Stanąć o własnych
siłach
Część XLIII
Następny
dzień wydawał się być dla niektórych nieco normalniejszy, jednak wciąż trwała
zabawa w gronie rodziny i przyjaciół. Niektórzy dopiero teraz zaczynali
prawdziwe świętowanie, niektórzy leczyli kaca po poprzednim dniu. Jednak były
osoby, które zastanawiały się nad wieloma rzeczami, które zdarzyły się lub
darzyć się powinny. Dzień wydawał się być spokojny, jednak wszyscy mieli w
głowach tysiące myśli.
Chłopak
o oliwkowej cerze i szmaragdowych oczach cały dzień pomagał skacowanym gościom doprowadzić
się do ładu. I zastanawiał się nad tym, co słyszał, gdy byli zbyt pijani, by
kontrolować swe słowa, ale nie wystarczająco, by były one niezrozumiałe. Czy
oprócz tego przyjaciela, Antonio miał jeszcze kogoś, kogo mógłby tu sprowadzić,
ale miał ważny powód, by tego nie zrobić? Jeśli zaś ten mężczyzna już
zachowywał się tak niebezpiecznie w swej perwersji, to jak przerażający musiał
być ten drugi? Wolał nawet nie myśleć o tym. Jednak coś w jego sercu mówiło, że
nie tak powinno być. W końcu, gdy ma się dwóch przyjaciół należy lubić ich obu,
nie faworyzować żadnego z nich. Lecz najwyraźniej to właśnie się działo. Dzień
minął mu, gdy był pogrążony w tych myślach.
Mężczyzna
o jasnych oczach i włosach przyglądał się niebu, nie pamiętając dokładnie jak
znalazł się w domu swego włoskiego przyjaciela. Cóż, różne rzeczy się działy
poprzedniego dnia... Odprowadził go, byli tak zmęczeni, że młodszy chciał od
razu zasnąć, lecz kazał mu zostać, nim to się stanie... On położył się obok
i... chyba zasnął pierwszy. Teraz jednak, będąc szczęśliwym ze wspomnień
poprzedniego dnia zaczął się zastanawiać, jak ten dzień spędził jego brat. Miał
nadzieję, iż poznał czym jest smak szczęścia innego niż dni, w które nikt się
na niego nie wściekł. Chciał, by jego brat był szczęśliwy, otoczony
przyjaciółmi. Lecz wiedział, że mogło być to bardzo trudne.
Młodzieniec
o czarnych włosach spoglądał przez okno. Wiedział, że wkrótce wyjdzie ze
szpitala i będzie mógł wrócić do normalności. Czuł jednak, że jego codzienność
się zmieni. Miał nadzieję, że na lepsze. Nic nie może pozostać takie samo, gdy
poznaje się prawdziwą moc przyjaźni. Uśmiechał się delikatnie, patrząc w niebo.
Nieważne, gdzie jesteśmy, możemy patrzeć na ten sam księżyc.
Albinos
obudził się następnego dnia nieco przygnieciony psami. Wszystko go bolało,
jednak nie był to ten zły ból. Raczej taki dobry, wspomnienie zabawy. Zwierzęta
posłusznie zeszły z łóżka na podłogę, a on dał im jeść. Wkrótce później wyszedł
z nimi na spacer. Widział jak niektóre dzieci do niego machają. Pomyślał, jak
wiele szczęścia można zdobyć jedynie będąc miłym. Postanowił, że zmieni swe
życie. Najpierw zacznie od szukania spokojnej pracy. Postanowił od razu po
Świętach za nią pochodzić, by móc pochwalić się bratu jakim jest grzecznym
starszym braciszkiem. Chciał, by on był z niego dumny.
Czas,
który różnił się od innych dni sprawił, że tak wiele mogło zmienić się w
ludziach. Ważne był jednak to, by kontrolować zmiany i by kierować się ku lepszemu
wyjściu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz