Translate

czwartek, 8 maja 2014

Historia poza tematem numer dwieście jeden: Stanąć o własnych siłach - Część pięćdziesiąta pierwsza.

Czasem najprostsze rozwiązania mogą być najlepsze. Jednak trzeba odważyć się podjąć ryzyko.

Stanąć o własnych siłach
Część LI

                Miodowe oczy na przeciw błękitnych, teraz patrzące w nie z troską jeszcze chwilę temu skupione były na tekście wiadomości. Przyjaciele ponownie spotkali się w domu młodszego z nich, po przeczytaniu wiadomości od swych przyjaciół. Teraz obie wiadomości wyświetlone były na ekranie, a oni nie wiedzieli, co naprawdę mają o tym myśleć. Co mogło być tak wielkim sekretem, że nawet im nie wolno było znać prawdy? Jasnowłosy mężczyzna zaczął zastanawiać się głęboko.
                Próbował przypomnieć sobie dzieciństwo, gdy wciąż jego brat uśmiechał się szczerze, a w okół niego gromadziło się wielu ludzi. Co tak naprawdę najbardziej się od tego czasu zmieniło? A najważniejsze, to czemu się to zmieniło. Kiedy ludzie przestali rozmawiać z jego bratem? Wydawało się to być taką płynną granicą, jakby każdego dnia znikała jedna osoba i nie było wiadomo, kiedy naprawdę się to zaczęło. Przypomniał sobie szczęśliwe chwile, gdy mógł beztrosko bawić się z bratem, gdy odwiedzali ich pryjaciele... A potem jego brat coraz rzadziej był w domu, a przyjaciele wydawali się nie być już tak szczęśliwi jak dawniej, gdy się spotykali. On dorósł, jego brat znikał na długi czas, nikt już nawet nie pamiętał przyjaciół, którzy już nie pojawiali się w ich domu. Wiedział, że jego brat mógł krążyć w niebezpiecznym towarzystwie. Wiele razy widział go pobitego, czasem rannego. Ale tłumaczył się jedynie, że ktoś próbował okraść miejsce, w którym pracował, a on stał się bohaterem, chroniąc dobytku pracodawcy. Takie wytłumaczenie mogło wydawać się całkiem prawdopodobne, gdyby nie było tak częste. Potem mówił, że komuś nie podobał się jego wygląd, albinizm, który tak bardzo rzucał się w oczy, więc napadnięto go po prostu w drodze z pracy. To zasmucało, młodego wtedy chłopca, który nie chciał, by jego brat był smutny. Jednak ten mały chłopiec wiedział, że dłonie brata nosiły rany przypominające otarcia, zupełnie, jakby jego brat kogoś mocno pobił. Zawsze tłumaczył to sobie tym, że jego brat się nie poddaje, nie pozwala sobą pomiatać i jeśli ktokolwiek by go zaatakował, nie pozostałby mu dłużny. Ale czasem widział, że rany na dłoniach są świeże, a innych nie było. Nie wyglądało to wtedy na obronę, na uczciwą walkę. Raczej, jakby to on sam kogoś zaatakował. Znów pojawiały się tłumaczenia, że się tak niefortunnie przewrócił, że zadrapał dłonie, albo coś na nie spadło. Chłopiec chciał w to wierzyć, dorastał w przekonaniu, że jego brat jest silny, a cały świat jest niebezpieczny. Przyjaciele, którzy odeszli wydawali się być odległym wspomnieniem, niewdzięcznymi ludźmi, którzy ich opuścili. Teraz jednak prawda zaczynała nabierać nowego kształtu. Gdy ją ujrzał, starał się opowiedzieć o niej przyjacielowi, choć było to trudne.
                Obaj wiedzieli doskonale, że istnieje jeszcze szansa na zmianę wszystkiego, że to, co się wydarzyło nie było spowodowane złem w czyimś sercu, a raczej tym, które rozpływało się po całym świecie. Skoro więc nikt nie był zły, to nikt nie powinien cierpieć. A droga do szczęścia wydawała się teraz być bardzo prosta.
- Wiesz, braciszek mógłby dużo osób ugościć to może... Może byśmy z Twoim braciszkiem pojechali w wakacje do mnie, co? Wtedy Twój braciszek znowu spotkałby Antosia... O, jeszcze może zaprosi się tego nowego pana, który do Antosia przyjechał i będzie komplet – Feliciano myślał na swój własny sposób, który zadziwiał wielu ludzi. Gdy inni szukali skomplikowanych rozwiązań, które przyniosłyby odpowiednią pewność skutków, jak najmniej zagrożeń niepowodzeniem, on po prostu myślał sercem. Zamiast bawić się w podchody, należało rzucić kogoś na głęboką wodę, by od razu stawił czoła temu, czego się boi. Jeśli już dawni przyjaciele się spotkają nie będą mogli się unikać, a jeśli nie będą się tego spodziewać, nie wymyślą drogi odwrotu, ani nie odmówią spotkania.
- Do wakacji zostało jeszcze dużo czasu. Może wymyślimy coś innego... Ale to najlepsze rozwiązanie – jasnowłosy mężczyzna delikatnie pogłaskał młodzieńca po głowie. – Jesteś jednak wyjątkowy, wiesz? Jednak trochę się boję, że coś pójdzie nie tak, że się pokłócą...

- Będziemy obok. Jeśli będą chcieli uciec to ich zatrzymamy. A Ty jesteś taki silny, że nawet jakby się chcieli pobić to ich powstrzymasz. W końcu ze sobą porozmawiają... Chyba już zapomnieli czemu się nie lubią, wiesz? Albo wszystko się tak zmieniło, że nie mają powodu się nie lubić... Tylko teraz muszą się znowu polubić – na tę urocza logikę nie było odpowiedzi innej niż niepewny uścisk błękitnookiego. Mężczyzna wiedział, że choćby cały świat miałby się zawalić, on musi sprawić, żeby najważniejsi dla niego ludzie byli szczęśliwi. Jego brat, jego przyjaciele. Teraz tylko to się liczyło. Bał się ryzyka, ale zapamiętał pomysł Feliciano jako jedną z wielu opcji. Zastanawiał się teraz jeszcze nad tym, jakie inne pomysły mogą przynieść efekt. Jednak miodowe oczy szybko wyrwały go z zamyślenia. Dla tego chłopca sprawa już była prosta, wręcz rozwiązana, więc zasłużył na nagrodę za swą pomoc. Od dawna byli już ze sobą bliżej niż przyjaciele, a te oczy przypominające pieska domagającego się głaskania, były największą bronią drobnego młodzieńca. Jednak nie wolno było zapominać o spokojnej kolei rzeczy, ulegać chwili. Błękitnooki jedynie delikatnie pocałował chłopaka, po czym odsunął go od siebie, by móc opanować swe emocje. Miodowe oczy patrzyły na niego, jakby zaglądały w głąb jego serca. Zaczynał rozumieć, że ich życie nie będzie już nigdy spokojne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz