Bywają dni, gdy nie chcemy być dorośli i całkiem nam dobrze z byciem dzieckiem.
Stanąć o własnych
siłach
Część XXXIX
Śnieg
spadał na czarną ziemię ukrywając jej mrok swym białym płaszczem. Nadszedł
czas, by odrzucić wszystko, co było jedynie smutnym wspomnieniem i stworzyć
nową przyszłość. Tak jak ziemia odpoczywała przed rozkwitem nowych kwiatów,
przykryta białą kołdrą, tak też ludzkie serca muszą czasem ukryć się na chwilę
w iluzji, by ujrzeć nową prawdę. Czarne włosy przeczesywane były delikatnymi,
jasnymi dłońmi, a brązowe oczy spoglądały w lustro, gdy nadszedł dzień, w
którym śnieg i gwiazdy były tak ważne. Młody mężczyzna nigdy nie przywiązywał
wagi do takich rzeczy, liczyło się dla niego jedynie to, co mogło być
przydatne, co mogło coś zmienić, a nie jedynie pozostawić po sobie wspomnienie
koloru w tym świecie pełnym szarości. Tym razem jednak potrzebował barw tego
białego dnia. Potrzebował radości. Zapomniał już kiedy ostatnio się śmiał, nie
mógł przypomnieć sobie dnia, w którym myślał jedynie o sobie, w którym
poświęcił czas też na to, czego pragnął on, nie tylko na to, co wydawało się mu
najlepsze dla innych. Teraz miał okazję, by nie przejmować się niczym poza
sobą. Pozostało mu jeszcze kilka dni, które musiał będzie spędzić w szpitalu,
mogły być one dla niego usprawiedliwieniem chwil bezczynności. Postanowił
naprawdę przez te dni odpocząć, bez myślenia
zbyt wielu sprawach na raz.
Ten
dzień zwany był przez niektórych Wigilią. Dla niego być może nie był inny od
pozostałych dni, jednak dawał możliwość spędzenia czasu wśród tych, których
uważał za wyjątkowych. Ten rok różnił się od pozostałych. Nie mógł wrócić do
domu wśród tych zimowych dni, które nie przynosiły żadnych obowiązków. Jednak
mimo iż pozostał w tym miejscu, nie był samotny. Byli przy nim przyjaciele.
Jeszcze niedawno nie wierzyłby w to, że ktokolwiek mógłby chcieć spędzić z nim
czas, zwłaszcza w tak ważne dla innych dni. A teraz miał obok siebie ludzi,
którzy poświęcili dla niego możliwość powrotu do swych domów, chcąc zostać przy
nim, by nie musiał odczuwać smutku. To sprawiło, że spojrzał na świat w
zupełnie odmienny sposób.
Nadszedł
czas, gdy jego przyjaciele mogli przyjść, by go odwiedzić. Może spędzanie
wspólnie czasu na szpitalnej stołówce nie było czymś, o czym ludzie marzą w
Wigilię, jednak dla niego było to wszystko, co tylko mógł wyśnić w tym dniu.
Brakowało mu dźwięku śmiechu jego rodzeństwa, lecz blask w miodowych i
błękitnych oczach był tym, co sprawiało, że jego serce stawało się lżejsze i
cieplejsze.
- Nie mogę uwierzyć, że spędzamy Święta razem! – chłopiec o
miodowych oczach wydawał się być zbyt energiczny jak na miejsce, w którym się
znajdowali.
- Nie krzycz tak, straszysz ludzi – błękitnooki młodzieniec
starał się uspokoić swego przyjaciela, co wywołało uśmiech na twarzy ich
starszego towarzysza.
- Jednak wy potraficie zrozumieć czym jest prawdziwa radość –
czarnowłosy przyglądał się przyjaciołom. – Spokojnie, prawie nikogo tu nie ma.
Nie wolno się zachowywać zbyt głośno, ale nie musicie też siedzieć cichutko jak
myszki – mężczyzna delikatnie pociągnął za nos swego przyjaciela o miodowych
oczach. – Krzyczeć nie wolno, ale cieszyć się umiesz też po cichu, prawda?
