Zawsze chciałem dostać kota. Ale zawsze słyszałem, że koty są od tego, by na wsi łapać myszy w spichlerzach, a nie biegać po posiadłościach. Więc dostawałem dziwne zwierzęta. Oswojone papugi, które potrafiły czasem powiedzieć więcej ode mnie, gdy byłem mniejszy od ich klatki... Dziwne, dzikie zwierzęta, które wciąż mnie straszyły i uciekały... A z kotem nie mogłem się nawet pobawić, bo były „brudne” i nie wolno mi było ich dotykać. To chciałeś usłyszeć? Po co Ci ta wiedza? Ty teraz nie możesz dać bratu prezentu, a myślisz o mnie? Nie rozśmieszaj mnie. Chodź, powiem Ci jakie będą Twoje obowiązki – dziedzic ruszył przed siebie ku schodom, a za nim poszedł albinos. Zebrana służba stała jakiś czas w bezruchu i szoku, pamiętając słowa swego panicza. Nigdy go takiego nie widzieli. Zwykle był zamknięty w sobie, cichy, odległy, jakby nie należał do tego świata. A teraz nagle się ożywił, dzięki temu nieokrzesanemu, dumnemu młodzieńcowi.
                Arystokrata zaprowadził młodzieńca do dość dużego, jednak wciąż małego w porównaniu z innymi, pokoju. Powiedział mu, że od dziś będzie tu mieszkał. Powiedział mu również, że ustalono, iż ma być jego osobistym sługą, jednak on woli, by nie zbliżał się zbytnio do niego. Opowiedział mu o tym, jak ma wyglądać dzień w posiadłości, co należy zrobić, w czym może pomagać, by szybciej spłacić dług. Wciąż powtarzał jednak, by zbliżał się do niego jak najrzadziej. Jednak albinos miał inne plany. Postanowił nieco zmienić jego rutynę, skoro już tutaj jest. A skoro i on wydawał się chcieć zmienić jego... To wszystko było na jak najlepszej ku temu drodze. Gdy nadszedł wieczór, wszystko odbyło się zgodnie ze starym zwyczajem i wszyscy udali się na spoczynek. Jednak ci dwaj wciąż myśleli o tym, jak wiele może się wkrótce zmienić. I jak wiele mogą zmienić oni sami.

czwartek, 2 maja 2013

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt trzy: Gdy założysz smycz wilkowi... - Część pierwsza.

Roderich jest dziedzicem arystokratycznego rodu, Gilbert zaś potomkiem zubożałej szlachty. Rodziny ten połączy dług, który należy spłacić. Najlepiej upiec dwie pieczenie na jednym ogniu... Nieco problematyczny młodzieniec odpracowuje zadłużenie rodziny jako osobisty sługa zamkniętego w sobie artysty. AU, nie wiem co z tego dalej wyjdzie...

Gdy założysz smycz wilkowi...
Część I

                Co tak naprawdę nazywamy „wilkiem”? Jest wiele istnień określanych tym imieniem, czyż nie? Jest to dzikie zwierzę, które podlega swej własnej, wiecznej i niezmiennej hierarchii. Jest to straszna postać pojawiająca się w bajce o Czerwonym Kapturku, która przynosi zgubę. Być może każdy z nas jest wilkiem. Jedni są dzicy, jedni idealnie podporządkowani hierarchii. Ale każdy z nas szuka kogoś, kto będzie jego ofiarą, swojego własnego Czerwonego Kapturka. Jednak wilków jest bardzo wiele, a czasem nie wiadomo kto jest Wilkiem, a kto Kapturkiem. Wilkiem może być bardzo miły, lecz zakłamany mężczyzna, a jego Kapturkiem młoda kobieta, zakochana w nim i poddana jego woli. Wilkiem może być małe, czasem chorowite dziecko, a Kapturkami wszyscy, którzy traktują go jakby był ze szkła i usługują mu. Lecz jaki jest podział ról, gdy sługa staje się równie dumny co pan? Jak się zmieni, gdy obaj są równie inteligentni i potrafią zmienić zasady bez ich łamania tak, by osiągnąć wszystko? I co się stanie, jeśli żaden z nich się nie chce poddać? Jeden uważa siebie za Wilka, ponieważ jest poddany hierarchii, jest na jej najwyższym szczeblu. Drugiego zaś uważa za swego Kapturka, gdyż to w końcu on wypadł z koła fortuny i musi się przed nim korzyć. Drugi zaś uważa siebie za Wilka, ponieważ jest potężny, ma dzikość w swym sercu. Uważa pierwszego za swojego Kapturka, gdyż jest on skuty kajdanami zasad i nie ma prawa zrobić wielu rzeczy, którymi on nie musi się przejmować.
                Nie będzie to jednak żadna z historii o małej dziewczynce i strasznym zwierzęciu. Będzie to historia, jakich mogłoby się zdarzyć tysiące, gdyby tak różne osoby zamknąć w jednym miejscu. Równi sobie dumą i inteligencją. Jeden posiadający władzę, drugi dzikość. Jeden zamknięty w świecie nakazów i zakazów, drugi spętany przez chichot przeznaczenia. Który z nich jest panem, a który błaznem? Czy obaj są Wilkami? Lub może Czerwonymi Kapturkami? Co się stanie, gdy mała dziewczynka założy smycz niebezpiecznemu zwierzęciu? Które z nich będzie miało faktyczną władzę? Granica jest czasem zbyt cienka, by ją dostrzec i tak łatwo ją przekroczyć bezwiednie.
                Młody dziedzic, choć wciąż ku dojrzałości zmierzał, znał dobrze drogę ku swej przyszłości. Była to dawno już wydeptana przez jego przodków ścieżka. Nie, nie ścieżka. Jego przodkowie zdążyli ją już wybrukować, a drzewa w okół niej kwitły nieprzerwanie od setek lat. Żadne źdźbło trawy, czy choćby ziarenko kurzu nie miało prawa pojawić się na tej drodze bez specjalnego pozwolenia. Całe życie młodzieńca było zaplanowane. Urodził się w dniu, który przewidzieli lekarze, za jego plecami znaleziono mu narzeczoną nim skończył pierwszy rok życia, uczyły go najznamienitsze guwernantki, a firma, którą miał odziedziczyć prosperowała idealnie. Nie mógł więc zboczyć z wybrukowanej drogi, choć w okół rosło tyle pięknych kwiatów.
                Syn dawnej szlachty, która blask swój już straciła nie znał swego jutra w niepewnych czasach. Często zdarzało mu się wypić nieco za dużo,  czasem uczynił afront jakiejś damie, lub wrócił w spodniach nieco naznaczonymi kłami psa sąsiadów. Nie był więc idealnym spadkobiercą małego już majątku. Jego brat jednak, mimo iż młodszy, był wręcz idealny. Spokojny, zrównoważony, odpowiedzialny. Wkrótce jednak majątek zaczął podupadać.
                Arystokratyczna rodzina nawet nie zauważała pieniędzy, które wciąż pożyczała. Choć sumy były ogromne, w porównaniu z całością stanowiły jedynie monetę upuszczoną przypadkiem przez dziecko wracające ze sklepu. Jednak liczyły się zasady, pieniądze musiały wrócić w ten lub inny sposób.
                Gdy w pokoju należało nakleić kolejną łatę na odchodzącą tapetę, a chwilę później pojawił się posłaniec informujący iż należy spłacić dług, szlachcic zadecydował. Nie mają już czego sprzedać, by żyć według standardów swego świata, lecz istnieje jeszcze inny sposób, by spłacić dług. Jedno z dzieci mogło je odpracować w służbie wierzycielowi. Gdy młodszy chłopiec chciał już się spakować, ojciec go zatrzymał. Miał inne plany, choć łamały nieco konwenanse.
                Młody arystokrata nieco wzbraniał się przed pomysłem, by nowego sługę mianować jego osobistym sługą, nawet jeśli takie były zasady. Musiał jednak się na to zgodzić. Postanowił, by wszystko było jak zawsze. Starał się robić wszystko sam, by żaden sługa nie mógł choćby patrzeć na niego zbyt często. Był zamknięty we własnym świecie, nie potrzebował ludzi. A tym bardziej obcego człowieka, który miałby być wiecznie przy nim. Nawet, jeśli takie były zasady. Jednak wciąż miał niewielką nadzieję, że przybyła osoba okaże się kimś dobrym.
                Gdy bracia poznali słowa ojca, obaj byli zdumieni. Młodszy nieco szczęśliwy, mogąc mimo wszystko zostać, słysząc, że jest nadzieją rodziny i upadającej firmy. Lecz starszy... Starszy wpadł w szał, nie chciał słuchać o tym, że nie jest już potrzebny, że jego młodszy brat będzie bardziej odpowiedzialny. Nie chciał się zgodzić na swój los. Jednak po pewnym czasie spakował kilka swoich rzeczy, większości i tak nie mógłby tam zabrać... i wyszedł, a raczej wybiegł trzaskając drzwiami. Skoro i tak wszystko było ustalone, wolał zakończyć to jak najszybciej.
                Gdy jeden oczekiwał, drugi biegł na spotkanie. Nie wiedzieli, jak bardzo ten dzień zmieni ich życia. Który okaże się zwierzęciem, a który ofiarą? Który z nich wyjdzie zwycięsko z bitwy o honor? Nikomu nie jest dane tego wiedzieć, nawet im samym.