Stanąć o własnych
siłach
Część IX
Wszystko,
co się rozpoczęło, musi się również skończyć, nie ma ucieczki od tego
przeznaczenia. Wkrótce więc należało opuścić dawno nie widziane rodziny, by
znów wrócić do tego, co stało się nową codziennością. Jednak nic nie jest na
tym świecie łatwe, najtrudniejsze zaś są rozstania.
Miodowe
oczy spoglądały ze smutkiem w dwie pary oczu o barwie lodów pistacjowych i
miętowych landrynek. Cała trójka siedziała w największym pokoju przy stole,
starając się zjeść obiad. Jednak było to zbyt trudne, gdy nad nimi wciąż
wisiała świadomość ponownej rozłąki. Teraz już rozumieli czym jest tęsknota i
radość spotkania. Nie chcieli więc znów przeżywać nieuknionego bólu rozstania.
Jednak nie było od niego ucieczki, a każda próba przyniosłaby tylko więcej
strat niż pożytku. Jednak trzeba było pamiętać również o tym, że nastąpi
kolejny powrót.
Zielonooki
mężczyzna starał się rozluźnić atmosferę i nieco się wygłupiał, by rozśmieszyć
braci. W końcu to nie był dzień przed pogrzebem, lecz przed wyjazdem na kolejny
semestr nauki. Mimo jego starań atmosfera jedynie zgęstniała, gdy starszy z
braci się zdenerwował uznając, że mężczyzna kompletnie nie pojmuje jego uczuć w
tej sytuacji. Młodszy zaś starał się opowiedzieć o tym co będą mogli robić, gdy
tylko wróci to znowu we wakacje, próbował udawać, że pozostały czas jest tylko
krótkim mgnieniem oka. Ostatecznie reszta nieco przyjęła ten sposób myślenia i
nawet jego brat uśmiechnął się delikatnie.
Wkrótce
też cała trójka stała przed budynkiem lostniska. Pożegnanie nie było zbyt
rzewne, mimo ich iczuciowych charakterów. Wszyscy wiedzieli dobrze, że każda
łza przyciągnie za sobą następne, postanowili więc sztucznym uśmiechem
przywołać prawdziwy. Obaj pozostający w kraju przytulili tego, który za chwilę
miał ruszyć w podróż, powtarzali wiele razy, że ma o siebie dbać i nie
zachorować, a on jedynie się uśmiechnął i zapewnił, że będzie stosował się do
ich rad. Po około godzinie patrzył już z góry na tak dobrze znane mu miejsce.
Nie
tylko im przyszło się pożegnać. Błękitnooki patrzył w oczy brata, które były
jeszcze bardziej czerwone niż zwykle. Delikatnie przeczesał białe włosy w
sposób jakiego nauczył się od swego przyjaciela. Miał nadzieję, że to nieco
rozweseli jego nadopiekuńczego brata, który wydawał się być załamany zupełnie
jakby to miało być ich ostatnie pożegnanie. Starszy z nich spojrzał na niego
nieco zdziwiony, lecz po chwili uśmiechnął się delikatnie, będąc dumny ze swego
brata, który zaczął zachowywać się nieco bardziej otwarcie. Młodszy brat był
jedyną rodziną jaka została mu na tym świecie, nie chciał więc go stracić, a
każda rozłąka bolała niczym rozżarzone ostrze wbijane w serce. Obaj jednak
starali się zachować powagę, by nie rozckliwiać się zbytnio nad tym, co było
nieuniknione.
Dzień
wyjazdu przypominał raczej przygotowanie do desantu. Starszy z braci ciągle
wypytywał czy młodszy zabrał ze sobą wszystko, co wziąć powinien, zaś młodszy
potwierdzał wskazując na zgodność zawartości walizki z listą przez niego
sporządzoną. Na lotnisku również panował spokój. Starszy brat jedyie poklepał młodszego
po ramieniu, mówiąc mu, że ma na siebie uważać i wprawić, by mógł być z niego
dumny. Młodszy zaś zasalutował niczym żołnierz, co wywołało uśmiech na twarzy
starszego. Wkrótce należało się rozstać, jednak oni wciąż zachowywali powagę.
Jedynie, gdy samolot już był nad ziemią obaj spojrzeli w miejsca, gdzie powinni
się wzajemnie znaleźć.
Czarnowłosy
miał pewne trudności z opuszczeniem rodzinnego domu. Te trudności były liczne i
tuliły się do niego, nie pozwalając ruszyć się poza pokój. Starał się uspokoić
nieco mniejsze i większe stworzonka płaczące, jak i również starszego brata,
który wydawał się być załamany jak matka zmuszona do oddania dziecka. Powoli
udało się nieco uspokoić płaczący chórek, który nie chciał wypuścić
czarnowłosego z objęć. Dużo czasu minęło nim dzieci w końcu zaakceptowały fakt,
iż ich brat musi opuścić po raz kolejny dom rodzinny. Najstarszy z braci dał
wyjeżdżającemu prezent, którego nie mógłby dać mu później, gdyż nie miał jak
pójść z nim na lotnisko przez konieczność
opieki nad najmłodszymi członkami rodziny. Gdy dzieci już zasnęły
najstarsi bracia długo rozmawiali o tym, co może przynieść przyszłość i o tym,
czego powinni się spodziewać i pragnąć. Wkrótce i oni udali się na spoczynek.
Następnego
dnia czarnowłosy był samotny na lotnisku pełnym obcych ludzi. Wiedział dobrze
jak wielu ludzi będzie za nim tęsknić, lecz nie widząc żadnej znajomej twarzy
czuł się nieswojo. Choć przeżywał to już wiele razy, tego dnia nie było mu to
obojętne. Powoli udał się w stronę samolotu ze świadomością, iż znów kilka
miesięcy będzie z dala od domu i rodziny. Gdy już samolot był w powietrzu i
przelatywał nad jego domem, spojrzał przez okno w dół. Nie wiedział, że jego
rodzeństwo na widok samolotu zaczęło machać w jego stronę, nieświadome, że i
tak nie będzie w stanie tego zobaczyć.
Należy
wrócić do codzienności jak najszybciej, by nie rozdrapywać ran pożegnania.
Wkrótce więc cała trójka znów kontynuowała naukę i powróciła do wspólnej pracy.
Gdy się ujrzęli, zrozumieli, że w tym miejscu to oni muszą być swoją rodziną,
by nie tęsknić za domem. Na nowo spędzali każdy skrawek czasu na wspólnych
rozmowach, opowiadając sobie, co się wydarzyło przez czas rozłąki. Każdy z nich
rozumiał jaki skarb miał w domu rodzinnym i jaki miał teraz tuż obok siebie.
Zawsze gdzieś jest ktoś za kim będziemy tęsknić, gdy tylko się od niego
oddalimy. Choćbyśmy mieli w okół siebie miliony przyjaciół, będziemy tęsknić za
jednym, który jest choć kawałek dalej. Trzymając dłonie dwojga przyjaciół
będziemy płakać nie mogąc ująć dłoni trzeciego z nich. Tak więc i ta trójka
musiała zrozumieć, że musza skupić się na radości czerpanej ze wspólnego spędzania
czasu, by nie zatracić się w tęsknocie za domem. Każdy dzień więc był
wypełniony tysiącami obowiązków i wspólnych rozmów w każdym możliwym momencie,
by nie zezwolić sobie na pozostawienie czasu dla rozmyślań i tęsknoty. Choć
zbyt długie noce nie chciały czasem ułaskawić snem, a obcy sufit pokazywał
cierpienie samotności, postanowili sprawić, że ich rodziny będą z nich dumne.
Cel w życiu pozwalał przetrwać dni na drodze do jego realizacji, tak jak
wytrwałość pozwala iść mimo tysięcy kamieni na ścieżce.
Wkrótce
miał nastąpić czas próby dla ich siły psychicznej. Egzaminy zimowe zbliżały się
wielkimi krokami. Jak wiele poświęcą i w jakim celu? Zrezygnują ze wspólnego
czasu, by wspiąć się na wyżyny nauki, czy to ją odłożą na drugi plan, by móc
widzieć siebie nawzajem? Spotkania przyjaciół czy duma rodziny... Wybór wydawał
się tak prosty, że jednocześnie zbyt trudny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz