Stanąć o własnych
siłach
Część LVI
Gdy
nastał wieczór, nadszedł czas, by miodowe i błękitne oczy splotły swój wzrok
naprzeciw siebie. Blondyn, chcąc zrozumieć emocje, otaczające go zewsząd i tlące
się w nim samym, spotkał się ze swym przyjacielem. Jednak od razu wiadomo było,
że brakuje ważnego elementu układanki. Delikatnej czerni, nadającej kształt
uczuciom. Więc, chcąc w pełni cieszył się oderwaniem od samotności, musieli
wyrwać z niej jeszcze jedną osobę. Starszy z mężczyzn wybrał w swym telefonie numer
osoby, której pośród nich brakowało. Podczas, gdy siedział na kanapie w
mieszkaniu najmłodszego ze swych przyjaciół, wsłuchiwał się w sygnał
połączenia, aż usłyszał dobrze znany głos. Nieco niepewnie starał się wyjaśnić
powód swego niespodziewanego telefonu.
- Myślałem, że dobrze by było znowu po prostu porozmawiać we
trzech... Znaczy, nie zmuszam Cię do przyjścia, tylko chcę Cię o to prosić... –
jak zwykle nie był w stanie prosto wyrazić swych myśli, lecz na szczęście
chłopak o miodowych oczach szybko wyrwał mu telefon z ręki.
- Kiku! Luffie chyba mówić dzisiaj nie umie to po prostu
chodź tutaj, cobyś sam w domu nie siedział, o! Książki nie będa tak tęsknić jak
my tu się stęskniliśmy. To w każdym razie u mnie jesteśmy, chodź szybko! – po
tej wypowiedzi znów telefon przejął błękitnooki i pierwsze co usłyszał to cichy
śmiech.
- Przepraszam za niego, on szybciej mówi niż myśli... –
blondyn zaczął przepraszać, ale nie było takiej konieczności.
- Spokojnie. Najważniejsze, że mówi szczerze – usłyszał po
drugiej stronie słuchawki. – Myślę, że chciałeś powiedzieć coś podobnego, ale
po prostu a długo nad tym myślałeś. Feliciano ma rację. Książki nie będą
tęsknić. Ja za nimi też raczej nie zatęsknię tak, jak już za wami tęsknię.
Chyba właśnie tego wesołego chaosu potrzebowałem – czarnowłosy zaśmiał się
cicho. – Postaram się jak najszybciej przyjść.
- Dobrze, my tu poczekamy. Ja się rozłączam, bo Feliciano
coś zaraz zrobi... – błękitne oczy spojrzały na nieco nadpobudliwego chłopca. –
Ej, co robisz?! – mężczyzna szybko poszedł w kierunku młodzieńca, który starał
się sięgnąć jakąś rzecz z półki, wchodząc na szafę. – Ech, wybacz – skierował
swe słowa do słuchawki telefonu. – Ja tu muszę pilnować Feliciano. To do
zobaczenia – po usłyszeniu śmiechu i zapewnienia, że ich przyjaciel niedługo
przybędzie, rozłączył się, schował telefon do kieszeni i zdjął Feliciano z
szafy, podając mu rzecz, po którą starał się sięgnąć.
Czarnowłosy
mężczyzna cicho się śmiał, trzymając w ręku telefon. Wspomnienie smutnego snu
poprzedniej nocy, całego mroku w jego sercu, odeszło bezpowrotnie po usłyszeniu
głosów przyjaciół, za którymi tęsknił. Poczuł, jakby cały świat stał się o
wiele piękniejszy. Odłożył wszystkie książki na miejsce i zaczął przygotowywać
się do wyjścia. Tego właśnie potrzebował. Oderwania od codzienności, które
zmieni smutek w radość. Potrzebował bliskości przyjaciół, którzy nie pozwolą mu
myśleć o czymkolwiek, co mogłoby zmazać uśmiech z jego twarzy. Ruszając na
spotkanie, czuł miłe ciepło w sercu, które tak długo już było zbyt zimne, by
pozwolić mu poczuć radość.
Nie
minęło wiele czasu, nim cała trójka znów znalazła się tuż obok siebie. Było to
rzeczą przez nich długo oczekiwaną, upragnioną, choć niezauważoną przez długi
czas. Pogrążeni w swych zajęciach po prostu stawali się smutniejsi z dnia na
dzień, nie wiedząc, czego tak naprawdę im brakowało. Dopiero, gdy znów zaczęli
rozmawiać, choćby o błahostkach, na ich twarzach pojawiły się uśmiechy.
Wspólnie
spędzony czas pozwolił im zrozumieć wiele rzeczy. W ich życiu zmieniły się
priorytety. Miodowe oczy, które wciąż zbyt szybko patrzyły w przyszłość, teraz
były w stanie dostrzec, jak bardzo mogą się martwić przyjaciele, gdy jest się
nieostrożnym. Chłopak zaczął starać się bardziej na siebie uważać, by nie
musieć patrzeć na smutne twarze przyjaciół. Jego starszy przyjaciel o jasnych
włosach zaczął dostrzegać, że spotkanie z przyjaciółmi powinno być jedną z
najważniejszych rzeczy, nie zaś wydarzeniem, któremu można poświęcić czas
dopiero wtedy, gdy wszystko inne zostanie zrobione. Dostrzegł, że nie zawsze
inni mogą mieć wolny czas wtedy, gdy on wreszcie upora się z tysiącem
obowiązków, a on sam nie miałby siły robić tak wiele bez motywacji w postaci
uśmiechu przyjaciół. Postanowił dopasowywać swoje życie do żyć swych
przyjaciół, nie zaś wymagać od nich cierpliwości nim on znajdzie dla nich czas.
Najstarszy z nich, przyglądając się ich uśmiechom, słysząc jak nie tylko
opowiadają swe historie jemu, ale również jego wypytują o wiele rzeczy, chcą go
słuchać, poczuł, że jednak jest potrzebny, choćby po to, by sprawić, by znów
mogła powtórzyć się taka chwila. Nawet, jeśli nie byłby ważnym elementem
całego, ogromnego świata, nawet, jeśli nigdy nie miałby osiągnąć niczego
wielkiego, liczyło się to, że mógł żyć właśnie tu i teraz, sprawić, by uśmiechała
się choćby jedna osoba.
Nieważne
jak wielkim człowiek jest geniuszem, nigdy nie zrozumie tego, co jest w jego
życiu najważniejsze, dopóki nikt mu w tym nie pomoże. A nawet ten, który wydaje
się nie wiedzieć niczego, może skrywać w sobie wiedzę, której nikt poza nim nie
posiądzie. Wiedzę, która mieści się nie w głowie, lecz w sercu. Należy wiedzieć
do czego dążyć, by osiągnąć swój cel, jednak należy też czuć, która z dróg da
nam największe szczęście. Najlepiej podążać swą ścieżką wraz z kimś, komu
możemy zaufać i stać się dla niego osobą godną zaufania.