- Ale ja się teraz cieszę tak bardzo, że jak się cieszę
tylko w środeczku to robię się głodny – burczenie w brzuchu chłopaka było
idealnym dowodem prawdziwości jego słów.
- Wiem o tym zbyt dobrze... – błękitnooki mężczyzna wyjął z
plecaka, z którym przyszedł i który miał cały czas przy sobie, pudełko z
podzielonym na kawałki ciastem, a po chwili także termos z herbatą. – Możesz jeść
to, co inni, czy lekarze na coś nie pozwalają? – zapytał, patrząc na
czarnowłosego.
- Spokojnie, już wszystko dobrze. Muszę pilnować tylko kilku
rzeczy, ale akurat jeść mi nie zabronili. Ale chyba nie wypada jeść takich
rzeczy tutaj, gdy obok są osoby, które mogą jeść tylko sucharki... – zauważył na
sobie wzrok z kąta stołówki. – Może lepiej zostawmy to na kiedy indziej...?
- Nie możemy po prostu przejść w inne miejsce? – najmłodszy patrzył
błagalnie na przyjaciół. – Na korytarzu jest takie załamanie, gdzie można się
ładnie schować...
- Ty to jak dziecko jednak... Chcesz się chować z ciastem po
kątach...? – błękitnooki patrzył z niedowierzaniem na towarzysza.
- Myślę, że w tym dniu wszyscy jesteśmy nieco jak dzieci –
czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie. – Pozwólmy mu trochę się pobawić –
mężczyzna powoli wstał z krzesła i spojrzał na najmłodszego towarzysza. – To pokażesz
nam to miejsce? – młodzieniec miodowych
oczach uśmiechnął się wesoło, a jasnowłosy mężczyzna westchnął i pozbierał wyjęte
wcześniej rzeczy. Wkrótce znaleźli się w tymże dziwnym załamaniu korytarza.
Cała
trójka, mimo swej dorosłości i zwykłej niezależności teraz czuła się jak
dzieci. Ten jeden dzień pozwalał im na to. Siedzieli razem na podłodze,
starając się nie nakruszyć ciastem i rozmawiali o wszystkim, co wydarzyło się w
ciągu roku. Choć tak wiele czasu zwykle spędzali razem, to na wszystko patrzyli
inaczej, więc i opowieści o tym, co widzieli wszyscy wydawały się im być
wyjątkowe, gdy opowiadało je inne spośród nich. Gdy minęły godziny odwiedzin i
należało się rozejść jeszcze w ostatnim momencie chłopiec o miodowych oczach
podał czarnowłosemu małą kartkę.
- Braciszek kazał mi, żebym Ci to przekazał, wysłał ją, gdy
tylko dowiedział się, że się o Ciebie martwimy – chłopiec podał przyjacielowi
pocztówkę, na której napisane było kilka zdań napisanych nieco niegramatycznie,
jakby w pośpiechu, z ogólnym sensem, że jeśli znowu mu się coś złego stanie to
nadawca sprawi, że poczuje się on jeszcze gorzej. Czarnowłosy zaśmiał się
cicho, gdy zobaczył jeszcze dopisek na dole, zapisany innym charakterem pisma,
mówiący, że ma zapomnieć o zdaniach powyżej i jedynie o siebie dbać. Tyle osób
się o niego martwiło. Jego rodzina, przyjaciele, nawet rodzina tego
nadpobudliwego chłopaka. A on tego nigdy nie dostrzegał. Teraz pomyślał, że
należy to zmienić. Pogłaskał przyjaciela po głowie i kazał mu, by podziękował
bratu za kartkę.
Kwestia
pocztówki i rodziny sprawiła iż błękitnooki mężczyzna zaczął zastanawiać się,
jak teraz czuje się jego brat. Czy spotkał się z przyjaciółmi w czasie, gdy
jego nie było? Czy może był samotny? Zaczął się o niego bardzo martwić.
Postanowił, że zadzwoni do niego, gdy tylko będzie ku temu okazja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz