Translate

sobota, 9 listopada 2013

Historia poza tematem numer sto osiemdziesiąt dziewięć: Stanąć o własnych siłach - Część trzydziesta dziewiąta.

[Autorowi się zdaje, że to opowiadanie ma za dużo części... A będzie jeszcze więcej... To, co napisałam do teraz i jeszcze trochę rozdziałów będzie to tylko to co zaplanowałam "Zanim zacznie się fabuła, żeby było wiadomo, że oni się lubią", to miały być dwa rozdziały przed około dwudziestoma prawdziwej fabuły, którą planowałam... I znowu jak w "Ten, który skrywa zbyt wiele" te troszkę wstępu staje się wielką fabułą, która sama może być oddzielnym opowiadaniem... Zaczynam współczuć sobie i wam, czytelnikom, gdy myślę co ja jeszcze chcę napisać... A ja jeszcze planuję już poza blogiem napisać powieść... Jak na razie sam plan jak będzie wyglądał świat w powieści zajął mi więcej niż standardowy rozdział... Oj, będzie roboty... Ale może ktoś to wyda i będę pełnoprawnym pisarzem, a nie ciamajdą siedzącą po nocach~<3]

Bywają dni, gdy nie chcemy być dorośli i całkiem nam dobrze z byciem dzieckiem.

Stanąć o własnych siłach
Część XXXIX

                Śnieg spadał na czarną ziemię ukrywając jej mrok swym białym płaszczem. Nadszedł czas, by odrzucić wszystko, co było jedynie smutnym wspomnieniem i stworzyć nową przyszłość. Tak jak ziemia odpoczywała przed rozkwitem nowych kwiatów, przykryta białą kołdrą, tak też ludzkie serca muszą czasem ukryć się na chwilę w iluzji, by ujrzeć nową prawdę. Czarne włosy przeczesywane były delikatnymi, jasnymi dłońmi, a brązowe oczy spoglądały w lustro, gdy nadszedł dzień, w którym śnieg i gwiazdy były tak ważne. Młody mężczyzna nigdy nie przywiązywał wagi do takich rzeczy, liczyło się dla niego jedynie to, co mogło być przydatne, co mogło coś zmienić, a nie jedynie pozostawić po sobie wspomnienie koloru w tym świecie pełnym szarości. Tym razem jednak potrzebował barw tego białego dnia. Potrzebował radości. Zapomniał już kiedy ostatnio się śmiał, nie mógł przypomnieć sobie dnia, w którym myślał jedynie o sobie, w którym poświęcił czas też na to, czego pragnął on, nie tylko na to, co wydawało się mu najlepsze dla innych. Teraz miał okazję, by nie przejmować się niczym poza sobą. Pozostało mu jeszcze kilka dni, które musiał będzie spędzić w szpitalu, mogły być one dla niego usprawiedliwieniem chwil bezczynności. Postanowił naprawdę przez te dni odpocząć, bez myślenia  zbyt wielu sprawach na raz.
                Ten dzień zwany był przez niektórych Wigilią. Dla niego być może nie był inny od pozostałych dni, jednak dawał możliwość spędzenia czasu wśród tych, których uważał za wyjątkowych. Ten rok różnił się od pozostałych. Nie mógł wrócić do domu wśród tych zimowych dni, które nie przynosiły żadnych obowiązków. Jednak mimo iż pozostał w tym miejscu, nie był samotny. Byli przy nim przyjaciele. Jeszcze niedawno nie wierzyłby w to, że ktokolwiek mógłby chcieć spędzić z nim czas, zwłaszcza w tak ważne dla innych dni. A teraz miał obok siebie ludzi, którzy poświęcili dla niego możliwość powrotu do swych domów, chcąc zostać przy nim, by nie musiał odczuwać smutku. To sprawiło, że spojrzał na świat w zupełnie odmienny sposób.
                Nadszedł czas, gdy jego przyjaciele mogli przyjść, by go odwiedzić. Może spędzanie wspólnie czasu na szpitalnej stołówce nie było czymś, o czym ludzie marzą w Wigilię, jednak dla niego było to wszystko, co tylko mógł wyśnić w tym dniu. Brakowało mu dźwięku śmiechu jego rodzeństwa, lecz blask w miodowych i błękitnych oczach był tym, co sprawiało, że jego serce stawało się lżejsze i cieplejsze.
- Nie mogę uwierzyć, że spędzamy Święta razem! – chłopiec o miodowych oczach wydawał się być zbyt energiczny jak na miejsce, w którym się znajdowali.
- Nie krzycz tak, straszysz ludzi – błękitnooki młodzieniec starał się uspokoić swego przyjaciela, co wywołało uśmiech na twarzy ich starszego towarzysza.
- Jednak wy potraficie zrozumieć czym jest prawdziwa radość – czarnowłosy przyglądał się przyjaciołom. – Spokojnie, prawie nikogo tu nie ma. Nie wolno się zachowywać zbyt głośno, ale nie musicie też siedzieć cichutko jak myszki – mężczyzna delikatnie pociągnął za nos swego przyjaciela o miodowych oczach. – Krzyczeć nie wolno, ale cieszyć się umiesz też po cichu, prawda?
- Ale ja się teraz cieszę tak bardzo, że jak się cieszę tylko w środeczku to robię się głodny – burczenie w brzuchu chłopaka było idealnym dowodem prawdziwości jego słów.
- Wiem o tym zbyt dobrze... – błękitnooki mężczyzna wyjął z plecaka, z którym przyszedł i który miał cały czas przy sobie, pudełko z podzielonym na kawałki ciastem, a po chwili także termos z herbatą. – Możesz jeść to, co inni, czy lekarze na coś nie pozwalają? – zapytał, patrząc na czarnowłosego.
- Spokojnie, już wszystko dobrze. Muszę pilnować tylko kilku rzeczy, ale akurat jeść mi nie zabronili. Ale chyba nie wypada jeść takich rzeczy tutaj, gdy obok są osoby, które mogą jeść tylko sucharki... – zauważył na sobie wzrok z kąta stołówki. – Może lepiej zostawmy to na kiedy indziej...?
- Nie możemy po prostu przejść w inne miejsce? – najmłodszy patrzył błagalnie na przyjaciół. – Na korytarzu jest takie załamanie, gdzie można się ładnie schować...
- Ty to jak dziecko jednak... Chcesz się chować z ciastem po kątach...? – błękitnooki patrzył z niedowierzaniem na towarzysza.
- Myślę, że w tym dniu wszyscy jesteśmy nieco jak dzieci – czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie. – Pozwólmy mu trochę się pobawić – mężczyzna powoli wstał z krzesła i spojrzał na najmłodszego towarzysza. – To pokażesz nam to miejsce? – młodzieniec  miodowych oczach uśmiechnął się wesoło, a jasnowłosy mężczyzna westchnął i pozbierał wyjęte wcześniej rzeczy. Wkrótce znaleźli się w tymże dziwnym załamaniu korytarza.
                Cała trójka, mimo swej dorosłości i zwykłej niezależności teraz czuła się jak dzieci. Ten jeden dzień pozwalał im na to. Siedzieli razem na podłodze, starając się nie nakruszyć ciastem i rozmawiali o wszystkim, co wydarzyło się w ciągu roku. Choć tak wiele czasu zwykle spędzali razem, to na wszystko patrzyli inaczej, więc i opowieści o tym, co widzieli wszyscy wydawały się im być wyjątkowe, gdy opowiadało je inne spośród nich. Gdy minęły godziny odwiedzin i należało się rozejść jeszcze w ostatnim momencie chłopiec o miodowych oczach podał czarnowłosemu małą kartkę.
- Braciszek kazał mi, żebym Ci to przekazał, wysłał ją, gdy tylko dowiedział się, że się o Ciebie martwimy – chłopiec podał przyjacielowi pocztówkę, na której napisane było kilka zdań napisanych nieco niegramatycznie, jakby w pośpiechu, z ogólnym sensem, że jeśli znowu mu się coś złego stanie to nadawca sprawi, że poczuje się on jeszcze gorzej. Czarnowłosy zaśmiał się cicho, gdy zobaczył jeszcze dopisek na dole, zapisany innym charakterem pisma, mówiący, że ma zapomnieć o zdaniach powyżej i jedynie o siebie dbać. Tyle osób się o niego martwiło. Jego rodzina, przyjaciele, nawet rodzina tego nadpobudliwego chłopaka. A on tego nigdy nie dostrzegał. Teraz pomyślał, że należy to zmienić. Pogłaskał przyjaciela po głowie i kazał mu, by podziękował bratu za kartkę.

                Kwestia pocztówki i rodziny sprawiła iż błękitnooki mężczyzna zaczął zastanawiać się, jak teraz czuje się jego brat. Czy spotkał się z przyjaciółmi w czasie, gdy jego nie było? Czy może był samotny? Zaczął się o niego bardzo martwić. Postanowił, że zadzwoni do niego, gdy tylko będzie ku temu okazja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz