Translate

wtorek, 20 maja 2014

Historia poza tematem numer dwieście trzy: Stanąć o własnych siłach - Część pięćdziesiąta trzecia.

Ludzkie serce jest czasem niczym dziecko we mgle. Widzi zbyt mało, by znaleźć swą drogę. Potrzebuje kogoś, kto widzi więcej, kto go poprowadzi. Lecz czy ta osoba zrozumie, w jakiej sytuacji znalazło się zagubione dziecko, jeśli samemu widzi wyraźnie?

Stanąć o własnych siłach
Część LIII

                Młodzieniec o miodowych oczach potrafił zrozumieć, że nie mógł spędzać wystarczająco dużo czasu z przyjaciółmi, gdy wszyscy musieli się uczyć, by zdać egzaminy. Jednak, gdy one minęły poczuł się samotny. Przyjaciele mieli swoje sprawy, wiedział o tym, jednak trudno mu było czekać na nich, gdy wydawali się stawać coraz bardziej odlegli. Głównie zależało mu na ujrzeniu błękitnych oczu, które były zawsze bardzo smutne. Chciał, by te oczy stały się szczęśliwe, by patrzyły na niego. Jednak było to bardzo trudne. Te oczy widziały jedynie zasady, ograniczenia, obowiązki, nakazy i zakazy. Trudno im było dostrzec piękno, radość, marzenia. To były rzeczy, które już dawno zniknęły z ich pola widzenia. Były więc ślepe na to, co było drogocenne. Zaś miodowe oczy widziały to wszystko wyraźnie, jednak rozmazane, bez kontur stworzonych przez sens życia ludzkiego. Dla nich piękno było sensem samo w sobie. Potrzeba było więc obu obrazów, widzianych tymi dwoma parami oczu, by stworzyć prawdziwy sens. Czarno-białe kontury, linie zasad i barier, widziane przez błękitne oczy powinny zostać wypełnione kolorami, które rozlewały się w obrazie tego, co widziały oczy w kolorze miodu. Jednak te obrazy oddalały się od siebie, były zmywane przez czas i łzy. Potrzeba było czegoś, co zwiąże dwa serca, by oczy widziały wspólnie, czegoś potężniejszego niż wszystko, co mogło je rozdzielić. Chłopiec o miodowych oczach patrzył na złote słońce pośród błękitnego nieba. Zrozumiał, że jest to jego ukochany widok. Nie chciał nigdy stracić tego, co tak bardzo przypomina ten synonim szczęścia.
                Nie wiedząc czemu, chłopiec wybiegł z domu, nie mogąc w nim usiedzieć. Biegł tam, gdzie prowadziły go jego nogi, nie rozumiejąc nawet w jakim kierunku biegnie. Nie czuł zmęczenia, nie wiedział jak długo biegł, lecz nagle wpadł na kogoś. Upadł na ziemię, zdzierając sobie przy tym kolano. Nagle usłyszał znajomy głos.
- Feliciano, przecież mówiłem Ci, że nie wolno biegać jak jest dużo ludzi w okół – mężczyzna o jasnych włosach ukucnął obok poszkodowanego. – A gdzie Ty w ogóle tak biegłeś? Pamiętaj, że jeśli czegoś potrzebujesz to możesz zawsze do mnie zadzwonić i Ci pomogę.
- Właśnie teraz bardzo, bardzo czegoś potrzebuję... – głos chłopca lekko drżał.
- Czego? Zabiorę Cię do domu i od razu po to pójdę.
- Ale właśnie o to chodzi, byś nigdzie nie szedł... – na te słowa błękitne oczy otworzyły się szerzej w zdziwieniu i braku zrozumienia sytuacji. Po chwili jednak dłonie młodzieńca owinęły się w okół szyi mężczyzny. – Bo to Ty jesteś tym, czego potrzebuję...
- Ej, nie na ulicy, ludzie patrzą. Zaprowadzę Cię do domu.
- Wstydzisz się mnie? Tak długo nie spotykaliśmy się poza pracą... Zupełnie, jakbyś już mnie nie lubił...
