Translate

piątek, 6 grudnia 2013

Historia poza tematem numer sto dziewięćdziesiąt jeden: Stanąć o własnych siłach - Część czterdziesta pierwsza.

Do czego jesteśmy naprawdę potrzebni tym, bez których nie potrafilibyśmy żyć?

Stanąć o własnych siłach
Część XLI

                Istnieją miejsca, które niezależnie od wszystkiego, zawsze wypełnione są ciepłem. Zupełnie jak serca ich mieszkańców. Młodzieniec o nieco oliwkowej cerze siedział spokojnie tuż obok swego przyjaciela i osoby, która była ich gościem. Młody Włoch pod nieobecność brata był sam ze swym hiszpańskim problemem, który dodatkowo sprowadził kogoś, kto wymawiał „r” w sposób nader zjawiskowy. Z rozmowy wywnioskował, że powinien być przy nim ktoś jeszcze, ale nie mógł zrozumieć powodu, dla którego go tu nie ma, a tym bardziej, dlaczego ci mężczyźni tak swobodnie zachowywali się w domu, który do niego należał. Może Hiszpan tu mieszkał, lecz drugi, zapewne Francuz, zachowywał się zbyt poufale jak na gościa w obcym domu. Rozmawiali, mówiąc w swych rodzimych językach, jednak rozumiejąc się bez problemów. Przez to Włoch czuł się wyobcowany. Zwykle rozmawiał ze wszystkimi po włosku, znał też angielski, który był podstawą dzisiejszej komunikacji. Jednak długo odmawiał nauki hiszpańskiego, zaś do innych języków zbytnio go ie ciągnęło. Teraz tego żałował. Rozumiał jedynie urywki zdań, niektóre słowa, jednak to nie mogło dać mu pełnego obrazu sytuacji. Wiedział niewiele o swym gościu, jedynie to, co opowiedział jego przyjaciel i kilka dziwnych zdań, które mężczyzna powiedział, gdy mu się przedstawiał. Rozmowy nie rozumiał w całości, lecz uchwycił wypowiedź o tym, że miał on naprawdę jechać do kogoś innego, kogoś, kim dawniej się nieco opiekował, lecz uznał, że jest u niego za zimno, zwłaszcza o tej porze roku, a tu zaś było cieplej, a on nie chciał być sam w domu. Wydawał się być wysoce egoistyczny, lecz tego nie zauważać, jakby był pochłonięty jakąś iluzją. Ich rozmowa była bardzo ożywiona, a chłopak czuł się jeszcze bardziej samotny, niż, gdyby był sam. Kto inny rozmawiał z tym, kto miał być tylko jego, a jego własny brat był tak daleko, z kimś, kogo on sam nigdy nie poznał. Czuł, jakby nie był już potrzebny. Jego przyjaciel miał osoby, z którymi dogadywał się o wiele lepiej, jego brat również. Więc do czego on był im potrzebny?
                Noc zbliżała się nieubłaganie, a on wciąż czuł się okropnie. Przygotowywał jedzenie, przynosił alkohol, z których korzystali towarzyszący mu mężczyźni, a sam nie mógł nawet zrozumieć ich rozmowy, jedynie małe fragmenty, dotyczące go bezpośrednio, które tłumaczył mu przyjaciel. Jednak wiele razy w rozmowie słyszał określenia, które rozumiał jako odniesienia do siebie. Im więcej upłynęło czasu i alkoholu tym gorzej się czuł. Jako gospodarz czuł się odpowiedzialny, więc nie pił tyle, ile jego towarzysze. Był trzeźwy i patrzył jak oni stają się coraz dziwniejsi. Wiedział już jaki po alkoholu potrafi być jego przyjaciel, jednak drugi mężczyzna pozostawał dla niego tajemnicą. Czuł się niepewnie, jakby zwierzę w zagrożeniu. Zdarzało się już, że nieco podpity Hiszpan starał się okazać mu swe uczucia na wiele dziwnych sposobów, ale pierwszy raz widział jak on wręcz namawia przyjaciela, by również przytulił młodzieńca. Chłopak, uwięziony w objęciach pijanego Hiszpana, który opowiadał o tym, jak bardzo jego jasnowłosy przyjaciel ceni sobie miłość i takie urocze istoty, patrzył jak drugi mężczyzna niebezpiecznie się do niego zbliża, choć chwiejnym krokiem. Zastanawiał się, co by się stało, gdyby był tu jeszcze trzeci z nich, o którym opwiadał mu jego przyjaciel. Podobno był niebezpieczny, choć starał się zmienić, nigdy jednak nie chciał porzucić tego kim był. Dlatego go tu nie było, wydawał się stanowić ryzyko, a ponadto, nie być już tym, kim był dawniej. Kim był ten ktoś? Co zrobiłby w tej sytuacji? Czy stałby się trzecim, który go otoczy, czy zatrzymałby ich? Gdy uciekał do swego pokoju zaczynał myśleć o nim całkiem pozytywnie, jakby on był tym, który ich powstrzymywał, a przez to „niszczył im zabawę”. Nie wiedział o kim naprawdę w tym momencie myślał.

                Poranek zastał go zawiniętego w kołdrę i kilka kocó, w pokoju gościnnym zaś było niemałe pobojowisko. Nie miał mężczyznom za złe tego, co działo się poprzedniego dnia. Zapewne był to w ich mniemaniu rodzaj komplementu, docenienia jego wyglądu, poprzez takie, a nie inne zachowanie. Zwłaszcza, że nie do końca się kontrolowali. Jednak w jego umyśle wciąż kołatały się myśli o tym, czy był komuś naprawdę potrzebny. A jeśli tak, to do czego? Czy był potrzebny do opieki nad bratem? W końcu nim zajmował się już ktoś inny... Czy może był potrzebny, by uszczęśliwić swego przyjaciela? Widział poprzedniego dnia, że on potrafi być szczęśliwym też z innymi. Więc po prostu zaczął sprzątać dom i miejsce swej pracy. Tym umiał się zająć tylko on, robił to najlepiej ze wszystkich. To miejsce go będzie zawsze potrzebowało, nawet, gdy zapomną o nim ludzie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz