Stanąć o własnych
siłach
Część XLI
Istnieją
miejsca, które niezależnie od wszystkiego, zawsze wypełnione są ciepłem.
Zupełnie jak serca ich mieszkańców. Młodzieniec o nieco oliwkowej cerze
siedział spokojnie tuż obok swego przyjaciela i osoby, która była ich gościem.
Młody Włoch pod nieobecność brata był sam ze swym hiszpańskim problemem, który
dodatkowo sprowadził kogoś, kto wymawiał „r” w sposób nader zjawiskowy. Z
rozmowy wywnioskował, że powinien być przy nim ktoś jeszcze, ale nie mógł
zrozumieć powodu, dla którego go tu nie ma, a tym bardziej, dlaczego ci
mężczyźni tak swobodnie zachowywali się w domu, który do niego należał. Może
Hiszpan tu mieszkał, lecz drugi, zapewne Francuz, zachowywał się zbyt poufale
jak na gościa w obcym domu. Rozmawiali, mówiąc w swych rodzimych językach,
jednak rozumiejąc się bez problemów. Przez to Włoch czuł się wyobcowany. Zwykle
rozmawiał ze wszystkimi po włosku, znał też angielski, który był podstawą
dzisiejszej komunikacji. Jednak długo odmawiał nauki hiszpańskiego, zaś do
innych języków zbytnio go ie ciągnęło. Teraz tego żałował. Rozumiał jedynie
urywki zdań, niektóre słowa, jednak to nie mogło dać mu pełnego obrazu
sytuacji. Wiedział niewiele o swym gościu, jedynie to, co opowiedział jego
przyjaciel i kilka dziwnych zdań, które mężczyzna powiedział, gdy mu się
przedstawiał. Rozmowy nie rozumiał w całości, lecz uchwycił wypowiedź o tym, że
miał on naprawdę jechać do kogoś innego, kogoś, kim dawniej się nieco
opiekował, lecz uznał, że jest u niego za zimno, zwłaszcza o tej porze roku, a
tu zaś było cieplej, a on nie chciał być sam w domu. Wydawał się być wysoce egoistyczny,
lecz tego nie zauważać, jakby był pochłonięty jakąś iluzją. Ich rozmowa była
bardzo ożywiona, a chłopak czuł się jeszcze bardziej samotny, niż, gdyby był
sam. Kto inny rozmawiał z tym, kto miał być tylko jego, a jego własny brat był
tak daleko, z kimś, kogo on sam nigdy nie poznał. Czuł, jakby nie był już
potrzebny. Jego przyjaciel miał osoby, z którymi dogadywał się o wiele lepiej,
jego brat również. Więc do czego on był im potrzebny?
Noc
zbliżała się nieubłaganie, a on wciąż czuł się okropnie. Przygotowywał
jedzenie, przynosił alkohol, z których korzystali towarzyszący mu mężczyźni, a
sam nie mógł nawet zrozumieć ich rozmowy, jedynie małe fragmenty, dotyczące go
bezpośrednio, które tłumaczył mu przyjaciel. Jednak wiele razy w rozmowie
słyszał określenia, które rozumiał jako odniesienia do siebie. Im więcej
upłynęło czasu i alkoholu tym gorzej się czuł. Jako gospodarz czuł się odpowiedzialny,
więc nie pił tyle, ile jego towarzysze. Był trzeźwy i patrzył jak oni stają się
coraz dziwniejsi. Wiedział już jaki po alkoholu potrafi być jego przyjaciel,
jednak drugi mężczyzna pozostawał dla niego tajemnicą. Czuł się niepewnie,
jakby zwierzę w zagrożeniu. Zdarzało się już, że nieco podpity Hiszpan starał
się okazać mu swe uczucia na wiele dziwnych sposobów, ale pierwszy raz widział
jak on wręcz namawia przyjaciela, by również przytulił młodzieńca. Chłopak,
uwięziony w objęciach pijanego Hiszpana, który opowiadał o tym, jak bardzo jego
jasnowłosy przyjaciel ceni sobie miłość i takie urocze istoty, patrzył jak
drugi mężczyzna niebezpiecznie się do niego zbliża, choć chwiejnym krokiem.
Zastanawiał się, co by się stało, gdyby był tu jeszcze trzeci z nich, o którym
opwiadał mu jego przyjaciel. Podobno był niebezpieczny, choć starał się
zmienić, nigdy jednak nie chciał porzucić tego kim był. Dlatego go tu nie było,
wydawał się stanowić ryzyko, a ponadto, nie być już tym, kim był dawniej. Kim
był ten ktoś? Co zrobiłby w tej sytuacji? Czy stałby się trzecim, który go
otoczy, czy zatrzymałby ich? Gdy uciekał do swego pokoju zaczynał myśleć o nim
całkiem pozytywnie, jakby on był tym, który ich powstrzymywał, a przez to „niszczył
im zabawę”. Nie wiedział o kim naprawdę w tym momencie myślał.
Poranek
zastał go zawiniętego w kołdrę i kilka kocó, w pokoju gościnnym zaś było
niemałe pobojowisko. Nie miał mężczyznom za złe tego, co działo się
poprzedniego dnia. Zapewne był to w ich mniemaniu rodzaj komplementu,
docenienia jego wyglądu, poprzez takie, a nie inne zachowanie. Zwłaszcza, że
nie do końca się kontrolowali. Jednak w jego umyśle wciąż kołatały się myśli o
tym, czy był komuś naprawdę potrzebny. A jeśli tak, to do czego? Czy był
potrzebny do opieki nad bratem? W końcu nim zajmował się już ktoś inny... Czy
może był potrzebny, by uszczęśliwić swego przyjaciela? Widział poprzedniego
dnia, że on potrafi być szczęśliwym też z innymi. Więc po prostu zaczął
sprzątać dom i miejsce swej pracy. Tym umiał się zająć tylko on, robił to
najlepiej ze wszystkich. To miejsce go będzie zawsze potrzebowało, nawet, gdy
zapomną o nim ludzie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz