Translate

niedziela, 4 listopada 2012

Historia poza tematem numer siedemnaście: Różana iluzja.

Anglia i Francja rozmyślający o sobie nawzajem. Różne podejścia do miłości. Odrzucanie jej i uwielbienie. Ukrywanie uczuć i napawanie się nimi. Jedno spotkanie, które zmienia wszystko.


Różana iluzja

                Pamiętam nasze wszystkie kłótnie. Wiem, że to głupie, ale... Już nie pamiętam ich powodów... Nie, to nie tak. Znam powody. Jednak nie widzę sensu. Czemu zrobiliśmy coś takiego? Ale... Tego już nie cofniemy, możemy tylko iść naprzód.
                Ostatnio coraz trudniej skupić się w Twej obecności. Stałeś się jakby nieco inny... Tajemniczy. Czy zawsze taki byłeś? Ucałowałeś różę. Wiem, że to tylko taka Twoja poza, ale wiesz... Ten kwiat jest moim symbolem. Zastanawiam się jak to by było, gdyby Twe usta, zamiast tych delikatnych płatków dotknęłyby mych warg. Nie! Wcale o tym nie myślę! Wcale nie pociągają mnie Twe oczy, wcale nie hipnotyzuje mnie Twój głos, wcale nie pragnę Twego dotyku...
                Kogo ja oszukuję? Powiedz mi, kogo? To wszystko bez sensu... To wszystko jest takie puste, nielogiczne, nieosiągalne. Widziałem Cię pijącego wino. Kropla spłynęła kącikiem Twych ust po Twej brodzie, szyi... Chciałem obserwować jej dalszy bieg, żałowałem, że zniknęła pod koszulą.  A co, jeśli byś jej nie miał? Jeśli kropla przemierzyłaby całe Twe ciało, a ja... A ja bym potem zlizał ślad po niej? Nie! Nie mogę być perwersyjny. Nie jestem Tobą, jestem gentlemanem.
                Powoli samo ciało przestało mnie interesować. Nie zależało mi już na tym, by patrzeć na Twoje usta. Chciałem, by się uśmiechały. Patrzyłem w Twe oczy, jednak chciałem, by i one patrzyły na mnie. Czy żądam zbyt wiele? Pragnąc Twego uśmiechu, spojrzenia? Nie musisz nawet mówić, że mnie kochasz, nie musisz mnie dotykać. Tylko bądź dla mnie miły i uśmiechaj się patrząc mi w oczy.
                Nie pragnę Twego ciała, więc nie jest to zboczenie. Dalej mnie ono pociąga, ale nie jest już dla mnie najważniejsze. Nie jest to zauroczenie, iluzja. Zbyt dobrze Cię znam, by nie widzieć Twoich wad. Więc czemu tak pragnę, byś miał słowa, które będziesz wymawiał tylko do mnie? Czemu więc chcę, byś traktował mnie wyjątkowo? Czego naprawdę potrzebuję?
                Teraz to zrozumiałem. Wiesz? Kocham Cię. Tak cholernie kocham. I nienawidzę za razem.  Kocham Twe usta za to, że są piękne, nienawidzę za to, że tak odległe. Nienawiść zniknie, gdy dotkną moich warg, pojawi się znów, gdy tylko się oddalą. Kocham Twe włosy za ich miękkość i blask, nienawidzę za to, że nie czuję ich zapachu na swej poduszce, dotyku na policzku. Proszę, spraw, by ta nienawiść zniknęła. Spraw, by miłość zwyciężyła. W końcu jesteś krajem miłości, czyż nie?
                Ty jednak panujesz nad miłością, nienawidzisz mnie. Torturujesz mnie tym uczuciem. Skradłeś mi serce, by wbijać w nie szpilki. Zawładnąłeś mym umysłem, bym postradał zmysły. Ty zawsze będziesz moim wrogiem, niezależnie od tego, jak bardzo będę Cię kochał, Ty będziesz mnie nienawidził. To wszystko nie ma sensu.
                Czasem żałuję, że nie mogę umrzeć. Zasnąć i już się nie obudzić. Nie żyć z myślą, że jesteś tak blisko, a jednocześnie tak daleko. Nie myśleć o tym, że znów Cię zobaczę i znów rozpęta się kłótnia. Nie bać się, że Cię zranię, ani że wydam się nie mówiąc nic złego. Chcę już po prostu spokoju. Najlepiej wiecznego.
                Czy przestaniesz zabijać mnie powoli, kawałek po kawałku? Tak jak róża ma kolce, tak miłość przynosi cierpienie. Róża to mój symbol. Jednak kocham patrzeć na nią w Twych dłoniach, wyobrażać sobie, że trzymasz mą dłoń. A gdy dotykasz płatków swymi ustami, marzę o tym, byś mnie pocałował.
 ***
                Zastanawiałeś się kiedyś, czemu wciąż dotykam róż, chociaż tak często ranią me palce? Tak jak Twe słowa ranią me serce, a wciąż jestem przy Tobie. Kiedyś to był przymus. Róża była pozą, Ty wrogiem. Teraz wiem, że róża jest Twym symbolem, a bez Ciebie świat byłby pusty. Dotykam ustami płatków róży, mając nadzieję, że kiedyś to będą Twoje usta.
                Nie będę się oszukiwać, mówić, że to wcale nie jest miłość. Wiem, że Ty byś tak mówił, wmawiał sobie wygodne kłamstwo odsuwające Cię od cierpienia. Ale ja chcę prawdy. Chcę cierpieć. Za to co Ci zrobiłem. Chcę wylać tysiąc łez za każdą kroplę Twej krwi, którą przelałem. Chcę, by na różę skapnął tysiąc kropel mej krwi w zamian za każdą Twą łzę wylaną z mego powodu. Dotykam kolców palcami, czuję jak pęka skóra. I jestem szczęśliwy, gdy białe róże zabarwiają się czerwienią.
                Słyszę każde Twe słowo, każdy oddech, upijam się nawet sposobem w jaki robisz przerwy. Stałem się jak prześladowca. Obserwowałem każdy Twój ruch. Mówił Ci ktoś kiedyś, że pięknie układasz palce na uszku filiżanki, gdy pijesz herbatę? Och, kropelka spadła z Twych ust na brodę. Niech spłynie szyją na Twą ukrytą pod koszulą pierś. Och, nie! Nie ścieraj jej palcem! Czemu nie mogę Cię podziwiać?
                Jak smakowałaby herbata z winem? A jeśli do Twej herbaty dolałbym własnej krwi? Zrobiłem to. Kolec róży przebił palec, gdy tylko wyszedłeś na chwilę. Kropla spadła do filiżanki. I kolejna, i kolejna, i kolejna. Kapały niczym me marzenia, które nigdy się nie spełnią. Uśmiech, plum. Dotyk, plum. Pocałunek, plum. Dalej już wolę nie myśleć. Plum, plum, plum... Earl Gray zabarwia się czerwienią.
                Wypiłeś tą herbatę. Nie skrzywiłeś się ani razu. Uśmiechałeś się. Spełniło się pierwsze marzenie opłącone kroplą krwi. Czy spełni się też reszta? Proszę daj mi jakiś znak, choćby jedno słowo. Bym wiedział, czy wolno mi marzyć. Bym wiedział, czego mogę oczekiwać.
                Jesteś piękny. Niczym kwiat. Ale nie tej polny. Niczym najwspanialsza róża. Wiesz już czemu tak kocham róże? Może Ty pokochasz irysa? Przyniosę Ci bukiet, chcesz? A na każdym kwiecie kropla mej krwi. To będzie ma zapłata. Za Twe cierpienie. I opłata. Wkupienie się w Twe łaski.
                Długo czekałem, aż zakwitną irysy. Stworzyłem z nich najwspanialszy bukiet, przyozdobiony czerwienią.  Być może pokochasz czerwień. Być może pokochasz mnie. Widziałem w Twym wazonie róże. Czyż nie są piękne? Lecz czemu białe? Powinny być czerwone! Niczym miłość i krew! Właśnie, krew... Czy dając Ci krew otrzymam w zamian miłość? Podszedłem do wazonu, nabiłem palec na kolec róży. Wśród tych kwiatów umieściłem moje. Czy nie powinny być razem? I znów zraniłem palec. To już dawno przestało boleć. Kropla krwi spadła na największą różę, biały płatek plamiąc czerwienią. Czemu nagle w ciemnym dotąd pokoju pojawiła się struga światła?
 ****
- Co tu robisz? – zielonooki wszedł do pokoju niepewnie. Nie spodziewał się go. Myślał, że to włamywacz, morderca. Jednak teraz żałował, że to nie żaden z nich.
- Przyszedłem tylko dać Ci mały prezent – wyższy blondyn uśmiechał się niewinnie, jakby przebywanie w domu wroga, w środku nocy, z zakrwawionymi palcami, w dodatku zasłaniając przyniesione kwiaty, było całkowicie normalne.
- Jaki? – niższy zapalił światło i ujrzał zakrwiawione róże i irysy pośród nich. – Co Ci jest?! Co Ty zrobiłeś?! Róże... zakrwawione... A te irysy? Chcesz mi coś przekazać, co? To groźba? Nietknięte irysy i zakrwawione róże?! To zapowiedź wojny?!
- Nie! Angleterre! Proszę! Uspokój się! Krew to czerwień... A czerwień... Czerwień to kolor miłości...
- Co chcesz mi wmówić? Że mnie kochasz? Bardzo śmieszne, już Ci wierzę.
- Właśnie to chciałem Ci powiedzieć. Je t’aime, Angleterre.
- Co...? Masz gorączkę? – mężczyzna dotknął dłonią czoła starszego. – Nie... Nie uderzyłeś się? Pokaż, może trzeba opatrzyć...
- Martwisz się o mnie? Więc i Ty coś czujesz, prawda?
- J-ja... Ja... Nie zaprzeczę... – zarumienił się.
- Proszę... – błękitnooki podniósł zakrwawioną dłoń przed oczy młodszego mężczyzny. Gdy ten otworzył usta położył mu na nich palec. – Proszę, wypij mą krew.
- Czemu...?
- Chcesz, by się zmarnowała? Poza tym, czyż w krwi kraju miłości nie płyną uczucia? Chcę przekazać Ci mą miłość.
- A co... Co ja mam dać Ci w zamian?
- Nic. Wylałeś przeze mnie wiele łez. Twój uśmiech będzie najwspanialszym dla mnie darem.
- Dobrze... – zielonooki uśmiechnął się niepewnie i zaczął zlizywać krew. – Słodka...
- Cieszę się, że Ci smakuje. Chciałbyś pić ją codziennie?
- Wolałbym już nigdy nie widzieć Twojej krwi. Chciałbym co noc zasypiać przy Tobie i budzić się z Tobą co rano.
- Nigdy nie spodziewałem się takich słów z Twych ust...
- Długo dojrzewały w mym sercu, nim znalazły się na języku. Były przeznaczone tylko dla jednej, wyjątkowej osoby. Ale... myślałem, że ta osoba nie chce ich słuchać.
- Ta osoba chce spijać je z Twych ust – błękitnooki podniósł dłonią jego twarz i pocałował go. Zachłannie, namiętnie, zaborczo. – W końcu poznałem smak szczęścia.
- Jest... Jest już późno... Chodźmy do łóżka...
- Razem?
- Przecież nie wyrzucę Cię z domu, prawda? I jest już za późno na ścielenie drugiego łóżka...
- Chcesz bym spał z Tobą?
- T-tak... – młodszy mężczyzna delikatnie się zarumienił, a jego dłonie drżały.
- Czy to propozycja?
- Jeśli chcesz z niej skorzystać...
                Nie trzeba było mu tego dwa razy powtarzać. Zaczął obsypywać młodszego pocałunkami. Delikatnymi i tymi namiętnymi. Tak dobrze wiedział, gdzie powinien iść. Wziął go na ręce i wciąż całując zaniósł do sypialni. Położył go na łóżku i zaczął rozbierać.
- Nie tak szybko... Zwolnij... – zielonooki delikatnie drżał, chwycił jego dłonie.
- Boisz się?
- T-to nie tak. Ja się przecież nie boję... Tylko...
- Cichutko, nie tłumacz się... – teraz chwilę się zatrzymał. Delikatnie całował jego klatkę piersiową. – Gotowy na ciąg dalszy?
- T-tak... – zieleń ukryła się pod powiekami. Tak więc starszy mężczyzna powoli zdjął z niego koszulę, później resztę ubrań. – Nie patrz! – zielonooki zasłonił się dłońmi. – To nie fair... Ty... Ty jesteś jeszcze ubrany.
- Więc mnie rozbierz.
- Nie... Wolę... Wolę popatrzeć jak sam to robisz...
- A ja chcę, żebyś Ty to zrobił.
- D-dobrze... – tak więc wykonał polecenie. Potem wszystko poszło szybko. Nie było już trudności, których nie byliby w stanie przezwyciężyć. Nim noc się skończyła przypieczętowali swą miłość czynem. Nienawiść odeszła w niepamięć.
                Dni i lata mijały. Nigdy nie podnieśli już ręki na siebie nawzajem, jedynie ściskali swe dłonie wzajemnie. Płatki róż i irysów zostały zasuszone w kwietniku. Tak jak one już nie zginą, tak ich miłość będzie trwać wiecznie.

2 komentarze:

  1. Ślicznie! Zwłaszcza ostatnie zdanie mi sie podoba.

    Na miejscu Arthura padłabym na zawał. Ale to tylko ja więc nieważne.


    Milka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to ogólnie mam zawał jak gdziekolwiek pojawia się Francja XD Zwłaszcza w nocy można się wystraszyć... Kiedyś miałam koszmary, że był u mnie w pokoju i mnie obserwował z takim jego uśmieszkiem... A jak się budziłam to zawsze widziałam czarnego motyla odlatującego...

      Usuń