Stanąć o własnych
siłach
Część XIV
Chłopiec
o miodowych czach rozglądał się po swym domu. Był tu dopiero kilka dni od
poprzedniego powrotu, więc wszystko wydawało mu się być nieco obce, choć
niezmienne od jego dzieciństwa. Ze zdziwieniem zauważył, że lepiej pamięta
rozkład pomieszczeń w mieszkaniu, w którym mieszkał na studiach, niż w swym
własnym domu. Zupełnie, jakby podświadomie przyzwyczaił się do nowego miejsca i
odrzucił poprzednie. Czy, gdy wróci w tamto miejsce też nie będzie potrafił się
w nim odnaleźć? Czy za każdym razem będzie kreował wspomnienia od samego
początku? Przyłapał się na tym, że gdy miał mały problem zamiast od razu
zapytać brata o pomoc, nerwowo szukał w telefonie numeru swego jasnowłosego
przyjaciela. Czyżby był aż tak do niego przyzwyczajony, że nie potrafił żyć we
własnym domu, w którym nie było jego? Chłopak przyglądał się zdjęciom, które
przywiózł ze sobą z odległego miasta. Spoglądał z tęsknotą w oczy koloru nieba.
Co się w nich kryło? Zawsze były zbyt tajemnicze, by je przejrzeć, zawsze było
w nich coś więcej, niż można było sobie wyobrazić. Chłopiec starał sobie
wyobrazić, co te oczy kiedyś widziały. Czy były to pola? A może tysiące
betonowych wieżowców? Straszliwe mury czy piękne ogrody? Co było tym, czego obraz
odbijał się w błękicie? Chłopiec przyłapał się na tym, że wciąż o nim myślał.
Czy to było dziwne? Tęsknił za kimś, kogo znał tak krótko... Ale przecież za
przyjaciółmi zawsze się tęskni, prawda? Zauważył, że myśl o błękitnookim
przyćmiła wspomnienie drugiego z przyjaciół. Czy on był dla niego ważniejszy?
Jak jeden z przyjaciół mógłby zajmować w jego sercu wyższą pozycję? Przecież
nie wolno faworyzować przyjaciół, prawda? Wszyscy powinni być równi w
kochającym sercu. Jednak ta myśl nie dawała spokoju chłopcu. Starał się
przywoływać wspomnienia chwil spędzonych z obojgiem przyjaciół, by myśleć o obu
po równo, jednak nieświadomie rozmyślał nad każdym ruchem jaki w tym
wspomnieniu poczynił błękitnooki. Czemu tak bardzo go faworyzował? Czemu nie
potrafił tego zmienić? Trudno było mu to wytłumaczyć, jednak wiedział, że ma tuż
obok siebie kogoś, kogo może zapytać o wszystko.
Chłopiec
poczekał do wieczora, aż w trójkę, z bratem i jego przyjacielem, jedli kolację.
Wtedy był idealny moment, by spokojnie porozmawiać z bratem i w niczym mu nie
przeszkadzać, ani nie zatrzymywać. Nie wiedział jak to ubrać w słowa, jednak
musiał zadać to pytanie. Spojrzał niepewnie w oczy brata, który również zwrócił
swe spojrzenie ku niemu, gdy poczuł się nieprzyjemnie obserwowany.
- Braciszku... – młodszy z braci zaczął niepewnie pytanie.
- Czego chcesz? – starszy wydawał się być poddenerwowany,
jednak to było jego zwyczajne podejście do dziwnego u jego brata zastanowienia.
Zwykle zwiastowało ono coś złego.
- Ty się na tym znasz, skoro masz Antonio przy sobie, więc
będziesz wiedział...
- Na czym mam się niby dzięki niemu znać...? Jak ktoś Ci coś
zrobił to go osobiście wypatroszę! – starszy z braci nagle wstał z wielką
energią.
- Nie to miałem na myśli... Czemu o tym pomyślałeś? Chodzi o
to... Że chyba kogoś za bardzo lubię...
- Jak to „za bardzo”? – oczy jego brata zwróciły się ku
niemu podejrzliwie.
- O wszystkich przyjaciołach powinno się myśleć tak samo
często, prawda? – na te słowa starszy przytaknął. – A ja o jednym myślę jakby
trochę więcej... I nie umiem tego zmienić... Czy jestem zły, skoro go
faworyzuję...?
- Nie, Ty przecież nigdy nie będziesz zły – starszy z braci
pogłaskał młodszego po głowie. – Ty tylko...
- Zakochałeś się, malutki! – przyjaciel starszego z braci
zaśmiał się wesoło. – No, najwyższy czas! Kim jest ta szczęściara?
- Raczej bym powiedział pechowiec...
- Na pewno każdy będzie przy Tobie szczęśliwy, tylko musisz
mu mniej przeszkadzać. No, jak ona ma na imię? – starszy z braci uśmiechnął się
delikatnie, jakby próbując to ukryć.
- Raczej on...
- No, kurna, nie musisz wszystkiego robić tak samo jak ja!
Ty sobie babkę mogłeś znaleźć! – starszy chłopak opuścił głowę w geście
załamania.
- Ale ja po prostu jeszcze nie poznałem odpowiedniej pani...
A on jest taki opiekuńczy i mi we wszystkim pomaga... Czasem krzyczy, ale
ogólnie jestem przy nim zawsze szczęśliwy...
- On był na tych zdjęciach, które nam pokazywałeś? –
mężczyzna wydawał się być wyjątkowo zainteresowany.
- Tak...
- Mam nadzieję, że ten mały – brat chłopaka chyba nie darzył
sympatią nieznanego mu jasnowłosego mężczyzny.
- Duży...
- Tylko nie to... Kartofel mi brata poderwał... – starszy z
chłopców uderzył otwartą dłonią w swe czoło.
- Ważne, żeby młody był szczęśliwy, prawda? – mężczyzna jak
zwykle był pełen radości i nadziei. – No, może kiedyś przyjedziesz z nim na
święta czy inne wolne?
- Nie chcę kartofla w moim domu! – starszy z braci krzyknął
nagle i wyszedł z pomieszczenia. Młodszy spojrzał na niego przerażony.
Zielonooki mężczyzna nie wiedział czy zostać, by uspokajać jednego z braci,
który wydawał się być bliski płaczu, czy iść za drugim, by ten niczego nie
zniszczył w przypływie gniewu. Nie rozumiał jego zdenerwowania, mimo iż
chłopiec wiele razy mówił mu o tym, że nie ufa jasnowłosemu mężczyźnie
opisywanemu przez jego brata. Twierdził, że jego uśmiech na zdjęciach jest
nieszczery. Jeśli nie umie szczerze się uśmiechnąć, gdy ma przyjaciół obok
siebie, to czy naprawdę uważa ich za swoich przyjaciół? Co skrywało serce,
którego odbiciem był ocean tęczówek? Chłopak nie potrafił znaleźć w nich niczeg
dobrego, a opowieści jego brata, mimo że ten był szczęśliwy wspominając te
wydarzenia, wydawały się być raczej smutne, jakby jego przyjaciele byli przy
nim raczej z litości, chcąc go chronić, a nie naprawdę go lubiąc. Zwłaszcza ten
mężczyzna, który wydawał się być tak zimny i bezuczuciowy.
Chłopiec
o miodowych oczach poszedł do swego pokoju. Rzucił się na łóżko, tuląc w
dłoniach wspólne zdjęcie z przyjaciółmi. Czemu jego brat nie potrafił dojrzeć
blasku słońca na błękitnym niebie, uważając je za ocean śmierci? On potrafił
ujrzeć szczęście w delikatnym uśmiechu, usłyszeć radość, w śmiechu pozbawionym
dźwięku. Teraz, gdy myślał o tym, zrozumiał, że jego serce utonęło już dawno w
błękitnym morzu. Nieważne już było, że zielona mierzeja oddziela go od oceanu.
Chciał stać się syreną, która pozna na wylot błękitne wody i odróżni smutek od
radości, widząc każde z uczuć odbijających się w tych jasnych tęczówkach. Teraz
musiał jedynie wytłumaczyć bratu, że nie ma o co się martwić, a później
przemyśleć to, co powinien powiedzieć mężczyźnie o włosach koloru słońca, które
świeciło nad jego przyszłością.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz