Translate

poniedziałek, 4 listopada 2013

Historia poza tematem numer sto osiemdziesiąt osiem: Stanąć o własnych siłach - Część trzydziesta ósma.

Jedna rozmowa może wiele wyjaśnić, a jeszcze więcej zmienić.

Stanąć o własnych siłach
Część XXXVIII

                Mijały minuty aż wreszczie nastąpił wyczekiwany czas odwiedzin. Choć przyjaciele bardzo chcieli odwiedzić czarnowłsego, to ktoś inny jednak miał ku temu pierwszeństwo. Mężczyzna o włosach podobnych jedwabowy spokojnie przekroczył próg sali, w której samotnie leżał jego brat. Młodszy spojrzał na niego zaskoczony. Nie spodziewał się go tutaj. Czuł się nieco smutny. Nie chciał martwić brata swoim zdrowiem czy zachowaniem. A teraz widział go tuż obok siebie w czasie, który najbardziej chciał przed nim zataić. Wolał być tu sam, niż by jego brat dowiedział się o jego stanie. Czuł, że zawiódł brata swą nieodpowiedzialnością i słabością. Odwrócił wzrok, czując, że nie powinien patrzeć mu w oczy.
- Jak się czujesz? – zapytał starszy mężczyzna siadając na krześle przy łóżku. Nie otrzymał jednak żadnej odpowiedzi. – Znowu jesteś taki... Zawsze się w sobie zamykasz jak coś Cię przerasta. Zbytnio załadowana skrzynia może pęknąć, a wtedy nie pomoże żaden zamek, gdy wszystkie skarby się wysypią. Gdy skarbów robi się zbyt dużo trzeba niektóre przenieść do innych skrzyń.
- A jeśli wszystkie są pełne? – brązowe oczy były pełne smutku.
- Nie możesz wiedzieć, dopóki skrzynie się nie otworzą. Mogę jednak Cię zapewnić, że są w okół skrzynie gotowe na przyjęcie kamyków z Twojej skrzyni. A te niepotrzebne zawsze można wyrzucić, by nie zajmowały miejsca w żadnej ze skrzyń, czyż nie? Tylko musisz wiedzieć, które.
- Czemu...? – brązowooki spojrzał na brata, niczego nie rozumiejąc. – Czemu tu jesteś..? Czemu to mówisz?
- Chyba nie musisz o to pytać. Jesteś strasznie przewidywalny. Gdy nie zadzwoniłeś o ustalonej porze, wiedziałem, że coś musi być nie tak. A że nie mogłem zapytać przez telefon, bo nie odbierałeś to musiałem dowiedzieć się w inny sposób. A ja chyba również jestem przewidywalny, czyż nie? Zawsze mówię i robię to, co myślę. Jeśli się o Ciebie martwię to muszę się przecież Tobą opiekować, prawda? Zawsze będziesz moim małym braciszkiem – starszy z mężczyzn pogłaskał młodszego po głowie.
- Czemu wybrałeś akurat nas...? Znaczy... Jest tylu ludzi na świecie, a Ty przygarnąłeś garstkę dzieci, których szukałeś po całym świecie... Czemu po prostu nie znalazłeś żony i nie stworzyłeś własnych? Jeśli tak bardzo chciałeś komuś pomóc to miałeś w okół siebie tysiące ludzi, domy dziecka... Mogłeś wziąć każde żebrząće dziecko z ulicy. A Ty nas szukałeś... Właśnie nas... Czemu? – czarnowłosy patrzył na brata, oczekując odpowiedzi. – I my wszyscy jesteśmy tacy... Szybko zdrowiejemy... Czemu?
- Chyba już dawno to zauważyłeś i zrozumiałeś, prawda? Pewnie zauważyłeś, że za tą w pewien sposób odporność odpowiada rzadki gen. Zauważyłeś, że wszyscy go mamy. Czyli zrozumiałeś już wszystko. Wiesz już czemu was szukałem. Wiesz, jaki miałem powód, prawda? – mężczyzna patrzył na brata wzrokiem zupełnie różnym od swego zwyczajnego pełnego blasku spojrzenia. – To nie ja zdecydowałem, że będę was szukać. Wy od początku byliście blisko, wystarczyło was zebrać niczym skarby.
- Więc Ty... To wszystko... – czarnowłosy spojrzał na brata namyślając się nad czymś głęboko. – Powiedz... To ma znaczyć, że naprawdę jesteśmy rodziną, a nie tylko grupą dzieci, które postanowiłeś przygarnąć? Czemu nie byliśmy od zawsze w jednym domu, tylko to potoczyło się w ten sposób?
- To w pewnym sensie moja wina. Zauważyłeś już, że mimo wieku wyglądam jak dziecko, prawda? Może nie dziecko, ale na pewno nie jakbym był w swoim wieku, prawda? Od zawsze tak było. Wydawało się, że zbyt powoli dorastam. Rodzice nie chcieli, by w domu pojawiło się kolejne „dziwne” dziecko. Więc każde kolejne zostawiali w innym miejscu. Dla nich wciąż byłem wtedy dzieckiem, myśleli, że nic nie rozumiem. Ale ja postanowiłem, że was wszystkich za to przeproszę. A że słowa są zbyt puste postanowiłem dać wam szczęście...
- Dałeś o wiele więcej – młodszy z nich spojrzał w oczy swego brata. – I wcale nie jesteś „dziwny”, tylko wyjątkowy – młodzieniec uśmiechnął się pierwszy raz od dłuższego czasu.
- To samo dotyczy was wszystkich. Ach, za kilka dni Święta. A Ciebie nie będzie w domu... Chociaż nie... Twój dom jest już od dawna w innym miejscu, prawda?
- Ale Ty musisz wracać... Nie chcę zajmować Ci czasu, gdy przecież jest nas tak dużo, musisz jeszcze tyle zrobić...
- Spokojnie. Przecież i tak u nas Święta to tylko okazja, żeby zrobić razem coś dziwnego. W każdym roku chyba się działo coś dziwnego – starszy z nich zaśmiał się cicho. – Skoro i tak żadne z nas nie wierzy w to, co mielibyśmy świętować, a te kilka dni to tylko moment, by razem się spotkać i powygłupiać, a przecież my ciągle jesteśmy razem, tylko Ciebie brakuje to zostanę tutaj. Oni sobie poradzą, a Ty potrzebujesz tu swojego braciszka...
- To byłoby niesprawiedliwe. Moi przyjaciele wybrali zostać tu, zamiast wrócić do rodziny, by być przy mnie, bym nie był samotny. A teraz mieliby widzieć jak rozmawiam z bratem, gdy oni tęsknią za swoimi? W dodatku nie można zostawiać młodszych samych. Może sobie poradzą, ale w końcu to Ty łączysz nas wszystkich. Ja już od dawna należę do tego miejsca. Ale Ty należysz to tej gromadki rodzeństwa, która chce wyjadać ciastka zanim ostygną i obsypywać się mąką.
- Wiem, wiem... Już dawno nie jesteś moim małym braciszkiem – mężczyzna z uśmiechem pogłaskał brata po głowie. – Spokojnie. Tylko zrobię dla Ciebie i tych dwóch chłopaczków coś na Święta i już wracam do tego przedszkola, żeby sami domu nie roznieśli. Ale za to latem chcę chociaż na tydzień zobaczyć u nas całą waszą trójkę.
- Zapytam ich o to... Dziękuję za wszystko.
- To ja Ci dziękuję, że żyjesz. Narobiłeś wszystkim strachu.  Masz się od teraz słuchać nie tylko mnie, ale też przyjaciół. Jak powiemy Ci, że masz się nie przejmować niczym i odpocząć to po prostu odłóż te swoje stosy książek i idź spać.

- Dobrze... Braciszku – jako, że czarnowłosy dawno tak nie nazwał swego brata w oczach starszego z mężczyzn pojawił się delikatny blask, on sam przytulił brata. Wkrótce starszy z braci wyszedł z pomieszczenia, by pozwolić przyjaciołom brata z nim porozmawiać. Sam musiał wiele przemyśleć.

12 komentarzy:

  1. Śliczny rozdział, proszę Pani, chyba będzie jednym z moich ulubionych ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mogłabyś znowu sprawdzać i poprawiać błędy^^

      Usuń
    2. W tym żadnych błędów nie widzę, ale poprzedni rozdział wisi mi nad głową, bo muszę go w końcu poprawić...

      Usuń
    3. Ja chyba częściej błędy popełniam niż jem..

      Usuń
    4. Musisz kogoś sobie znaleźć kto by Ci smacznie gotował i by się to zmieniło ^^

      Usuń
    5. Ty umiesz robić takie milusie naleśniczki^^

      Usuń
  2. Wiesz przecież o co mi chodzi...
    Przepraszam, że z anonima ale siedze na telefonie mamy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słodziutka jesteś^^ Znajdź sobie kogoś do jedzenia naleśniczków^^

      Usuń
    2. A Ty kogoś kto bedzie Ci je robił..

      Usuń
    3. Wychodzi nam urocze dopełnienie...

      Usuń
    4. Masz racje...

      Usuń
    5. Na HetaDay'u będzie dużo tulenia^^ Byłam dziś na Cytadeli *_* Zrobimy HetaMeet na Cytadeli latem?

      Usuń