Translate

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto sześćdziesiąt: Stanąć o własnych siłach - Część dziesiąta.

Często w pogoni za celem zapominamy o najłatwiejszej ku niemu drodze, będąc zaślepionym najbliższą ścieżką. Najważniejsze jest wtedy, by znalazł się ktoś, kto poprowadzi nas ku niemu. Trójka przyjaciół uczy się do egzaminów, jednak nauczą się czegoś, czego nie znajdą w żadnym podręczniku.

Stanąć o własnych siłach
Część X

                Trójka przyjaciół musiała przygotować się do następujących po sobie, bardzo trudnych egzaminów. Tysiące słów, które muszą zapamiętać, wydawały się być piekłem i barierą oddzielającą ich od szczęścia. Mimo, iż uczyli się na bieżąco to nie zawsze przykładali do tego odpowiednią wagę, rozpraszając się myślami o codzienności i planach na przyszłość. Najstarszy z nich miał już doświadczenie w życiu studenckim, jednak to właśnie on stresował się najbardziej. Wcześniej nie spędzał czasu z przyjaciółmi, a jedynie się uczył i pracował. Myślał, że przez tę zmianę trybu życia mógł uczyć się niewystarczająco dobrze i być zagrożonym utratą reputacji najlepszego studenta na roku. Chłopiec o miodowych oczach, dla odmiany, nie przejmował się tym zupełnie. Uznał, że co ma być, to będzie. Nigdy wcześniej nie uczył się regularnie, a zawsze szło mu bardzo dobrze, teraz zaś codziennie jasnowłosy przyjaciel przychodził do niego i pilnował czy uczy się jak każde grzeczne dziecko. Pomyślał więc, że nawet, jeśli teraz uczy się trudniejszych rzeczy, to uczy się pilniej, więc też mu się uda to, co zaplanował. Jego przyjaciele zaś przestali się wysypiać, skupiając się głównie na tym, czego muszą się nauczyć. Trudno było w tym czasie z nimi rozmawiać, więc i najmłodszy z nich ostatecznie zajął się nauką, która niestety zbytnio go nudziła, przez co często zasypiał nagle z książkami w rękach.
                Atmosfera ich pracy zmieniła się diametralnie. Przerwa zamiast zostać wypełniona rozmową, była pustą ciszą i szelestem kartek. Jedynie chłopiec o miodowych oczach wnosił nieco światła, starając się wciąż uśmiechać, a także pilnował, by przyjaciele grzecznie zjedli drugie śniadanie w czasie przerwy w pracy. Nawet, gdy nie musieli pracować, ani być na swych uczelniach, wciąż nie mieli czasu, by spotkać się we trójkę. Najmłodszy z nich przez to bardzo cierpiał. Czuł się samotny, a to było dla niego najgorsze uczucie. W domu niespokojnie chodził z kąta w kąt, chcąc zadzwonić do swych przyjaciół i poprosić, by przyszli do niego, lecz wiedział, że na pewno odmówią, a on jedynie przeszkodzi im w nauce. Nie chciał być dla nikogo przeszkodą, więc starał się skupić się na własnej nauce, co było bardzo trudne, gdy jego uczuciowe serce tak bardzo bolało. Zaczął więc rysować w czasie, gdy nie miał czym wypełnić swej samotności. Tworzył z pamięci portrety swej rodziny i przyjaciół. Chciał znów usłyszeć ich śmiech. Najgorsza samotność to ta, gdy masz kogoś na wyciągnięcie ręki, ale wiesz, że nie możesz go dosięgnąć.
                Cała trójka, pragnąc usłyszeć słowa pochwały z ust rodziny, zapomniała o tym, czego ich rodziny pragnęłyby bardziej. Zapomnieli o własnym szczęściu. Pozwolili otchłani rozpaczy się wchłonąć, oddzielali się od tego, co kochają, by dać się porwać wirowi nauki tego, co od dawna było im znane. Skoro co dzień powtarzali to, czego nauczy się w ciągu dnia, dobrze pamiętali każde słowo wypowiedziane w sali wykładowej i każdą literę pojawiającą się w podręcznikach. Poświęcając swój czas książkom nie mogli już nauczyć się więcej niż wiedzieli w chwili obecnej, lecz mogli stracić to, co mogliby zrobić w tym czasie. Nie osiągali nic, jedynie się ucząc tego, co już znali, a marnowali czas, który mógłby ich uszczęśliwić.
                Pewnego dnia chłopiec o miodowych oczach był już zbyt znudzony ciszą i przerwał ją, dopytując swych przyjaciół o to, czego się nauczyli w czasie, gdy on musiał być skazany na samotność. Najpierw obaj nieco gniewnie stwierdzili, że nie umieją jeszcze nawet połowy tego, co wiedzieć by chcieli. Jednak on już nie wytrzymał tych tłumaczeń.
- Czemu tacy jesteście? Zupełnie jakby otaczający was świat był tylko dodatkiem do tych książek... – miodowe oczy spojrzały na dwóch młodzieńców ze smutkiem, gdy ci znów spędzali przerwę w pracy na powtarzaniu notatek, zamiast na choćby zjedzeniu drugiego śniadania.
- Nie widzisz, że się uczymy? Powinieneś robić to samo, niedługo Ty też masz egzaminy – jasnowłosy mężczyzna spojrzał na młodszego z wyrzutem.
- A Ty do czasu egzaminów zamienisz się w kamień, bo Ci serce zamarznie jak będziesz taki zimny – chłopiec zasmucił się nieco, co wystraszyło mężczyznę.
- Feliciano, powinieneś pamiętać o tym jaką wagę mają obowiązki i jak daleko za nimi stoi rozrywka. Proszę więc, uspokuj się i zajmij nauką, tak jak my – czarnowłosy wydawał się być całkowicie obojętny na otaczającą sytuację.
- Tyle się uczycie, a nie potraficie zrozumieć najbardziej podstawowych rzeczy – chłopak westchnął i uśmiechnął się do przyjaciół. – Co jest ważniejsze: przyjaciel czy książka? – to pytanie sprawiło, że jego towarzysze nieco opuścili głowy, po czym wyższy z nich delikatnie podrapał go za uchem, niczym kota.
- Feli, opowiedzieć Ci o tym jak się leczy pieski? – blondyn postanowił połączyć przyjemne z pożytecznym, uczyć się i towarzyszyć przyjaciołom poprzez opowiadanie im tego, co już umiał, wspólne powtarzanie materiału.
- O, chętnie posłucham również, sprawdzimy jakie są różnice między nimi a ludźmi – czarnowłosy uśmiechnął się delikatnie.
- Zastanawiam się w jaki sposób można opowiedzieć to dzieciom... Dowiedzmy się tego – miodowooki młodzieniec przytulił mocno swych przyjaciół, był szczęśliwy.
                Po pracy wszyscy spotkali się w domu najstarszego z nich, niosąc ze sobą swoje książki. Jednak nie były one zbytnio potrzebne, choć nie zeszli na tematy poza nauką. Zrozumieli, że potrafią wszystko opowiedzieć bez użycia podręczników, a o wiele lepiej się czują, opowiadając o tym przyjaciołom, niż bezsensownie siedząc w pustce. Rozmowa znów się przeciągnęła i skończyła jak zawsze. Jasnowłosy mężczyzna zaczął nieco rozmyślać nad zachowaniem swego towarzysza, który uśmiechał się delikatnie nawet, gdy spał. Czy uśmiechał się tak zawsze? Czy to przy nim był taki szczęśliwy? Nie, ta myśl byłaby zbyt narcystyczna, a on marzył o tym, by uśmiech chłopca był wieczny.

                Gdy wszyscy inni zestresowani wchodzili na sale egzaminacyjne, trójka przyjaciół była pewna, że nie ma czego się obawiać. Tak też było. Kartki wypełnione zostały po brzegi ich pismem, żadne pytanie nie pozostało bez odpowiedzi. Choć egzaminy trwały wiele dni, ani razu nie zmartwili się swymi odpowiedziami, a wyniki wywołały uśmiechy na ich twarzach. Wtedy zrozumieli, że samotność i pustka nic nie da, choćby wtedy były w teorii najlepsze warunki do nauki. Najwięcej dobrego przyniesie im spokój i radość, którą wypełnią wspólnie wszystkie dni w drodze do upragnionego celu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz