Translate

środa, 7 listopada 2012

Wiersz numer dwadzieścia cztery: Ostrze zdrady.

Wspomnienia Chin w słowach kierowanych do Japonii. Małe wspomnienie również o Rosji, nieco, być może, romantyczne.


Ostrze zdrady

Pamiętam nasze pierwsze spotkanie
Gdy mówiliśmy o wschodzie i zachodzie słońca
Byłeś wtedy taki malutki, słodziutki
Od razu Cię pokochałem
Zabrałem Cię do domu
Dorastałeś na mych oczach
Byłeś geniuszem
Potrafiłeś stworzyć piękno
Jeszcze pamiętam Twe pierwsze literki
Takie słodkie, nieporadne, dziecięce
Tak proste i piękne
W Twych rękach wszystko stawało się dziełem sztuki
Jak myślisz, co robi króliczek na księżycu
Żałuję, że teraz, patrząc na ziemię, widzi akurat to
Twe piękne oczy wypełnione łzami
Musiałeś to zrobić, wiem to
Czy ma Ci wybaczyć?
Serce boli bardziej niż ciało
Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć
Szukam kogoś, kto pomoże mi zapomnieć
I znalazłem jego
Czułem się bezpiecznie, ukryty w tym ogromnym ciele
W tak gorącym uścisku
Nie przeszkadzała mi woń alkoholu
Teraz po was obu pozostały mi wspomnienia
Wspólne chwile były piękne
Kiedyś rodzina spotka się znowu
A świat rozbłyśnie z promieniach wchodzącego słońca

wtorek, 6 listopada 2012

Wiersz numer dwadzieścia trzy: Zniszczona dusza.

Nie wiem czy się nadaje, chociaż ta osoba pojawia się często na fanartach z Hetalii, chociaż to nie personifikacja. Wiersz jest o Fryderyku II Hohenzollernie. Napisany po dwóch nocach przepłakanych podczas pisania o nim na historię.


Zniszczona dusza
Z kolebki płacz wyniesiony
Niezrozumienie, łzy, zniszczenie
Marzenia odrzucone
Płacz nigdy nie uciszony
Zamiast dumy ze sztuki
Walki nakaz
Ucieczka ku wolności
Zakończona stratą skarbu najcenniejszego
Czemuż tyle łez wylać musiał?
Czyż ten, który życie Twe rozpoczął
Musiał zniszczyć je jednym słowem?
Miejsce fletu w Twych dłoniach zajęła broń
Miejsce sztuki w sercu zajęła władza
Lecz wkrótce zło zniknęło
Na zawsze oczy zamknęło
Więc piękno powróciło
Lecz dusza zniszczoną już była
Sztuka nie była już celem
Rozrywką jeno
Ku potędze dążyłeś
Krwią ludzką ręce splamiłeś
Oszustwem zbrukałeś duszę
Z Twego rozkazu
Najwspanialszy kwiat świata rozdartym został
Powoli zatraciłeś człowieczeństwo
Urzędnikiem jeno się stając
Jednemu narodowi dobro niosąc
Inne skazałeś na łzy
Na śmierć serce obojętne się stało
Wkrótce jednak przypomniało o sobie
Bólem wielkim
Ujrzałeś śmierć, której uniknąłeś
Lecz nawet nie zwróciłeś na nią uwagi
Pogrążony w obowiązkach
Porzuciłeś świat cały
W samotności umarłeś
Bez rodziny, przyjaciół
Bo jedna osoba
Duszę Twą zniszczyła
Gdybyś mógł wtedy
Pozostać przy sztuce
Stworzyłbyś piękno bez łez i cierpienia
Nie zbrukałbyś swej duszy
Żył i umarłbyś pośród przyjaciół
Lecz Twe grzechy, łzy, cierpienia
Były winą jednego istnienia
Życie dane zniszczonym zostało
Zakończone w samotności.

poniedziałek, 5 listopada 2012

Wiersz numer dwadzieścia dwa: Narkotyk niewinności.

Rosja i Łotwa myślą o sobie nawzajem. Zaczyna ich łączyć coś, co nigdy nie powinno się pojawić i może doprowadzić do ich końca. Jednak nie chcą tego przerwać. To jest jak narkotyk, prowadzi do zniszczenia, jednak ludzka wola jest zbyt słaba, by go odstawić.


Narkotyk niewinności

Wiesz, że jesteś dla mnie jak narkotyk?
Uzależniasz, mamisz, pokazujesz złudne szczęście
Wolę Ciebie od alkoholu
Wolę Twe towarzystwo od snu
Ale to zakazane
Ale to zniszczy nas obu

Wie pan, jest pan jak narkotyk
Taki mocny, silny, niszczący me wnętrze
Można pana pomylić z cukierkiem
Ale prawda o panu jest przerażająca
Wiem, że tak nie wolno
Ale nie mogę się powstrzymać

Twa niewinność mami me zmysły
Pragnę Ci ją odebrać, zwieźć na złą drogę
Jesteś taki słodki i uroczy
Pragnę ujrzeć Twą ciemną stronę
Lecz Ty nigdy nie przelejesz krwi
Ty nigdy nie utracisz niewinności

Pańska potęga odbiera mi zmysły
Chciałbym ją z panem dzielić, pozyskać jej choć odrobinę
Jest pan tak silny
Chciałbym ujrzeć pana nieporadnego
Lecz pan nigdy nie przegra
Nigdy nie pokocha

Dwoje napawa się sobą niczym narkotykami
Wiedzą, że to wszystko jest zakazane
Tak bardzo pragną więcej
Lecz, gdy podejdą zbyt blisko spalą się jak ćmy
Narkotyk w zbyt dużej dawce uśmierci wszystko
Więc dwoje trzyma się na dystans
Czy niewinność pokona potęgę?
Czy miłość zwycięży strach?

niedziela, 4 listopada 2012

Historia poza tematem numer siedemnaście: Różana iluzja.

Anglia i Francja rozmyślający o sobie nawzajem. Różne podejścia do miłości. Odrzucanie jej i uwielbienie. Ukrywanie uczuć i napawanie się nimi. Jedno spotkanie, które zmienia wszystko.


Różana iluzja

                Pamiętam nasze wszystkie kłótnie. Wiem, że to głupie, ale... Już nie pamiętam ich powodów... Nie, to nie tak. Znam powody. Jednak nie widzę sensu. Czemu zrobiliśmy coś takiego? Ale... Tego już nie cofniemy, możemy tylko iść naprzód.
                Ostatnio coraz trudniej skupić się w Twej obecności. Stałeś się jakby nieco inny... Tajemniczy. Czy zawsze taki byłeś? Ucałowałeś różę. Wiem, że to tylko taka Twoja poza, ale wiesz... Ten kwiat jest moim symbolem. Zastanawiam się jak to by było, gdyby Twe usta, zamiast tych delikatnych płatków dotknęłyby mych warg. Nie! Wcale o tym nie myślę! Wcale nie pociągają mnie Twe oczy, wcale nie hipnotyzuje mnie Twój głos, wcale nie pragnę Twego dotyku...
                Kogo ja oszukuję? Powiedz mi, kogo? To wszystko bez sensu... To wszystko jest takie puste, nielogiczne, nieosiągalne. Widziałem Cię pijącego wino. Kropla spłynęła kącikiem Twych ust po Twej brodzie, szyi... Chciałem obserwować jej dalszy bieg, żałowałem, że zniknęła pod koszulą.  A co, jeśli byś jej nie miał? Jeśli kropla przemierzyłaby całe Twe ciało, a ja... A ja bym potem zlizał ślad po niej? Nie! Nie mogę być perwersyjny. Nie jestem Tobą, jestem gentlemanem.
                Powoli samo ciało przestało mnie interesować. Nie zależało mi już na tym, by patrzeć na Twoje usta. Chciałem, by się uśmiechały. Patrzyłem w Twe oczy, jednak chciałem, by i one patrzyły na mnie. Czy żądam zbyt wiele? Pragnąc Twego uśmiechu, spojrzenia? Nie musisz nawet mówić, że mnie kochasz, nie musisz mnie dotykać. Tylko bądź dla mnie miły i uśmiechaj się patrząc mi w oczy.
                Nie pragnę Twego ciała, więc nie jest to zboczenie. Dalej mnie ono pociąga, ale nie jest już dla mnie najważniejsze. Nie jest to zauroczenie, iluzja. Zbyt dobrze Cię znam, by nie widzieć Twoich wad. Więc czemu tak pragnę, byś miał słowa, które będziesz wymawiał tylko do mnie? Czemu więc chcę, byś traktował mnie wyjątkowo? Czego naprawdę potrzebuję?
                Teraz to zrozumiałem. Wiesz? Kocham Cię. Tak cholernie kocham. I nienawidzę za razem.  Kocham Twe usta za to, że są piękne, nienawidzę za to, że tak odległe. Nienawiść zniknie, gdy dotkną moich warg, pojawi się znów, gdy tylko się oddalą. Kocham Twe włosy za ich miękkość i blask, nienawidzę za to, że nie czuję ich zapachu na swej poduszce, dotyku na policzku. Proszę, spraw, by ta nienawiść zniknęła. Spraw, by miłość zwyciężyła. W końcu jesteś krajem miłości, czyż nie?
                Ty jednak panujesz nad miłością, nienawidzisz mnie. Torturujesz mnie tym uczuciem. Skradłeś mi serce, by wbijać w nie szpilki. Zawładnąłeś mym umysłem, bym postradał zmysły. Ty zawsze będziesz moim wrogiem, niezależnie od tego, jak bardzo będę Cię kochał, Ty będziesz mnie nienawidził. To wszystko nie ma sensu.
                Czasem żałuję, że nie mogę umrzeć. Zasnąć i już się nie obudzić. Nie żyć z myślą, że jesteś tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Nie myśleć o tym, że znów Cię zobaczę i znów rozpęta się kłótnia. Nie bać się, że Cię zranię, ani że wydam się nie mówiąc nic złego. Chcę już po prostu spokoju. Najlepiej wiecznego.
                Czy przestaniesz zabijać mnie powoli, kawałek po kawałku? Tak jak róża ma kolce, tak miłość przynosi cierpienie. Róża to mój symbol. Jednak kocham patrzeć na nią w Twych dłoniach, wyobrażać sobie, że trzymasz mą dłoń. A gdy dotykasz płatków swymi ustami, marzę o tym, byś mnie pocałował.
 ***
                Zastanawiałeś się kiedyś, czemu wciąż dotykam róż, chociaż tak często ranią me palce? Tak jak Twe słowa ranią me serce, a wciąż jestem przy Tobie. Kiedyś to był przymus. Róża była pozą, Ty wrogiem. Teraz wiem, że róża jest Twym symbolem, a bez Ciebie świat byłby pusty. Dotykam ustami płatków róży, mając nadzieję, że kiedyś to będą Twoje usta.
                Nie będę się oszukiwać, mówić, że to wcale nie jest miłość. Wiem, że Ty byś tak mówił, wmawiał sobie wygodne kłamstwo odsuwające Cię od cierpienia. Ale ja chcę prawdy. Chcę cierpieć. Za to co Ci zrobiłem. Chcę wylać tysiąc łez za każdą kroplę Twej krwi, którą przelałem. Chcę, by na różę skapnął tysiąc kropel mej krwi w zamian za każdą Twą łzę wylaną z mego powodu. Dotykam kolców palcami, czuję jak pęka skóra. I jestem szczęśliwy, gdy białe róże zabarwiają się czerwienią.
                Słyszę każde Twe słowo, każdy oddech, upijam się nawet sposobem w jaki robisz przerwy. Stałem się jak prześladowca. Obserwowałem każdy Twój ruch. Mówił Ci ktoś kiedyś, że pięknie układasz palce na uszku filiżanki, gdy pijesz herbatę? Och, kropelka spadła z Twych ust na brodę. Niech spłynie szyją na Twą ukrytą pod koszulą pierś. Och, nie! Nie ścieraj jej palcem! Czemu nie mogę Cię podziwiać?
                Jak smakowałaby herbata z winem? A jeśli do Twej herbaty dolałbym własnej krwi? Zrobiłem to. Kolec róży przebił palec, gdy tylko wyszedłeś na chwilę. Kropla spadła do filiżanki. I kolejna, i kolejna, i kolejna. Kapały niczym me marzenia, które nigdy się nie spełnią. Uśmiech, plum. Dotyk, plum. Pocałunek, plum. Dalej już wolę nie myśleć. Plum, plum, plum... Earl Gray zabarwia się czerwienią.
                Wypiłeś tą herbatę. Nie skrzywiłeś się ani razu. Uśmiechałeś się. Spełniło się pierwsze marzenie opłącone kroplą krwi. Czy spełni się też reszta? Proszę daj mi jakiś znak, choćby jedno słowo. Bym wiedział, czy wolno mi marzyć. Bym wiedział, czego mogę oczekiwać.
                Jesteś piękny. Niczym kwiat. Ale nie tej polny. Niczym najwspanialsza róża. Wiesz już czemu tak kocham róże? Może Ty pokochasz irysa? Przyniosę Ci bukiet, chcesz? A na każdym kwiecie kropla mej krwi. To będzie ma zapłata. Za Twe cierpienie. I opłata. Wkupienie się w Twe łaski.
                Długo czekałem, aż zakwitną irysy. Stworzyłem z nich najwspanialszy bukiet, przyozdobiony czerwienią.  Być może pokochasz czerwień. Być może pokochasz mnie. Widziałem w Twym wazonie róże. Czyż nie są piękne? Lecz czemu białe? Powinny być czerwone! Niczym miłość i krew! Właśnie, krew... Czy dając Ci krew otrzymam w zamian miłość? Podszedłem do wazonu, nabiłem palec na kolec róży. Wśród tych kwiatów umieściłem moje. Czy nie powinny być razem? I znów zraniłem palec. To już dawno przestało boleć. Kropla krwi spadła na największą różę, biały płatek plamiąc czerwienią. Czemu nagle w ciemnym dotąd pokoju pojawiła się struga światła?
 ****
- Co tu robisz? – zielonooki wszedł do pokoju niepewnie. Nie spodziewał się go. Myślał, że to włamywacz, morderca. Jednak teraz żałował, że to nie żaden z nich.
- Przyszedłem tylko dać Ci mały prezent – wyższy blondyn uśmiechał się niewinnie, jakby przebywanie w domu wroga, w środku nocy, z zakrwawionymi palcami, w dodatku zasłaniając przyniesione kwiaty, było całkowicie normalne.
- Jaki? – niższy zapalił światło i ujrzał zakrwiawione róże i irysy pośród nich. – Co Ci jest?! Co Ty zrobiłeś?! Róże... zakrwawione... A te irysy? Chcesz mi coś przekazać, co? To groźba? Nietknięte irysy i zakrwawione róże?! To zapowiedź wojny?!
- Nie! Angleterre! Proszę! Uspokój się! Krew to czerwień... A czerwień... Czerwień to kolor miłości...
- Co chcesz mi wmówić? Że mnie kochasz? Bardzo śmieszne, już Ci wierzę.
- Właśnie to chciałem Ci powiedzieć. Je t’aime, Angleterre.
- Co...? Masz gorączkę? – mężczyzna dotknął dłonią czoła starszego. – Nie... Nie uderzyłeś się? Pokaż, może trzeba opatrzyć...
- Martwisz się o mnie? Więc i Ty coś czujesz, prawda?
- J-ja... Ja... Nie zaprzeczę... – zarumienił się.
- Proszę... – błękitnooki podniósł zakrwawioną dłoń przed oczy młodszego mężczyzny. Gdy ten otworzył usta położył mu na nich palec. – Proszę, wypij mą krew.
- Czemu...?
- Chcesz, by się zmarnowała? Poza tym, czyż w krwi kraju miłości nie płyną uczucia? Chcę przekazać Ci mą miłość.
- A co... Co ja mam dać Ci w zamian?
- Nic. Wylałeś przeze mnie wiele łez. Twój uśmiech będzie najwspanialszym dla mnie darem.
- Dobrze... – zielonooki uśmiechnął się niepewnie i zaczął zlizywać krew. – Słodka...
- Cieszę się, że Ci smakuje. Chciałbyś pić ją codziennie?
- Wolałbym już nigdy nie widzieć Twojej krwi. Chciałbym co noc zasypiać przy Tobie i budzić się z Tobą co rano.
- Nigdy nie spodziewałem się takich słów z Twych ust...
- Długo dojrzewały w mym sercu, nim znalazły się na języku. Były przeznaczone tylko dla jednej, wyjątkowej osoby. Ale... myślałem, że ta osoba nie chce ich słuchać.
- Ta osoba chce spijać je z Twych ust – błękitnooki podniósł dłonią jego twarz i pocałował go. Zachłannie, namiętnie, zaborczo. – W końcu poznałem smak szczęścia.
- Jest... Jest już późno... Chodźmy do łóżka...
- Razem?
- Przecież nie wyrzucę Cię z domu, prawda? I jest już za późno na ścielenie drugiego łóżka...
- Chcesz bym spał z Tobą?
- T-tak... – młodszy mężczyzna delikatnie się zarumienił, a jego dłonie drżały.
- Czy to propozycja?
- Jeśli chcesz z niej skorzystać...
                Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Zaczął obsypywać młodszego pocałunkami. Delikatnymi i tymi namiętnymi. Tak dobrze wiedział, gdzie powinien iść. Wziął go na ręce i wciąż całując zaniósł do sypialni. Położył go na łóżku i zaczął rozbierać.
- Nie tak szybko... Zwolnij... – zielonooki delikatnie drżał, chwycił jego dłonie.
- Boisz się?
- T-to nie tak. Ja się przecież nie boję... Tylko...
- Cichutko, nie tłumacz się... – teraz chwilę się zatrzymał. Delikatnie całował jego klatkę piersiową. – Gotowy na ciąg dalszy?
- T-tak... – zieleń ukryła się pod powiekami. Tak więc starszy mężczyzna powoli zdjął z niego koszulę, później resztę ubrań. – Nie patrz! – zielonooki zasłonił się dłońmi. – To nie fair... Ty... Ty jesteś jeszcze ubrany.
- Więc mnie rozbierz.
- Nie... Wolę... Wolę popatrzeć jak sam to robisz...
- A ja chcę, żebyś Ty to zrobił.
- D-dobrze... – tak więc wykonał polecenie. Potem wszystko poszło szybko. Nie było już trudności, których nie byliby w stanie przezwyciężyć. Nim noc się skończyła przypieczętowali swą miłość czynem. Nienawiść odeszła w niepamięć.
                Dni i lata mijały. Nigdy nie podnieśli już ręki na siebie nawzajem, jedynie ściskali swe dłonie wzajemnie. Płatki róż i irysów zostały zasuszone w kwietniku. Tak jak one już nie zginą, tak ich miłość będzie trwać wiecznie.

sobota, 3 listopada 2012

Wiersz numer dwadzieścia jeden: Proszę, powiedz.

Prośba Norwegii do Islandii o nazwanie go braciszkiem. Smutek i nadzieja, wyczekiwanie na to jedno słowo i wspomnienie przeszłości.


Proszę, powiedz

Czy to jedno słowo sprawia Ci aż tak wiele bólu?
Czy nienawidzisz mnie zbyt mocno, by je wypowiedzieć?
Pamiętasz? Jak opowiadałem Ci bajki, legendy
Jak kochałeś wszystkie te baśniowe stwory
Jak bałeś się słów o potworach
Czułem się wtedy tak ważny, tak potrzebny
Dawałem Ci swoje słowa
Dawałem Ci swoje historie
Teraz pragnę od Ciebie tego jednego, jedynego słowa
„Braciszku”
Czemu tego nie powiesz?
Czemu nie chcesz nazwać mnie bratem?
Czemu nie chcesz się do mnie przyznać?
Nienawidzisz mnie?
Wstydzisz się mnie?
Nie jestem godzien usłyszeć tego słowa z Twych ust?
Proszę, powiedz
To jedno słowo
Lub prawdę, która zamyka Ci usta
Pragnę tylko tego
Słów miłości
Słów prawdy
Powiedz „Braciszku”
Lub wyjaw co Cię od tego powstrzymuje
„Nie jestem już dzieckiem”
Wiem, że nim nie jesteś
Ale dalej jesteś moim kochanym, słodkim, małym braciszkiem
Tak jak dzieci dla rodziców są zawsze ich szkrabami
Tak Ty zawsze będziesz moim drogim braciszkiem
Więc proszę, powiedz to
„Braciszku”
Lub prawdę o swych uczuciach

piątek, 2 listopada 2012

Wiersz numer dwadzieścia: Myśl o odejściu.

Pisane z perspektywy Niemiec, przypadkowo dosyć, ale już tak zostawiłam, bo pasowało. Więc on zastanawia się nad tym czemu wciąż istnieją Włochy Weneckie i Prusy. Jeśli chodzi o Włochy to jest to nieco wzięte z doujinsji "To be human", gdzie szef Włoch uznał, że Weneckie nie są potrzebne, bo to w Rzymskich jest stolica, więc Weneckie stały się człowiekiem. Tak więc jest w wierszu opisane rozmyślanie nad tym, czemu on wciąż istnieje, skoro nie ma stolicy, a to stolica jest sercem. Zaś z Prusami jest logiczniej, po prostu nie ma terenu. A to teren jest ciałem. Dusza bez ciała, ale żyje. Powinien być duchem jak Rzym, ale jest człowiekiem. Czyli osoba żyjąca zgodnie z zasadami zastanawia się jak może istnieć coś, co je łamie.


Myśl o odejściu

Wiesz, jesteś inny niż wszyscy
My wszyscy, dusze narodów
Jesteśmy po jednym na każdy kraj
A Ty? Stolicą rządzi Twój brat
Czemu więc Ty wciąż tu jesteś?
Kiedyś nad tym myślałem
Kraje, które straciły ziemię zniknęły
A Ty i mój brat...
Ty już nie jesteś krajem, nie masz w sobie stolicy
A on nie ma terenu w ogóle
A obaj tu jesteście?
Boję się, że kiedyś znikniecie
Bo w końcu nie macie prawa istnieć
Kraj, który ma dwie personifikacje
Jedna jest niepotrzebna, czyż nie?
To stolica jest sercem
Człowiek bez serca umiera
A jeśli Ty umrzesz?
Personifikacja pozbawiona kraju
Czy ma prawo istnieć dusza bez ciała?
Tak wielu takich jak on pojawia się tylko na chwilę
Jak duchy, o których on tyle mówił
Po prostu przekazuje informacje i znika
A brat spokojnie żyje
To nie jest normalne
To co jest nielogiczne nie może istnieć
Podstawą świata są zasady
A wy je łamiecie
I... jestem z tego powodu szczęśliwy

czwartek, 1 listopada 2012

Historia poza tematem numer szesnaście: Daydreaming.

Anglia rozmyśla o swoich relacjach z Francją i nowej sytuacji. A także o swoich marzeniach, które się spełniają.


