Translate

sobota, 31 sierpnia 2013

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt siedem: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta siódma.

Choć wydarzenia wydają się być takie same to miodowe oczy postrzegają je inaczej.

Stanąć o własnych siłach
Część XXVII

                Chłopiec o miodowych oczach zawsze myślał, że wie bardzo mało. Uważał ludzi w okół siebie za wspaniałych, gdy potrafili opowiedzieć choć jedną, mądrze brzmiącą rzecz. Zawsze marzył o tym, by móc samemu kogoś czegoś nauczyć, a nie jedynie podziwiać innych. Teraz jednak poznał coś, czego niektórzy nie potrafią zrozumieć całe życie, niezależnie od tego, jak długo żyją. Poznał smak miłości. Może nie było to czymś za co dostawało się nagrody, czy wyróżnienia, jednak dla niego było to niczym spełnienie wszystkich marzeń. Zamiast złota skarbem były złote włosy, które mógł przeczesywać swą dłonią, kiedy tylko chciał. Jeden uśmiech wystarczył za tysiące pochwał, uszczęśliwiał bardziej niż stadko małych kociątek, stłoczonych pośród stolików pełnych słodyczy. Chłopiec nie potrzebował już budzika, gdy co rano budził się na długo przed nim z myślą, że wkrótce ujrzy oczy jaśniejsze od sierpniowego nieba. Czuł, że niczego innego już nie potrzebował, wystarczył mu jeden uśmiech tego, który nauczył go nowego spojrzenia na świat.
                Wszystko w okół niego zmieniło się nie do poznania, choć naprawdę pozostało niezmienne. To jedynie on widział wszystko w o wiele cieplejszych barwach. Zwykle śmiał się bez powodu, nie potrafiąc zrozumieć, co czują inni. Teraz jednak miał powód do szczerego uśmiechu i czuł emocje ludzi, którzy byli na wyciągnięcie jego ręki. Już wiedział kiedy należy się śmiać, a kiedy płakać. Wystarczyło, że ta jedna osoba była obok. Wydawał się być poważniejszy, jednak on odrzucił jedynie uśmiech, który był fałszywy, pozostawiając ten, który wypływał z jego serca. Już nie wydawał się być tak dziecinnym jak dawniej. Zauważył to w oczach ludzi, którzy zwracali się do niego z większym niż dawniej szacunkiem. Cieszyło go to, jednak najwspanialsze było dla niego spojrzenie błękitnych oczu, które coraz częściej wyrażało pochwałę dla jego lepiej przemyślanych czynów. Chłopak chciał być jak najlepszy, czytał coraz więcej, by zdobywać kolejne pochwały, by widzieć uśmiech na ukochanej twarzy. Udawało mu się to coraz częściej. Słyszał nutkę radości w głosie błękitnookiego, gdy rozmawiali ze sobą. A to było jego największe marzenie.
                Nie był w stanie zapomnieć, jak pierwszy raz jasnowłosy mężczyzna ujął jego dłoń i poprosił o wspólny wieczór. Nie wahał się choćby chwili. Z całego serca pragnął usłyszeć właśnie takie słowa, z tych właśnie ust. Musiał się zgodzić, inaczej żałowałby tego do końca swego życia. Przez czas jaki oddzielał go od teg małego marzenia spacerował często po mieście i rozglądał się w poszukiwaniu pięknych miejsc, które chciałby pokazać temu, który nauczył go prawdziwego szczęścia. Chciał jak najszybciej ujrzeć jego uśmiech i podziwiać go już zawsze. W dzień spotkania wstał o wiele wcześniej niż zawsze, choć przecież spotkać mieli się dopiero po pracy, czyli za wiele godzin. On jednak chciał jedynie zrobić jak najwięcej rzeczy, by nie musieć się martwić tym, co musiałby zrobić później, czy też tym, co by się stało, gdyby jasnowłosy wszedł do jego mieszkania. Był t jedynie jeden pokój, wąski korytarz, kuchnia i łazienka, więc nie zajęło mu dużo czasu posprzątanie wszystkiego tak doskonale, że mógłby zostać za to pochwalony przez błękitnookiego. W pracy zaś starał się nie zdradzić swych emocji, gdy spotkał swych przyjaciół. Widział jak błękitnooki nieco się stresuje, rumienił się, a jego dłonie lekko drżały, gdy spoglądał ku niemu. On zaś starał się być spokojny i uspokajał również jego. Widział również delikatny uśmiech drugiego przyjaciela, gdy ten patrzył na nich. To dodawało mu odwagi. Czuł, jakby cały świat uznał, że są sobie przeznaczeni.
                Cały wieczór nie puszczał dłoni błękitnookiego i uśmiechał się delikatnie. Nie tak natarczywie i bezsensownie, lecz pięknie. Był naprawdę szczęśliwy, gdy światło gwiazd odbijało się w tych jasnych oczach. Starał się opowiadać jak najwięcej ciekawych rzeczy, które znał. Chciał sprawić, by mężczyzna go pochwalił. Również grzecznie słuchał każdego słowa, jakie on wypowiedział. Dla niego to właśnie było największym szczęściem.

                Trzymał jego dłoń, gdy stali już przed jego domem. Czuł się nieco jak dziewczyna, gdy ten postanowił go odprowadzić. Jednak był szczęśliwy dzięki tej opiekuńczości. Chciał się odwdzięczyć. Do głowy przychodził mu tylko jeden pomysł. Spodobała mu się nieco zaskoczona twarz błękitnookiego, postanowił zapamiętać ją na zawsze.

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt sześć: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta szósta.

Postrzeganie świata zmienia się w zależności od tego, co dzieje się w naszym sercu. Co widzą błękitne oczy?

Stanąć o własnych siłach
Część XXVI

                Poranki powtarzały się nieprzerwanie, choć czasem wydawały się być zupełnie inne od tych dawniej znanych. Wstając rano błękitnooki nie myślał już jedynie o obowiązkach, jakie go czekały, ale również o tym, kogo mógł ujrzeć w czasie, gdy słońce oświetlało to ogromne miasto. Od pewnego czasu jego dni nie mogły już być takie same, nawet jeśli codzienność była powtarzalna to nie mógł dwa razy spojrzeć na otoczenie w ten sam sposób. Kiedyś wręcz kochał wszelkie normy i zasady, uważał, że to dzięki nim świat istnieje w obecnym kształcie. Każdy ruch musiał planować, by zawczasu spodziewać się jego konsekwencji, obserwował otoczenie, by przewidzieć, co mógłby go wkrótce spotkać. Analizował zachowanie zarówno swoje, jak i wszystkich w pobliżu, przez co wydawał się być nieco przerażający. Nie uśmiechał się zbyt często, raczej był zamyślony i wyciszony. Teraz jednak miał powód, by się uśmiechać. Każdego dnia czekało go coś, czego się spodziewał i nie był pewien. Wiedział tylko jedno, że każdego dnia chciał choć chwilę spędzić z tą jedną osobą, jednak jak długo ta chwila będzie wyglądała i jak długo trwała pozostawało dla niego tajemnicą.
                 Gdy spoglądał w niebo rozświetlone pomarańczowym światłem wschodu, nie widział już jedynie pustki. Teraz widział oczami wyobraźni jak w świetle tego samego, karmazynowego słońca, które jednak będzie wtedy zachodziło, drżeć będą błyszczące punkciki w miodowych oczach. Na tapecie telefonu miał ustawione ich wspólne zdjęcie. Jakoś dziwnie często ostatnio sprawdzał godzinę nie patrząc na zegarek, lecz właśnie na telefon. Nie obchodziło go już to, jak dziwnym kiedyś by uważał własne zachowanie. Teraz właśnie to dawało mu szczęście. Chciał poić się blaskiem miodowych oczu, zatapiać się w nich, upijać się nimi. Czasem miał wrażenie, jakby to naprawdę było możliwe, jakby był pijany myślą o karmelowych włosach. Uśmiechał się o wiele częściej. Potrafił zamknąć oczy i leżąc bezczynnie na łóżku, uśmiechać się bez przyczyny, myśląc jedynie o tej jednej osobie. Kiedyś nienawidził bezczynności, teraz potrafił spędzić godzinę, jedynie wpatrując się w te miodowe oczy. Lubił słuchać jego wesołego głosu, choć zanim go poznał uważał taki ton za denerwujący. Teraz to, czego kiedyś nie akceptował, odrzucał, składało się na obraz jego szczęścia. Czy mogło być coś dziwniejszego? Przyłapał się na nuceniu piosenek, które często podśpiewywał ten chłopak. Choć nie rozumiał ich tekstu, wystarczyło mu, że on powie o czym one są, by we własnym sercu uznać je za piękne. Naprawdę wystarczyło jedynie to, że to właśnie on kojarzył mu się z każdą nutą tych melodii. Nie potrzebował już niczego, poza jedynie blaskiem tych oczu. Iluzje stawały się rzeczywistością, gdy spełniały się marzenia, o których istnieniu nie wiedział.
                Pamiętał doskonale jak pierwszy raz poprosił tego chłopca o wiecznym uśmiechu, by spędzili czas jedynie we własnym towarzystwie tak, jak robią to zakochani. Czuł się nieco zawstydzony, jakby robił coś, za co należała mu się nagana i jednocześnie winny, gdy rozumiał, że pozostawią wtedy przyjaciela w samotności. Jednak uśmiech pełen radości i słowa zgody były lekiem na wszystkie jego zmartwienia. Nie wiedział zupełnie gdzie powinni iść we dwoje, ani co zrobić. Starał się przeczytać jak najwięcej i zaczerpnąć porad na ten temat, lecz ludzie jedynie nieco podśmiewywali się, gdy zadawał im pytania, a książki wydawały się być wręcz parzące, gdy wyobrażał sobie niektóre sytuacje z udziałem właśnie ich dwojga. Nie chciał nawet myśleć o tym, że mógłby zastosować się do tych rad. Wybrał inną poradę, której postanowił być wierny. Chciał iść za głosem serca. Skoro przywiodło go do tego miejsca to musi powieźć go dalej, aż do celu. Kwiaty wydawały się być żartem, gdy myślał, co dać miodowookiemu na spotkaniu. Wybrał czekoladki i małą maskotkę. Czuł, że właśnie to będzie odpowiednie. Uśmiech na delikatnej twarzy był tego najlepszym potwierdzeniem. Miejsca nie musiał wybierać, chłopak natychmiast zaczął opowiadać o tym, jak wiele jest w mieście rzeczy, które chciał zobaczyć właśnie z nim. Postanowił więc spełnić jak najwięcej jego życzeń tego jednego wieczoru. Chłopak miał urocze i przyziemne marzenia. Wspólne podziwianie gwiazd, przejście przez most, trzymając się za ręce. Również dla niego było to ogromnym szczęściem, o którym nigdy nie marzył. Ani przez chwilę nie pomyślał o chłopcu inaczej niż o kwiecie, którego nie wolno dotykać, gdyż wtedy straci wszystkie płatki. Postanowił, że czas wyrzucić wszystkie dziwne filmy jakie kiedyś oglądał. Teraz nie były mu potrzebne. Teraz miał marzenie, którego nigdy nie zobaczy w żadnym z nich. A jego spełnieniem był ten delikatny uśmiech i błyszczące miodowe oczy.

                Gdy odprowadzał go do domu zdobył się jedynie na delikatny pocałunek złożony na policzku chłopaka, jednak to właśnie ten niewinny kwiat postanowił złączyć ich wargi w sposób, który był o wiele piękniejszy niż wszystkie, o jakich kiedykolwiek słyszał. Od tego dnia wciąż śnił o tym, by widzieć ten delikatny uśmiech już zawsze.

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt pięć: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta piąta.

Czasem codzienność się zmienia i musimy jedynie ją zaakceptować. Ale jak się do niej przyzwyczaić, gdy widzimy ją w szarych barwach?

Stanąć o własnych siłach
Część XXV

                Czy powinno się być szczęśliwym przewidując swą samotność? Czy wolno być smutnym, widząc czyjeś szczęście? Jak należy zachować się, gdy w okół jest tyle sprzecznych emocji? Czarnowłosy patrzył na swoich przyjaciół, którzy z błąkającymi się po twarzy uśmiechami, które próbowali ukryć, przepraszali za sprawione zmartwienia i tłumaczyli, że już wszystko jest dobrze. Przyglądał się ich złączonym dłoniom, które natychmiast rozdzielili i schowali za siebie, gdy go ujrzeli. Czyżby wstydzili się przed nim swych uczuć? Czy może uważali, że okazywanie ich byłoby równie niestosowne, co jedzenie na oczach umierającego z głodu? On starał się nie przejmować niczym i jedynie uśmiechać, patrząc im w oczy. Cieszył się, że nic im nie jest, lecz obawiał się, że pozostawią go kiedyś samego.
                Reszta wspólnego czasu tego dnia upłynęła spokojnie, choć Feliciano z niewiadomych powodów, gdy szli spać, zaczął obiecywać Kiku, że będą grzeczni i on może spać spokojnie. Błękitnooki zaś jedynie rumienił się myśląc o tym, co chłopak miał na myśli przez niegrzeczne zachowanie, którego obiecał unikać. Dwoje przyjaciół jak zawsze zajęło jedno posłanie, choć tym razem obaj uśmiechali się przez sen. Jedynie jeden nie mógł zasnąć mimo coraz późniejszej pory. Zaczął tęsknić za domem, pierwszy raz od dawna, choć już zdążył zdecydować, że niedługo przestanie do niego wracać. Lecz teraz czuł, że jedynie tam może być. Czemu? Bo tam wiedział, że ktoś na niego czekał. Choćby młodsze rodzeństwo rozeszło się po świecie, starszy brat zawsze był przy nim. Niestety, nikt nie jest wieczny... Nie chciał jednak o tym myśleć, nie chciał nigdy choćby nawet przez chwilę, pomyśleć, że jego mogłoby zabraknąć... Czuł jednak, że jego przeznaczenie coraz bardziej zbliżało się do samotności. Ludzie młodsi od niego już dawno znaleźli tych, których chcą mieć przy swoim boku, on obserwował jak to samo robią jego przyjaciele. Jego rodzeństwo było coraz starsze, więc nie był im już tak potrzebny jak dawniej. A on wciąż pozostawał niezmienny, nie znalazł nikogo, dla kogo mógłby żyć, nie miał też nikogo, kto by go potrzebował, a ludzie w okół tak szybko się zmieniali, jakby mieli zniknąć nim nastąpi brzask. Patrzył przez okno jak księżyc ustępuje miejsca słońcu. On też zawsze usuwał się w cień. Czy tak musi być? Czy jedno istnienie musi odejść, by pojawiło się inne w jego miejscu? Czy zawsze musi być ktoś niepotrzebny? Gwiazdy odległe jeszcze nie zostały całkowicie zagłuszone światłem tej bliższej, Słońca. Widział jak punkcik za punkcikiem ich światło zdaje się znikać, gdy pomarańczowa kula wspina nie po nieboskłonie. Jednak one nie znikały, nie bladły, to jedynie złudzenie. Więc czy i on nie powinien obudzić się ze snu i ujrzeć to, co jest prawdą? Gwiazdy wciąż święcą, nawet, gdy ich nie widzimy. On też pozostaje potrzebny nawet, gdy nie będzie sam o tym wiedział, gdy kto inny zajmie jego dotychczasowe miejsce, dla niego pozostanie inne. Czemu jednak on był jedyną osobą, którą nie zdawała sobie z tego sprawy?

                Minuty mijały, a poranek niepowstrzymanie wkradał się do pomieszczenia swym światłem. Mężczyzna w końcu zasnął, by przespać choć kilka godzin przed popołudniową zmianą. Jego przyjaciele obudzili się dużo wcześniej niż on. Jednak nawet nie pomyśleli o tym, by odejść bez słowa. Obaj zaczęli sprzątać to, co pozostało po wspólnym wieczorze, starając się być tak cicho, jak tylko było to możliwe. Chłopiec o miodowych oczach nawet wiele razy poprawiał przyjacielowi kocyk, by ten się nie przeziębił. Czekali aż młodzieniec się obudzi, a gdy to nastąpiło, a on ich ujrzał, czuł się niewyobrażalnie szczęśliwy. Nie zostawili go nawet wtedy, gdy mieli ku temu pełne prawo. Czekali, choćby po to, by się pożegnać, a w dodatku zrobili dla niego tak wiele. Mężczyzna uśmiechnął się delikatnie, gdy jego najmłodszy przyjaciel przytulił go mocno. Nawet niepewnie odwzajemnił uścisk, uspokajając go, gdy ten mówił o tym, jak bardzo martwił się, że on już się nie obudzi, bo przecież zawsze wstawał tak wcześnie. Przepraszał za sprawione zmartwienie i wytłumaczył powód zaistniałej sytuacji, lecz jego przyjaciele jedynie przerwali potok jego przeprosin, zapewniając, że nic złego się nie stało, a on jedynie powinien mniej się stresować i bardziej o siebie dbać. Z każdym ich słowem czuł się coraz szczęśliwszy, wiedział już, jak ważny musi dla nich być, widział ich oczy, gdy patrzyli na niego. Tego wzroku nie można było udawać. To jeden z tych błysków w oczach, które rozpalane są wielkim żarem w sercu. Teraz już wiedział, że nie zostanie przez nich osamotniony. Jednak zaczął myśleć, że może być dla nich ciężarem, gdy będą chcieli być sami, a będą obwiniać się, że on nie ma nikogo, kto mógłby podać mu rękę, gdy oni będą zbyt daleko. On sam nie wiedział, czy kiedykolwiek się to zmieni. Chciał jednak jedynie patrzeć na szczęście innych. Nie potrafił jeszcze zrozumieć, że są ludzie, ktrych uszczęśliwi jego uśmiech.

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt cztery: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta czwarta.

Czy to, co widzą Twe oczy zmieni to, co czuje Twe serce? Dwoje staje się jednym, lecz nikt nie może pozostać samotny.

Stanąć o własnych siłach
Część XXIV

                Nieważne było jak patrzyli na nich, gdy pośród nocy biegli trzymając się za ręce. Ważne było jedynie, by jak najszybciej znaleźć się w bezpiecznym miejscu. Błękitnooki pamiętał dobrze układ uliczek miasta, mógł szybko wrócić do domu czarnowłosego lub znaleźć się w jakimkolwiek innym miejscu. Nie mogli biec zbyt długo, by mieć jeszcze siłę iść dalej, a nie jedynie dobiec do połowy drogi i zatrzymać się nagle bez czucia w nogach. Tak więc po pewnym czasie zwolnili kroku. W takiej odległości od miejsca zdarzenia byli już bezpieczni, jednak nie mogli się jeszcze zatrzymać. Szli teraz zwykłym, codziennym tempem. Mogło to wyglądać, jakby byli jedynie na spacerze, lub jak długoletnia para, która odruchowo, idąc gdziekolwiek, trzyma się za ręce przy każdej codziennej czynności. Czy tak kiedyś naprawdę będzie? Czy nastanie dzień, w którym ich złączone dłonie staną się codziennością? Ich kroki rozbrzmiewały wspólnym rytmem, tworząc symfonię na wespół z równym biciem serc. Zupełnie jakby świat stracił wszelkie dźwięki i jedynie ich oddech rozbrzmiewał echem pośród pustki. Tak było dobrze. Gdy nie było dla nich żadnych przeszkód. Jednak jaka była ich przyszłość?
                Wkrótce znaleźli się w pustej uliczce, a chłopak o miodowych oczach zatrzymał się nagle. Jego towarzysz spojrzał na niego zaskoczony.
- Co się stało...? Jesteś zmęczony? – mężczyzna spojrzał w oczy, które były mu tak cenne.
- Nie... Tylko Trochę się boję...
- Nie martw się, jestem przy Tobie...
- Boję się, bo jesteś przy mnie... – chłopak złapał mocno jego ramię wolną ręką, gdy drugą wciąż nie puszczał jego dłoni.
- Co masz na myśli? Zrobiłem coś złego?
- Nie Ty, tylko ja... Wtedy... Widziałeś coś czego nie powinieneś widzieć... Widziałeś mnie innego, niż chciałem być dla Ciebie... – na te słowa blondyn zamknął oczy.
- Nic nie widziałem – powiedział, uśmiechając się delikatnie. – Byłeś sam w ciemnej uliczce, nie było nikogo innego. Zgubiłeś się i przyszedłem odprowadzić Cię do domu – otworzył swe błękitne oczy i spojrzał w te należące do młodego chłopaka. – Prawda? Czy może Ty pamiętasz co innego? – chciał, by chłopak wiedział, że niezależnie co się stanie, w jego sercu nadal nic się nie zmieni.
- Ach, tak... Było dokładnie tak jak mówisz! Tam było tak strasznie ciemno... Dziękuję, że mnie uratowałeś – chłopak nagle przytulił towarzysza i wyszeptał do jego ucha. – Nigdy mnie nie opuścisz, prawda? – te słowa nieco zaskoczyły mężczyznę, który zamarł bez ruchu i zarumienił się intensywnie. – Prawda...?
- Oczywiście. Przecież nie mam powodu, by Cię zostawiać... I mam powód, by być przy Tobie...
- Jaki powód...? – chłopak spojrzał mu w oczy z zainteresowaniem.
- Bo ja... Ech, nie wiem jak Ci to powiedzieć...
- Możesz zrobić coś, co sprawi, że zrozumiem. Zawsze tak robisz, prawda? Nie mówisz, że Ci na kimś zależy. Ty zajmujesz się nim, by wiedział, że może na Ciebie liczyć. Teraz zrobię to samo, wiesz? Też muszę Ci coś powiedzieć... Ale tym razem nie użyję do tego słów, dobrze?
- Dobrze... – błękitnooki nieco się zarumienił. Wyglądało to w pewnym sensie zadziwiająco, gdy on, tak poważny i silny, wydaje się być bardziej zagubiony niż uroczy młodzieniec przed nim.
- Zamknij oczy... – blondyn wykonał polecenie. Chłopak stanął na palcach i złożył delikatny pocałunek na jego policzku. – Tyle wystarczy, byś zrozumiał... A nie jest to zbyt wiele, jeśli byś nie chciał...
- Wiesz... Dokładnie to samo chciałem Ci powiedzieć – wyższy mężczyzna dgarnął włosy z czoła młodszego, by złożyć na m pocałunek.
- Nic się nie zmieni, prawda?
- Kiedyś wszystko się zmieni... Ale nie martw się. Zmieni się na lepsze – mężczyzna delikatnie zmierzwił włosy towarzysza. – Wracamy?
- Ach, już chyba najwyższy czas. Kiku musi się strasznie martwić...
- Chodźmy go uspokoić.
- On jest trochę jak mama, ciągle się martwi, robi takie dobrze jedzonko i nam je daje.
- Więc my mamy być jego dziećmi? – zawsze poważny błękitnooki tym razem zaśmiał się szczerze.
- Jeszcze trzeba znaleźć mu kogoś miłego, żeby była mamusia i tatuś! – obaj zaczęli się szczerze śmiać, zmierzając ku miejscu, w którym powinni się znaleźć. Nie puszczali swych dłoni choćby na chwilę.

                Jak wiele miało się zmienić? A jak wiele pozostać niezmiennym? Młodzieniec patrzył samotnie w nocne niebo, czekając na powrt przyjaciół. Bał się, że już nigdy ich nie ujrzy. Nie mógł jednak pokazać, że nie wierzy w to, że sami sobie poradzą. Czy wszystko będzie dobrze? Czy wrócą razem, czy jedynie jeden z nich? Jak będą wyglądać, gdy staną przed nim. Nie chciał myśleć o tym, że cokolwiek mogłoby się im stać. Jednak nie mógł powstrzymać się od myśli, że coś może ich rozdzielić. Nawet, jeśli wrócą, to czy nic się nie zmieni? Czy wciąż będzie im potrzebny, czy może oni pozostaną jedynie w dwójkę, już go nie potrzebując? Nie chciał o tym myśleć. Chciał jedynie jeszcze choćby raz ujrzeć uśmiech na ich twarzach. Wkrótce usłyszał pukanie do drzwi i poszedł je otworzyć.

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt trzy: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta trzecia.

[Rozdział napisany po oglądaniu filmików z "Ib" i podczas słuchania Sound Horizon... To nie jest normalny rozdział...]

Jak wiele twarzy może mieć ten, którego uważamy za bezsilnego? Jak wiele słabości może mieć ten, który wydaje się być niepokonany? Dwoje przeznaczonych sobie ludzi spotyka się w niespodziewanych okolicznościach.

Stanąć o własnych siłach
Część XXIII

                Czarne niebo usiane było gwiazdami, które jak na złość nie chciały oświetlić jasno miejsca, do którego zmierzał młodzieniec. Wszystkie uliczki wydawały się być takie same, tak podobne do siebie, że aż nie sposób było ich rozróżnić. Niewiedza i bezsilność aż bolały, skazując na samotność i wyrzuty sumienia tego, którego oczy zamykały w sobie światło poranka. Mężczyzna biegł przed siebie nawołując to jedno, tak dobrze znane mu imię. Cóż więcej mógł zrobić, gdy nie znał drogi jaką przebył ten, którego tak desperacko poszukiwał? Mógł jedynie mieć nadzieję, że nagle pojawi się przed nim, że znajdzie go, jedynie biegnąc na ślepo. Pierwszy raz w życiu robił coś bez uprzedniego zaplanowania każdego szczegółu. Teraz nie było na to czasu, teraz musiał wierzyć, że jest w stanie zrobić to, co może wszystko zmienić. Biegł przed siebie nawet, gdy deszcz zasłaniał mu widok, jego kroki rozbrzmiewały chlupotem na zmoczonych ulicach. Nie mógł dostrzec twarzy, którą pragnął ujrzeć. Jednak nie poddawał się, niezależnie od tego, ile czasu minęło i jak bezsilnym być się zdawał. Pragnął jedynie, by ta jedna osoba była bezpieczna, niezależnie od tego, co miałoby się stać z nim samym, kim byłby dla niego.
                Jednak jeśli robisz coś bezmyślnie, nie jesteś w stanie przewidzieć konsekwencji swych czynów. Młodzieniec o miodowych oczach zagubił się pośród tysięcy bocznych uliczek, unikając tych jasnych, głównych dróg. I to był jego największy błąd. Pozbawione światła uliczki skąpane były w nieznanym mroku, a tak błyszczące oczy przyciągały wzrok, który nigdy nie powinien na nie paść. Biegnący młodzieniec wydawał się być łatwą ofiarą, jak zastraszona mysz pośród tysięcy kotów. Jeśli już ktoś go gonił, wydawało się, że chłopak jest na przegranej pozycji, nawet gdy jeszcze nic się nie rozpoczęło. Wydawał się być tak bezbronny. Zwłaszcza, gdy przekroczył nieprzekraczalną granicę i znalazł się w miejscu, w którym nigdy nie powinien zawitać, w dzielnicy, którą wszyscy omijali szerokim łukiem. Nigdy nie interesował się częściami miasta, które nie mogły dać mu radości, nie wiedział więc nawet o istnieniu tych, które były w pewien sposób wyklęte ze świata. Nawet nie zauważył, gdy znalazł się w ślepej uliczce, a jej wejście zostało zastawione przez dwóch rosłych mężczyzn. Teraz żałował tego, co zrobił wcześniej. Myślał o tym, że gdyby błękitnooki tu był, wszystko mogłoby się ułożyć, jednak bez niego był niczym. Kiedy tak się od niego uzależnił i nawet nie myślał, co powinien zrobić uważając, że może zostawić wszystko w jego rękach? Teraz już nie miał takiej możliwości.
                Nocne niebo nie było przychylne dla tego, którego oczy miały kolor morza, zbyt długo nie chciało oświetlić miejsca,ku któremu powinien kierować swe kroki. Wkrótce jednak do uszu błękitnookiego dobiegł dźwięk najpiękniejszego znanego mu głosu. Niestety, był to krzyk o pomoc. Natychmiast rzucił się biegiem ku miejscu, z którego dochodził głos, pragnąc nigdy nie widzieć łez na twarzy, której obraz wyrył się w jego sercu. Biegł bez ustanku, przyspieszając, gdy usłyszał krzyk bólu. Czemu nikt nie reagował? Czemu ten krzyk mógł rozchodzić się po uliczkach bez echa? Dobiegł do miejsca, w którym dźwięk był najgłośniejszy, jednak między nim, a jego źródłem stała ogromna ściana... Więc on musiał być zamnkięty w ślepej uliczce... Bez ucieczki... Bez nadziei... Błękitnooki przeklinał sposób budowy starych miast, takich jak ta część tego miejsca. Zamykanie uliczek, by nie zderzały się ze sobą dawne powozy, dzisiejsze samochody... Teraz to, co miało uchronić od tragedii mogło do niej doprowadzić. Mężczyzna szukał przejścia na drugą stronę tej przeklętej ściany, która dzieliła go od tego, co było dla niego tak cenne. Wkrótce ujrzał to, czego nie chciał zobaczyć nigdy, tego, którego pragnął spotkać, ale nie w takim stanie.
                W czasie, gdy pomoc była daleko, niebezpieczeństwo było coraz bliżej. Dwóch, potężnych mężczyzn zbliżało się do drobnego chłopca, który nie miał żadnej drogi ucieczki. Mówili okropne rzeczy, chcieli zabrać wszystko, co do niego należało. Przedmioty mógłby oddać im bez problemu, choć żałowałby utraty numerów i zdjęć zapisanych na telefonie. Pieniędzy nie miał przy sobie zbyt wiele, nie byłoby to więc zbyt wielką stratą, by oddać je tym ludziom. Jednak najwyraźniej nie tylko przedmioty wydawały się być dla nich cenne. Chłopak przełknął ślinę, rozumiejąc, że teraz musi liczyć jedynie na siebie. Nie mógł już patrzeć w dal, czekając na cud. Musiał sam się nim stać. Odmówił poddania się ich żądaniom. Patrzył na nich jak najpoważniejszym wzrokiem na jaki mógł się w tej sytuacji zdobyć. Jego głos nie drżał, miał kogoś, w kim mógł pokładać nadzieję, choć był daleko. Był gotów zrobić wszystko, by go znów ujrzeć, by był z niego dumny. Jednak to jedynie go pogrążyło, gdy jeden z mężczyzn go zaatakował. On jednak nie pozwlił sobie na zostanie marionetką w ich rękach. Znał kilka sztuczek, potrafił szybko uciekać, wystarczyło, że jedynie raz uderzy w odpowiednie miejsce, a droga będzie wolna, a on będzie mógł uciec. Z całej siły kopnął jednego z mężczyzn w brzuch, a on skulił się w pół, wtedy drugi chciał złapać chłopaka, lecz był za duży i zbyt wolny. Chłopak uderzył go łokciem w brodę, gdy ten schylał się, by go sięgnąć. Mężczyzna upadł, a chłopak ruszył ku wyjściu z uliczki, w którym ujrzał błękitne oczy, za którymi tęsknił.
                Jasnowłosy nie mógł uwierzyć w to, co rozgrywało się przed jego oczami. Czy to naprawdę był ten sam delikatny, beztroski chłopiec, którego przywykł chronić? Czy teraz nie stanie się zbędny, gdy on potrafi tak wiele zrobić sam? Patrzył w miodowe oczy, które spoglądały ku niemu... przepraszająco? Zupełnie jakby chłopak nie chciał, by on widział, że wcale nie jest bezsilny i zdany na jego pomoc. Czyżby on tak zawsze udawał? Był taki nieporadny, by inni czuli, że muszą być przy nim, by mu pomóc? Wydawało się to być całkiem sensowne. Nie wyglądał na kogoś, kto umiał tak wiele, nikt więc nie szedłby za nim szukając ratunku. Za to idealnie nadawał się na kogoś, kogo można było chronić... Co jednak było prawdą, a co kłamstwem? Czy to był ten sam chłopak, którego zdążył pokochać? Teraz nie było czasu, by nad tym rozmyślać. Wyciągnął ku niemu dłoń.

                Chłopak patrzył w błękitne oczy, widząc w nich cień strachu. Czy nie wydawał się być teraz straszniejszy od tych, którzy go zaatakowali, gdy on potrafił ich pokonać? Czy teraz mężczyzna się go bał? Czy opuści go dlatego, że nie trzeba go chronić? W jego umyśle kołatało się tak wiele myśli. Tak naprawdę sam nie wierzył, że udało mu się zrobić cokolwiek bez pomocy innych. Nie chciał więc być zdany na siebie, bo „przecież sobie poradzi”. Wiedział, że bez niego nie poradzi sobie nawet w najprostszej czynności. Nie będzie potrafił oddychać bez świadomości, że on robi to dla niego. Ujął jego dłoń i razem uciekli w bezpieczne miejsce.

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt dwa: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta druga.

Spotkanie, które zakończyło się niespodziewanie. Czy zmieni się to, co pozostawało niezmienne? Czy może coś całkiem nowego stanie się codziennością?

Stanąć o własnych siłach
Część XXII

                Nadszedł czas, by ich życie znów zmieszało się w jedną całość. Spokojnie chodzili na swe uczelnie, a gdy nadszedł weekend znów stawili się na miejscu swej pracy. Już nikt się nie spóźniał, nikt nie był przed czasem, wszyscy pojawiali w tym samym momencie, nauczeni już swych wzajemnych nawyków. W czasie przygotowań do objęcia zmiany opowiadali sobie co wydarzyło się przez czas, którego nie mogli spędzić razem. Choć co dzień wysyłali sobie wiele wiadomości przez komunikatory internetowe to, co mówili patrząc sobie w oczy miało dla nich większą wartość, chcieli więc, by tych słów było jak najwięcej. Jednak w pracy nie było aż tak wiele czasu tak więc jak zawsze umówili się, by później spotkać się w domu czarnowłosego. Wiedzieli już, że ich codzienność wróciła do poprzedniego stanu, skoro każdy element ich życia wracał na swoje miejsce. Czy potrafiliby już nigdy nie wrócić do miasta, skończyć studia i zapomnieć o wszystkim, co było w okół nich? Nie wyobrażali sobie tego, jednak nie chcieli teraz o tym myśleć, gdy mieli jeszcze tak wiele czasu.
                Dzień w pracy minął tak jak minąć powinien. Nie było żadnych nieprzewidzianych trudności, ani innych niespodzianek. Całą trójka sprawowała się doskonale, dzielnie znosząc trudy pracy, która była naprawdę dobrze przez nich wykonywana. W trójkę było im raźniej, zaś szef był naprawdę miłym człowiekiem. Klienci czuli szacunek przed błękitnookim, który samym wyglądem sprawiał, że potulnieli, więc i oni nie sprawiali zbyt wielkich problemów. Wyuczone przez długi czas obowiązki nie były już niczym tak strasznym i żmudnym jak dawniej, teraz były normalnością i rutyną. Gdy mogli być w tym miejscu razem, wydawało się ono o wiele lepszym niż było naprawdę. Czyż nie wszystko, co przeżyte z kimś dla nas ważnym, staje się piękniejsze tylko dlatego, że ta osoba jest przy nas? Tak więc trzy, dawniej zupełnie obce sobie osoby, teraz były powodem, dla którego ich wspólny czas stawał się czymś wspaniałym.
                Wkrótce nadszedł wieczór, gdy mogli spotkać się całą trójką w mieszkaniu czarnowłosego. Spotkanie przebiegało tak jak zwykle, pełne rozmów i uśmiechu. Cała trójka opowiadała o tym, co spotkało ich w czasie wakacji. Zwykle jednak były to niezbyt znaczące rzeczy, choć jednak dla nich znaczyły wiele. Każde wspomnienie było dla nich ważne. Choćby było t jedynie błahe wydarzenie, to ludzie w nim uczestniczący zmieniali je w jedne z najpiękniejszych chwil świata. Tak też rozbrzmiewały opowieści o tym jak któreś z nich spotkało jakąś dość dziwną osobę, lub któreś z ich rodzeństwa zrobiło bardzo głupią rzecz. Opowieści były do siebie podobne, w końcu świat jest powtarzalny i w różnych miejscach dzieją się podobne rzeczy, a i oni sami zapamiętywali to, co ważne było też dla innych z nich, co łączyło ich opowieści w jedną całość. To, co mówiła jedna osoba przypominało innym podobne zdarzenie, choć z innego czasu. Tak też opowieści znów toczyły się do późna aż zaszło słońce.
                Nadszedł moment, który powtarzał się wiele razy, lecz teraz nie mógł pozostać niezmienny, choć takim być musiał, by zmienić mogło się wszystko. Czy można było tak jak zawsze pozwolić dwójce przyjaciół spać w jednym miejscu, samemu odsuwając się w cień w miejscu innym, przewidując, co mogą czuć będąc tak blisko siebie? Lecz czy próba zmiany tego, co zawsze było normalne, sama w sobie nie stanie się nienormalna? Może pozostawienie spraw samym sobie będzie najlepszą pomocą w tym, w co nie ma się prawa wtrącać? Tak więc czarnowłosy jak zawsze przygotował posłanie dla przyjaciół, którzy zostali zbyt długo.
- Ja dziś jednak nie zostanę... – zaczął nagle błękitnooki. – Nie chcę Ci robić problemu od razu po wakacjach i w ogóle... – jego głos drżał, co było tak nienaturalne, nie podobne do niego, że aż przerażające.
- Ale czemu...? – chłopiec o miodowych oczach patrzył smutnym wzrokiem na przyjaciół. – Przecież zawsze tu nocujemy... Chcesz zostawić mnie samego? – słowa chłopca nieco zraniły najstarszego z mężczyzn. „Samego”? Przecież on miał być przy nim... Czy on się nie liczył? Czy może to jedynie nieopatrzne słowo, gdy chłopiec pomyślał, że miałby spać tu sam, gdy on byłby w sąsiednim pokoju? Może jednak chłopiec widzi jedynie te błękitne oczy, a gdy ich zabraknie świat zmienia się w pustkę?
- Nie mów tak, Feliciano – błękitnooki położył dłoń na głowie przyjaciela. – Przecież jak tak mówisz to Kiku jest smutny. Nie chcesz chyba, żeby był smutny, prawda? – mężczyzna zachowywał się w stosunku do przyjaciela niczym ojciec.
- Ale on jest smutny, bo nie chcesz być w jego domu...
- To nie tak, że nie chcę być tutaj, tylko...
- Tylko nie chcesz być przy mnie? – miodowe oczy zaszkliły się łzami. Nikt nie spodziewał się pytania, które zmroziło serce błękitnookiego. – Wiesz, że jeśli tu zostaniesz na noc, będziesz musiał spać ze mną... To tego nie chcesz? Zostaniesz, jeśli ja pójdę? – chłopak cicho pociągnął nosem.
- To nie tak...
- Więc jak?! – chłopak nagle, niespodziewanie zerwał się z miejsca i wybiegł z domu, jedynie szybko się ubierając i zbierając rzeczy, które przyniósł ze sobą, przewidując nocowanie. Gdy drzwi się zatrzasnęły w pomieszczeniu zapanowała cisza.
- Jeśli jemu nie mogłeś... powiedz to mi... Czemu? – czarnowłosy podszedł do przyjaciela. – Jeśli chcesz za nim pobiec lub zostać, musisz mieć ku temu powód.
- Ja po prostu boję się, że... Że to już nie będzie jak dawniej...
- A jak będzie? Czemu?
- Wiesz... Myślę, że powinienem go znaleźć, jest już późno i...

- Wiem, martwisz się o niego. Ale gdy będziesz go szukał znajdź odpowiedź na jego pytanie – błękitnooki przytaknął i wyszedł z domu, by znaleźć największy skarb, jaki mógł zdobyć w swoim życiu. Czarnowłosy jedynie spojrzał na rozgwieżdżone niebo, myśląc, że zaczyna już jedynie zawadzać.

Historia poza tematem numer sto siedemdziesiąt jeden: Stanąć o własnych siłach - Część dwudziesta pierwsza.

Co jest codziennością, a co odmianą, gdy odchodzisz od tego, co znałeś zawsze ku temu, co jest dla Ciebie jedynie powtórzenie nowo poznanego życia? Czas, by trójka przyjaciół powróciła na swe miejsce.

Stanąć o własnych siłach
Część XXI

                Trzy elementy układanki znów pojawiły się w jednym mieście. Nie mogły istnieć, gdy brakwało jednego z nich, lecz żaden z nich nie potrafił tego zrozumieć, myśląc, że jedynie wadzi. Lecz wkrótce mieli dowiedzieć się jak wiele ich ze sobą łączy... Jednak nie spodziewali się, że kiedyś nadejdzie dzień, gdy będą sobie niezbędni.
                Trzy osoby skierowały swe kroki do swych tymczasowych domów, by znów przyzwyczaić się do życia w tym miejscu. Błękitnooki zauważył, że współlokator, z którym wynajmował pokój w pewnym małym mieszkaniu, znów zapomniał o sprzątaniu... i teraz wszędzie było pełno dawno już przegniłych śmieci. Cóż, sam go do tego przyzwyczaił, sprzątając każdy skrawek domu na błysk, a tego jednego dnia, w którym wyjeżdżał o tym zapomniał. Był wtedy spokojny, myśląc, że zrobił to jego współlokator. Ten zaś jedynie nabrudził jeszcze bardziej i wyjechał, myśląc że błękitnooki wyjeżdża następnego dnia. Tak też teraz błękitnooki był sam w mieszkaniu, z którego sprawca zamieszania najwyraźniej ewakuował się po zobaczeniu efektów swego postępowania. Czy jeśli chcesz komuś pomóc ten ktoś musi Cię wykorzystać i udawać, że to, co robiłeś z dobrej woli, jest teraz Twoim obowiązkiem? Czy jeśli jeden raz nie zrobisz tego, czego nie musisz, a chcesz, musi być to potraktowane jak wymiganie się od konieczności? Młodzieniec pomyślał, że musi bardzo uważnie przemyśleć swoje relacje z otaczającymi go ludźmi, zrozumieć kto go potrzebuje, a w czyich rękach jest zabawką. Miał na to dużo czasu, gdy musiał sprzątać zastany bałagan. Były to tylko porozrzucane rzeczy z pokoju wspólnego, jedzenie i nieco śmieci. Czyli sprawca tego pobojowiska pamiętał o idealnym zadbaniu o własne rzeczy, jednak nie obchodziło go to, co działo się z rzeczami, które nie należały do niego. Czy tak samo postępował z ludźmi? Błękitnooki myślał, że tak właśnie musiało być, gdy on wciąż sprzątał wszystkie wspólne przestrzenie, dzielił się jedzeniem, gdy cokolwiek ugotował, a teraz nie mógł odpocząć po podróży, gdyż otaczał go chaos, którego nie zrobił, a z którym musiał się uporać. Jednak czuł, że niedługo to się zmieni. Musiał sobie trochę wychować współlokatora i wszystko powinno być idealnie. Zwłaszcza, że w tym mieście mogło spełnić się jedno z jego największych  marzeń. Z uśmiechem na twarzy pomyślał o chłopcu o miodowych oczach. Nawet nie zauważył kiedy mieszkanie znów zaczęło lśnić czystością. Teraz pozostało jedynie poczekać i załatwić kilka spraw ze współlokatorem.
                Miodowe oczy spoglądały na ściany małego, jednopokojowego mieszkanka, które było w tym miejscu domem chłopaka. Nie było to może miejsce, w którym chciałby spędzić resztę życia, jednak było to jedno z najpiękniejszych miejsc, jakie widział w tym mieście. Teraz nieco ziało pustką, gdy tak długo nikogo w nim nie było. Chłopiec może nie sprzątał zbyt przesadnie, ale gdy wrócił nie musiał martwić się, że znajdzie w mieszkaniu coś, czego widzieć w nim nie chciał. Była tu nieco domowa atmosfera, kilka rzeczy leżało tam, gdzie zostawił je w pośpiechu, gdy musiały tu zostać, a on musiał szybko biec na samolot. Na szczęście nie było nigdzie nic brudnego, może nieco kurzu. Postanowił jednak sprawić, by wszystko pięknie błyszczało. Pamiętał, że błękitnooki zawsze mówił o tym jak lubi gdy wszystko jest idealnie czyste. Chłopak chciał, by jego przyjaciel był z niego dumny. Nigdy nie spotykali się w tym mieszkanku, gdyż była tu jedynie sypialnia, kuchnia i łazienka, nie było zbytnio miejsca, w którym można było na spokojnie zjeść wspólnie ciasto i porozmawiać, gdyż kuchnia była zbyt mała, a w sypialni nie było przecież stołu, przy którym mogliby usiąść. Pomyślał jednak, że może kiedyś spędzi tu nieco czasu z błękitnookim. Oczywiście nie miał na myśli nic złego, jednak rumienił się na myśl, że mieliby być tylko we dwoje. Zwykle spotykali się w trójkę, w mieszkaniu czarnowłosego, który miał miejsce, by ich przyjąć i nie miał współlokatorów, którzy mogliby przeszkadzać. Czy jednak spędzenie czasu jedynie z jednym z dwójki przyjaciół nie byłoby krzywdzące dla drugiego? Chłopiec nieco posmutniał. Po chwili jednak pomyślał, że nie byłoby w tym nic złego, gdyby błękitnooki byłby kimś więcej niż przyjacielem. Postanowił więc jak najszybciej powiedzieć mu o wszystkim, co czuł i czego pragnął względem niego. Spoglądał przez okno na błękitne niebo i czuł, że niedługo wszystko będzie spełnieniem najpiękniejszego ze snów.
                Nieco zbyt puste mieszkanie wydawało się być jednym z najsmutniejszych widoków w życiu czarnowłosego. Nie było tu nikogo, kto wyszedł by mu na powitanie, ani też swojskiego otoczenia. Zawsze wszystko idealnie sprzątał, więc dwupokojowe mieszkanie wyglądało raczej jakby właśnie było wystawiane na sprzedaż, a nie zamieszkałe. Jedynie pozostawione w szafkach rzeczy, które były na swoim miescu, przypominały mu on tym, że to miejsce jest jego domem na najbliższe kilka miesięcy, a wkrótce może i na całe życie. Rozglądał się po nieco zakurzonych półkach. Właściciel już dawno przestał wynajmować to miejsce na wakacje, gdy go tu nie było, więc mógł spokojnie zostawiać tu swoje rzeczy, a po powrocie nic się tu nie zmieniało. Zupełnie jakby nawet właściciel uznawał, że to miejsce już na zawsze pozostanie do dyspozycji czarnowłosego. Czy to było jego przeznaczenie? Odejść od znanego mu otoczenia, zamknąć się w pustym domu i jedynie starać się być użytecznym. Wspomniał w myślach widok przyjaciół, którzy spali razem, gdy zdarzało im się tu nocować. Czy będzie to niemożliwe jeśli ich relacje się zmienią? Czy może będzie to wyglądało zbyt odmiennie od znanego mu obrazu, by chciał to widzieć? Jak wiele się zmieni, gdy jedynie jedna rzecz nie będzie już taka sama jak dawniej? Postanowił odrzucić rozmyślania i zająć się przywracaniem mieszkania do stanu, w którym będzie pewnie, że ktoś w nim mieszka.

                Trzy codzienności znów miały się ze sobą splątać. Jednak jaki będzie tego wynik? Co się zmieni a co pozostanie niezmienne na zawsze? Co pojawi się w ich życiu, a co z niego zniknie? Nadchodzące dni miały przynieść im odpowiedź.