Translate

sobota, 2 lutego 2013

Historia poza tematem numer trzydzieści trzy: Nowy etap - Część pierwsza.

Więc... Arthur i Francis poszli na studia i dziwnym zrządzeniem losu są zmuszeni do wytrzymywania swojego towarzystwa. Co z tego wyjdzie? Nie wiem dokładnie. Ale nic nie pozostanie tam puste. Podzieliłam na części, bo mi się spać już chciało, a mam jeszcze dużo pomysłów.


Nowy etap – Część I

                Miejsce to wydawało się być takie jak każde inne. Być może nieco piękniejsze dla tych, którzy pojawiali się tu pierwszy raz. Gdy rozpoczynał nową drogę w ich życiu. Kolejny etap ich nauki, wyższy poziom ich egzystencji. Wydawało się im, że od teraz będą kimś zupełnie innym, niż byli jeszcze wczoraj. Wydawali się być o wiele starsi i dojrzalsi, niż gdy zasypiali dzień wcześniej. Było tak dlatego, że przekraczali progi uniwersytetu. Nie należy tu wspominać jego nazwy, ani miejsca w jakim się znajduje. Jest to miejsce jak każde mu podobne. Nie ma tu różnicy w jakim jest kraju, ani jaką nazwę mu nadano. To się nie liczy. Liczy się to, że jest to coś nowego, kolejny krok ku dorosłości.
                Krok ten pewnie uczynił między innymi dumny młodzieniec o oczach koloru szmaragdów, włosach koloru złota i pewnej cesze szczególnej na jego twarzy... Był to potomek dawnych Brytyjskich gentlemanów. Z dumą patrzył przed siebie, na uniesioną wysoko głowę spadały pierwsze krople deszczu. On jednak się uśmiechał. Deszcz... Jakże przypominał mu dom. Jeśli tak wita go to miejsce, to nie może spotkać go w nim nic złego, prawda? Nad nim rozświetliła niebo siedmiokolorowa tęcza. A jej koniec prowadził ku...
                Oprócz niego pojawił się tam również istny bawidamek. Uśmiechał się do młodych, ledwie przed kilkoma miesiącami dojrzałych dam. Posyłał słodkie pocałunki zarumienionym pannom, jakby chciał skraść ich niewieście serca. Był bardzo szczęśliwy, że udało mu się tu dostać. Uniwersytet ten zawierał tak wiele różnych kierunków, że miał szeroki wachlarz charakterów uczennic, które się w nim pojawiały. Wysoki poziom również eliminował problem głupiutkich dziewuszek idących na studia dla papierka, a kompletnie nie rozumiejących otaczającego je świata. Gdy spojrzał na niebo, które błękitem tak podobne było do jego oczu na jego jasny policzek spadła kropla. Pośród światła słońca błyszczały jego włosy, tegoż samego koloru. Czy więc i on był tęczą? Taką jak ta piękna, siedmiokolorowa, która teraz uśmiechała się do niego? Niczym narcyz uznał, że jest jej równy. Olśniewający. Chciał teraz podbić serca uczennic... Może nawet kilku nauczycielek, w końcu pomoże mu to zaliczyć trudniejsze przedmioty. Jednak wzrok jego przykuł pewien jakże ciekawy fakt... Przypomniał sobie coś, co czytał jeszcze w liceum... W jego ulubionym podręczniku... Od biologii... Jeśli to była prawda miał teraz rywala, który jednocześnie wydawał mu się być słabym przeciwnikiem dla niego. W tej swojej wyższości i tajemniczości wydawał mu się być jak cień pośród nocy. A jak wiadomo ciemność znika, gdy roztoczy się blask. Więc on postanowił być słońcem. Zdobyć serca wszystkich dam. Udowodni, że nawet nauka może się mylić. Bo co ta ma być niby za fakt? Kobiety miałyby woleć kogoś o tak wielkich brwiach, bo miałby być rzekomo „płodniejszy”? I ku komuś takiemu miałby je pchać instynkt? Wolne żarty! On udowodni, że jest królem, bogiem miłości!
                Obaj też postanowili zamieszkać w akademiku. Tak było taniej i prościej. Mieli blisko na zajęcia, a i cena była dużo niższa niż wynajmu mieszkania. Czysta, prosta logika i ekonomia. Jednak kompletnie odmienne myśli zaprzątały ich głowy, gdy stawiali ten sam warunek co do umiejscowienia pokoju. Miał być w cichym, oddalonym miejscu na końcu korytarza. Trawa pragnęła szumieć cicho, w spokoju i bez niepotrzebnych ludzi w pobliżu, nie chciała słyszeć niczyich głosów, ani kroków. Strumień zaś pragnął porywać tysiące pięknych kwiatów, co niestety tak ciche nie jest, nie chciał więc, by ktokolwiek słyszał jak zatapia się w kolejnej zdobyczy.
                Tak więc wkrótce dwa błyszczące złotem medaliony znalazły się w recepcji akademika, by odebrać klucze do pokoju.
- 104? Ach, szkoda, że nie jest to bardziej romantyczny numer. Jednak jest pani pewna, że jest na końcu korytarza? Nie chcę, by co chwilę ktoś przechodził mi pod drzwiami – powiedział błękitnooki uśmiechając się delikatnie do kobiety. Gdy uzyskał satysfakcjonującą go odpowiedź ujrzał kogoś obok. To był ten zielonooki cień mroku. Postanowił posłuchać jaki dostanie pokój. Chciał go odwiedzić.
- 104? To bardzo dobrze – powiedział zielonooki z uśmiechem wyższości. – Podobno takie najczęściej są nawiedzone... Może w końcu spotkam odpowiednie towarzystwo, które nie będzie nadmiernie hałasowało. A, właśnie. To na pewno jest na końcu korytarza? Nie chcę musieć co chwilę kogoś uciszać, by czytać w spokoju – również otrzymał odpowiedź jakiej oczekiwał i ruszył ku swemu pokojowi. Nie zwrócił uwagi na młodzieńca idącego za nim.
                Wkrótce też otworzył drzwi pokoju. Były w nim trzy łóżka, obawiał się więc posiadania współlokatora. Mało kto jednak chciał być tak daleko od centrum zabawy i alkoholu. Czuł się więc tu bezpieczny, zwłaszcza iż nie zobaczył żadnych obcych toreb, które miałyby świadczyć o tym, że ktoś się tu już pojawił. Usiadł więc na łóżku przy oknie, tym samym je zajmując. Patrząc w niebo nie zauważył przyjścia kolejnej osoby, dopóki drzwi nie zamknęły się z kliknięciem. Spojrzał więc w błękitne oczy.
- Och, witam, witam – powiedział z dziwnym akcentem wyższy blondyn zbliżając się do niego. – Chyba przeznaczenie nas sobie zesłało, skoro jesteśmy razem w jednym z najrzadziej wybieranych rodzai pokoju.
- Wypadałoby się przedstawić, a nie od razu mówić rzeczy, które można dziwnie zrozumieć... Żabo – oczywiście nie mógł być dla niego przesadnie miły, skoro zburzył jego spokój. Spojrzał za okno, by go zignorować.
- Och, gdzie moje maniery! Najwyraźniej Twe oczy skradły mą duszę i odebrały zmysły! Francis Bonnefoy, do usług – skłonił się nieco przesadnie.
- Kirkland. Arthur Kirkland, jeśli interesuje Cię moje imię. A teraz idź śmierdzieć perfumami gdzie indziej.
- Wybacz, że nie natarłem się herbatą, żebyś mógł wąchać jedyną rzecz jaką kochasz, five o’clock.
- Odskocz gdzieś daleko na tych swoich żabich nóżkach i mnie nie denerwuj, żabo.
- Zawsze jesteś taki miły?
- Tylko dla wyjątkowych osób – cóż... współpraca nie zapowiadała się ciekawie. Wyższy mężczyzna postawił swoją walizkę na łóżku pod ścianą, oddzielonym od zajętego jednym wolnym posłaniem. To będzie ciężki czas...

4 komentarze:

  1. Ciężki...Oj ciężki... Bardzo ładnie, ale jest parę błędów...
    "Krok ten dumnie uczynił między innymi dumny młodzieniec" powtórzenie
    "żebyś mógł wąchać jedyną rzeczy jaką kochasz" bez tego "y" przy "rzecz". A tak to jest pięknie ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. FrUK~ Ale to z tymi brwiami, ich szerokością, itp., to raczej zwykłe zabobony...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale popodziwiać można~ *głaszcze brwi Krupnika*

      Usuń