Translate

czwartek, 15 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt pięć: Stanąć o własnych siłach - Część piętnasta.

Na błękitnym niebie pojawiają się chmury. Czy odgoni je zapach żywicy?

Stanąć o własnych siłach
Część XV

                Błękitne oczy spoglądały niepewnie w stronę białych chmur. Czemu tu wydawały się być tak samotne? Czego brakowało w miejscu, w którym zawsze było wszystko, czego można pragnąć? Jasnowłosy był w miejscu, w którym spędził całe dzieciństwo, a mimo to zdawało mu się, że nie jest to miejsce, w którym być powinien. Coś wewnątrz niego nakazywało mu iść, choć nie wiedział dokąd. Coraz częściej wychodził na spacery z psami i spoglądał ku niebu. Zwierzęta, wyczuwając jego niepokój, zbiegały się w okół niego i utulały swymi ogonami. Był wtedy szczęśliwy, jednak nie był to dotyk jakiego pragnął. Przypominał sobie delikatny zapach włosów przyjaciela o miodowych oczach. Czy myślenie o nim było grzechem? Czy pamiętanie jego ciepła było zakazane? Był szczęśliwy, przypominając sobie dni spędzone z nim. Nieco się zarumienił uświadamiając sobie, że może wspominać również wspólne noce, choć były one niewinne, pozbawione zbyt odważnych posunięć. Czemu tak nagle sobie to przypomniał? Przecież to było zwykłe wspólne nocowanie u przyjaciela, nic o czym powinien rozmyślać. Ale jednak nie chciał o tym zapomnieć, ani sprowadzić tego do rangi rzeczy zwyczajnej i nic nie znaczącej. Chciał zachować to w swojej pamięci, w swym sercu, choć wciąż nie wiedział dlaczego. Spojrzał na konary drzew, stłoczone w okół niego. Lubił ich kolor, tak ciemny, brązowy, wyjątkowy. Ujrzał żywicę wpływającą z jednego z nich. Jakże ten kolor był piękny! Wspaniały jak oczy, których nie potrafił zapomnieć. Czemu zapominał wciąż o drugim z przyjaciół? Czy był zły, bo umykało mu jego wspomnienie? Przecież go pamiętał, ale jego obraz znikał gdzieś w oddali za dźwiękiem głosu chłopca o miodowych oczach. Co było w nim takiego wyjątkowego, że nie mógł o nim zapomnieć? Rozmyślając wszedł na polanę, by bawić się z psami. Choć zawsze lubił spędzać dni w samotności, teraz nie chciał być sam. Chciał znów poczuć delikatny dotyk dłoni, które w niewinny sposób, nie robiąc nic szczególnego, potrafiły uszczęśliwić go jednym gestem. Co było w nich tak wyjątkowego? A co takiego było w zapachu szamponu na brązowych włosach? Chciał się tego dowiedzieć i nie wiedział, czemu jego serce biło tak szybko. Jego kroki odbijały się echem po polanie w środku ogromnego lasu. Chciał usłyszeć dźwięk szybkich, małych stóp, za którym tęsknił. Czy to było tak wiele? Teraz miał wszystko, za czym tęsknił wcześniej, więc czemu teraz znów tęsknił za nieznanym? Pomyślał, że istnieje tylko jedna osoba, której teraz mógłby się zwierzyć ze swych problemów.
                Niepewnie ruszył w stronę domu, gdy już się ściemniło, a psy wydawały się być głodne. Nie wiedział jak jego brat zareaguje na tak późny powrót. Czy się martwił? Czy może gniewał? Tego nie wiedział, lecz wkrótce miał się dowiedzieć. Powoli przekroczył próg domu, wpuszczając psy przed siebie. Zwierzęta natychmiast rzuciły się w stronę misek z jedzeniem rozstawionych w kuchni. Usłyszał śmiech swojego brata.
- Gdzie byłeś tak długo? Chcesz nam futrzaki zagłodzić? Zrobiłem Ci kolację, stoi na stole. Masz taką straszną minę... Chociaż Ty chyba zawsze tak wyglądasz – albinos zaśmiał się dźwięcznie, podchodząc do sweg brata. – Co Ci się stało?
- Nic, tylko zastanawiałem się nad czymś...
- Ty? Czemu? Przecież dla Ciebie wszystko jest logiczne i nie musisz nad tym myśleć.
- Ale to nigdy nie jest logiczne... Może usiądźmy, dobrze? Muszę o czymś z Tobą porozmawiać.
- To brzmi przerażająco... Nic Ci nie jest, młody? – szkarłatne oczy spoglądały na młodzieńca ze zmartwieniem.
- Nie, to nic złego... Taką mam nadzieję... Ale nie musisz się martwić – mimo zapewnień niższy mężczyzna spoglądał na brata nieufnie, gdy siadali razem w salonie.
- No więc, co Ci się tam pod tym siankiem wykluło? – albinos zmierzwił włosy brata.
- Jak nazwać osobę, która się cieszy, gdy z Tobą śpi, tuli się do Ciebie, gdy tylko ma okazję, a Ciebie uszczęśliwia jej uśmiech?
- Młody znalazł dziewczynę! Super! – albinos aż podskoczył z radości.
- Ale to chłopak...
- O cholera... – czerwone oczy rozszerzyły się w zdumieniu. – To żart, co nie?
- Nie żartowałbym w takiej sprawie, bracie...
- No dobra... Ale jesteś tego pewien? W końcu może nie do końca dobrze wiesz, o czym tak naprawdę myślisz... Ej, czekaj... Wy razem spaliście?!
- Ale tylko tak trochę...
- Nie można z kimś trochę spać! Albo śpisz, albo nie!
- No to tak... Ale nie tak jak myślisz...
- No dobra... Nie próbuj niczego, dopóki nie będziesz pewien. To teraz młody zjada kolacyjkę i idzie spać, jasne? Musisz to wszystko porządnie przemyśleć, a do tego musisz być w pełni sił.

                Gdy tylko rodzeństwo się rozdzieliło, młodszy zaczął rozmyślać nad tym, co powiedział mu jego brat. Czy kochał tego chłopca o miodowych oczach? Nie wiedział tego, jednak czuł, że nie mógłby go nigdy tak po prostu zostawić. Chciał do niego wrócić, a także wciąż czerpać radość z codzienności. Co powinien zrobić, by wszystko było tak, jak tego pragnął? Wiedział, że wszystko się ułoży, gdy ten chłopiec się uśmiechnie.

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt cztery: Stanąć o własnych siłach - Część czternasta.

Miodowe oczy spoglądają w przyszłość. Czy będzie ona oświetlona jasnym słońcem?

Stanąć o własnych siłach
Część XIV

                Chłopiec o miodowych czach rozglądał się po swym domu. Był tu dopiero kilka dni od poprzedniego powrotu, więc wszystko wydawało mu się być nieco obce, choć niezmienne od jego dzieciństwa. Ze zdziwieniem zauważył, że lepiej pamięta rozkład pomieszczeń w mieszkaniu, w którym mieszkał na studiach, niż w swym własnym domu. Zupełnie, jakby podświadomie przyzwyczaił się do nowego miejsca i odrzucił poprzednie. Czy, gdy wróci w tamto miejsce też nie będzie potrafił się w nim odnaleźć? Czy za każdym razem będzie kreował wspomnienia od samego początku? Przyłapał się na tym, że gdy miał mały problem zamiast od razu zapytać brata o pomoc, nerwowo szukał w telefonie numeru swego jasnowłosego przyjaciela. Czyżby był aż tak do niego przyzwyczajony, że nie potrafił żyć we własnym domu, w którym nie było jego? Chłopak przyglądał się zdjęciom, które przywiózł ze sobą z odległego miasta. Spoglądał z tęsknotą w oczy koloru nieba. Co się w nich kryło? Zawsze były zbyt tajemnicze, by je przejrzeć, zawsze było w nich coś więcej, niż można było sobie wyobrazić. Chłopiec starał sobie wyobrazić, co te oczy kiedyś widziały. Czy były to pola? A może tysiące betonowych wieżowców? Straszliwe mury czy piękne ogrody? Co było tym, czego obraz odbijał się w błękicie? Chłopiec przyłapał się na tym, że wciąż o nim myślał. Czy to było dziwne? Tęsknił za kimś, kogo znał tak krótko... Ale przecież za przyjaciółmi zawsze się tęskni, prawda? Zauważył, że myśl o błękitnookim przyćmiła wspomnienie drugiego z przyjaciół. Czy on był dla niego ważniejszy? Jak jeden z przyjaciół mógłby zajmować w jego sercu wyższą pozycję? Przecież nie wolno faworyzować przyjaciół, prawda? Wszyscy powinni być równi w kochającym sercu. Jednak ta myśl nie dawała spokoju chłopcu. Starał się przywoływać wspomnienia chwil spędzonych z obojgiem przyjaciół, by myśleć o obu po równo, jednak nieświadomie rozmyślał nad każdym ruchem jaki w tym wspomnieniu poczynił błękitnooki. Czemu tak bardzo go faworyzował? Czemu nie potrafił tego zmienić? Trudno było mu to wytłumaczyć, jednak wiedział, że ma tuż obok siebie kogoś, kogo może zapytać o wszystko.
                Chłopiec poczekał do wieczora, aż w trójkę, z bratem i jego przyjacielem, jedli kolację. Wtedy był idealny moment, by spokojnie porozmawiać z bratem i w niczym mu nie przeszkadzać, ani nie zatrzymywać. Nie wiedział jak to ubrać w słowa, jednak musiał zadać to pytanie. Spojrzał niepewnie w oczy brata, który również zwrócił swe spojrzenie ku niemu, gdy poczuł się nieprzyjemnie obserwowany.
- Braciszku... – młodszy z braci zaczął niepewnie pytanie.
- Czego chcesz? – starszy wydawał się być poddenerwowany, jednak to było jego zwyczajne podejście do dziwnego u jego brata zastanowienia. Zwykle zwiastowało ono coś złego.
- Ty się na tym znasz, skoro masz Antonio przy sobie, więc będziesz wiedział...
- Na czym mam się niby dzięki niemu znać...? Jak ktoś Ci coś zrobił to go osobiście wypatroszę! – starszy z braci nagle wstał z wielką energią.
- Nie to miałem na myśli... Czemu o tym pomyślałeś? Chodzi o to... Że chyba kogoś za bardzo lubię...
- Jak to „za bardzo”? – oczy jego brata zwróciły się ku niemu podejrzliwie.
- O wszystkich przyjaciołach powinno się myśleć tak samo często, prawda? – na te słowa starszy przytaknął. – A ja o jednym myślę jakby trochę więcej... I nie umiem tego zmienić... Czy jestem zły, skoro go faworyzuję...?
- Nie, Ty przecież nigdy nie będziesz zły – starszy z braci pogłaskał młodszego po głowie. – Ty tylko...
- Zakochałeś się, malutki! – przyjaciel starszego z braci zaśmiał się wesoło. – No, najwyższy czas! Kim jest ta szczęściara?
- Raczej bym powiedział pechowiec...
- Na pewno każdy będzie przy Tobie szczęśliwy, tylko musisz mu mniej przeszkadzać. No, jak ona ma na imię? – starszy z braci uśmiechnął się delikatnie, jakby próbując to ukryć.
- Raczej on...
- No, kurna, nie musisz wszystkiego robić tak samo jak ja! Ty sobie babkę mogłeś znaleźć! – starszy chłopak opuścił głowę w geście załamania.
- Ale ja po prostu jeszcze nie poznałem odpowiedniej pani... A on jest taki opiekuńczy i mi we wszystkim pomaga... Czasem krzyczy, ale ogólnie jestem przy nim zawsze szczęśliwy...
- On był na tych zdjęciach, które nam pokazywałeś? – mężczyzna wydawał się być wyjątkowo zainteresowany.
- Tak...
- Mam nadzieję, że ten mały – brat chłopaka chyba nie darzył sympatią nieznanego mu jasnowłosego mężczyzny.
- Duży...
- Tylko nie to... Kartofel mi brata poderwał... – starszy z chłopców uderzył otwartą dłonią w swe czoło.
- Ważne, żeby młody był szczęśliwy, prawda? – mężczyzna jak zwykle był pełen radości i nadziei. – No, może kiedyś przyjedziesz z nim na święta czy inne wolne?
- Nie chcę kartofla w moim domu! – starszy z braci krzyknął nagle i wyszedł z pomieszczenia. Młodszy spojrzał na niego przerażony. Zielonooki mężczyzna nie wiedział czy zostać, by uspokajać jednego z braci, który wydawał się być bliski płaczu, czy iść za drugim, by ten niczego nie zniszczył w przypływie gniewu. Nie rozumiał jego zdenerwowania, mimo iż chłopiec wiele razy mówił mu o tym, że nie ufa jasnowłosemu mężczyźnie opisywanemu przez jego brata. Twierdził, że jego uśmiech na zdjęciach jest nieszczery. Jeśli nie umie szczerze się uśmiechnąć, gdy ma przyjaciół obok siebie, to czy naprawdę uważa ich za swoich przyjaciół? Co skrywało serce, którego odbiciem był ocean tęczówek? Chłopak nie potrafił znaleźć w nich niczeg dobrego, a opowieści jego brata, mimo że ten był szczęśliwy wspominając te wydarzenia, wydawały się być raczej smutne, jakby jego przyjaciele byli przy nim raczej z litości, chcąc go chronić, a nie naprawdę go lubiąc. Zwłaszcza ten mężczyzna, który wydawał się być tak zimny i bezuczuciowy.

                Chłopiec o miodowych oczach poszedł do swego pokoju. Rzucił się na łóżko, tuląc w dłoniach wspólne zdjęcie z przyjaciółmi. Czemu jego brat nie potrafił dojrzeć blasku słońca na błękitnym niebie, uważając je za ocean śmierci? On potrafił ujrzeć szczęście w delikatnym uśmiechu, usłyszeć radość, w śmiechu pozbawionym dźwięku. Teraz, gdy myślał o tym, zrozumiał, że jego serce utonęło już dawno w błękitnym morzu. Nieważne już było, że zielona mierzeja oddziela go od oceanu. Chciał stać się syreną, która pozna na wylot błękitne wody i odróżni smutek od radości, widząc każde z uczuć odbijających się w tych jasnych tęczówkach. Teraz musiał jedynie wytłumaczyć bratu, że nie ma o co się martwić, a później przemyśleć to, co powinien powiedzieć mężczyźnie o włosach koloru słońca, które świeciło nad jego przyszłością.

środa, 14 sierpnia 2013

istoria poza tematem numer sześćdziesiąt trzy: Stanąć o własnych siłach - Część trzynasta.

Trójka przyjaciół spotyka dawno oczekiwane szczęście. Lecz czegoś w nim brakuje. Czy zrozumieją czego?

Stanąć o własnych siłach
Część XIII

                Powrót do domu wiąże się z odzyskaniem tego, co było tak długo utracone. Znajome miejsca, zapachy. Czyż to nie było piękne? Móc, tak samo jak dawniej, iść dobrze znaną drogą, słyszeć język, znany od dzieciństwa. Jednak, czegoś tu brakowało, choć było wszystko, za czym tęskniliśmy. Dlatego, że poznaliśmy nową rzecz, którą pokochaliśmy, a by zyskać to wszystko, poświęciliśmy właśnie ją. Szczęście powodujące nieszczęście, które da nam szczęście, gdy sami się na nie skażemy. Musimy poświęcić jedną rzecz, by zyskać drugą, gdy już chwycimy nasze marzenia, zrozumiemy, jak wiele utraciliśmy w drodze do nich.
                Miodowe oczy spoglądały na rozświetlone słońcem południa ulice. Mimo, że były pełne ludzi, wydawały się być puste. Czemu nikt nie miał błękitnych oczu? Chciał je ujrzeć... Tęczówki w kolorze nieba. Mimo, iż widział wszystko, co kochał, brakowało mu bardzo jednej rzeczy, lecz nie potrafił zrozumieć, czym ona była. Była wspomnieniem, które pragnął objąć swym sercem. Otaczało go szczęście, ostre słońce południa, uśmiechy ludzi i widok młodych par zakochanych. Czego więc mu brakowało w tym wspaniałym miejscu? Nie mógł znaleźć takiej rzeczy, mógł jedynie spoglądać w błękitne niebo i rozmyślać nad tym, co miał w swym sercu. Jednak on nie chciał pozwolić, by porwała go melancholia. Wraz z bratem zajmował się restauracją. Coraz częściej zauważał, że zarówno brat jak i jego przyjaciel znikają razem, a później uśmiech mężczyzny jest jakby nieco szerszy, a policzki młodzieńca lekko zaróżowione. Czy tak właśnie wygląda szczęście? Dwie pary błyszczących oczu. Czy to jest to, czego brakuje, by móc zrozumieć, czym jest radość? Chłopiec przyglądał się kłótniom brata z jego przyjacielem. Nigdy nie wyglądały na niebezpieczne, raczej coraz częściej wydawały się być rozczulające i zabawne. Czy to właśnie jest sens istnienia ludzkich serc? Uśmiech i rumieńce na policzkach były najpiękniejszym obrazem na świecie.
                Oczy koloru nieba przesuwały się szybko po półkach sklepowych. Młodzieniec robił zakupy do domu, gdyż jego brat znów zapomniał o tak podstawowym obowiązku. Tak więc teraz on rozglądał się w poszukiwaniu potrzebnych produktów, głównie spożywczych. Wiedział jednak, że dla jego brata najważniejszym skarbem jest płyn o złotym kolorze, butelkowany i zamykany kapslem. Gdy wkładał dzienną porcję tej ambrozji do koszyka przyjrzał się kolorowi butelki. Była brązowa. Lecz nie tak zwyczajnie brązowa. Światło odbijało się od niej pod tysiącem kątów, tworząc feerie barw w jego oczach. Widział już kiedyś ten odcień brązu... Taki, który pozostaje w sercu, pozostaje w pamięci na zawsze... Tak jak uśmiech, którego nigdy nie zapomni. Wracając do domu rozmyślał o wszystkim, czego mógłby chcieć. Miał przy sobie jedynego brata i ukochane psy, jednak to nie było wszystko, co chciał mieć w życiu. Dobrze wiedział, że jego brat jest już w wieku, w którym będzie szukał żony, zaś psy najlepsze dni mają za sobą. Czuł, że niedługo zostanie sam, jeśli nie znajdzie nikogo, z kim mógłby żyć, gdy jego brat będzie miał już własne dzieci, a psy odejdą na wieczne łowy. Teraz jednak mógł tylko rozmyślać, popijając piwo i oglądając z bratem telewizję. Gdy spojrzał na butelkę zaczął wspominać oczy o podobnym kolorze.
                Kilkoro dzieci ciągnęło młodzieńca za włosy we wspólnej zabawie. Dzieci lubiły przewracać starszych braci i bawić się, tuląc ich mocno. Młodzieniec zauważył, że jego starszy brat znów leży na łóżku, trzymając się za głowę. Zapewne znów go bolała od tego hałasu. Chłopak zaczął się zastanawiać, czy istnieje możliwość, by mu pomóc, by już nigdy nic go nie bolało. Pomyślał, że gdyby potrafił poradzić coś na bolącą od hałasu głowę brata, to wszyscy byliby dużo szczęśliwsi. Młodsze rodzeństwo mogłoby częściej się śmiać, bez obaw, że sprawią, że brat będzie smutno, zaś on sam mógłby częściej się z nimi bawić, bez żadnych trudności. W jego wieku bolało go wiele rzeczy, jednak ta jedna mogła zmienić naprawdę wiele. Czarnowłosy przytulił gromadkę dzieci w okół siebie i nakazał im być cicho w czasie, gdy sam poszedł do kuchni, by zrobić dla wszystkich herbatę i znaleźć w szafce ciastka. Postanowił, że gdy będzie musiał wybrać, co będzie udoskonalać w zawodzie lekarza, gdy już nim zostanie, wybierze neurologię, by sprawić, by jego brata już nigdy nie bolała głowa. Może wtedy przygarnie kolejne maleństwo? Może w końcu znajdzie kogoś, z kim mógłby mieć własne.

                Cała trójka widziała przed sobą to, o czym marzyli cały rok, jednak wciąż w ich sercach tkwiło marzenie o tym, by coś zmienić. Jednak żadne z nich nie wiedziało, co tak naprawdę powinno ulec zmianie. Otaczający ich świat wydawał się być idealny, a jednocześnie niekompletny, jakby ze skrzydeł anioła upadło jedno pióro. Pióro to świeciło pośród gwieździstej nocy i przywoływało ku sobie, jednak oni byli zaślepieni nieświadomością i nie potrafili go znaleźć, nawet patrząc wprost na nie. Wiedzieli dobrze, że istnieje coś, czego pragną, coś, co sprawi, że będą szczęśliwy, jednak wciąż nie wiedzieli, co to miało być. Wiedzieli też, że już to zdobyli i, że za tym tęsknią. Jednak nie wiedzieli, w którym momencie swego życia to zgubili i gdzie powinni tego szukać. Postanowili jednak się nie poddawać, dopóki nie odnajdą tego, czego pragną najbardziej na świecie.

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt dwa: Stanąć o własnych siłach - Część dwunasta.

Przyjaciele żegnają się i rozjeżdżają do swych domów. Co myślą o tym, co przeżyli w ciągu tego roku?

Stanąć o własnych siłach
Część XII

                Cała trójka niepewnie patrzyła w przyszłość, która znów miała się zmienić. Wiedzieli, że powinni się cieszyć, iż niedługo znów ujrzą swe rodziny i wciąż opowiadali sobie wzajemnie o tym, co czeka ich w domach, lecz mieli przed oczami wizję rozstania z przyjaciółmi i powrotu do domu. Czarnowłosy powoli starał się o wykupienie mieszkania, które zajmował w tym mieście, na własność, jednak wciąż jedynie je wynajmował tak więc nawet on opuszczał to miejsce, by oszczędzić te dwa miesiące płacenia rachunków. Jednocześnie również i on chciał znów ujrzeć twarze swego rodzeństwa. Żadne z nich więc nie miało powodu, by zostać w tym mieście innego niż oni nawzajem, a również nie mogli tu zostać i mieli tysiące powodów, by wrócić do domów. Czemu więc, mimo uśmiechu, oczy ich były nieco zeszklone?
                Miodowe oczy spoglądały na stos kartek zapełnionych portretami przyjaciół. Chłopiec chciał, by to były pamiątki ich wspólnych dni, które miały niedługo być przerwane. Czemu nie były to jedynie zdjęcia? Zdjęcia były zbyt... sztuczne, mechaniczne. Nie miały w sobie tej duszy, miłości, którą miały obrazy. Zdjęcie możesz zrobić każdemu, pstryknąć aparatem w publicznym miejscu i zapisać na nim tysiące obcych twarzy. Więc jaką wartość ma twarz ze zdjęcia? W czym jest lepsza od tysięcy innych? Lecz, gdy sadzasz przed sobą tę jedną jedynie osobę i wpatrując się w nią przelewasz jej piękno na kartkę delikatnymi pociągnięciami ołówka czy też pędzla, ta osoba pozostaje nie tylko na kartce, ale również w Twej pamięci, podtrzymując ogień w Twym sercu. Możesz nie znać twarzy osób, które pojawiają się na Twych zdjęciach. Ilu z nich pojawiło się na nich jedynie przypadkiem, wchodząc w kadr? Lecz nigdy nie zapomnisz twarzy z portretu, który stworzyłeś. Nie możesz namalować kogoś nieświadomie, nie wiedząc kim jest. Jednak, najważniejszy jest obraz jaki masz w swym sercu, niezależnie do czego jesteś zdolny, co możesz czy co potrafisz, jesteś w stanie kochać i stworzyć najpiękniejszy na świecie obraz, który ujrzysz tylko Ty, nawet jeśli nie możesz zobaczyć niczego innego. Chłopiec nie wiedział, jak bardzo ważne staną się kiedyś dla niego te obrazy, dowody na to, że jego dłonie potrafiły stworzyć piękno. Jednak wiedział, że nigdy nie przestanie kochać tego, co najwspanialsze.
                Chłopiec kochał swych przyjaciół, swą rodzinę, każdego z nich tak samo, całym swym sercem. Kochał zagniewane oblicze swego brata, gdy ten wciąż się denerwował na niego za jego gapiostwo. Kochał uśmiech młodego mężczyzny, który chciał zawsze sprawić, by tenże brat był nieco weselszy. Tak samo kochał jasne oczy i włosy wysokiego mężczyzny, który próbował się nim opiekować i nauczyć go nieco odpowiedzialność, jak też kochał ciemne spojrzenie czarnowłosego młodzieńca, który uczył go opisywać piękno słowami godnymi podziwu. Kochał swą codzienność, zmiany, rutynę, niespodzianki. Kochał cały świat, zapach każdego z kwiatów rosnących w znanych i nieznanych mu ogrodach. Dlatego zawsze był szczęśliwy, nawet, gdy coś mu nie wychodziło, gdy czegoś nie potrafił. Nie poddawał się, wiedząc, że świat ma w sobie jeszcze wiele nieznanych mu rzeczy, które również mogły go zachwycić. Chciał w końcu poznać kogoś, kogo mógłby pokochać tak, jak kochają ci ludzie, którzy idą razem za ręce. Nie wiedział, że zna już taką osobę, jednak wkrótce miał to zrozumieć.
                Wysoki mężczyzna jak co dzień rano układał swe włosy, by nie wpadały mu w oczy. Był obserwatorem, musiał widzieć każdą rzecz, jaka tylko przewinęła się w okół niego. Nie potrafił zrozumieć niczego, czego nie mógł zobaczyć i opisać. Nie mógł więc pojąć uczuć, lecz wiedział dobrze, że uszczęśliwia go uśmiech tych, których miał tak blisko siebie i chciał widzieć ten uśmiech jak najczęściej jest to tylko możliwe. Spojrzał w lustro i ujrzał twarz, która niedawno została uwieczniona na portrecie wykonanym przez to słodkie dziecko, które przecież było mu równe wiekiem. Czy zasłużył, na własny portret? Nie sądził tak, jednak był szczęśliwy przez świadomość, że ktoś inny tak uważał. Cieszył się, że chłopiec obiecał namalował obraz na podstawie ich wspólnego zdjęcia dla każdego z nich. Może był to tylko obrazek na kartce z bloku technicznego, namalowany tanimi farbami, bo na nic lepszego nie było stać młodego studenta, lecz wiedział, że starania jakie włożył w to chłopiec są cenniejsze niż wszystkie pieniądze. Rozumiał już teraz, jak bardzo ten obraz będzie dla niego ważny. Wkrótce miał zostać ukończony ten przeznaczony dla niego, później swój miał otrzymać czarnowłosy. Chłopiec o miodowych oczach pragnął, by ostatni, który miał pozostać przy nim, był stworzony przez całą trójkę razem. Mogłoby to wyglądać nieco zabawnie, zwłaszcza tworzenie go. Mężczyzna spojrzał na niebo koloru swych oczu i zrozumiał, że niedługo opuści to miejsce na kilka tygodni. Cieszył się z ponownego ujrzenia brata, jednak coś w jego sercu płakało, gdy myślał o tym, że nie zobaczy przez ten czas swych przyjaciół. Jednak nie można mieć wszystkiego, czyż nie?
                Brązowe oczy niepewnie spoglądały w notatki dotyczące godzin odlotów i przylotów samolotów w najbliższym końca roku tygodniu. Niedługo skończy się spokój, zacznie się zgiełk wielu małych buziek. Był szczęśliwy, że ujrzy swoją rodzinę i, że nie będzie musiał przez dwa miesiące płacić za wynajem mieszkania. Jednak już wolał zapłacić roczną kaucję, niż myśleć o tym, że dwa miesiące nie usłyszy tego słodkiego śmiechu przerywanego odgłosem wciągania makaronu do buzi. Wiedział, że jego uszy będą wypełnione śmiechem wielu osób, całej jego licznej rodziny, jednak brak tego jednego śmiechu wydawał się być nieco smutny. Za dwa tygodnie dostanie przeznaczony dla niego obraz, wtedy, nim miną kolejne dwa, opuści to miejsce. Wiedział, że nawet, gdy będzie szczęśliwy, będzie tęsknił za kontrastem powagi i roztrzepania dwójki przyjaciół. Miał wrażenie, że oni idealnie się dopełniają. Miał nadzieję, że gdy tu wróci, oni wciąż będą szczęśliwi, tak jak on, gdy tylko o nich pomyśli.
                Sztuką jest kochać i to rozumieć, łzy są niczym farby, a uśmiech zaś jest pędzlem. Gdy brakuje jednego z nich, nigdy nie powstanie wspaniały obraz. Więc, gdy zebrali już pędzle uczuć, nadszedł czas na pojawienie się farb. Cała trójka zebrała się w mieszkaniu czarnowłosego. Ostatni raz przed długą rozłąką. Razem rysowali na wielkiej kartce, każdy własną postać, by stało się to pamiątką. Cała trójka nieco hałasowała i się ubrudziła, każda postać narysowana była zupełnie innym stylem, lecz wspomnienia jak i obraz stały się przepiękne.

                Wkrótce cała trójka jechała na lotnisko ze swoimi rzeczami, by później po kolei wsiadać do swych samolotów. Opuszczali jedno szczęście, by zaznać kolejnego. Lecz czy w sercu nie zagościł smutek tęsknoty?

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt jeden: Stanąć o własnych siłach - Część jedenasta.

Będąc szczęśliwymi nie zauważamy, że możemy być jeszcze szczęśliwsi, a widząc drogę ku temu zaczynamy żałować tego mniejszego szczęścia, które musimy poświęcić. Rok akademicki ma się ku końcowi i trójka przyjaciół rozmyśla nad tym, co zyska, a co straci w czasie rozłąki.

Stanąć o własnych siłach
Część XI

                Pewni już najlepszej metody życia w tym pokręconym świecie, kontynuowali sposób w jaki przeżywali kolejne dni. Poranki spędzali na uczelni, po powrocie w swoich domach jedli obiad, by popołudnie spędzić na powtarzaniu wiadomości, co zaś nie trwało zbyt długo i pozwalało im wieczór spędzić we wspólnym gronie, a także powrót do domów o godzinie przyzwoitej i udanie się spać. Stali się częścią swej wzajemnej codzienności. Choć mijały dni, nie zmieniało się praktycznie nic, jedynie coraz bardziej przywiązywali się do siebie. Wiedzieli już jaki jest dźwięk wzajemnych kroków, w jakiej kolejności zjawią się w ustalonym miejscu. Byli szczęśliwy z powodu tej przewidywalności, która zapewniała im stabilną przyszłość. Jednak mieli tu jedynie siebie. Żadne z nich nie znalazło innych przyjaciół, poświęcając czas na spotkania w tej właśnie grupie, a nie poznawanie kolejnych ludzi. Nie mieli więc również nikogo, kogo mogliby kochać. Lecz tak było najlepiej, skoro i tak nie mogli być tak blisko przez cały czas. Wspólnie spędzony czas dawał im wystarczająco wiele szczęścia, by nie wyszukiwać go w innych miejscach lub u innych ludzi. A jednocześnie powrót do domu nie wydawał się tak bolesny, jeśli nie musieli żegnać nikogo, kogo darzyliby uczuciem. Tak właśnie było najlepiej, stonowana harmonia szczęścia, przyjaźń. Nie wiedzieli jednak jak wiele się zmieni przez najbliższy czas.
                Dni, choć tak sobie podobne były też różne. Wypełnione odmiennymi emocjami, słowami. Choć czuły, myślały i mówiły wciąż te same osoby, to sposób w jaki to robiły choćby w najmniejszym stopniu różnił się od tego z dnia poprzedniego. Zbliżali się do siebie. Najbardziej zaś jednoczył ich chłopiec o miodowych oczach, który mimo wszelkich przeciwności zawsze był szczęśliwy. Swym uśmiechem rozjaśniał nawet najciemniejsze dni, sprawiał, że ludzie w okół również nie mogli powstrzymać się od choćby maleńkiej radości. To dzięki niemu życie dwójki jego przyjaciół się odmieniło.
                Każde z nich zmieniło się na lepsze i nie można było temu w żaden sposób zaprzeczyć. Stali się wobec siebie bardziej ufni, uśmiechali się częściej, poznali smak szczęścia. Potrafili rozmawiać i słuchać, nauczyli się tego, dzięki wspólnym rozmowom. Nikt nikomu nie przerywał, ale i nigdy nie panowała cisza. Potrafili zrozumieć, kiedy należy co powiedzieć i jak się zachować w pobliżu reszty z nich. Mimo, iż dawniej, gdyby usłyszeli, że zaprzyjaźnią się z ludźmi o takich właśnie charakterach, na pewno uznaliby, że mówiący musiał uderzyć się mocno w głowę, to teraz byli dumni, że mogą nazwać siebie nawzajem przyjaciółmi.
                Najstarszy z nich, zawsze samotny i poważny, nauczył się uśmiechać. W końcu, po długim czasie uznawania, że śmiech jest czymś bezsensownym, sam potrafił roześmiać się szczerze. Zwłaszcza, gdy słuchał opowieści swojego najmłodszego przyjaciela, który umiał z zapałem opowiadać nawet o przechodzeniu przez ulicę. Dzięki temu on sam również zrozumiał, że nawet najbardziej błahe rzeczy mogą być cenne i godne opowieści, jakimi raczył ich ten chłopiec. To dzięki niemu zaczął dostrzegać piękno świata, zastanawiając się, jak on by opidał każde z mijanych zjawisk. Zaczął nawet pisać krótkie, acz piękne wiersze, by również opisywać świat, równie pięknie jak ten chłopiec o czystym sercu.
                Jasnowłosy zaś nauczył się nieco empatii. Zwykle zarówno on jak i jego brat mówili prosto to, co myślą. A raczej głównie ukrywali wszystkie swe uczucia, a także nie potrafili rozpoznać emocji innych, więc gdy już coś powiedzieli, nie mogli zrozumieć, czemu ktoś się na nich denerwuje. Teraz już było mu nieco łatwiej zrozumieć, co sam czuje i co czują inni. Nauczył go tego ten chłopiec o miodowych oczach, który potrafił zgadnąć każdą jego myśl, pocieszyć go, gdy był smutny i bez żadnych oporów opowiadać o każdej swej emocji, co pozwalało zrozumieć, jak zachowuje się osoba, która czuje właśnie to, co on czuł. Obserwowanie go pomagało nauczyć się odróżniania emocji i rozumienia tego, co samemu ma się w sercu.
                Najmłodszy z nich zaś nauczył się nieco spokoju. Zwykle był roztrzepany i nie potrafił zapanować nad tym, co robił i mówił, czasem raniąc innych nieświadomie lub przeszkadzając im w czymś ważnym i denerwując ich. Jednak teraz, gdy obok miał dość poważnych przyjaciół, z obserwacji ich zaczął rozumieć, kiedy należy ucichnąć i zacząć słuchać. Nauczył się ich pocieszać i sprawiać, by się uśmiechnęli. Zawsze marzył o tym, by wszyscy w okół niego byli szczęśliwi i teraz spełniał to marzenie, podziwiając uśmiechy swych przyjaciół.

                Wkrótce zaś nastał czas kolejnych egzaminów, które przebiegły podobnie jak te zimowe. Jednak one zwiastowały rozłąkę. Już niedługo miały się zacząć wakacje, które każde z nich spędzić miało w innym miejscu. Choć cieszyli się, że znów ujrzą swych bliskich to jednocześnie czuli się przytłoczeni świadomością, że będą tak daleko do siebie. Nie było jednak możliwości wybrać opcji, która nie zmuszała ich do utraty jednego z obrazów szczęścia. Najmłodszy z nich postanowił, że zrobią sobie wspólne zdjęcia, by mogli nawet w domu patrzeć na siebie nawzajem. Znali już wszystkie swe dane kontaktowe, więc rozmowy nie stanowiły problemu. Jednak powoli zaczynali rozumieć, że nie wiedzą jak powinno wyglądać ich życie, jeśli ich codzienność znów się zmieni.

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt: Stanąć o własnych siłach - Część dziesiąta.

Często w pogoni za celem zapominamy o najłatwiejszej ku niemu drodze, będąc zaślepionym najbliższą ścieżką. Najważniejsze jest wtedy, by znalazł się ktoś, kto poprowadzi nas ku niemu. Trójka przyjaciół uczy się do egzaminów, jednak nauczą się czegoś, czego nie znajdą w żadnym podręczniku.

Stanąć o własnych siłach
Część X

                Trójka przyjaciół musiała przygotować się do następujących po sobie, bardzo trudnych egzaminów. Tysiące słów, które muszą zapamiętać, wydawały się być piekłem i barierą oddzielającą ich od szczęścia. Mimo, iż uczyli się na bieżąco to nie zawsze przykładali do tego odpowiednią wagę, rozpraszając się myślami o codzienności i planach na przyszłość. Najstarszy z nich miał już doświadczenie w życiu studenckim, jednak to właśnie on stresował się najbardziej. Wcześniej nie spędzał czasu z przyjaciółmi, a jedynie się uczył i pracował. Myślał, że przez tę zmianę trybu życia mógł uczyć się niewystarczająco dobrze i być zagrożonym utratą reputacji najlepszego studenta na roku. Chłopiec o miodowych oczach, dla odmiany, nie przejmował się tym zupełnie. Uznał, że co ma być, to będzie. Nigdy wcześniej nie uczył się regularnie, a zawsze szło mu bardzo dobrze, teraz zaś codziennie jasnowłosy przyjaciel przychodził do niego i pilnował czy uczy się jak każde grzeczne dziecko. Pomyślał więc, że nawet, jeśli teraz uczy się trudniejszych rzeczy, to uczy się pilniej, więc też mu się uda to, co zaplanował. Jego przyjaciele zaś przestali się wysypiać, skupiając się głównie na tym, czego muszą się nauczyć. Trudno było w tym czasie z nimi rozmawiać, więc i najmłodszy z nich ostatecznie zajął się nauką, która niestety zbytnio go nudziła, przez co często zasypiał nagle z książkami w rękach.
                Atmosfera ich pracy zmieniła się diametralnie. Przerwa zamiast zostać wypełniona rozmową, była pustą ciszą i szelestem kartek. Jedynie chłopiec o miodowych oczach wnosił nieco światła, starając się wciąż uśmiechać, a także pilnował, by przyjaciele grzecznie zjedli drugie śniadanie w czasie przerwy w pracy. Nawet, gdy nie musieli pracować, ani być na swych uczelniach, wciąż nie mieli czasu, by spotkać się we trójkę. Najmłodszy z nich przez to bardzo cierpiał. Czuł się samotny, a to było dla niego najgorsze uczucie. W domu niespokojnie chodził z kąta w kąt, chcąc zadzwonić do swych przyjaciół i poprosić, by przyszli do niego, lecz wiedział, że na pewno odmówią, a on jedynie przeszkodzi im w nauce. Nie chciał być dla nikogo przeszkodą, więc starał się skupić się na własnej nauce, co było bardzo trudne, gdy jego uczuciowe serce tak bardzo bolało. Zaczął więc rysować w czasie, gdy nie miał czym wypełnić swej samotności. Tworzył z pamięci portrety swej rodziny i przyjaciół. Chciał znów usłyszeć ich śmiech. Najgorsza samotność to ta, gdy masz kogoś na wyciągnięcie ręki, ale wiesz, że nie możesz go dosięgnąć.
                Cała trójka, pragnąc usłyszeć słowa pochwały z ust rodziny, zapomniała o tym, czego ich rodziny pragnęłyby bardziej. Zapomnieli o własnym szczęściu. Pozwolili otchłani rozpaczy się wchłonąć, oddzielali się od tego, co kochają, by dać się porwać wirowi nauki tego, co od dawna było im znane. Skoro co dzień powtarzali to, czego nauczy się w ciągu dnia, dobrze pamiętali każde słowo wypowiedziane w sali wykładowej i każdą literę pojawiającą się w podręcznikach. Poświęcając swój czas książkom nie mogli już nauczyć się więcej niż wiedzieli w chwili obecnej, lecz mogli stracić to, co mogliby zrobić w tym czasie. Nie osiągali nic, jedynie się ucząc tego, co już znali, a marnowali czas, który mógłby ich uszczęśliwić.
                Pewnego dnia chłopiec o miodowych oczach był już zbyt znudzony ciszą i przerwał ją, dopytując swych przyjaciół o to, czego się nauczyli w czasie, gdy on musiał być skazany na samotność. Najpierw obaj nieco gniewnie stwierdzili, że nie umieją jeszcze nawet połowy tego, co wiedzieć by chcieli. Jednak on już nie wytrzymał tych tłumaczeń.
- Czemu tacy jesteście? Zupełnie jakby otaczający was świat był tylko dodatkiem do tych książek... – miodowe oczy spojrzały na dwóch młodzieńców ze smutkiem, gdy ci znów spędzali przerwę w pracy na powtarzaniu notatek, zamiast na choćby zjedzeniu drugiego śniadania.
- Nie widzisz, że się uczymy? Powinieneś robić to samo, niedługo Ty też masz egzaminy – jasnowłosy mężczyzna spojrzał na młodszego z wyrzutem.
- A Ty do czasu egzaminów zamienisz się w kamień, bo Ci serce zamarznie jak będziesz taki zimny – chłopiec zasmucił się nieco, co wystraszyło mężczyznę.
- Feliciano, powinieneś pamiętać o tym jaką wagę mają obowiązki i jak daleko za nimi stoi rozrywka. Proszę więc, uspokuj się i zajmij nauką, tak jak my – czarnowłosy wydawał się być całkowicie obojętny na otaczającą sytuację.
- Tyle się uczycie, a nie potraficie zrozumieć najbardziej podstawowych rzeczy – chłopak westchnął i uśmiechnął się do przyjaciół. – Co jest ważniejsze: przyjaciel czy książka? – to pytanie sprawiło, że jego towarzysze nieco opuścili głowy, po czym wyższy z nich delikatnie podrapał go za uchem, niczym kota.
- Feli, opowiedzieć Ci o tym jak się leczy pieski? – blondyn postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym, uczyć się i towarzyszyć przyjaciołom poprzez opowiadanie im tego, co już umiał, wspólne powtarzanie materiału.
- O, chętnie posłucham również, sprawdzimy jakie są różnice między nimi a ludźmi – czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie.
- Zastanawiam się w jaki sposób można opowiedzieć to dzieciom... Dowiedzmy się tego – miodowooki młodzieniec przytulił mocno swych przyjaciół, był szczęśliwy.
                Po pracy wszyscy spotkali się w domu najstarszego z nich, niosąc ze sobą swoje książki. Jednak nie były one zbytnio potrzebne, choć nie zeszli na tematy poza nauką. Zrozumieli, że potrafią wszystko opowiedzieć bez użycia podręczników, a o wiele lepiej się czują, opowiadając o tym przyjaciołom, niż bezsensownie siedząc w pustce. Rozmowa znów się przeciągnęła i skończyła jak zawsze. Jasnowłosy mężczyzna zaczął nieco rozmyślać nad zachowaniem swego towarzysza, który uśmiechał się delikatnie nawet, gdy spał. Czy uśmiechał się tak zawsze? Czy to przy nim był taki szczęśliwy? Nie, ta myśl byłaby zbyt narcystyczna, a on marzył o tym, by uśmiech chłopca był wieczny.

                Gdy wszyscy inni zestresowani wchodzili na sale egzaminacyjne, trójka przyjaciół była pewna, że nie ma czego się obawiać. Tak też było. Kartki wypełnione zostały po brzegi ich pismem, żadne pytanie nie pozostało bez odpowiedzi. Choć egzaminy trwały wiele dni, ani razu nie zmartwili się swymi odpowiedziami, a wyniki wywołały uśmiechy na ich twarzach. Wtedy zrozumieli, że samotność i pustka nic nie da, choćby wtedy były w teorii najlepsze warunki do nauki. Najwięcej dobrego przyniesie im spokój i radość, którą wypełnią wspólnie wszystkie dni w drodze do upragnionego celu.

sobota, 10 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto pięćdziesiąt dziewięć: Stanąć o własnych siłach - Część ósma.

Powrót do jednego miejsca wiąże się z opuszczeniem innego. Dopiero po tej zmianie jesteśmy w stanie zrozumieć za czym naprawdę tęsknimy. Nasza trójka przyjaciół musi wiele zrozumieć, by wybrać odpowiednią drogę.

Stanąć o własnych siłach
Część IX

                Wszystko, co się rozpoczęło, musi się również skończyć, nie ma ucieczki od tego przeznaczenia. Wkrótce więc należało opuścić dawno nie widziane rodziny, by znów wrócić do tego, co stało się nową codziennością. Jednak nic nie jest na tym świecie łatwe, najtrudniejsze zaś są rozstania.
                Miodowe oczy spoglądały ze smutkiem w dwie pary oczu o barwie lodów pistacjowych i miętowych landrynek. Cała trójka siedziała w największym pokoju przy stole, starając się zjeść obiad. Jednak było to zbyt trudne, gdy nad nimi wciąż wisiała świadomość ponownej rozłąki. Teraz już rozumieli czym jest tęsknota i radość spotkania. Nie chcieli więc znów przeżywać nieuknionego bólu rozstania. Jednak nie było od niego ucieczki, a każda próba przyniosłaby tylko więcej strat niż pożytku. Jednak trzeba było pamiętać również o tym, że nastąpi kolejny powrót.
                Zielonooki mężczyzna starał się rozluźnić atmosferę i nieco się wygłupiał, by rozśmieszyć braci. W końcu to nie był dzień przed pogrzebem, lecz przed wyjazdem na kolejny semestr nauki. Mimo jego starań atmosfera jedynie zgęstniała, gdy starszy z braci się zdenerwował uznając, że mężczyzna kompletnie nie pojmuje jego uczuć w tej sytuacji. Młodszy zaś starał się opowiedzieć o tym co będą mogli robić, gdy tylko wróci to znowu we wakacje, próbował udawać, że pozostały czas jest tylko krótkim mgnieniem oka. Ostatecznie reszta nieco przyjęła ten sposób myślenia i nawet jego brat uśmiechnął się delikatnie.
                Wkrótce też cała trójka stała przed budynkiem lostniska. Pożegnanie nie było zbyt rzewne, mimo ich iczuciowych charakterów. Wszyscy wiedzieli dobrze, że każda łza przyciągnie za sobą następne, postanowili więc sztucznym uśmiechem przywołać prawdziwy. Obaj pozostający w kraju przytulili tego, który za chwilę miał ruszyć w podróż, powtarzali wiele razy, że ma o siebie dbać i nie zachorować, a on jedynie się uśmiechnął i zapewnił, że będzie stosował się do ich rad. Po około godzinie patrzył już z góry na tak dobrze znane mu miejsce.
                Nie tylko im przyszło się pożegnać. Błękitnooki patrzył w oczy brata, które były jeszcze bardziej czerwone niż zwykle. Delikatnie przeczesał białe włosy w sposób jakiego nauczył się od swego przyjaciela. Miał nadzieję, że to nieco rozweseli jego nadopiekuńczego brata, który wydawał się być załamany zupełnie jakby to miało być ich ostatnie pożegnanie. Starszy z nich spojrzał na niego nieco zdziwiony, lecz po chwili uśmiechnął się delikatnie, będąc dumny ze swego brata, który zaczął zachowywać się nieco bardziej otwarcie. Młodszy brat był jedyną rodziną jaka została mu na tym świecie, nie chciał więc go stracić, a każda rozłąka bolała niczym rozżarzone ostrze wbijane w serce. Obaj jednak starali się zachować powagę, by nie rozckliwiać się zbytnio nad tym, co było nieuniknione.
                Dzień wyjazdu przypominał raczej przygotowanie do desantu. Starszy z braci ciągle wypytywał czy młodszy zabrał ze sobą wszystko, co wziąć powinien, zaś młodszy potwierdzał wskazując na zgodność zawartości walizki z listą przez niego sporządzoną. Na lotnisku również panował spokój. Starszy brat jedyie poklepał młodszego po ramieniu, mówiąc mu, że ma na siebie uważać i wprawić, by mógł być z niego dumny. Młodszy zaś zasalutował niczym żołnierz, co wywołało uśmiech na twarzy starszego. Wkrótce należało się rozstać, jednak oni wciąż zachowywali powagę. Jedynie, gdy samolot już był nad ziemią obaj spojrzeli w miejsca, gdzie powinni się wzajemnie znaleźć.
                Czarnowłosy miał pewne trudności z opuszczeniem rodzinnego domu. Te trudności były liczne i tuliły się do niego, nie pozwalając ruszyć się poza pokój. Starał się uspokoić nieco mniejsze i większe stworzonka płaczące, jak i również starszego brata, który wydawał się być załamany jak matka zmuszona do oddania dziecka. Powoli udało się nieco uspokoić płaczący chórek, który nie chciał wypuścić czarnowłosego z objęć. Dużo czasu minęło nim dzieci w końcu zaakceptowały fakt, iż ich brat musi opuścić po raz kolejny dom rodzinny. Najstarszy z braci dał wyjeżdżającemu prezent, którego nie mógłby dać mu później, gdyż nie miał jak pójść z nim na lotnisko przez konieczność  opieki nad najmłodszymi członkami rodziny. Gdy dzieci już zasnęły najstarsi bracia długo rozmawiali o tym, co może przynieść przyszłość i o tym, czego powinni się spodziewać i pragnąć. Wkrótce i oni udali się na spoczynek.
                Następnego dnia czarnowłosy był samotny na lotnisku pełnym obcych ludzi. Wiedział dobrze jak wielu ludzi będzie za nim tęsknić, lecz nie widząc żadnej znajomej twarzy czuł się nieswojo. Choć przeżywał to już wiele razy, tego dnia nie było mu to obojętne. Powoli udał się w stronę samolotu ze świadomością, iż znów kilka miesięcy będzie z dala od domu i rodziny. Gdy już samolot był w powietrzu i przelatywał nad jego domem, spojrzał przez okno w dół. Nie wiedział, że jego rodzeństwo na widok samolotu zaczęło machać w jego stronę, nieświadome, że i tak nie będzie w stanie tego zobaczyć.
                Należy wrócić do codzienności jak najszybciej, by nie rozdrapywać ran pożegnania. Wkrótce więc cała trójka znów kontynuowała naukę i powróciła do wspólnej pracy. Gdy się ujrzęli, zrozumieli, że w tym miejscu to oni muszą być swoją rodziną, by nie tęsknić za domem. Na nowo spędzali każdy skrawek czasu na wspólnych rozmowach, opowiadając sobie, co się wydarzyło przez czas rozłąki. Każdy z nich rozumiał jaki skarb miał w domu rodzinnym i jaki miał teraz tuż obok siebie. Zawsze gdzieś jest ktoś za kim będziemy tęsknić, gdy tylko się od niego oddalimy. Choćbyśmy mieli w okół siebie miliony przyjaciół, będziemy tęsknić za jednym, który jest choć kawałek dalej. Trzymając dłonie dwojga przyjaciół będziemy płakać nie mogąc ująć dłoni trzeciego z nich. Tak więc i ta trójka musiała zrozumieć, że musza skupić się na radości czerpanej ze wspólnego spędzania czasu, by nie zatracić się w tęsknocie za domem. Każdy dzień więc był wypełniony tysiącami obowiązków i wspólnych rozmów w każdym możliwym momencie, by nie zezwolić sobie na pozostawienie czasu dla rozmyślań i tęsknoty. Choć zbyt długie noce nie chciały czasem ułaskawić snem, a obcy sufit pokazywał cierpienie samotności, postanowili sprawić, że ich rodziny będą z nich dumne. Cel w życiu pozwalał przetrwać dni na drodze do jego realizacji, tak jak wytrwałość pozwala iść mimo tysięcy kamieni na ścieżce.

                Wkrótce miał nastąpić czas próby dla ich siły psychicznej. Egzaminy zimowe zbliżały się wielkimi krokami. Jak wiele poświęcą i w jakim celu? Zrezygnują ze wspólnego czasu, by wspiąć się na wyżyny nauki, czy to ją odłożą na drugi plan, by móc widzieć siebie nawzajem? Spotkania przyjaciół czy duma rodziny... Wybór wydawał się tak prosty, że jednocześnie zbyt trudny.