Stanąć o własnych
siłach
Część XI
Pewni
już najlepszej metody życia w tym pokręconym świecie, kontynuowali sposób w
jaki przeżywali kolejne dni. Poranki spędzali na uczelni, po powrocie w swoich
domach jedli obiad, by popołudnie spędzić na powtarzaniu wiadomości, co zaś nie
trwało zbyt długo i pozwalało im wieczór spędzić we wspólnym gronie, a także
powrót do domów o godzinie przyzwoitej i udanie się spać. Stali się częścią
swej wzajemnej codzienności. Choć mijały dni, nie zmieniało się praktycznie
nic, jedynie coraz bardziej przywiązywali się do siebie. Wiedzieli już jaki jest
dźwięk wzajemnych kroków, w jakiej kolejności zjawią się w ustalonym miejscu.
Byli szczęśliwy z powodu tej przewidywalności, która zapewniała im stabilną
przyszłość. Jednak mieli tu jedynie siebie. Żadne z nich nie znalazło innych
przyjaciół, poświęcając czas na spotkania w tej właśnie grupie, a nie
poznawanie kolejnych ludzi. Nie mieli więc również nikogo, kogo mogliby kochać.
Lecz tak było najlepiej, skoro i tak nie mogli być tak blisko przez cały czas.
Wspólnie spędzony czas dawał im wystarczająco wiele szczęścia, by nie
wyszukiwać go w innych miejscach lub u innych ludzi. A jednocześnie powrót do
domu nie wydawał się tak bolesny, jeśli nie musieli żegnać nikogo, kogo
darzyliby uczuciem. Tak właśnie było najlepiej, stonowana harmonia szczęścia,
przyjaźń. Nie wiedzieli jednak jak wiele się zmieni przez najbliższy czas.
Dni,
choć tak sobie podobne były też różne. Wypełnione odmiennymi emocjami, słowami.
Choć czuły, myślały i mówiły wciąż te same osoby, to sposób w jaki to robiły
choćby w najmniejszym stopniu różnił się od tego z dnia poprzedniego. Zbliżali
się do siebie. Najbardziej zaś jednoczył ich chłopiec o miodowych oczach, który
mimo wszelkich przeciwności zawsze był szczęśliwy. Swym uśmiechem rozjaśniał
nawet najciemniejsze dni, sprawiał, że ludzie w okół również nie mogli
powstrzymać się od choćby maleńkiej radości. To dzięki niemu życie dwójki jego
przyjaciół się odmieniło.
Każde z
nich zmieniło się na lepsze i nie można było temu w żaden sposób zaprzeczyć.
Stali się wobec siebie bardziej ufni, uśmiechali się częściej, poznali smak
szczęścia. Potrafili rozmawiać i słuchać, nauczyli się tego, dzięki wspólnym
rozmowom. Nikt nikomu nie przerywał, ale i nigdy nie panowała cisza. Potrafili
zrozumieć, kiedy należy co powiedzieć i jak się zachować w pobliżu reszty z
nich. Mimo, iż dawniej, gdyby usłyszeli, że zaprzyjaźnią się z ludźmi o takich
właśnie charakterach, na pewno uznaliby, że mówiący musiał uderzyć się mocno w
głowę, to teraz byli dumni, że mogą nazwać siebie nawzajem przyjaciółmi.
Najstarszy
z nich, zawsze samotny i poważny, nauczył się uśmiechać. W końcu, po długim
czasie uznawania, że śmiech jest czymś bezsensownym, sam potrafił roześmiać się
szczerze. Zwłaszcza, gdy słuchał opowieści swojego najmłodszego przyjaciela,
który umiał z zapałem opowiadać nawet o przechodzeniu przez ulicę. Dzięki temu
on sam również zrozumiał, że nawet najbardziej błahe rzeczy mogą być cenne i
godne opowieści, jakimi raczył ich ten chłopiec. To dzięki niemu zaczął
dostrzegać piękno świata, zastanawiając się, jak on by opidał każde z mijanych
zjawisk. Zaczął nawet pisać krótkie, acz piękne wiersze, by również opisywać
świat, równie pięknie jak ten chłopiec o czystym sercu.
Jasnowłosy
zaś nauczył się nieco empatii. Zwykle zarówno on jak i jego brat mówili prosto
to, co myślą. A raczej głównie ukrywali wszystkie swe uczucia, a także nie
potrafili rozpoznać emocji innych, więc gdy już coś powiedzieli, nie mogli
zrozumieć, czemu ktoś się na nich denerwuje. Teraz już było mu nieco łatwiej
zrozumieć, co sam czuje i co czują inni. Nauczył go tego ten chłopiec o
miodowych oczach, który potrafił zgadnąć każdą jego myśl, pocieszyć go, gdy był
smutny i bez żadnych oporów opowiadać o każdej swej emocji, co pozwalało
zrozumieć, jak zachowuje się osoba, która czuje właśnie to, co on czuł.
Obserwowanie go pomagało nauczyć się odróżniania emocji i rozumienia tego, co
samemu ma się w sercu.
Najmłodszy
z nich zaś nauczył się nieco spokoju. Zwykle był roztrzepany i nie potrafił
zapanować nad tym, co robił i mówił, czasem raniąc innych nieświadomie lub
przeszkadzając im w czymś ważnym i denerwując ich. Jednak teraz, gdy obok miał
dość poważnych przyjaciół, z obserwacji ich zaczął rozumieć, kiedy należy
ucichnąć i zacząć słuchać. Nauczył się ich pocieszać i sprawiać, by się
uśmiechnęli. Zawsze marzył o tym, by wszyscy w okół niego byli szczęśliwi i
teraz spełniał to marzenie, podziwiając uśmiechy swych przyjaciół.
Wkrótce
zaś nastał czas kolejnych egzaminów, które przebiegły podobnie jak te zimowe.
Jednak one zwiastowały rozłąkę. Już niedługo miały się zacząć wakacje, które
każde z nich spędzić miało w innym miejscu. Choć cieszyli się, że znów ujrzą
swych bliskich to jednocześnie czuli się przytłoczeni świadomością, że będą tak
daleko do siebie. Nie było jednak możliwości wybrać opcji, która nie zmuszała
ich do utraty jednego z obrazów szczęścia. Najmłodszy z nich postanowił, że
zrobią sobie wspólne zdjęcia, by mogli nawet w domu patrzeć na siebie nawzajem.
Znali już wszystkie swe dane kontaktowe, więc rozmowy nie stanowiły problemu.
Jednak powoli zaczynali rozumieć, że nie wiedzą jak powinno wyglądać ich życie,
jeśli ich codzienność znów się zmieni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz