Stanąć o własnych
siłach
Część XXXI
Czasem
wiadomości dzielą się na dobre i złe... Jednak zdarza się, że są jednocześnie
oboma rodzajami informacji. Co należy myśleć, gdy przyszłość staje się szara,
światło miesza się z cieniem? Należy wtedy chwycić się choćby
najdelikatniejszej nici światła i dostrzec to, co tylko może dać nadzieję.
Przyjaciele dowiedzieli się, że najstarszy z nich jest już w stabilnym stanie,
zapewne zacznie się budzić za kilka dni. To była najpiękniejsza wiadomość, jaką
słyszeli w całym swych życiu. Jednak nic nie jest idealne. Choć udało się
uniknąć rzeczy, które najbardziej ich przerażały, pozostała błahostka, która
mimo wszystko raniła ich serca. Czarnowłosy miał przed sobą prawdopodobnie
miesiąc spędzony w szpitalu, tysiące badań... A już za dwa tygodnie nastawał czas,
by móc powrócić do domów... Zanim wyjdzie ze szpitala skończy się czas
wolności... Straci możliwość spotkania rodziny. Zarówno mężczyzna o oczach
koloru nieba, jak i ten, którego oczy przypominały świeży miód wiedzieli
dobrze, co należy zrobić, że nie można go zostawić.
Czy
było trudno zrezygnować z tego, co było częścią przeszłości, codzienności? Nie,
jeśli powróci ona w piękniejszej formie, którą można było teraz tak łatwo
zniszczyć. Nie było dla nich innej możliwości, niż pozostać teraz z
przyjacielem.
- Powiedziałem Ci, że zostaję nie po to, byś też ze
wszystkiego rezygnował... Czemu to robisz? – jasnowłosy patrzył na przyjaciela
z wyrzutem.
- Zawsze chciałem być z Tobą w Święta... Skoro Ty zostajesz,
nie będziesz przy swoim braciszku to ja w domciu czułbym się tak pusto w
środeczku... – miodowe oczy wydawały się przypominać wzrok zbitego szczeniaczka.
- Ale wiesz, że Twój brat będzie smutny, prawda? – starszy zaczął
głaskać delikatnie głowę przyjaciela.
- Ale on ma Pomidorka! I skoro Pomidorek jest przyjacielem
Twojego braciszka to wtedy jak im będzie mnie brakowało to jego przytulą!
Przecież on będzie bez Ciebie bardziej smutny niż mój brat beze mnie... Po
prostu robię dla niego miejsce u nas! – po tych słowach chłopaka jego
przyjaciel bardzo się zdziwił i roześmiał. Miodowooki zawsze chciał dla
wszystkich najlepiej, temu nie można było zaprzeczyć. Nieświadomie uszczęśliwiał
wszystkich w okół, jednocześnie samemu wciąż pozostając uśmiechniętym. Czyżby
to właśnie dawało mu radość? Czyżby ten maluszek narodził się tylko po to, by
inni mogli się uśmiechać? Jasnowłosy mocno przytulił przyjaciela.
- Więc trzeba zadzwonić i im powiedzieć, prawda? Może będzie
tak, jak mówisz.
- A kto powie rodzinie Kiku, co się stało? –te słowa
zniszczyły całą radość. Błękitnooki wiedział, że na nim musi spocząć ta odpowiedzialność.
Nie bał się nieporozumienia, wiedział dobrze, że brat przyjaciela zrozumie
prawdopodobnie każdy język, w jakim mógłby się do niego zwrócić. Bał się jego
reakcji, nie chciał zasmucić nieznanej mu osoby. Czuł, że choć wszystko jest
już dobrze, to taka informacja zawsze boli. Nie wiedział jak ją przekazać.
Gdy już
obaj przyjaciele wrócili do domów, jasnowłosy siedział długo na swym łóżku z
telefonem w ręku. Jeszcze w szpitalu przepisał numer brata przyjaciela z jego
telefonu. Teraz wydawało mu się takie okrutne, że jeszcze niedawno w trójkę
uczyli się nawzajem swych języków, by kiedyś spokojnie rozmawiać ze wszystkimi,
gdy się wzajemnie odwiedzą, a on użył tej wiedzy to obsłużenia telefonu
przyjaciela, by powiedzieć jego bratu o tym, co się stało. W dodatku jego numer
musiał wykraść, nie było jak o niego poprosić, a nie mógł czekać, gdy wszyscy
zapewne bardzo się martwili. Nie mógł pozwolić komukolwiek trwać w
niepewności... Lecz czy nie lepiej było jeśli nie wiedzieli niczego? Powoli
odłożył telefon i westchnął. Skoro wszystko będzie dobrze to nie trzeba ich
martwić... W końcu na telefonie czarnowłosego nie było połączeń z domu, więc
nikt nie wie, że nie mógłby ich odebrać... Lepiej, żeby myśleli, że wszystko
jest dobrze... Teraz zaś on jak i jego przyjaciel musieli porozmawiać ze swymi
własnymi braćmi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz