Daydreaming
Wciąż,
dzień w dzień widzę jak podrywasz, uwodzisz te kobiety. Przeklęta żabo, czy Ty
nie masz umiaru? Co wieczór prowadzisz do domu inną, a ona odchodzi nim nadejdzie poranek. Budzisz się sam,
często ze śladami łez pod oczami. Skąd ja to wiem? Bo Cię obserwuję... Dzień w
dzień, co najmniej kilka godzin muszę poświęcić na patrzenie na Ciebie. Kiedy to
się zaczęło? Sam nie wiem. Pewnie dawno, pewnie znienacka, płynnie
przekroczyłem tą granicę. Kiedyś po prostu chciałem znaleźć coś, co Cię
skompromituje, obserwowałem Cię, by Cię poniżyć, by znaleźć dowody Twej
niższości. A wiesz co znalazłem? Samotność i łzy. To wino, którym tak się
chwaliłeś, mówiłeś, że pijesz je, bo jest zdrowe. To nie był jedyny powód
prawda? Dla zdrowia można wypić lampkę, może dwie. Ale nie kończy się to
zostawieniem pokoju pełnego pustych butelek i zużytych chusteczek. Dziwisz się,
że jak wstawałeś na kacu to mieszkanie było czyste, a na szafce przy łóżku
stała woda i leki? A może ciekawi Cię to, czemu mimo zaśnięcia w orzyganym
ubraniu na podłodze w przedpokoju budzisz się w czystej piżamie w swym łóżku, a
ubrania znikają, by pojawić się kilka dni później w stanie nienagannym? Zrozum
wreszcie, że mam dość Twoich kłamstw! Jesteś taki wspaniały, bo możesz mieć każdą?
Jesteś zerem, bo nie możesz mieć tej jedynej! A ja... Ja nie mam nikogo, nawet
zwykłej panienki na jedną noc. Mam tylko moją małą obsesję, moje sny na jawie.
Marzenie, że kiedyś to moje ramiona okrążą Twą szyję.
Spotkanie
służbowe to zły moment na fantazje. Patrzyłem na Ciebie, udając że Cię
nienawidzę.
- I czego chcesz, żabo?! Ten Twój projekt to można o kant dupy
potłuc! – to prawda, że nie był idealny, ale... nie był aż tak zły. Tylko
trochę nierealny.
- A Ty nie masz za grosz romantyzmu! – naprawdę tak sądzisz?
Och, gdybyś wiedział jak wiele romantycznych stereotypów powielam!
- Ja chociaż nie puszczam się na prawo i lewo, Casanovo! –
głuche uderzenie. Wnętrze otwartej dłoni spotyka się z moim policzkiem. Gorąco.
Nie, to nie boli, to piecze. Ale boli co innego. Serce. Ty... Ty nie jesteś
wściekły. Jesteś smutny. Jakbym właśnie powiedział coś, czego nie chciałeś
nigdy do siebie dopuścić. Wybiegasz z sali.
- Cholera! On płakał – słyszę śmiech tego, który kiedyś
złamał mi serce. Nadal nie nauczył się rozumieć ludzkich uczuć. Wiesz, nigdy
nie widziałem Twoich łez, nie oficjalnie. Jednak tak wiele skapywało wieczorami
do kieliszków z winem. Ale teraz. Teraz nie byłeś w stanie ukryć łez nawet
wśród ludzi. Co Ci jest? Wybiegłem za Tobą, bałem się. Tak okropnie się bałem,
że zrobisz przeze mnie coś głupiego. Jednak nic takiego nie miało miejsca.
Jesteś na to jednak zbyt silny, czyż nie? Zobaczyłem jak kulisz się w kącie.
Drżałeś od szlochu. Czy coś Ci się stało? Wiem, że pewnie jesteś zły za to co
powiedziałem, ale zwykle po prostu byś mnie wyzwał, pobił, a nie płakał.
Czyżbyś za wiele w sobie ukrywał? Od tak dawna marzyłem, by być jedną z osób w
Twym łóżku... Czemu? Sam nie wiem. Ale teraz rozumiem, że to nie tego
pragnąłem, to było jedynie iluzją. Tak
naprawdę chciałem, byś się do mnie uśmiechnął, przytulił mnie, powiedział, że
mnie kochasz. „Miłość”. Co to jest? Ty zawsze mówisz o tym jak o jakieś baśni,
dziele sztuki. Zawsze wydaje mi się to nierealne. A czy teraz ta abstrakcja
stanie się fizycznym kształtem? Czy ja Cię kocham? Dawniej śniłem o tym, by Cię
zabić. W wielu snach ściskałem Twe gardło w mocnym uścisku, w wielu snach
umierałaś powoli przede mną. Ale ostatnio wciąż marzyłem o Twej uśmiechniętej
twarzy. Moje dłonie zaplatały się w okół Twej szyi. A nasze usta się łączyły.
To wszystko przez to, co mi opowiadałeś. Naśmiewałeś się ze mnie mówiąc o
miłości i pożądaniu, powodowałeś u mnie te nieetyczne sny. A teraz kuliłeś się
kawałek ode mnie. Ten widok mocniej chwytał mnie za serce niż dziesiątki razy
gdy widziałem Cię pijanego po nieudanej nocy. Podszedłem do Ciebie niepewnie.
Co mam zrobić? Wiem, przyjaciele zawsze kładą sobie rękę na ramieniu, prawda? A
czy my jesteśmy przyjaciółmi? Uważasz nas za wrogów... Co powinienem zrobić?
Może śmianie się z Ciebie zmotywuje Cię do podniesienia się i uderzenia mnie?
Ale to zbyt ryzykowne, może załamać Cię jeszcze bardziej. Potrzebujesz
wsparcia. Zastanawia mnie jedno. Cały czas byłeś samotny, nie przyszli do
Ciebie Twoi przyjaciele. Teraz też nie wybiegli za Tobą. Pokłóciliście się? A
może powiedziałeś im coś, czego nie chcieli słyszeć? Nie czas na takie
rozmyślania. Teraz mnie potrzebujesz. Podszedłem do Ciebie i ukucnąłem. Ująłem
Twą dłoń w swoje.
- Ja... Ja przepraszam... Nie miałem tego na myśli... – to prawda,
w końcu musieliśmy się kłócić, ale tego nie chciałem.
- Miałeś. Przemyślałeś dokładnie każde słowo... – pociągasz nosem.
– I wiesz co? Masz rację! – spojrzałeś na mnie jednocześnie smutnym i
nienawistnym spojrzeniem. – Po prostu się wypaliłem! Wiesz od jak dawna nikogo
nie kochałem? Myślisz, że sypiam z kim popadnie dla rozrywki? Po prostu to
pieprzone łóżko jest tak okropnie wielkie i zimne! Chcę, żeby ktoś był obok...
- Ja mogę być... Nie w łóżku, oczywiście, nie myśl sobie.
Ale... Ale mogę być przy Tobie. Czemu oni nie przyszli do Ciebie?
- Wiesz czemu? Przez Ciebie! Bo powiedziałem im, że... – zasłoniłeś dłonią usta.
- Co powiedziałeś? – zbliżyłem się do Ciebie. Zobaczyłem jak
odsłaniasz usta. Obiema rękami złapałeś mnie mocno. Co chcesz mi zrobić? Mam
się bać? Bronić? Cieszyć?
- Że Cię kocham, cholero... – mocno przycisnąłeś mnie do
siebie. Pocałunek. Zaborczy, brutalny. Gdzie Twoja słynna delikatność? Twe
umiejętności? Czy po prostu chciałeś mi pokazać, że należę do Ciebie?
Przygryzłeś mi wargę. Zadajesz mi ból? Mścisz się za samotność? Ja mogę zrobić
to samo. Mój język zaczyna walczyć z Twoim, to takie przyjemne uczucie. Walka,
która nie przelewa krwi. Brakuje mi tchu. Ale Ty jesteś bardziej doświadczony.
Ty jeszcze nie przerwiesz. Próbuję się wyrwać, dusisz mnie, gryziesz. Zostaw!
Nie tak to miało wyglądać. Odrywasz się ode mnie, a ja mam ochotę płakać.
- Czemu to zrobiłeś? Zmusiłeś mnie do pocałunku... –
dotknąłem ust, ujrzałem krew na palcach. – Nie rób tak nigdy więcej i nie
kłam... Ty mnie nienawidzisz...
- Wcale nie... – delikatnie dotykasz mych ust chusteczką. –
Odkąd się dowiedziałem, że to Ty się mną zajmujesz byłem szczęśliwy. Ja na
początku naprawdę się upiłem. Ale potem oni przyszli i mnie okrzyczeli.
Powiedzieli, że mam uważać, bo Ty wychodziłeś. Oni też to wiedzą.
Obserwowaliśmy siebie nawzajem, czy to nie zabawne? Dlatego pozwolili Ci
działać... To... To trochę było przedstawienie. Ja tak łatwo nie płaczę... Ale
kocham Cię już długo. Spraw, by dzisiaj moje łóżko nie było za duże.
- Tylko.. Nie rób mi znowu krzywdy. Tak można w walce, nie w
miłości. Jeszcze Ci do końca nie zaufałem.
- Obiecuję, wszystko będzie dobrze... – przyrzekłeś. –
Pojedziemy do mnie moim zamochodem.
- A co z resztą spotkania? Co z moim samochodem?
- Wrócimy po niego, a ze spotkania i tak miałbyś ze mną
wrócić, jeśli byś znalazł mnie w złym stanie. Chodź.
Zgodziłem
się. Nie żałowałem tego. Powoli zapadał zmrok, idealny czas, czyż nie?
Przygotowałeś kolację, wino. Jesteś prawdziwym romantykiem. Skończyło się tak,
jak obaj tego pragnęliśmy. Łóżko nie było ani za zimne, ani za małe. Od teraz
będziemy się częściej spotykać, czyż nie? Rzeczywistość przerosła marzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz