Translate

sobota, 21 września 2013

Historia poza tematem numer sto osiemdziesiąt trzy: Stanąć własnych siłach - Część trzydziesta trzecia.

Cisza niczego nie wyjaśnia.

Stanąć o własnych siłach
Część XXXIII

                Rzadko bywali ludzie, którzy potrafili zrozumieć ciszę. Dla wszystkich zwiastowała coś okropnego. Nie mogąc usłyszeć głosu bliskiego ludzie przestają myśleć o tym, co jest dobre i prawdziwe, a ich umysły wypełniają się najczarniejszymi myślami. A wystarczyłoby jedynie jedno zdanie, by ich uspokoić. Co jednak, gdy nie zostaję ono wypowiedziane? Co zrobić, gdy nie ma nikogo, kto powie, że wszystko będzie dobrze? Albo gdy osoba, która miała to zrobić uznała, że niewiedza będzie łatwiejsza do przetrwania?
                Dwójka przyjaciół przyszła do szpitala, by znów ujrzeć uśpioną twarz czarnowłosego. Wyglądał niewinnie, gdy spał. Zupełnie jakby był całkowicie bezsilny w obec otaczającego go świata i tego, co działo się wewnątrz niego samego. Jakby już dawno się poddał, jakby nie miał powodu, by otwierać oczy. Jego przyjaciele to widzieli, mówili do niego, choć wciąż nie reagował. Opowiadali mu o każdym dniu jaki się wydarzył. Sami też dowiedzieli się od lekarzy o tym, że jego telefon dzwonił regularnie co godzinę, cały dzień. Jasnowłosy zbladł nieco.
- Ale nie ma się co martwić, prawda? – miodowe oczy spjrzały na przyjaciela. – Przecież wtedy jego rodzinie wszystko powiedziałeś, prawda? I się nie martwią... Bo powiedziałeś, tak...? – cisza była najgorszą odpowiedzią. – Jak mogłeś nic nie powiedzieć?!
- Wiem, że to źle, ale myślałem, że jak będą myśleli, że nic się nie stało, to nie będą się martwić, a jeśli im powiem to właśnie będą... I, że najlepiej będzie jeśli on sam im wszystko wytłumaczy, gdy już się obudzi, wtedy będą pewni, że nie muszą się martwić...
- A teraz pewnie to oni dzwonią... On zawsze na cztery dni przed wylotem do nich dzwoni, żeby powiedzieć, czy będzie wracał, czy nie... Ile dni zostało do początku wolnego?
- Chyba... Chyba dwa...
- A ile dni on tak śpi?
- Dwa albo trzy...
- Właśnie. Więc kiedy do nich miał zadzwonić? A kiedy Ty miałeś to zrobić?
- On nie mógł, ja miałem to zrobić przedwczoraj...
- Więc się dziwisz, że się martwią? Jeju, Ludi... Taki duży, a czasem nie rozumiesz niektórych rzeczy. Łatwiej jest nie wiedzieć, łatwiej jest udawać, że wszystko jest dobrze... Ale to nic nie da... Trzeba rozumieć, jaka jest prawda, by sprawić, by zmieniła się w taką, jakiej się pragnie – miodowe oczy spoglądały spokojnie na przyjaciela. – Wiem, że chcesz dla wszystkich najlepiej, że starasz się wszystko widzieć, działać... Ale czasem można jedynie zaakceptować prawdę i czekać. Jak tylko jego telefon zadzwoni to Ty go odbierzesz, dobrze? Nie martw się. On jutro sam wszystko im powie. Czuję, że jeszcze dzisiaj się obudzi.
                Jednak telefon już nie zadzwonił. Mimo to dzień nie był cichy. Godziny odwiedzin dobiegały końca, jednak przyjaciele chcieli wykorzystać je do ostatniej minuty, być przy tym, który, mimo iż przypadkiem, połączył ich prawdopodobnie na zawsze. Nie wiedzieli, jak bardzo okaże się to ważne. Lekarz przyszedł powiedzieć im, by udali się już do domów. Patrząc na nich ujrzał jedną, niespodziewaną rzecz. Czarnowłosy, który tak długo lezał bez ruchu, zacisnął palce dłoni, którą wciąż trzymał chłopak o miodowych oczach. To była nadzieja. On się budził. Najbliższy świt ujrzy już na własne oczy. Przyjaciele musieli się odsunąć, by lekarze zajęli się mężczyzną. Na ich oczach zaczynał się nowy rodział. Odzyskali to, co było zbyt długo utracone. Przyjaciela, nadzieję, spokój. Choć musieli udać się do domów, wiedzieli, że rzeczywistość stanie się lepsza od snu, gdy tylko nastanie poranek.
                Gdy przyjaciele zasypiali w spokoju, czarnowłosy otwierał oczy, by patrzeć na pełnię księżyca. Jak wiele koszmarów rodzi się tej nocy, gdy on otrzymał łaskę litości śmierci i mógł żyć, mimo, że sen wieczności trzymał go tak mocno w swych szponach? Wiedział, że musi być powód, dla którego wciąż żył. Nic nie dzieje się przypadkiem, wszystko ma swój określony porządek. Jego przyjaciele pojawili się przed nim tamtego dnia, by się poznać, by teraz móc być razem. A czemu on otworzył oczy? Musiał być powód, dla którego wciąż tu był, jednak on nie potrafił go dostrzec.

                Powodem, dla którego jego telefon nie dzwonił tego dnia, był nie brak zmartwienia rodziny, lecz wręcz jego nadmiar. Najstarszy z braci zostawił resztę rodzeństwa pod opieką osoby, którą uważał za zaufaną i jak tylko mógł zaczął szukać kogokolwiek, kto byłby w stanie pomóc mu dostać się do brata. Zwrócił się do nieco tajemniczej osoby, którą chwilowo największą zaletą była awionetka... Wiedział, że już niedługo ujrzy brata... Nie obchodziło go nic poza tym.

2 komentarze:

  1. Tak myślę...I nie mam pojęcia, o kogo może chodzić na końcu.
    Rusek? Ale jeśli on jest tajemniczy to ja jestem ruda.
    Jejku, to taki śliczny rozdział...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wymyśliłam to "tajemniczy", by nie pisać kto, bo chodził tylko o tą awionetkę, żeby go zawiózł nią... I przez Ciebie muszę myśleć XD Miałam na myśli, żeby to było OC jakieś takie z dziwną przeszłością...

      Usuń