Daydreaming

                Wciąż, dzień w dzień widzę jak podrywasz, uwodzisz te kobiety. Przeklęta żabo, czy Ty nie masz umiaru? Co wieczór prowadzisz do domu inną, a ona odchodzi  nim nadejdzie poranek. Budzisz się sam, często ze śladami łez pod oczami. Skąd ja to wiem? Bo Cię obserwuję... Dzień w dzień, co najmniej kilka godzin muszę poświęcić na patrzenie na Ciebie. Kiedy to się zaczęło? Sam nie wiem. Pewnie dawno, pewnie znienacka, płynnie przekroczyłem tą granicę. Kiedyś po prostu chciałem znaleźć coś, co Cię skompromituje, obserwowałem Cię, by Cię poniżyć, by znaleźć dowody Twej niższości. A wiesz co znalazłem? Samotność i łzy. To wino, którym tak się chwaliłeś, mówiłeś, że pijesz je, bo jest zdrowe. To nie był jedyny powód prawda? Dla zdrowia można wypić lampkę, może dwie. Ale nie kończy się to zostawieniem pokoju pełnego pustych butelek i zużytych chusteczek. Dziwisz się, że jak wstawałeś na kacu to mieszkanie było czyste, a na szafce przy łóżku stała woda i leki? A może ciekawi Cię to, czemu mimo zaśnięcia w orzyganym ubraniu na podłodze w przedpokoju budzisz się w czystej piżamie w swym łóżku, a ubrania znikają, by pojawić się kilka dni później w stanie nienagannym? Zrozum wreszcie, że mam dość Twoich kłamstw! Jesteś taki wspaniały, bo możesz mieć każdą? Jesteś zerem, bo nie możesz mieć tej jedynej! A ja... Ja nie mam nikogo, nawet zwykłej panienki na jedną noc. Mam tylko moją małą obsesję, moje sny na jawie. Marzenie, że kiedyś to moje ramiona okrążą Twą szyję.
                Spotkanie służbowe to zły moment na fantazje. Patrzyłem na Ciebie, udając że Cię nienawidzę.
- I czego chcesz, żabo?! Ten Twój projekt to można o kant dupy potłuc! – to prawda, że nie był idealny, ale... nie był aż tak zły. Tylko trochę nierealny.
- A Ty nie masz za grosz romantyzmu! – naprawdę tak sądzisz? Och, gdybyś wiedział jak wiele romantycznych stereotypów powielam!
- Ja chociaż nie puszczam się na prawo i lewo, Casanovo! – głuche uderzenie. Wnętrze otwartej dłoni spotyka się z moim policzkiem. Gorąco. Nie, to nie boli, to piecze. Ale boli co innego. Serce. Ty... Ty nie jesteś wściekły. Jesteś smutny. Jakbym właśnie powiedział coś, czego nie chciałeś nigdy do siebie dopuścić. Wybiegasz z sali.
- Cholera! On płakał – słyszę śmiech tego, który kiedyś złamał mi serce. Nadal nie nauczył się rozumieć ludzkich uczuć. Wiesz, nigdy nie widziałem Twoich łez, nie oficjalnie. Jednak tak wiele skapywało wieczorami do kieliszków z winem. Ale teraz. Teraz nie byłeś w stanie ukryć łez nawet wśród ludzi. Co Ci jest? Wybiegłem za Tobą, bałem się. Tak okropnie się bałem, że zrobisz przeze mnie coś głupiego. Jednak nic takiego nie miało miejsca. Jesteś na to jednak zbyt silny, czyż nie? Zobaczyłem jak kulisz się w kącie. Drżałeś od szlochu. Czy coś Ci się stało? Wiem, że pewnie jesteś zły za to co powiedziałem, ale zwykle po prostu byś mnie wyzwał, pobił, a nie płakał. Czyżbyś za wiele w sobie ukrywał? Od tak dawna marzyłem, by być jedną z osób w Twym łóżku... Czemu? Sam nie wiem. Ale teraz rozumiem, że to nie tego pragnąłem, to było jedynie iluzją.  Tak naprawdę chciałem, byś się do mnie uśmiechnął, przytulił mnie, powiedział, że mnie kochasz. „Miłość”. Co to jest? Ty zawsze mówisz o tym jak o jakieś baśni, dziele sztuki. Zawsze wydaje mi się to nierealne. A czy teraz ta abstrakcja stanie się fizycznym kształtem? Czy ja Cię kocham? Dawniej śniłem o tym, by Cię zabić. W wielu snach ściskałem Twe gardło w mocnym uścisku, w wielu snach umierałaś powoli przede mną. Ale ostatnio wciąż marzyłem o Twej uśmiechniętej twarzy. Moje dłonie zaplatały się w okół Twej szyi. A nasze usta się łączyły. To wszystko przez to, co mi opowiadałeś. Naśmiewałeś się ze mnie mówiąc o miłości i pożądaniu, powodowałeś u mnie te nieetyczne sny. A teraz kuliłeś się kawałek ode mnie. Ten widok mocniej chwytał mnie za serce niż dziesiątki razy gdy widziałem Cię pijanego po nieudanej nocy. Podszedłem do Ciebie niepewnie. Co mam zrobić? Wiem, przyjaciele zawsze kładą sobie rękę na ramieniu, prawda? A czy my jesteśmy przyjaciółmi? Uważasz nas za wrogów... Co powinienem zrobić? Może śmianie się z Ciebie zmotywuje Cię do podniesienia się i uderzenia mnie? Ale to zbyt ryzykowne, może załamać Cię jeszcze bardziej. Potrzebujesz wsparcia. Zastanawia mnie jedno. Cały czas byłeś samotny, nie przyszli do Ciebie Twoi przyjaciele. Teraz też nie wybiegli za Tobą. Pokłóciliście się? A może powiedziałeś im coś, czego nie chcieli słyszeć? Nie czas na takie rozmyślania. Teraz mnie potrzebujesz. Podszedłem do Ciebie i ukucnąłem. Ująłem Twą dłoń w swoje.
- Ja... Ja przepraszam... Nie miałem tego na myśli... – to prawda, w końcu musieliśmy się kłócić, ale tego nie chciałem.
- Miałeś. Przemyślałeś dokładnie każde słowo... – pociągasz nosem. – I wiesz co? Masz rację! – spojrzałeś na mnie jednocześnie smutnym i nienawistnym spojrzeniem. – Po prostu się wypaliłem! Wiesz od jak dawna nikogo nie kochałem? Myślisz, że sypiam z kim popadnie dla rozrywki? Po prostu to pieprzone łóżko jest tak okropnie wielkie i zimne! Chcę, żeby ktoś był obok...
- Ja mogę być... Nie w łóżku, oczywiście, nie myśl sobie. Ale... Ale mogę być przy Tobie. Czemu oni nie przyszli do Ciebie?
- Wiesz czemu? Przez Ciebie! Bo powiedziałem im,  że... – zasłoniłeś dłonią usta.
- Co powiedziałeś? – zbliżyłem się do Ciebie. Zobaczyłem jak odsłaniasz usta. Obiema rękami złapałeś mnie mocno. Co chcesz mi zrobić? Mam się bać? Bronić? Cieszyć?
- Że Cię kocham, cholero... – mocno przycisnąłeś mnie do siebie. Pocałunek. Zaborczy, brutalny. Gdzie Twoja słynna delikatność? Twe umiejętności? Czy po prostu chciałeś mi pokazać, że należę do Ciebie? Przygryzłeś mi wargę. Zadajesz mi ból? Mścisz się za samotność? Ja mogę zrobić to samo. Mój język zaczyna walczyć z Twoim, to takie przyjemne uczucie. Walka, która nie przelewa krwi. Brakuje mi tchu. Ale Ty jesteś bardziej doświadczony. Ty jeszcze nie przerwiesz. Próbuję się wyrwać, dusisz mnie, gryziesz. Zostaw! Nie tak to miało wyglądać. Odrywasz się ode mnie, a ja mam ochotę płakać.
- Czemu to zrobiłeś? Zmusiłeś mnie do pocałunku... – dotknąłem ust, ujrzałem krew na palcach. – Nie rób tak nigdy więcej i nie kłam... Ty mnie nienawidzisz...
- Wcale nie... – delikatnie dotykasz mych ust chusteczką. – Odkąd się dowiedziałem, że to Ty się mną zajmujesz byłem szczęśliwy. Ja na początku naprawdę się upiłem. Ale potem oni przyszli i mnie okrzyczeli. Powiedzieli, że mam uważać, bo Ty wychodziłeś. Oni też to wiedzą. Obserwowaliśmy siebie nawzajem, czy to nie zabawne? Dlatego pozwolili Ci działać... To... To trochę było przedstawienie. Ja tak łatwo nie płaczę... Ale kocham Cię już długo. Spraw, by dzisiaj moje łóżko nie było za duże.
- Tylko.. Nie rób mi znowu krzywdy. Tak można w walce, nie w miłości. Jeszcze Ci do końca nie zaufałem.
- Obiecuję, wszystko będzie dobrze... – przyrzekłeś. – Pojedziemy do mnie moim zamochodem.
- A co z resztą spotkania? Co z moim samochodem?
- Wrócimy po niego, a ze spotkania i tak miałbyś ze mną wrócić, jeśli byś znalazł mnie w złym stanie. Chodź.
                Zgodziłem się. Nie żałowałem tego. Powoli zapadał zmrok, idealny czas, czyż nie? Przygotowałeś kolację, wino. Jesteś prawdziwym romantykiem. Skończyło się tak, jak obaj tego pragnęliśmy. Łóżko nie było ani za zimne, ani za małe. Od teraz będziemy się częściej spotykać, czyż nie? Rzeczywistość przerosła marzenia.