- Nie miałem czasu, wiesz o tym. Ty też chyba miałeś go mało. Dopiero w zeszłym tygodniu skończyły się egzaminy, prawda? Kiedy miałem do Ciebie przyjść?
- Ale skoro już tydzień miałeś wolne to mogłeś przyjść.
- Mam jeszcze wiele innych spraw na głowie – mężczyzna pomógł wstać swemu towarzyszowi, jednak wydawał się być nieco zdenerwowany. – Muszę zająć się nie tylko Tobą, ale jeszcze swoim życiem. Nie tylko Ty jesteś na tym świecie – po tych słowach młodszy chłopak posmutniał i nic na nie nie odpowiedział.
                Gdy już byli w domu młodszego z nich, wszystko wydawało się być inne niż powinno. Co najmniej tak widziały to miodowe oczy. Chłopiec czuł, że powinien być szczęśliwy, że jego przyjaciel się o niego martwi, że się nim opiekuje, jednak jednocześnie bał się być dla niego ciężarem. Bał się zimna w błękitnych oczach. Chciał, by były one jego niebem, jasnym niebem pełnym słońca. Teraz jednak przypominały słoną wodę oceanu w jesieni, gdy czekał on jedynie na zimę, by móc spokojnie zamarznąć. Bał się zimna, bał się bezkresu oceanu, bał się braku słońca. A najbardziej bał się obojętności.
- Luffie... Gniewasz się? – zaczął nagle, choć długo milczał. Zbyt długo jak na jego rozmowną naturę.
- Nie tyle gniewam, co martwię. Nigdy nie wiadomo, co zrobisz, ciągle dzieje Ci się krzywda, a jeszcze nie ma czasu, by się Tobą porządnie zająć... Powinienem ciągle przy Tobie siedzieć, ale wiesz, że to niemożliwe...
- Byłoby możliwe, gdybyśmy mieszkali razem...
- Wiesz, że na to nie ma pieniędzy. Ale później, za rok, dwa... Może wtedy się uda – błękitne oczy delikatnie rozbłysły.
- A lubisz mnie jeszcze...? – pytanie, mimo swej prostoty stawiało przed odpowiadającym ogromne wyzwanie. Najłatwiej więc było je obejść. Mężczyzna wziął młodzieńca na ręce i zaniósł do pokoju, w którym ten powinien spać.
- Ty teraz musisz odpocząć, bo Cię noga boli. Zrobić coś dla Ciebie?
- Nie złamałem nogi, tylko obtarłem kolano, a martwisz się tak, jakbym wpadł pod samochód – chłopiec zaśmiał się cicho. Był szczęśliwy widząc, że jego przyjaciel naprawdę się o niego martwił, a takie zachowanie było wspanialsze niż słowa, było prawdziwe.
- Ale mogłeś wpaść, bo tak nieuważnie biegłeś. Może jednak coś zrobię, żebyś się lepiej poczuł? Jak coś Cię boli to powiedz.
- Jest coś, co mnie boli i tylko Ty możesz pomóc... Ale powiem Ci tylko na uszko... – mężczyzna westchnął, ale wiedział, że czasem trzeba posłuchać dziwnych próśb młodzieńca. Gdy tylko się nachylił został mocno przytulony. – Bolało mnie serduszko, ale teraz już jest dobrze... Wiesz, że może być jeszcze lepiej?
- Lepiej będzie jeśli się wyśpisz – błękitnooki odsunął się z rumieńcem na twarzy. – Tak, wyśpij się, bo chyba masz gorączkę... Tak, na pewno. Zrobię Ci herbaty i pójdę, a Ty śpij... – blondyn zniknął w kuchni.

                Dzień zakończył się zwyczajnie. Błękitnooki jak zwykle matkował swemu przyjacielowi, starając się odgonić dziwne myśli. Jednak wiedział, że coś wkrótce się zmieni, a on tylko to przeciąga. Wiedział, że nie może traktować go jak dziecko. Jednak sam był teraz zagubiony. Chociaż pośród mgły, w której zagubiło się jego serce widział potężny blask, piękne światło miodowych oczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz