Translate

piątek, 30 maja 2014

Historia poza tematem numer dwieście cztery: Stanąć o własnych siłach - Część pięćdziesiąta czwarta.

Czasem, gdy myślisz, że wiesz wszystko, w ułamku sekundy możesz zrozumieć, że naprawdę nie wiesz zupełnie nic.

Stanąć o własnych siłach
Część LIV

                Błękitne oczy spoglądały przez okno, gdy mężczyzna zastanawiał się nad wydarzeniami ostatnich dni. Chociaż wszystko wydawało się być zwyczajne, takie jakim zawsze było i być powinno, jednak coś nie dawało mu spokoju. Zachowanie jego przyjaciela dało mu wiele powodów do rozmyślań. Czy on sam był dobrym przyjacielem dla niego? Czy nie traktował go zbyt przedmiotowo? Starał się nim opiekować, jednocześnie również zachowując czas na swe obowiązki, jak i dodatkowe zajęcia. Ostatecznie wychodził z tego napięty plan dnia, w którym czasem brakło na coś czasu. Albo na kogoś. Spotkania z przyjacielem zwykle wyglądały tak samo, bardziej jak sprawdzenie czy wszystko jest dobrze, niż jak prawdziwa rozmowa. Na wstępie zawsze zadawał pytania o to, czy młodzieniec wystarczająco dużo śpi, zdrowo je i wypytywał o wszelakie trudności, których sam nie mógł zauważyć. Ostatnimi czasy był przy nim coraz rzadziej, więc bardziej polegał na jego wypowiedziach niż własnych obserwacjach. Zważając na to, jak wiele mówił jego przyjaciel, zwykle już odpowiedzi na te podstawowe pytania zajmowały dużą ilość czasu, później zaś okazywało się, że błękitnooki musi zrobić jeszcze wiele innych rzeczy i szybko kończył spotkanie. Ostatecznie ich rozmowy przypominały raczej odhaczenie pozycji na liście rzeczy do zrobienia, obowiązek, który trzeba wykonać, niż prawdziwe oznaki przyjaźni. A przecież już od kilku miesięcy ich relacje zacieśniły się o wiele bardziej niż to, co można nazwać jedynie przyjaźnią. Czy więc on zaniedbywał swego przyjaciela? Starał się o niego dbać, jednak nie umiał ujrzeć w nim jego emocji. Po prostu pytał o zdrowie, problemy, starał się w miarę możliwości pomóc w tym, co sprawiało młodzieńcowi trudność. Jednak nie zadawał pytań o jego emocje, nie był przy nim zawsze wtedy, gdy był potrzebny, a jedynie w momencie, który miał zaplanowany w swoim rozkładzie dnia.
                Dopiero wydarzenia ostatnich dni otworzyły mu oczy i ukazały jego błędy. Jego przyjaciel, który stał się tak smutny, choć na co dzień wciąż się uśmiechał, był żywym dowodem na to, że błękitnooki musiał na nowo nauczyć się, co oznacza przyjaźń. Jednak wiele jeszcze czasu zajęło mu zrozumienie, że skoro jeden z jego przyjaciół, którego przecież odwiedzał częściej, był aż tak osamotniony, to co czuł drugi, który znikał w oddali? Błękitnooki poczuł się okropnie, rozumiejąc, że przez swój egoizm, ślepe oddanie zasadom, terminom i planom, mógł aż tak bardzo unieszczęśliwić jedne z najważniejszych dla niego osób. Może czasem im, jak i też swemu bratu, wysyłał krótkie wiadomości, pytając się o codzienne sprawy, jednak nie korzystał z możliwości prawdziwej rozmowy. Wszystko robił według swojego własnego schematu, uważając, że skoro jest wiele możliwości kontaktu, wybranie najprostrzej też będzie odpowiednim podejściem do tematu. Przez to wydawało się bardziej jakby inni ludzie byli dla niego jedynie częścią jego obowiązków, a nie powodem do radości. Postanowił to zmienić. Jednak jak miał to zrobić? Musiał zacząć od własnego sposobu myślenia, od swych priorytetów, zmienić w pewien sposób cały swój styl życia. Jednak był gotów to zrobić, by tylko ujrzeć znów uśmiechy na twarzach, których obraz trzymał w swym sercu.
                Zaczął planować, co należy zrobić, by zmienić wszystko na lepsze. Jednak po chwili zauważył, że wpada w swe nawyki, zapisując każdą myśl na kartce i analizując ją wielokrotnie. Przecież już zdołał zrozumieć, że również decyzje podjęte pod wpływem impulsu mogą być wspaniałe, przykładem było zachowanie jego młodszego przyjaciela. Czuł, że musi brać z niego przykład, by odnaleźć szczęście, a nie jedynie iluzję spokoju spowodowaną narzuconym porządkiem. Szczęście jest jak motyl, gdy będziesz je gonić, ucieknie, lecz jeśli będziesz po prostu szedł swoją drogą, nie myśląc o nim, nagle pojawi się tuż przy Tobie. On cały czas planował, jak to szczęście złapać, zupełnie jakby miało stać się jeńcem wojennym sławionego dowódcy. Jednak widział też, że nie tędy powinna prowadzić jego droga. Przed jego oczami ukazywał się chłopiec o miodowych oczach, który żył jedynie po to, by dawać innym szczęście i sam je otrzymywał, widząc uśmiechy innych. Znów widać było, że szczęście jest motylem, ulotnym, którego nie można złapać siłą, lecz który przyleci sam, jeśli będzie się mu pomagało. To jedna z nielicznych rzeczy, która tak naprawdę najwspanialej się mnoży, gdy jest dzielona, nie tak samo jak biologiczne komórki, które z jednej ogromnej stają się dwiema, czterema maleńkimi, lecz w o wiele potężniejszy sposób, z jednego maleńkiego szczęścia powstają tysiące ogromnych radości.

                W końcu zrozumiał, że to, czego pragnie, to nie idealnie opisany i wykonany plan dnia, czy tysiące zasad, które miały go prowadzić przez życie bez stresu, zmartwień, pewną i niezmienną drogą. To, czego naprawdę pragnął, to blask miodowych oczu, który nagle, bez ostrzeżenia, pojawia się przed nim, iskrząc najczystszą radością. Być może kiedyś, gdy nauczy się, czym jest prawdziwe szczęście, będzie umiał dać je również innym, swym przyjaciołom, a także swemu bratu, a wtedy on sam stanie się najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. To był jego plan. Jednak tym razem nie zapisywał żadnych szczegółów. Jego harmonogramem działania stało się zdjęcie przedstawiające jego samego z przyjaciółmi, a także wspomnienie wspólnych chwil, gdy jego brat uśmiechał się o wiele częściej. Wiedział, że gdy przypomni sobie te dwa obrazy, będzie doskonale rozumiał, jaki następny krok zrobić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz