Stanąć o własnych
siłach
Część XXVI
Poranki
powtarzały się nieprzerwanie, choć czasem wydawały się być zupełnie inne od
tych dawniej znanych. Wstając rano błękitnooki nie myślał już jedynie o
obowiązkach, jakie go czekały, ale również o tym, kogo mógł ujrzeć w czasie, gdy
słońce oświetlało to ogromne miasto. Od pewnego czasu jego dni nie mogły już
być takie same, nawet jeśli codzienność była powtarzalna to nie mógł dwa razy
spojrzeć na otoczenie w ten sam sposób. Kiedyś wręcz kochał wszelkie normy i
zasady, uważał, że to dzięki nim świat istnieje w obecnym kształcie. Każdy ruch
musiał planować, by zawczasu spodziewać się jego konsekwencji, obserwował
otoczenie, by przewidzieć, co mógłby go wkrótce spotkać. Analizował zachowanie
zarówno swoje, jak i wszystkich w pobliżu, przez co wydawał się być nieco
przerażający. Nie uśmiechał się zbyt często, raczej był zamyślony i wyciszony.
Teraz jednak miał powód, by się uśmiechać. Każdego dnia czekało go coś, czego
się spodziewał i nie był pewien. Wiedział tylko jedno, że każdego dnia chciał
choć chwilę spędzić z tą jedną osobą, jednak jak długo ta chwila będzie
wyglądała i jak długo trwała pozostawało dla niego tajemnicą.
Gdy spoglądał w niebo rozświetlone
pomarańczowym światłem wschodu, nie widział już jedynie pustki. Teraz widział
oczami wyobraźni jak w świetle tego samego, karmazynowego słońca, które jednak
będzie wtedy zachodziło, drżeć będą błyszczące punkciki w miodowych oczach. Na
tapecie telefonu miał ustawione ich wspólne zdjęcie. Jakoś dziwnie często
ostatnio sprawdzał godzinę nie patrząc na zegarek, lecz właśnie na telefon. Nie
obchodziło go już to, jak dziwnym kiedyś by uważał własne zachowanie. Teraz
właśnie to dawało mu szczęście. Chciał poić się blaskiem miodowych oczu,
zatapiać się w nich, upijać się nimi. Czasem miał wrażenie, jakby to naprawdę
było możliwe, jakby był pijany myślą o karmelowych włosach. Uśmiechał się o
wiele częściej. Potrafił zamknąć oczy i leżąc bezczynnie na łóżku, uśmiechać
się bez przyczyny, myśląc jedynie o tej jednej osobie. Kiedyś nienawidził
bezczynności, teraz potrafił spędzić godzinę, jedynie wpatrując się w te
miodowe oczy. Lubił słuchać jego wesołego głosu, choć zanim go poznał uważał
taki ton za denerwujący. Teraz to, czego kiedyś nie akceptował, odrzucał,
składało się na obraz jego szczęścia. Czy mogło być coś dziwniejszego?
Przyłapał się na nuceniu piosenek, które często podśpiewywał ten chłopak. Choć
nie rozumiał ich tekstu, wystarczyło mu, że on powie o czym one są, by we
własnym sercu uznać je za piękne. Naprawdę wystarczyło jedynie to, że to
właśnie on kojarzył mu się z każdą nutą tych melodii. Nie potrzebował już
niczego, poza jedynie blaskiem tych oczu. Iluzje stawały się rzeczywistością, gdy
spełniały się marzenia, o których istnieniu nie wiedział.
Pamiętał
doskonale jak pierwszy raz poprosił tego chłopca o wiecznym uśmiechu, by
spędzili czas jedynie we własnym towarzystwie tak, jak robią to zakochani. Czuł
się nieco zawstydzony, jakby robił coś, za co należała mu się nagana i
jednocześnie winny, gdy rozumiał, że pozostawią wtedy przyjaciela w samotności.
Jednak uśmiech pełen radości i słowa zgody były lekiem na wszystkie jego
zmartwienia. Nie wiedział zupełnie gdzie powinni iść we dwoje, ani co zrobić.
Starał się przeczytać jak najwięcej i zaczerpnąć porad na ten temat, lecz
ludzie jedynie nieco podśmiewywali się, gdy zadawał im pytania, a książki
wydawały się być wręcz parzące, gdy wyobrażał sobie niektóre sytuacje z
udziałem właśnie ich dwojga. Nie chciał nawet myśleć o tym, że mógłby
zastosować się do tych rad. Wybrał inną poradę, której postanowił być wierny.
Chciał iść za głosem serca. Skoro przywiodło go do tego miejsca to musi powieźć
go dalej, aż do celu. Kwiaty wydawały się być żartem, gdy myślał, co dać
miodowookiemu na spotkaniu. Wybrał czekoladki i małą maskotkę. Czuł, że właśnie
to będzie odpowiednie. Uśmiech na delikatnej twarzy był tego najlepszym
potwierdzeniem. Miejsca nie musiał wybierać, chłopak natychmiast zaczął
opowiadać o tym, jak wiele jest w mieście rzeczy, które chciał zobaczyć właśnie
z nim. Postanowił więc spełnić jak najwięcej jego życzeń tego jednego wieczoru.
Chłopak miał urocze i przyziemne marzenia. Wspólne podziwianie gwiazd,
przejście przez most, trzymając się za ręce. Również dla niego było to ogromnym
szczęściem, o którym nigdy nie marzył. Ani przez chwilę nie pomyślał o chłopcu
inaczej niż o kwiecie, którego nie wolno dotykać, gdyż wtedy straci wszystkie
płatki. Postanowił, że czas wyrzucić wszystkie dziwne filmy jakie kiedyś
oglądał. Teraz nie były mu potrzebne. Teraz miał marzenie, którego nigdy nie
zobaczy w żadnym z nich. A jego spełnieniem był ten delikatny uśmiech i
błyszczące miodowe oczy.
Gdy
odprowadzał go do domu zdobył się jedynie na delikatny pocałunek złożony na
policzku chłopaka, jednak to właśnie ten niewinny kwiat postanowił złączyć ich
wargi w sposób, który był o wiele piękniejszy niż wszystkie, o jakich
kiedykolwiek słyszał. Od tego dnia wciąż śnił o tym, by widzieć ten delikatny
uśmiech już zawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz