Translate

czwartek, 15 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt cztery: Stanąć o własnych siłach - Część czternasta.

Miodowe oczy spoglądają w przyszłość. Czy będzie ona oświetlona jasnym słońcem?

Stanąć o własnych siłach
Część XIV

                Chłopiec o miodowych czach rozglądał się po swym domu. Był tu dopiero kilka dni od poprzedniego powrotu, więc wszystko wydawało mu się być nieco obce, choć niezmienne od jego dzieciństwa. Ze zdziwieniem zauważył, że lepiej pamięta rozkład pomieszczeń w mieszkaniu, w którym mieszkał na studiach, niż w swym własnym domu. Zupełnie, jakby podświadomie przyzwyczaił się do nowego miejsca i odrzucił poprzednie. Czy, gdy wróci w tamto miejsce też nie będzie potrafił się w nim odnaleźć? Czy za każdym razem będzie kreował wspomnienia od samego początku? Przyłapał się na tym, że gdy miał mały problem zamiast od razu zapytać brata o pomoc, nerwowo szukał w telefonie numeru swego jasnowłosego przyjaciela. Czyżby był aż tak do niego przyzwyczajony, że nie potrafił żyć we własnym domu, w którym nie było jego? Chłopak przyglądał się zdjęciom, które przywiózł ze sobą z odległego miasta. Spoglądał z tęsknotą w oczy koloru nieba. Co się w nich kryło? Zawsze były zbyt tajemnicze, by je przejrzeć, zawsze było w nich coś więcej, niż można było sobie wyobrazić. Chłopiec starał sobie wyobrazić, co te oczy kiedyś widziały. Czy były to pola? A może tysiące betonowych wieżowców? Straszliwe mury czy piękne ogrody? Co było tym, czego obraz odbijał się w błękicie? Chłopiec przyłapał się na tym, że wciąż o nim myślał. Czy to było dziwne? Tęsknił za kimś, kogo znał tak krótko... Ale przecież za przyjaciółmi zawsze się tęskni, prawda? Zauważył, że myśl o błękitnookim przyćmiła wspomnienie drugiego z przyjaciół. Czy on był dla niego ważniejszy? Jak jeden z przyjaciół mógłby zajmować w jego sercu wyższą pozycję? Przecież nie wolno faworyzować przyjaciół, prawda? Wszyscy powinni być równi w kochającym sercu. Jednak ta myśl nie dawała spokoju chłopcu. Starał się przywoływać wspomnienia chwil spędzonych z obojgiem przyjaciół, by myśleć o obu po równo, jednak nieświadomie rozmyślał nad każdym ruchem jaki w tym wspomnieniu poczynił błękitnooki. Czemu tak bardzo go faworyzował? Czemu nie potrafił tego zmienić? Trudno było mu to wytłumaczyć, jednak wiedział, że ma tuż obok siebie kogoś, kogo może zapytać o wszystko.
                Chłopiec poczekał do wieczora, aż w trójkę, z bratem i jego przyjacielem, jedli kolację. Wtedy był idealny moment, by spokojnie porozmawiać z bratem i w niczym mu nie przeszkadzać, ani nie zatrzymywać. Nie wiedział jak to ubrać w słowa, jednak musiał zadać to pytanie. Spojrzał niepewnie w oczy brata, który również zwrócił swe spojrzenie ku niemu, gdy poczuł się nieprzyjemnie obserwowany.
- Braciszku... – młodszy z braci zaczął niepewnie pytanie.
- Czego chcesz? – starszy wydawał się być poddenerwowany, jednak to było jego zwyczajne podejście do dziwnego u jego brata zastanowienia. Zwykle zwiastowało ono coś złego.
- Ty się na tym znasz, skoro masz Antonio przy sobie, więc będziesz wiedział...
- Na czym mam się niby dzięki niemu znać...? Jak ktoś Ci coś zrobił to go osobiście wypatroszę! – starszy z braci nagle wstał z wielką energią.
- Nie to miałem na myśli... Czemu o tym pomyślałeś? Chodzi o to... Że chyba kogoś za bardzo lubię...
- Jak to „za bardzo”? – oczy jego brata zwróciły się ku niemu podejrzliwie.
- O wszystkich przyjaciołach powinno się myśleć tak samo często, prawda? – na te słowa starszy przytaknął. – A ja o jednym myślę jakby trochę więcej... I nie umiem tego zmienić... Czy jestem zły, skoro go faworyzuję...?
- Nie, Ty przecież nigdy nie będziesz zły – starszy z braci pogłaskał młodszego po głowie. – Ty tylko...
- Zakochałeś się, malutki! – przyjaciel starszego z braci zaśmiał się wesoło. – No, najwyższy czas! Kim jest ta szczęściara?
- Raczej bym powiedział pechowiec...
- Na pewno każdy będzie przy Tobie szczęśliwy, tylko musisz mu mniej przeszkadzać. No, jak ona ma na imię? – starszy z braci uśmiechnął się delikatnie, jakby próbując to ukryć.
- Raczej on...
- No, kurna, nie musisz wszystkiego robić tak samo jak ja! Ty sobie babkę mogłeś znaleźć! – starszy chłopak opuścił głowę w geście załamania.
- Ale ja po prostu jeszcze nie poznałem odpowiedniej pani... A on jest taki opiekuńczy i mi we wszystkim pomaga... Czasem krzyczy, ale ogólnie jestem przy nim zawsze szczęśliwy...
- On był na tych zdjęciach, które nam pokazywałeś? – mężczyzna wydawał się być wyjątkowo zainteresowany.
- Tak...
- Mam nadzieję, że ten mały – brat chłopaka chyba nie darzył sympatią nieznanego mu jasnowłosego mężczyzny.
- Duży...
- Tylko nie to... Kartofel mi brata poderwał... – starszy z chłopców uderzył otwartą dłonią w swe czoło.
- Ważne, żeby młody był szczęśliwy, prawda? – mężczyzna jak zwykle był pełen radości i nadziei. – No, może kiedyś przyjedziesz z nim na święta czy inne wolne?
- Nie chcę kartofla w moim domu! – starszy z braci krzyknął nagle i wyszedł z pomieszczenia. Młodszy spojrzał na niego przerażony. Zielonooki mężczyzna nie wiedział czy zostać, by uspokajać jednego z braci, który wydawał się być bliski płaczu, czy iść za drugim, by ten niczego nie zniszczył w przypływie gniewu. Nie rozumiał jego zdenerwowania, mimo iż chłopiec wiele razy mówił mu o tym, że nie ufa jasnowłosemu mężczyźnie opisywanemu przez jego brata. Twierdził, że jego uśmiech na zdjęciach jest nieszczery. Jeśli nie umie szczerze się uśmiechnąć, gdy ma przyjaciół obok siebie, to czy naprawdę uważa ich za swoich przyjaciół? Co skrywało serce, którego odbiciem był ocean tęczówek? Chłopak nie potrafił znaleźć w nich niczeg dobrego, a opowieści jego brata, mimo że ten był szczęśliwy wspominając te wydarzenia, wydawały się być raczej smutne, jakby jego przyjaciele byli przy nim raczej z litości, chcąc go chronić, a nie naprawdę go lubiąc. Zwłaszcza ten mężczyzna, który wydawał się być tak zimny i bezuczuciowy.

                Chłopiec o miodowych oczach poszedł do swego pokoju. Rzucił się na łóżko, tuląc w dłoniach wspólne zdjęcie z przyjaciółmi. Czemu jego brat nie potrafił dojrzeć blasku słońca na błękitnym niebie, uważając je za ocean śmierci? On potrafił ujrzeć szczęście w delikatnym uśmiechu, usłyszeć radość, w śmiechu pozbawionym dźwięku. Teraz, gdy myślał o tym, zrozumiał, że jego serce utonęło już dawno w błękitnym morzu. Nieważne już było, że zielona mierzeja oddziela go od oceanu. Chciał stać się syreną, która pozna na wylot błękitne wody i odróżni smutek od radości, widząc każde z uczuć odbijających się w tych jasnych tęczówkach. Teraz musiał jedynie wytłumaczyć bratu, że nie ma o co się martwić, a później przemyśleć to, co powinien powiedzieć mężczyźnie o włosach koloru słońca, które świeciło nad jego przyszłością.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz