Translate

sobota, 30 listopada 2013

Historia poza tematem numer sto dziewięćdziesiąt: Stanąć o własnych siłach - Część czterdziesta.

Jedna zmiana w teraźniejszości może całkowicie zmienić przyszłość, a przeszłość podać w wątpliwość.

Stanąć o własnych siłach
Część XL

                Jednak czy dni, które powinny być pełne szczęścia będą takie dla każdego. Choć oddaleni od rodziny, trzej przyjaciele potrafili cieszyć się wspólnym spędzaniem przerwy świątecznej, nawet jeśli tyle jej dni upłynęło w szpitalu. Lecz jak czuły się ich rodziny? Mężczyzna, który wiedział, że jego brat jest w szpitalu, nie mógł jednak spędzić z nim świąt, choć zdołał do niego dotrzeć, gdyż musiał zająć się resztą licznego rodzeństwa. Młodzieniec, który nigdy nie wiedział, czego może się spodziewać po nieco zbyt aktywnym bracie, spędzający ten czas sam ze swym przyjacielem, którego działania również były trudne do przewidzenia. A także młody mężczyzna, który dawniej był kimś, kogo teraz nie chciał już przypominać, a jedynie przy bracie potrafił zachować spokój, lecz teraz tego brata nie było przy nim. Ci ludzie również żyli, spędzali Święta na swój sposób. Jednak żadne z nich nigdy nie myślało, że nadejdzie rok, w którym ich rodziny będą niekompletne w tych właśnie, śnieżnych dniach.
                Śmiech wielu dzieci rozbrzmiewał wśród murów starego domu. Mimo, iż żadne z nich nie wierzyło w to, co inni ludzie świętowali w tych dniach, to jednak do codzienności ich otoczenia już dawno przeszła zabawa w tym właśnie czasie, by cieszćś się wraz z tymi, którzy mają ku temu powody w swych sercach. Przecież każdemu wolno spędzić czas z rodziną w nieco bardziej wyjątkowy sposób, skoro tak wielu ludzi to właśnie robi, czyż nie? Każdy może być szczęśliwy. A te dni były ku temu najlepszą okazją. Gdy co roku coraz więcej ludzi naprawdę obchodziło te Święta, oni wciąż pozostawali niezmienni. Jednak nieco czerpali z otaczającej ich nowej tradycji. Już więc od kilku lat właśnie w czasie Świąt spędzali nieco czasu, robiąc nawzajem dla siebie urocze prezenty, choć były to głównie jedynie rysunki czy zwierzątka z papieru. Liczyła się przecież jedynie radość, a nie wartość prezentu. Później zaś jedli razem wyjątkową kolację, by w nocy puścić w niebo nieco sztucznych ogni, by móc je podziwiać. Na pewno odbiegało to od tego, co robiły inne rodziny, jednak ro była ich własna tradycja, w której liczył się tylko uśmiech innych. Przygotowanie każdej z części było zadaniem łączącym całą rodzinę, każdy w czymś pomagał. Wszystko jednak w zależności od wieku. Prezenty, a raczej małe podarunki, każdy tworzył dla każdego. Zaś przygotowanie kolacji było rozdzielone według umiejętności. Najstarszy z braci zawsze zajmował się tymi zadaniami, które wymagały uwagi, zwykle to on robił najwięcej, gotował wszelakie potrawy, które wymagały użycia kuchenki czy piekarnika. Gdy był z nimi drugi w kolejności brat, zwykle on mu w tym pomagał i część z tych rzeczy sam robił. Jednak teraz więcej obowiązków spadło na tegoż najstarszego brata, choć niektóre starsze dzieci próbowały mu pomagać. Ufał im, więc łatwiejsze rzeczy pozwalał im zrobić. Następne w kolejności wiekowej dzieci zajmowały się przygotowaniem jedzenia, które miało być zimne, lub wymagało jedynie późniejszego podgrzania, przez co one nie używały w ogóle kuchenki. Nieco starsze robiły różne ciasta, które najstarsi wkładali do piekarnika, młodsze zaś starały się zrobić różne małe przekąski, których nie należało w żaden sposób podgrzewać. Najmłodsze zaś podawały składniki, naczynia, nakrywały do stołu, mogły również dekorować już gotowe ciasteczka. Tak też zawsze ich rodzina była ze sobą związana w każdej dziedzinie, mając dla każdego oddzielne zadanie, każdy był potrzebny i niezbędny. Teraz, gdy jednego z nich brakowało, zaczynali to odczuwać.
                Już w czasie, gdy wszystko było przygotowywane czuć było brak jednego z braci. Dzieci, robiąc podarki dla siebie nawzajem, ciągle zauważały, że tworzą o jeden więcej niż jest ich w domu. Jeden przeznaczony dla brata, który był tak daleko od nich. Zaś w czasie przygotowania posiłku, często zdarzało się, że najstarszy z braci musiał przypominać rodzeństwu o zrobieniu niektórych rzeczy, a dzieci odruchowo odpowiadały, że przecież powinien to zrobić Kiku, a dopiero po chwili przepraszały i zajmowały się swym zadaniem, uświadamiając sobie, że nie ma go w tym domu, że nie będzie go wcześniej niż latem. Gdy każde z dzieci odpalało w nocy zimne ognie, najstarszy z braci położył przygotowaną ich ilość na stole. Pozostał jeden, a wtedy i on uświadomił sobie, jak bardzo przyzwyczajony był do obecności czarnowłosego. Nie mógł przyzwyczaić się do myśli, że kiedyś nie będzie opuszczał ich jedynie na czas nauki, a przeprowadzi się już na stałę daleko od nich. A później założy własną rodzinę i nie będzie ich już odwiedzał, gdy będzie miał zbyt wiele zmartwień i inne osoby, z którymi mógłby spędzić Święta. Tak jak teraz, gdy obok siebie miał przyjaciół. Brązowooki mężczyzna przyglądał się księżycowi, myśląc o tym, że gdy w miejscu, gdzie jego brat przebywa, nastanie noc, ujrzy on ten sam księżyc, na który teraz patrzy on. I to pozostanie niezmienne. Słońce, księżyc i gwiazdy są takie same, niezależnie od tego, gdzie się znajdujemy. Więc, gdy jesteśmy zbyt daleko od tych, przy których być chcemy, wystarczy spojrzeć w niebo i być pewnym, że ono nas łączy na całej Ziemi.

                Wkrótce nadszedł spokojny sen, pełen wspomnień. Mężczyzna śnił o tym, jak odnajdywał i poznawał każde ze swego rodzeństwa, jak powoli zdobywał ich zaufanie. Przypominał sobie jak ich twarze ze zlęknionych zmieniały się w roześmiane. Gdy się obudził zrozumiał, że coraz częściej widział ich zbyt poważnych. Dorastali, to było pewne. Jednak czy to był powód, żeby tak bardzo się zmienili. Bał się, że tak jak najstarszy z jego rodzeństwa, wszyscy po kolei go zostawią. Z drugiej strony też nieco tego pragnął. Nie chciał ich stracić, lecz wiedział, że nie będzie żył wiecznie. Wolał pozostać na starość sam i spokojnie zasnąć, nie patrząc na ich zapłakane twarze, gdy będą go żegnać. Choć gdzieś w głębi jego duszy tliło się egoistyczne pragnienie, by, gdy nadejdzie jego czas, ktoś trzymał go za rękę. Każdy tego pragnie... Lecz prawie nikt nie jest w stanie tego doświadczyć. Postanowił więc odrzucić te smutne myśli i być szczęśliwym, póki może, sprawić, że jego rdzeństwo będzie śmiało się jak najczęściej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz