Stanąć o własnych
siłach
Część XL
Jednak
czy dni, które powinny być pełne szczęścia będą takie dla każdego. Choć
oddaleni od rodziny, trzej przyjaciele potrafili cieszyć się wspólnym
spędzaniem przerwy świątecznej, nawet jeśli tyle jej dni upłynęło w szpitalu.
Lecz jak czuły się ich rodziny? Mężczyzna, który wiedział, że jego brat jest w
szpitalu, nie mógł jednak spędzić z nim świąt, choć zdołał do niego dotrzeć,
gdyż musiał zająć się resztą licznego rodzeństwa. Młodzieniec, który nigdy nie
wiedział, czego może się spodziewać po nieco zbyt aktywnym bracie, spędzający
ten czas sam ze swym przyjacielem, którego działania również były trudne do
przewidzenia. A także młody mężczyzna, który dawniej był kimś, kogo teraz nie
chciał już przypominać, a jedynie przy bracie potrafił zachować spokój, lecz
teraz tego brata nie było przy nim. Ci ludzie również żyli, spędzali Święta na
swój sposób. Jednak żadne z nich nigdy nie myślało, że nadejdzie rok, w którym
ich rodziny będą niekompletne w tych właśnie, śnieżnych dniach.
Śmiech
wielu dzieci rozbrzmiewał wśród murów starego domu. Mimo, iż żadne z nich nie
wierzyło w to, co inni ludzie świętowali w tych dniach, to jednak do
codzienności ich otoczenia już dawno przeszła zabawa w tym właśnie czasie, by
cieszćś się wraz z tymi, którzy mają ku temu powody w swych sercach. Przecież
każdemu wolno spędzić czas z rodziną w nieco bardziej wyjątkowy sposób, skoro
tak wielu ludzi to właśnie robi, czyż nie? Każdy może być szczęśliwy. A te dni
były ku temu najlepszą okazją. Gdy co roku coraz więcej ludzi naprawdę
obchodziło te Święta, oni wciąż pozostawali niezmienni. Jednak nieco czerpali z
otaczającej ich nowej tradycji. Już więc od kilku lat właśnie w czasie Świąt
spędzali nieco czasu, robiąc nawzajem dla siebie urocze prezenty, choć były to
głównie jedynie rysunki czy zwierzątka z papieru. Liczyła się przecież jedynie
radość, a nie wartość prezentu. Później zaś jedli razem wyjątkową kolację, by w
nocy puścić w niebo nieco sztucznych ogni, by móc je podziwiać. Na pewno
odbiegało to od tego, co robiły inne rodziny, jednak ro była ich własna
tradycja, w której liczył się tylko uśmiech innych. Przygotowanie każdej z
części było zadaniem łączącym całą rodzinę, każdy w czymś pomagał. Wszystko
jednak w zależności od wieku. Prezenty, a raczej małe podarunki, każdy tworzył
dla każdego. Zaś przygotowanie kolacji było rozdzielone według umiejętności.
Najstarszy z braci zawsze zajmował się tymi zadaniami, które wymagały uwagi,
zwykle to on robił najwięcej, gotował wszelakie potrawy, które wymagały użycia
kuchenki czy piekarnika. Gdy był z nimi drugi w kolejności brat, zwykle on mu w
tym pomagał i część z tych rzeczy sam robił. Jednak teraz więcej obowiązków
spadło na tegoż najstarszego brata, choć niektóre starsze dzieci próbowały mu
pomagać. Ufał im, więc łatwiejsze rzeczy pozwalał im zrobić. Następne w
kolejności wiekowej dzieci zajmowały się przygotowaniem jedzenia, które miało
być zimne, lub wymagało jedynie późniejszego podgrzania, przez co one nie
używały w ogóle kuchenki. Nieco starsze robiły różne ciasta, które najstarsi
wkładali do piekarnika, młodsze zaś starały się zrobić różne małe przekąski,
których nie należało w żaden sposób podgrzewać. Najmłodsze zaś podawały
składniki, naczynia, nakrywały do stołu, mogły również dekorować już gotowe
ciasteczka. Tak też zawsze ich rodzina była ze sobą związana w każdej
dziedzinie, mając dla każdego oddzielne zadanie, każdy był potrzebny i
niezbędny. Teraz, gdy jednego z nich brakowało, zaczynali to odczuwać.
Już w
czasie, gdy wszystko było przygotowywane czuć było brak jednego z braci.
Dzieci, robiąc podarki dla siebie nawzajem, ciągle zauważały, że tworzą o jeden więcej niż jest ich w domu. Jeden
przeznaczony dla brata, który był tak daleko od nich. Zaś w czasie
przygotowania posiłku, często zdarzało się, że najstarszy z braci musiał
przypominać rodzeństwu o zrobieniu niektórych rzeczy, a dzieci odruchowo
odpowiadały, że przecież powinien to zrobić Kiku, a dopiero po chwili
przepraszały i zajmowały się swym zadaniem, uświadamiając sobie, że nie ma go w
tym domu, że nie będzie go wcześniej niż latem. Gdy każde z dzieci odpalało w
nocy zimne ognie, najstarszy z braci położył przygotowaną ich ilość na stole.
Pozostał jeden, a wtedy i on uświadomił sobie, jak bardzo przyzwyczajony był do
obecności czarnowłosego. Nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że kiedyś nie
będzie opuszczał ich jedynie na czas nauki, a przeprowadzi się już na stałę
daleko od nich. A później założy własną rodzinę i nie będzie ich już odwiedzał,
gdy będzie miał zbyt wiele zmartwień i inne osoby, z którymi mógłby spędzić
Święta. Tak jak teraz, gdy obok siebie miał przyjaciół. Brązowooki mężczyzna
przyglądał się księżycowi, myśląc o tym, że gdy w miejscu, gdzie jego brat
przebywa, nastanie noc, ujrzy on ten sam księżyc, na który teraz patrzy on. I
to pozostanie niezmienne. Słońce, księżyc i gwiazdy są takie same, niezależnie
od tego, gdzie się znajdujemy. Więc, gdy jesteśmy zbyt daleko od tych, przy
których być chcemy, wystarczy spojrzeć w niebo i być pewnym, że ono nas łączy
na całej Ziemi.
Wkrótce
nadszedł spokojny sen, pełen wspomnień. Mężczyzna śnił o tym, jak odnajdywał i
poznawał każde ze swego rodzeństwa, jak powoli zdobywał ich zaufanie.
Przypominał sobie jak ich twarze ze zlęknionych zmieniały się w roześmiane. Gdy
się obudził zrozumiał, że coraz częściej widział ich zbyt poważnych. Dorastali,
to było pewne. Jednak czy to był powód, żeby tak bardzo się zmienili. Bał się,
że tak jak najstarszy z jego rodzeństwa, wszyscy po kolei go zostawią. Z
drugiej strony też nieco tego pragnął. Nie chciał ich stracić, lecz wiedział,
że nie będzie żył wiecznie. Wolał pozostać na starość sam i spokojnie zasnąć,
nie patrząc na ich zapłakane twarze, gdy będą go żegnać. Choć gdzieś w głębi
jego duszy tliło się egoistyczne pragnienie, by, gdy nadejdzie jego czas, ktoś
trzymał go za rękę. Każdy tego pragnie... Lecz prawie nikt nie jest w stanie
tego doświadczyć. Postanowił więc odrzucić te smutne myśli i być szczęśliwym,
póki może, sprawić, że jego rdzeństwo będzie śmiało się jak najczęściej.