Translate

poniedziałek, 4 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści pięć: Nowy etap - Część trzecia.

Nieco dziwne, bo pisane bo całym dniu, nieprzespanej nocy i całym dniu. Po prostu powiedzcie co popsułam.

Nowy etap – Część III

                Od tego dnia ich życie miało się zmienić. Najpierw, gdy minął jeden dzień, by odespać i nadrobić rzeczy planowane na dzień poprzedni, zajęli się tym, czym należało. Najpierw przeszli do nauki języków.
- Powiedz mi, co to za dziwne znaczki? – Francuz pokazywał na jedną z książek opisaną nieznanymi mu symbolami.
- A to? Przyjaciel mi to przysłał. To po japońsku, nauczył mnie kiedyś. Jeśli chcesz, to ja Cię nauczę.
- Ale to wygląda na strasznie trudne...
- Zawsze mogło być gorzej... U mnie jest teraz dużo Polaków, to staram się nauczyć ich języka i... Zobacz... – podał mu słownik grubszy chyba od encyklopedii. – Same słówka. A co dopiero odmiana...
- Ile tego... Wiesz... Najpierw zajmijmy się tym – nieco załamany pokazał jednak na książkę po japońsku. – Chyba jednak łatwiejsze – na to zdanie Anglik się zaśmiał.
- Dobrze, dobrze. Najpierw kupmy jakiś podręcznik dla początkujących, bo ja mojego nie zabrałem z domu, nie był już potrzebny.
- Przy okazji pójdziemy na kawę, dobrze?
- Herbatę... Jeśli tak to jak najbardziej.
- Oczywiście. Herbata i ciastko w zacisznej kawiarence,
- Jeśli nalegasz...
- Mogę to nazwać randką?
- Dopiero, jeśli Ciebie będzie można nazwać trupem – cóż, nigdy nie był zbyt miły. Jednak poszli na poszukiwania książki i spokoju.
                Poszukiwania nie trwały zbyt długo. W tym miejscu było praktycznie wszystko. Po prostu dobrali najlepszy podręcznik, zapłacili i wyszli. Wyższy mężczyzna od razu zaczął czytać z uporem, przez co uderzył w latarnię. Zielonooki zaśmiał się perliście. Właśnie takie chwile były szczęściem błękitnookiego. Czuł, że nawet wpadnięcie tysiąc razy na latarnie nie byłoby takie złe, gdyby za każdym razem słyszał ten śmiech. Jednak przy następnej został mocno odciągnięty za rękaw. Anglik spojrzał na niego jak na małe dziecko i od tego momentu prowadził go za ramię, trzymając jego rękaw, by mógł bezpiecznie czytać. Niedługo potem znaleźli się w przytulnej kawiarence.
                Usiedli spokojnie w rogu sali. Anglik rozglądał się nerwowo, nie chciał, by ktoś zobaczył ich razem, a tym bardziej, by wyciągnął z tego błędne wnioski. Był nieco poddenerwowany. Pociły mu się dłonie, a on patrzył wciąż na swoje palce, zapleciona mocno ze sobą. Wstydził się spojrzeć mężczyźnie w oczy, gdy byli sami w miejscu, które przypominało na myśl spotkania miłości.
- Spokojnie – błękitnooki pogłaskał go delikatnie po ramieniu, co tylko pogarszało sprawę. – Przecież Ci nic nie zrobię. Wypijemy herbatę i zjemy ciastko jak zwykli ludzie. To nic strasznego, prawda? Chyba, że myślisz o mnie w inny sposób i dlatego się tak denerwujesz...
- Nie pomagasz, rozumiesz? Nigdy nie byłem z kimś sam na sam... W takim miejscu... Boję się... To wygląda dziwnie...
- Wstydzisz się mnie? Nie chcesz, żeby widzieli nas razem? – wyższy mężczyzna był nieco zasmucony.
- To nie tak, ja tylko...
- Cichutko... – zaczął go drapać za uchem. – Już dobrze, to nic takiego. Nic Ci nie zrobię. Nie planuję uznać tego za randkę ani Cię pocałować. To zwykły wypad na miasto. Nie bój się. Już dobrze...
- Ale jak mam się nie bać? Jesteś taki dziwny... Wciąż mówisz o miłości...
- Nic Ci nie zrobię i przy tym pozostańmy. To jest najważniejsze. Teraz delektujmy się chwilą – uśmiechnął się delikatnie, a po chwili ustalili co zamówią. Rozmawiali spokojnie, poznawali siebie coraz lepiej. Byli szczęśliwi ze swojego towarzystwa. Jednak było widać wiele różnic. Błękitnooki wciąż opowiadał o kawałach jakie wykręcił z dwójką przyjaciół i swych zdobyczach miłosnych. Zaś zielonooki potrafił jedynie opowiadać fabuły kolejnych książek, czasem maleńkie szczegóły z życia. Jednak niedługo miało się to wyrównać.
                Wrócili do domu dopiero wieczorem. W sam raz, by wykąpać się i pójść spać. Pierwszy poszedł Anglik. Spokojnie brał prysznic i uśmiechał się do siebie, gdy nagle zauważył, że ktoś go obserwuje. Spojrzał w stronę drzwi. Były uchylone, a przez szparę zaglądał Francuz. Niższy mężczyzna skulił się więc, by się zakryć, a wtedy drzwi się zatrzasnęły. Słyszał szybkie kroki. Drżał. Bał się stąd wyjść... Tam, gdzie jest on... On... On patrzył... I ciągle mówił o miłości... A jeśli on chciał...? Nie... Na pewno nie... Zielonooki nie mógł się pozbierać. Może samo patrzenie nie było złe, ale wywołało falę myśli i skojarzeń. Teraz był przerażony. Jednak nie mógł siedzieć tu wiecznie. Powoli wyszedł już przebrany w piżamę i gotowy do snu.
- Przepraszam – błękitnooki natychmiast zjawił się obok niego. – Nie chciałem Cię podglądać... Drzwi były uchylone, ja tylko zerknąłem...
- Przecież zamykałem drzwi... Nie mydl mi oczu.
- Przepraszam... Już więcej się to nie powtórzy. Nie bój się mnie... Nie zrobię Ci nic...
- Jak mam w to wierzyć, jak już zaczynasz zabierać mnie do kawiarni i podglądasz kiedy się kąpię? Jesteś chory, rozumiesz? Po prostu... Zostaw mnie w spokoju... – Anglik podszedł do swojego łóżka i opadł na nie, chowając twarz w poduszkę.
- Słuchaj... Ja naprawdę nie jestem zły... Ja tylko... Tylko podziwiałem... – Francuz czuł, jakby przegrał najważniejszą bitwę życia.
- Już nie patrz... Proszę... Nigdy na mnie nie patrz... Nie zbliżaj się... – chłopak schował się pod kołdrą, jak dziecko przed potworem.
- Przepraszam... – drugi zaś położył rękę na jego ramieniu.
- Nie dotykaj mnie! Odejdź! – zielonooki drżał. Jakby myślał, że będzie następną ofiarą podbojów błękitnookiego. On zaś po prostu przygotował się do snu i położył w swoim łóżku. Całą noc przyglądał się delikatnemu, długi czas drżącemu w szlochu, ciału drobniejszego mężczyzny. Czuł, że naprawdę się zatracił. Wciąż myślał o ludziach jak o potencjalnych kochankach. Postanowił to w końcu zmienić. Od jutra zacznie. Wraz z tym postanowieniem powziął jeszcze jedno. Sprawić, by Anglik otworzył się na innych. Czuł, że czeka go niełatwe zadanie.

niedziela, 3 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści cztery: Nowy etap - Część druga.

Kolejna część poprzedniej historii. Jak myślicie, czy rogaliki można popijać herbatą?

Nowy etap - Część II

                Od tego dnia zaczynał się, jak mieli nadzieję, najlepszy i, być może, jednocześnie najgorszy okres ich życia. Od teraz mieli spędzać razem czas w jednym pokoju. Jednemu nie uśmiechało się to z powodu utrudnienia mu sprowadzania pięknych kobiet do swego siedliska, zaś drugiemu obecność pierwszego była nie na rękę z powodu wytwarzanego przez niego hałasu i roztaczanego zapachu perfum, skutecznie uniemożliwiających skupienie się na lekturze. Jednak było na to pewne rozwiązanie. Błekitnooki zaczął dość często przebywać poza akademikiem. Gdy tylko mógł wychodził na miasto, poznawał nowe kobiety, czasem mężczyzn. Nierzadko wracał w stanie niezbyt chlubnym, lub nie wracał wcale, a potem potrafił nie przyjść na zajęcia. Choć o tym ostatnim jego współlokator nie wiedział, gdyż studiowali na różnych kierunkach. Jednak zauważał jego coraz to gorsze samopoczucie. Obwiniał się za to, że mężczyzna unika jego towarzystwa i dlatego dzieje się z nim coraz gorzej. Oczywiście nie chciał z nim przebywać cały czas, ale nie chciał też, by coś mu się stało. Pewnej nocy czekał na niego. Nie miał następnego dnia wykładów, więc postanowił odespać w dzień, teraz miał ważniejsze zadanie.
                Było już około czwartej nad ranem, gdy otworzyły się drzwi. Nie do końca było to normalne, gdyż, według zasad, bramy akademika zamykane były o dziesiątej wieczorem. Jednak on, albo tak długo był u kogoś innego, albo znał sposób, by się tu dostać. Zielonooki włączył światło, by dać mu do zrozumienia, że tu jest i widzi jego poczynania.
- Co tak czekasz jak żona na niewiernego męża, brewko? – wyższy mężczyzna zaśmiał się delikatnie. Więc nie był pijany... Najpierw Anglik myślał, że Francuz właśnie po to wychodził, by się upić jak inni studenci. Jednak on... On nawet nie pachniał alkoholem. Więc nie był nawet w jego pobliżu... Pachniał perfumami, jak zawsze... Ale tym razem była to mieszanka. Tych, których użył przed wyjściem i... kobiecych... Na jego koszuli również był ślad szminki.
- Gdzie byłeś?! – zielonooki złapał za koszulę wyższego mężczyzny. – Gdzie się szlajasz codziennie? Jak myślisz, ile razy słyszałem jak w nocy skradasz się po pokoju? Ile razy widziałem jak przesypiasz dnie? Przeglądałem Twoje notatki. Wszystkie prawie skserowane! Czy Ty w tym roku w ogóle byłeś na wykładach?! Jak Ty chcesz sobie poradzić?!
- Czy to w ogóle Twoja sprawa? Wracaj do swoich książek, herbaty, czy czego tam chcesz. Jeśli tak Ci zależy to byłem u kobiety. Zastanawiam się kiedy ostatnio widziałeś poza budynkiem szkoły. Nie, sklepikarka się nie liczy. A teraz puszczaj, idę się umyć i spać.
- Po co tu przyjechałeś?! Żeby się uczyć czy sypiać z kim popadnie?!
- Nie z kim popadnie. Gdybym szedł do łóżka z każdym śmieciem to już dawno przestałbyś być prawiczkiem – śmiech Francuza został zagłuszony przez uderzenie płaską dłonią w jego policzek.
- Natychmiast idź się myć i przebrać w piżamę. Zrobię Ci kolację, zjesz, porozmawiamy i mi wszystko wyjaśnisz – Anglik patrzył na niego wściekłym wzrokiem. Miał ochotę zrobić mu krzywdę, jednak gentleman nan nie powinien wdawać się w bójki.
- A kim Ty jesteś? Moją matką? – błękitnooki był nieco zdziwiony. Obca osoba, której tak długo unikał, martwiła się o niego. Jego przyjaciele uznawali, że jego życie to jego sprawa. Czasem mu coś radzili, ale nigdy nie przejmowali się nim w taki sposób. Teraz byli daleko, nie wiedzieli co się z nim dzieje. Cieszył go ten fakt, nie chciał widzieć ich smutnych oczu, którymi by go świdrowali, gdyby go teraz spotkali. Poczuł się nieco dziwnie, jednak wykonał posłusznie jego polecenie.
                Gdy już obaj siedzieli przy stole nie mógł się oprzeć jakiemuś komentarzowi co do sposobu gotowania niższego mężczyzny, jednak po tym jak się nim przejął, nie chciał go ranić.
- Następnym razem wrócę wcześniej i zrobię Ci kolację w zamian, dobrze? – powiedział starając się dyplomatycznie ominąć temat późnego powrotu i ustrzec się od ewentualnego ponowienia konieczności jedzenia czegoś, co mu niczego nie przypominało ani smakiem, ani wyglądem.
- Ty mi tu nie mydl oczu, tylko mów co się z Tobą dzieje! I wcale nie gotuję tak źle, żebyś musiał to za mnie robić!
- Nie miałem tego na celu, ani na myśli... Ja tylko... Nie chcę Ci przeszkadzać... Na początku, zanim wychodziłem na całe dnie, czułem się przytłoczony Tobą, Twoimi książkami. Po prostu... To było wszędzie... Prawie każdy tytuł w innym języku. Czułem się taki głupi. Mogłem może namalować Twój portret, gdy czytasz, ale... Ale nie byłem w stanie zrozumieć co czytasz. Czułem się trochę jak kurtyzana, która może zaoferować jedynie piękno, a nie może zrozumieć niczego.
- Więc teraz stałeś się kurtyzaną? Jeśli chcesz komuś coś dać daj mu swój obraz, jak już o nim wspomniałeś, ale nie ciało. Czemu to robisz? Czy Ty nie masz żadnej ukochanej?
- Miałem... Ale nie chcę już innej... Nie chcę, by kolejna osoba cierpiała... Ale ja potrzebuję miłości... Szukam jej, choćby miała trwać tylko jedną noc.
- Słuchaj... – zielonooki podszedł do niego i delikatnie odgarnął mu włosy za ucho. – To, że jedna osoba cierpiała, nie oznacza, że cierpiał będzie cały świat. W końcu po upadku wielkiego Rzymu, pojawiło się wiele pięknych państw. Widzisz? Gdyby nie upadł teraz wszyscy mówiliby po łacinie, byłoby tylko jednolite imperium. A przecież widzisz, ja mówię po angielsku i w każde popołudnie piję herbatę, a Ty mówisz po francusku i przed każdym wyjściem używasz perfum. Tego by nie było, gdyby wtedy nie wydarzyło się coś dla Rzymian smutnego. Zniszczenie prowadzi do tworzenia. Jeśli zniknęła jedna, wielka miłość na jej miejsce może pojawić się kolejna, być może wspanialsza.
- Pamiętaj też, że Rzym był wielkim imperium, a teraz nie ma żadnego. A co jeśli to tworzenie prowadzi do niszczenia? W końcu nowe imperium zostało stworzone, Ty wiesz o tym najlepiej. Imperium Brytyjskie również upadło. Tak samo każde nowe, zbyt wielkie szczęście, może przerodzić się w ogromny smutek.
- Im wyżej wzejdziesz, tym bardziej boli upadek, wiem o tym. Więc musisz pamiętać o harmonii, racjonalizmie. Nie możesz popaść w euforię, bo po niej nastąpi rozpacz. Musisz potrafić utrzymać nawet najmniejszą iskierkę radości, by zmieniła się w niegasnący płomień szczęścia. Ty nie zauważasz iskierek, lecisz jak ćma do ognia. Jak wiele razy już spłonąłeś?
- To właśnie płomienie odebrały mi marzenia, a zaprószyli je tacy jak Ty. Wracaj do swoich książek i przestań zajmować się moim życiem. Po prostu... Po prostu Ty myślisz rozumiem, ja czuję sercem. Nie będę taki jak Ty. Spalę się tysiące razy jak ćmia w ognisku, ale wolę płonąć niż zamarzać jak Ty.
- Ale pamiętaj, że szybciej umrzesz w ogniu niż w mrozie. Ale najdłużej będziesz żyć, gdy będzie zwyczajnie ciepło. Musisz ochłonąć, by się nie spalić.
- A Ty nieco rozgrzać, żeby nie zamarznąć. Z Tobą chyba byłoby łatwiej.
- Ja już sobie z Tobą poradzę. Jeśli chcesz to nauczę Cię tego co czytam. To tylko wydaje się być trudne. W końcu jak byłeś mały nie umiałeś mówić i było to dla Ciebie niczym magia. Ale teraz umiesz...
-...oczarowywać kobiety?
- Nie to miałem na myśli... Ale widzisz, wszystkiego można się nauczyć, pomogę Ci w tym.
- A ja wyprowadzę Cię do ludzi, żebyś nie siedział ciągle tutaj, jak mumia w muzeum.
- Lód i ogień mogą zmienić się w życiodajną wodę.
- Albo zniszczyć siebie nawzajem. Zobaczymy co się stanie.
- Zobaczymy – po kolacji obaj przygotowali się do snu. Od teraz miały nadejść nieco dziwne czasy. Lecz czy nie można podać rogalików z herbatą? Zapewne obie te rzeczy będą razem smakowały o wiele lepiej.

sobota, 2 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści trzy: Nowy etap - Część pierwsza.

Więc... Arthur i Francis poszli na studia i dziwnym zrządzeniem losu są zmuszeni do wytrzymywania swojego towarzystwa. Co z tego wyjdzie? Nie wiem dokładnie. Ale nic nie pozostanie tam puste. Podzieliłam na części, bo mi się spać już chciało, a mam jeszcze dużo pomysłów.


Nowy etap – Część I

                Miejsce to wydawało się być takie jak każde inne. Być może nieco piękniejsze dla tych, którzy pojawiali się tu pierwszy raz. Gdy rozpoczynał nową drogę w ich życiu. Kolejny etap ich nauki, wyższy poziom ich egzystencji. Wydawało się im, że od teraz będą kimś zupełnie innym, niż byli jeszcze wczoraj. Wydawali się być o wiele starsi i dojrzalsi, niż gdy zasypiali dzień wcześniej. Było tak dlatego, że przekraczali progi uniwersytetu. Nie należy tu wspominać jego nazwy, ani miejsca w jakim się znajduje. Jest to miejsce jak każde mu podobne. Nie ma tu różnicy w jakim jest kraju, ani jaką nazwę mu nadano. To się nie liczy. Liczy się to, że jest to coś nowego, kolejny krok ku dorosłości.
                Krok ten pewnie uczynił między innymi dumny młodzieniec o oczach koloru szmaragdów, włosach koloru złota i pewnej cesze szczególnej na jego twarzy... Był to potomek dawnych Brytyjskich gentlemanów. Z dumą patrzył przed siebie, na uniesioną wysoko głowę spadały pierwsze krople deszczu. On jednak się uśmiechał. Deszcz... Jakże przypominał mu dom. Jeśli tak wita go to miejsce, to nie może spotkać go w nim nic złego, prawda? Nad nim rozświetliła niebo siedmiokolorowa tęcza. A jej koniec prowadził ku...
                Oprócz niego pojawił się tam również istny bawidamek. Uśmiechał się do młodych, ledwie przed kilkoma miesiącami dojrzałych dam. Posyłał słodkie pocałunki zarumienionym pannom, jakby chciał skraść ich niewieście serca. Był bardzo szczęśliwy, że udało mu się tu dostać. Uniwersytet ten zawierał tak wiele różnych kierunków, że miał szeroki wachlarz charakterów uczennic, które się w nim pojawiały. Wysoki poziom również eliminował problem głupiutkich dziewuszek idących na studia dla papierka, a kompletnie nie rozumiejących otaczającego je świata. Gdy spojrzał na niebo, które błękitem tak podobne było do jego oczu na jego jasny policzek spadła kropla. Pośród światła słońca błyszczały jego włosy, tegoż samego koloru. Czy więc i on był tęczą? Taką jak ta piękna, siedmiokolorowa, która teraz uśmiechała się do niego? Niczym narcyz uznał, że jest jej równy. Olśniewający. Chciał teraz podbić serca uczennic... Może nawet kilku nauczycielek, w końcu pomoże mu to zaliczyć trudniejsze przedmioty. Jednak wzrok jego przykuł pewien jakże ciekawy fakt... Przypomniał sobie coś, co czytał jeszcze w liceum... W jego ulubionym podręczniku... Od biologii... Jeśli to była prawda miał teraz rywala, który jednocześnie wydawał mu się być słabym przeciwnikiem dla niego. W tej swojej wyższości i tajemniczości wydawał mu się być jak cień pośród nocy. A jak wiadomo ciemność znika, gdy roztoczy się blask. Więc on postanowił być słońcem. Zdobyć serca wszystkich dam. Udowodni, że nawet nauka może się mylić. Bo co ta ma być niby za fakt? Kobiety miałyby woleć kogoś o tak wielkich brwiach, bo miałby być rzekomo „płodniejszy”? I ku komuś takiemu miałby je pchać instynkt? Wolne żarty! On udowodni, że jest królem, bogiem miłości!
                Obaj też postanowili zamieszkać w akademiku. Tak było taniej i prościej. Mieli blisko na zajęcia, a i cena była dużo niższa niż wynajmu mieszkania. Czysta, prosta logika i ekonomia. Jednak kompletnie odmienne myśli zaprzątały ich głowy, gdy stawiali ten sam warunek co do umiejscowienia pokoju. Miał być w cichym, oddalonym miejscu na końcu korytarza. Trawa pragnęła szumieć cicho, w spokoju i bez niepotrzebnych ludzi w pobliżu, nie chciała słyszeć niczyich głosów, ani kroków. Strumień zaś pragnął porywać tysiące pięknych kwiatów, co niestety tak ciche nie jest, nie chciał więc, by ktokolwiek słyszał jak zatapia się w kolejnej zdobyczy.
                Tak więc wkrótce dwa błyszczące złotem medaliony znalazły się w recepcji akademika, by odebrać klucze do pokoju.
- 104? Ach, szkoda, że nie jest to bardziej romantyczny numer. Jednak jest pani pewna, że jest na końcu korytarza? Nie chcę, by co chwilę ktoś przechodził mi pod drzwiami – powiedział błękitnooki uśmiechając się delikatnie do kobiety. Gdy uzyskał satysfakcjonującą go odpowiedź ujrzał kogoś obok. To był ten zielonooki cień mroku. Postanowił posłuchać jaki dostanie pokój. Chciał go odwiedzić.
- 104? To bardzo dobrze – powiedział zielonooki z uśmiechem wyższości. – Podobno takie najczęściej są nawiedzone... Może w końcu spotkam odpowiednie towarzystwo, które nie będzie nadmiernie hałasowało. A, właśnie. To na pewno jest na końcu korytarza? Nie chcę musieć co chwilę kogoś uciszać, by czytać w spokoju – również otrzymał odpowiedź jakiej oczekiwał i ruszył ku swemu pokojowi. Nie zwrócił uwagi na młodzieńca idącego za nim.
                Wkrótce też otworzył drzwi pokoju. Były w nim trzy łóżka, obawiał się więc posiadania współlokatora. Mało kto jednak chciał być tak daleko od centrum zabawy i alkoholu. Czuł się więc tu bezpieczny, zwłaszcza iż nie zobaczył żadnych obcych toreb, które miałyby świadczyć o tym, że ktoś się tu już pojawił. Usiadł więc na łóżku przy oknie, tym samym je zajmując. Patrząc w niebo nie zauważył przyjścia kolejnej osoby, dopóki drzwi nie zamknęły się z kliknięciem. Spojrzał więc w błękitne oczy.
- Och, witam, witam – powiedział z dziwnym akcentem wyższy blondyn zbliżając się do niego. – Chyba przeznaczenie nas sobie zesłało, skoro jesteśmy razem w jednym z najrzadziej wybieranych rodzai pokoju.
- Wypadałoby się przedstawić, a nie od razu mówić rzeczy, które można dziwnie zrozumieć... Żabo – oczywiście nie mógł być dla niego przesadnie miły, skoro zburzył jego spokój. Spojrzał za okno, by go zignorować.
- Och, gdzie moje maniery! Najwyraźniej Twe oczy skradły mą duszę i odebrały zmysły! Francis Bonnefoy, do usług – skłonił się nieco przesadnie.
- Kirkland. Arthur Kirkland, jeśli interesuje Cię moje imię. A teraz idź śmierdzieć perfumami gdzie indziej.
- Wybacz, że nie natarłem się herbatą, żebyś mógł wąchać jedyną rzecz jaką kochasz, five o’clock.
- Odskocz gdzieś daleko na tych swoich żabich nóżkach i mnie nie denerwuj, żabo.
- Zawsze jesteś taki miły?
- Tylko dla wyjątkowych osób – cóż... współpraca nie zapowiadała się ciekawie. Wyższy mężczyzna postawił swoją walizkę na łóżku pod ścianą, oddzielonym od zajętego jednym wolnym posłaniem. To będzie ciężki czas...

czwartek, 31 stycznia 2013

Wiersz numer dziewięćdziesiąt dwa: Tak bardzo Cię kocham.

Białoruś kieruje swe uczucie ku swemu bratu. Pyta, obiecuje. Lecz... Czemu Rosja tego nie docenia? Nie wiem czemu to napisałam... Napisane po bawieniu się nożyczkami i wydłubywaniu dziwnych rzeczy z podkładki pod klawiaturę podczas patrzenia na rysunek Polski i Litwy.

Tak bardzo Cię kocham

Czy miłość jest obłędem, braciszku?
Jeśli tak, to chcę być obłąkana
Ważne, by być przy Tobie
Chcę jedynie Twego szczęścia

Czy miłość jest cierpieniem, braciszku?
Jeśli tak, to chcę umierać w męczarniach
Ważne, by patrzeć na Ciebie
Chcę jedynie Twego szczęścia

Czy miłość jest nieskończona, braciszku?
Jeśli tak, to chcę zatracić się w wieczności
Ważne, by trzymać Cię za rękę
Chcę jedynie Twego szczęścia

Czy miłość jest iluzją, braciszku?
Jeśli tak, to chcę trwać w tym śnie
Ważne, byś był blisko
Chce jedynie Twego szczęścia

Czy miłość jest kłamstwem, braciszku?
Jeśli tak, to nie chcę nigdy poznać prawdy
Ważne, byś patrzył mi w oczy
Chcę jedynie Twego szczęścia

Czemu nazywają mnie szaloną?
Przez miłość do Ciebie?
Ależ, braciszku! Zawsze byliśmy razem
Teraz będziemy tylko trochę bliżej...
Zamiast być obok siebie, złączymy nasze ciała
Czy dwoje może stać się jednym?
Lub z dwojga narodzić Cię może wiele?
Kiedyś to wszystko będzie nasze
Będziesz królem Twego własnego świata
A ja Twoją królową
Więc nie odchodź ode mnie, nie uciekaj
Spójrz, pozbyłam się barier, które nas dzielą
Pozbądźmy się wszystkiego, co leży między nami
I stańmy się jednym, tak jak tego chciałeś
Czemu pragniesz posiąść wszystkich
A mnie pozostawić niespełnioną?
Ziszczę wszystkie Twe najskrytsze marzenia
Mam jedynie jedną prośbę
Pobierzmy się, braciszku...

Wiersz numer dziewięćdziesiąt jeden: Przymus serca.

Nie wiem czy to może opisać personifikacje, czy władców. Zapewne obie te gruby to odczuwają. Sojusz i nakaz zjednoczenia z kimś całkiem obcym, może nienawidzonym. Utracenie możliwości bycia z ukochaną osobą. Obserwowanie śmierci w okół. A nikt nie pomyśli, że symbol państwa może coś czuć

Przymus serca

Jesteś tylko symbolem, marionetką, pionkiem
Nikt nie zastanawia się nad tym czy potrafisz kochać
A czy Ty kiedykolwiek pomyślałeś o tym?
Czy zadziwiło Cię kiedyś Twe własne serce?

Jesteś tylko symbolem, marionetką, pionkiem
Możesz robić jedynie to, co Ci nakazane
Lecz czy nigdy nie pragnąłeś się wyrwać, uwolnić?
Czy nigdy nie musiałeś postąpić wbrew swemu sercu?

Jesteś tylko symbolem, marionetką, pionkiem
Jak wiele razy kazano Ci żyć w bliskości
Z tym, kogo nienawidziłeś, nie znałeś?
Fałszywa miłość daje jedynie cierpienie

Jesteś tylko symbolem, marionetką, pionkiem
Jak wiele razy ukochanej osoby śmierć widziałeś?
Nie pozwolono Ci nigdy być blisko tych najcenniejszych
Prawdziwa miłość jest niepotrzebna na tym świecie

Czym więc jest symbol?
Jedynie znakiem, czymś co kochają ludzie
I przywołują w chwili trwogi
Nigdy nie przypisuje się mu emocji

Czym więc jest marionetka?
Lalką na sznureczkach, którą kontroluje lalkarz
Ma być jedynie piękna i posłuszna
Nigdy nie przypisuje się jej emocji

Czym więc jest pionek?
Cząstką gry, którą kontrolują ludzie, by wygrać
Ma jedynie wykonać swe zadanie lub zginąć
Nigdy nie przypisuje się mu emocji

Jesteś tylko symbolem, marionetką, pionkiem
Musisz przynieść ludziom szczęście
A sam otrzymujesz jedynie cierpienie
Oto Twoje przeznaczenie

środa, 30 stycznia 2013

Wiersz numer dziewięćdziesiąt: Czym naprawdę jesteś?

Kolejna część rozważań o personifikacjach/ Czy mogą kochać? Czy muszą nienawidzić? Nieskończoność przynosi wiele zmian.

Czym naprawdę jesteś?

Jakie oblicze widzisz, gdy spojrzysz w lustro?
Czy to Ty, czy jedynie iluzja?
Co możesz ujrzeć? Co możesz poczuć?
Jak wiele jest prawdy, a jak wiele kłamstwa?

Prawdę można dostrzec w oczach ukochanej osoby
Lecz kogo możesz nią nazwać?
Tak wielu ludzi narodziło się i umarło w Twym życiu
Czy masz prawo kochać kogoś, kto znika szybciej niż mgnienie oka?

I tak wciąż dzień po dniu widzisz obce twarze
Te kilka niezmiennych jednak pozostaje
Czy możesz je kochać czy nienawidzić?
Możesz jedynie czuć, co jest Ci przykazane

Rozglądasz się w okół siebie
Otoczenie znów się zmieniło
Jak wiele razy jeszcze przyjdzie Ci obudzić się w obcym domu?
Czy Ty masz naprawdę swój dom?

Żyjesz wciąż i widzisz śmierć na swej drodze
Łzy nie zmyją krwi z Twych rąk
A pragniesz jedynie szczęścia i miłości
To jednak pozostaje wyłącznie dla śmiertelnych

Wszystko zmienia się tak nagle
Młoda dama którą widziałeś wczoraj z matką jej
Dziś po parku woła za wnukami
A Ty wciąż się nie zmieniłeś

Czy masz prawo myśleć o miłości
Jeśli nie możesz się przy kimś zestarzeć?
Czy możesz przysięgać wierność po grób
Wiedząc, że nie umrzesz nigdy?

I tak widzisz krótkotrwałe szczęście śmiertelnych
Czy i Ty o nim nie marzysz?
Przestać być symbolem, stać się człowiekiem
I zamiast myśleć za naród, myśleć za siebie

Jednak co składa się na Twe myśli i uczucia?
Czy one kiedykolwiek były Twoje?
Czy to nie jest tylko iluzja tego
Co czują Ci, którzy nadali Ci imię?

Jesteś tylko symbolem, pionkiem, marionetką
Musisz kochać i nienawidzić to, co każe Ci lud
Król kiedyś umrze i uśmiechnie się po raz ostatni
Ty nie umrzesz, będziesz płakał przez wieki

wtorek, 29 stycznia 2013

Wiersz numer osiemdziesiąt dziewięć: Wszystko i nic.

Prawie zasypiam, więc mogą być dziwne błędy. Taka mała analiza tego, czym jest personifikacja.

Wszystko i nic

Jesteś wszystkim i jesteś niczym
Jeśli jesteś narodem
To czy możesz być człowiekiem?
Masz wszystko i nie masz nic

Jesteś wszystkim i jesteś niczym
Jeśli każą Ci być wrogiem
To jak możesz zostać przyjacielem?
Masz wszystko i nie masz nic

Czujesz wszystko i nie czujesz nic
Jeśli musisz nienawidzić
To jak możesz kochać?
Masz wszystko i nie masz nic

Czujesz wszystko i nie czujesz nic
Zmuszony to bycia razem
Czy możesz nazwać to uczucie miłością?
Masz wszystko i nie masz nic

Widziałeś wszystko i nie widziałeś nic
Czym są rozterki wielkich królów codzienne
Gdy nie jesteś w stanie patrzeć przez nie na głód ludu?
Masz wszystko i nie masz nic

Widziałeś wszystko i nie widziałeś nic
Obserwujesz śmierć wielkiego bohatera
Lecz czy nie umknęły Ci jego narodziny?
Masz wszystko i nie masz nic

I tak teraz istniejesz
Pośród wszystkiego i niczego
Razem ze światłem i ciemnością
Każą Ci kochać, każą Ci nienawidzić
Jak wiele Twych uczuć jest prawdą
A jak wiele kłamstwem?
Czy czujesz Ty, czy Ci, których imię nosisz?
Czy jesteś sobą, czy zbiorem cudzych myśli?
Masz wszystko i nie masz nic