Translate

środa, 19 lutego 2014

Historia poza tematem numer sto dziewięćdziesiąt pięć: Stanąć o własnych siłach - Część czterdziesta piąta.

Jeśli pragniesz prawdy, zrób z niej użytek, gdy ją poznasz.

Stanąć o własnych siłach
Część XLV

                Czy zawsze należy się doszukiwać prawdy, gdy nie jest ona nam potrzebna? Czy nie lepiej wyobrazić sobie brakujące fragmenty układanki zamiast znajdować prawdziwe? Układając puzzle na białej kartce możemy narysować obraz o wiele piękniejszy niż ten, który przedstawiają nieznane elementy. Jednak każdy dąży do tego, by jedynie poznać prawdę, niezależnie od tego jaka ona jest i czy naprawdę chce ją poznać. Czy nie powinniśmy czasem poddać się pięknej iluzji, a to czego nie wiemy zastąpić własnym kłamstwem, które da nam radość? Czemu szukamy prawdy, która niczego nie zmieni, a może nas jedynie zasmucić? Tego nikt nie wie. Ludzie jedynie pragną, chcą czegoś więcej. Chcą spełnienia pragnień, chcą marzeń, chcą materialnych udogodnień, chcą słodkich kłamstw. Jednak chcą też gorzkiej prawdy, cierpienia i nienawiści. Chcą wszystkiego, by jedynie cokolwiek dostać, nie zastanawiając się nad tym, co to ze sobą niesie. Dążą do kolejnych celów, niezależnie od tego czy przyniesie im to korzyści. Ludzie po prostu pragną, nieważne czego, nieważne czemu, jedynie łakną więcej i więcej.
Temu nielogicznemu pragnieniu nieznanej, być może niszczącej prawdy uległ mężczyzna o jasnych włosach, który długo przyglądał się miodowym oczom, nie wiedząc jak zadać pytanie ich właścicielowi.
- Luffie... Co Ci jest? Masz minkę jakby skończyło Ci się jedzonko... – młodzieniec przyglądał się przyjacielowi wzrokiem wypełnionym wręcz matczyną troską. – Jesteś chory...? – przyłożył dłoń do czoła starszego mężczyzny.
- Nie... Nic mi nie jest... W każdym razie mi nic nie jest, ale może być komuś innemu... – mężczyzna westchnął ciężko. – Rozmawiałeś ostatni z bratem?
- Tak... A coś się stało...? Któryś z naszych braciszków jest chory? – miodowe oczy nieco się zeszkliły.
- Nie. Po prostu... Byłem przekonany, że Gilbert Święta spędzi z przyjaciółmi jak to czasem się działo dawniej. Kiedyś często do niego przyjeżdżali, albo my jeździliśmy do nich, gdy były ku temu okazje... W dodatku powiedziałeś, że mieszka u was Antonio... I mówiłeś, że ma do was jeszcze ktoś przyjechać... Myślałem, że brat będzie u was...
- A nie był? – młodzieniec przerwał z trudem rozpoczętą wypowiedź przyjaciela. - Brat mówił, że do niego przyjechał jakiś przyjaciel nowego wujcia... Znaczy Antosia... Ale też narzekał, że za dużo wypili i coś narzekali, że kogoś brakuje... Jakby miał być jeszcze trzeci to by dom roznieśli. Braciszek mówił, że to było dziwne... Mówili o trzeciej osobie, jakby jednocześnie za nią tęsknili i nie chcieli jej widzieć... Jakby specjalnie nic nie powiedzieli tej osobie o Świętach u braciszka...
- Więc to tak... – jasnowłosy mężczyzna mocno zacisnął pięści. – Dwójka przyjaciół, która postanowiła opuścić mojego brata. Może nie zawsze był taki miły jak inni, może czasem sprawiał kłopoty, ale nie zasłużył na to, by spędzać Święta samotnie, gdy oni byli razem...
- Luffie, spokojnie... – młodszy z mężczyzn starał się rozładować atmosferę delikatnie głaszcząc starszego po głowie. Czasem traktował go jak małego szczeniaczka, jednak czuł, że właśnie tego on teraz potrzebuje. – Nieważne z kim jesteś, ważne jak przeżywasz te chwile, prawda? Rozmawiałeś z bratem, prawda? Może był sam w domu, ale czy był smutny? Może jeśli pokłócił się z przyjaciółmi to nie powinien być zbyt blisko nich dopóki wszystko się nie uspokoi? Gdyby spędził z nimi Święta mógłby być smutny, czuć się bardziej samotny widząc jak oni się dogadują, a na niego dziwnie patrzą. A jeśli był sam i nie wiedział, że mogłoby być inaczej to było dla niego lepsze, prawda? – młodzieniec uśmiechnął się delikatnie.
- Masz rację... Ważne, by on znalazł szczęście, nieważne w jakiej formie... Może to po prostu ja tak się przyzwyczaiłem do jego przyjaciół, że przejmuję się tym bardziej niż on... Ale martwię się, gdy nikt go nie pilnuje...
- Pilnują go te wasze pieski, o których tyle opowiadasz! Pilnują by jadł, bo same proszą o karmę, pilnują, by wychodził na dwór, bo same proszą o spacer. Na pewno się nim dobrze opiekują! Ja zadzwonię do braciszka i poproszę, żeby kazał Antosiowi porozmawiać z Twoim braciszkiem! Może się pogodzą i wtedy wszyscy będą szczęśliwi! W wakacje pojedziesz do domu, a potem przyniesiesz zdjęcia jak trzej przyjaciele trzy pieski wyprowadzają, o! – chłopak zaczął się uroczo śmiać, by rozweselić swego przyjaciela. Poskutkowało to, wywołując delikatny uśmiech na wiecznie poważnej twarzy.
- Ty jednak jesteś najbardziej optymistycznym człowiekiem na Ziemi. Mam nadzieję, że masz rację.

- Ja w serduszku wiem, że mam rację! A serduszko się nigdy nie myli. Ty przecież o tym wiesz – na te słowa starszy z przyjaciół się nieco zarumienił. Rozmawiali jeszcze jakiś czas, opowiadając sobie historie przyjaciół swych rodzin, których sami dość dobrze znali. Chcieli najpierw pomyśleć, co mogło zmienić bieg wydarzeń i zniszczyć przyjaźń, by móc zrozumieć, co może ją naprawić. Postawili sobie za cel sprawienie, żeby jak najwięcej osób było szczęśliwych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz