Stanąć o własnych
siłach
Część XLV
Czy
zawsze należy się doszukiwać prawdy, gdy nie jest ona nam potrzebna? Czy nie
lepiej wyobrazić sobie brakujące fragmenty układanki zamiast znajdować
prawdziwe? Układając puzzle na białej kartce możemy narysować obraz o wiele
piękniejszy niż ten, który przedstawiają nieznane elementy. Jednak każdy dąży
do tego, by jedynie poznać prawdę, niezależnie od tego jaka ona jest i czy naprawdę
chce ją poznać. Czy nie powinniśmy czasem poddać się pięknej iluzji, a to czego
nie wiemy zastąpić własnym kłamstwem, które da nam radość? Czemu szukamy
prawdy, która niczego nie zmieni, a może nas jedynie zasmucić? Tego nikt nie
wie. Ludzie jedynie pragną, chcą czegoś więcej. Chcą spełnienia pragnień, chcą
marzeń, chcą materialnych udogodnień, chcą słodkich kłamstw. Jednak chcą też
gorzkiej prawdy, cierpienia i nienawiści. Chcą wszystkiego, by jedynie
cokolwiek dostać, nie zastanawiając się nad tym, co to ze sobą niesie. Dążą do
kolejnych celów, niezależnie od tego czy przyniesie im to korzyści. Ludzie po
prostu pragną, nieważne czego, nieważne czemu, jedynie łakną więcej i więcej.
Temu nielogicznemu pragnieniu
nieznanej, być może niszczącej prawdy uległ mężczyzna o jasnych włosach, który
długo przyglądał się miodowym oczom, nie wiedząc jak zadać pytanie ich
właścicielowi.
- Luffie... Co Ci jest? Masz minkę jakby skończyło Ci się
jedzonko... – młodzieniec przyglądał się przyjacielowi wzrokiem wypełnionym
wręcz matczyną troską. – Jesteś chory...? – przyłożył dłoń do czoła starszego
mężczyzny.
- Nie... Nic mi nie jest... W każdym razie mi nic nie jest,
ale może być komuś innemu... – mężczyzna westchnął ciężko. – Rozmawiałeś ostatni
z bratem?
- Tak... A coś się stało...? Któryś z naszych braciszków
jest chory? – miodowe oczy nieco się zeszkliły.
- Nie. Po prostu... Byłem przekonany, że Gilbert Święta
spędzi z przyjaciółmi jak to czasem się działo dawniej. Kiedyś często do niego
przyjeżdżali, albo my jeździliśmy do nich, gdy były ku temu okazje... W dodatku
powiedziałeś, że mieszka u was Antonio... I mówiłeś, że ma do was jeszcze ktoś
przyjechać... Myślałem, że brat będzie u was...
- A nie był? – młodzieniec przerwał z trudem rozpoczętą
wypowiedź przyjaciela. - Brat mówił, że do niego przyjechał jakiś przyjaciel
nowego wujcia... Znaczy Antosia... Ale też narzekał, że za dużo wypili i coś
narzekali, że kogoś brakuje... Jakby miał być jeszcze trzeci to by dom
roznieśli. Braciszek mówił, że to było dziwne... Mówili o trzeciej osobie, jakby
jednocześnie za nią tęsknili i nie chcieli jej widzieć... Jakby specjalnie nic
nie powiedzieli tej osobie o Świętach u braciszka...
- Więc to tak... – jasnowłosy mężczyzna mocno zacisnął
pięści. – Dwójka przyjaciół, która postanowiła opuścić mojego brata. Może nie
zawsze był taki miły jak inni, może czasem sprawiał kłopoty, ale nie zasłużył
na to, by spędzać Święta samotnie, gdy oni byli razem...
- Luffie, spokojnie... – młodszy z mężczyzn starał się
rozładować atmosferę delikatnie głaszcząc starszego po głowie. Czasem traktował
go jak małego szczeniaczka, jednak czuł, że właśnie tego on teraz potrzebuje. –
Nieważne z kim jesteś, ważne jak przeżywasz te chwile, prawda? Rozmawiałeś z
bratem, prawda? Może był sam w domu, ale czy był smutny? Może jeśli pokłócił
się z przyjaciółmi to nie powinien być zbyt blisko nich dopóki wszystko się nie
uspokoi? Gdyby spędził z nimi Święta mógłby być smutny, czuć się bardziej
samotny widząc jak oni się dogadują, a na niego dziwnie patrzą. A jeśli był sam
i nie wiedział, że mogłoby być inaczej to było dla niego lepsze, prawda? –
młodzieniec uśmiechnął się delikatnie.
- Masz rację... Ważne, by on znalazł szczęście, nieważne w
jakiej formie... Może to po prostu ja tak się przyzwyczaiłem do jego
przyjaciół, że przejmuję się tym bardziej niż on... Ale martwię się, gdy nikt
go nie pilnuje...
- Pilnują go te wasze pieski, o których tyle opowiadasz!
Pilnują by jadł, bo same proszą o karmę, pilnują, by wychodził na dwór, bo same
proszą o spacer. Na pewno się nim dobrze opiekują! Ja zadzwonię do braciszka i
poproszę, żeby kazał Antosiowi porozmawiać z Twoim braciszkiem! Może się
pogodzą i wtedy wszyscy będą szczęśliwi! W wakacje pojedziesz do domu, a potem
przyniesiesz zdjęcia jak trzej przyjaciele trzy pieski wyprowadzają, o! –
chłopak zaczął się uroczo śmiać, by rozweselić swego przyjaciela. Poskutkowało
to, wywołując delikatny uśmiech na wiecznie poważnej twarzy.
- Ty jednak jesteś najbardziej optymistycznym człowiekiem na
Ziemi. Mam nadzieję, że masz rację.
- Ja w serduszku wiem, że mam rację! A serduszko się nigdy
nie myli. Ty przecież o tym wiesz – na te słowa starszy z przyjaciół się nieco
zarumienił. Rozmawiali jeszcze jakiś czas, opowiadając sobie historie przyjaciół
swych rodzin, których sami dość dobrze znali. Chcieli najpierw pomyśleć, co
mogło zmienić bieg wydarzeń i zniszczyć przyjaźń, by móc zrozumieć, co może ją
naprawić. Postawili sobie za cel sprawienie, żeby jak najwięcej osób było
szczęśliwych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz