Stanąć o własnych
siłach
Część LI
Miodowe
oczy na przeciw błękitnych, teraz patrzące w nie z troską jeszcze chwilę temu
skupione były na tekście wiadomości. Przyjaciele ponownie spotkali się w domu
młodszego z nich, po przeczytaniu wiadomości od swych przyjaciół. Teraz obie
wiadomości wyświetlone były na ekranie, a oni nie wiedzieli, co naprawdę mają o
tym myśleć. Co mogło być tak wielkim sekretem, że nawet im nie wolno było znać
prawdy? Jasnowłosy mężczyzna zaczął zastanawiać się głęboko.
Próbował
przypomnieć sobie dzieciństwo, gdy wciąż jego brat uśmiechał się szczerze, a w
okół niego gromadziło się wielu ludzi. Co tak naprawdę najbardziej się od tego
czasu zmieniło? A najważniejsze, to czemu się to zmieniło. Kiedy ludzie
przestali rozmawiać z jego bratem? Wydawało się to być taką płynną granicą,
jakby każdego dnia znikała jedna osoba i nie było wiadomo, kiedy naprawdę się
to zaczęło. Przypomniał sobie szczęśliwe chwile, gdy mógł beztrosko bawić się z
bratem, gdy odwiedzali ich pryjaciele... A potem jego brat coraz rzadziej był w
domu, a przyjaciele wydawali się nie być już tak szczęśliwi jak dawniej, gdy
się spotykali. On dorósł, jego brat znikał na długi czas, nikt już nawet nie
pamiętał przyjaciół, którzy już nie pojawiali się w ich domu. Wiedział, że jego
brat mógł krążyć w niebezpiecznym towarzystwie. Wiele razy widział go pobitego,
czasem rannego. Ale tłumaczył się jedynie, że ktoś próbował okraść miejsce, w
którym pracował, a on stał się bohaterem, chroniąc dobytku pracodawcy. Takie
wytłumaczenie mogło wydawać się całkiem prawdopodobne, gdyby nie było tak
częste. Potem mówił, że komuś nie podobał się jego wygląd, albinizm, który tak
bardzo rzucał się w oczy, więc napadnięto go po prostu w drodze z pracy. To
zasmucało, młodego wtedy chłopca, który nie chciał, by jego brat był smutny.
Jednak ten mały chłopiec wiedział, że dłonie brata nosiły rany przypominające otarcia,
zupełnie, jakby jego brat kogoś mocno pobił. Zawsze tłumaczył to sobie tym, że
jego brat się nie poddaje, nie pozwala sobą pomiatać i jeśli ktokolwiek by go
zaatakował, nie pozostałby mu dłużny. Ale czasem widział, że rany na dłoniach
są świeże, a innych nie było. Nie wyglądało to wtedy na obronę, na uczciwą
walkę. Raczej, jakby to on sam kogoś zaatakował. Znów pojawiały się
tłumaczenia, że się tak niefortunnie przewrócił, że zadrapał dłonie, albo coś
na nie spadło. Chłopiec chciał w to wierzyć, dorastał w przekonaniu, że jego
brat jest silny, a cały świat jest niebezpieczny. Przyjaciele, którzy odeszli
wydawali się być odległym wspomnieniem, niewdzięcznymi ludźmi, którzy ich
opuścili. Teraz jednak prawda zaczynała nabierać nowego kształtu. Gdy ją ujrzał,
starał się opowiedzieć o niej przyjacielowi, choć było to trudne.
Obaj
wiedzieli doskonale, że istnieje jeszcze szansa na zmianę wszystkiego, że to,
co się wydarzyło nie było spowodowane złem w czyimś sercu, a raczej tym, które
rozpływało się po całym świecie. Skoro więc nikt nie był zły, to nikt nie
powinien cierpieć. A droga do szczęścia wydawała się teraz być bardzo prosta.
- Wiesz, braciszek mógłby dużo osób ugościć to może... Może
byśmy z Twoim braciszkiem pojechali w wakacje do mnie, co? Wtedy Twój braciszek
znowu spotkałby Antosia... O, jeszcze może zaprosi się tego nowego pana, który
do Antosia przyjechał i będzie komplet – Feliciano myślał na swój własny
sposób, który zadziwiał wielu ludzi. Gdy inni szukali skomplikowanych
rozwiązań, które przyniosłyby odpowiednią pewność skutków, jak najmniej
zagrożeń niepowodzeniem, on po prostu myślał sercem. Zamiast bawić się w
podchody, należało rzucić kogoś na głęboką wodę, by od razu stawił czoła temu,
czego się boi. Jeśli już dawni przyjaciele się spotkają nie będą mogli się
unikać, a jeśli nie będą się tego spodziewać, nie wymyślą drogi odwrotu, ani
nie odmówią spotkania.
- Do wakacji zostało jeszcze dużo czasu. Może wymyślimy coś
innego... Ale to najlepsze rozwiązanie – jasnowłosy mężczyzna delikatnie
pogłaskał młodzieńca po głowie. – Jesteś jednak wyjątkowy, wiesz? Jednak trochę
się boję, że coś pójdzie nie tak, że się pokłócą...
- Będziemy obok. Jeśli będą chcieli uciec to ich zatrzymamy.
A Ty jesteś taki silny, że nawet jakby się chcieli pobić to ich powstrzymasz. W
końcu ze sobą porozmawiają... Chyba już zapomnieli czemu się nie lubią, wiesz?
Albo wszystko się tak zmieniło, że nie mają powodu się nie lubić... Tylko teraz
muszą się znowu polubić – na tę urocza logikę nie było odpowiedzi innej niż
niepewny uścisk błękitnookiego. Mężczyzna wiedział, że choćby cały świat miałby
się zawalić, on musi sprawić, żeby najważniejsi dla niego ludzie byli
szczęśliwi. Jego brat, jego przyjaciele. Teraz tylko to się liczyło. Bał się
ryzyka, ale zapamiętał pomysł Feliciano jako jedną z wielu opcji. Zastanawiał
się teraz jeszcze nad tym, jakie inne pomysły mogą przynieść efekt. Jednak
miodowe oczy szybko wyrwały go z zamyślenia. Dla tego chłopca sprawa już była
prosta, wręcz rozwiązana, więc zasłużył na nagrodę za swą pomoc. Od dawna byli
już ze sobą bliżej niż przyjaciele, a te oczy przypominające pieska
domagającego się głaskania, były największą bronią drobnego młodzieńca. Jednak
nie wolno było zapominać o spokojnej kolei rzeczy, ulegać chwili. Błękitnooki
jedynie delikatnie pocałował chłopaka, po czym odsunął go od siebie, by móc
opanować swe emocje. Miodowe oczy patrzyły na niego, jakby zaglądały w głąb
jego serca. Zaczynał rozumieć, że ich życie nie będzie już nigdy spokojne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz