Translate

środa, 8 maja 2013

Historia poza tematem numer osiemdziesiąt dziewięć: Gdy założysz smycz wilkowi - Część siódma.

Wilk nie zrozumie, że jest nagrodzony za pomoc. Dla niego to naturalne. Więc odwdzięczy się za szczodrość, szczęśliwy z niespodziewanego prezentu. Chyba powoli opowiadanie zbliża się ku końcowi. Raczej nie zapowiada się, żebym wprowadziła tu wątek romantyczny. Przyjaźń im wystarczy, już stali się lepszymi ludźmi.

Gdy założysz smycz wilkowi
Część VII

                Gdy już wybierzesz nagrodę, którą dasz wilkowi, chroniącego Ciebie, on nie zrozumie, czemu to dostał. Dla niego będzie to całkowicie naturalne, że Ci pomógł, to ludzie są interesowni i szukają wszędzie zysku. Wilk zaś spojrzy na Ciebie zdziwiony i poliże Cię po ręku, dziękując za prezent, nie rozumiejąc, że już wcześniej na niego zasłużył. Będzie dla Ciebie miły, uważając Cię za szczodrego, nie wiedząc, że to on jest tu tym najwspanialszym.
                Zdarzają się również tacy ludzie. Pomagają w drobnostkach, nie zważając na to, że inni są obojętni. Dla nich jest to naturalne, niczym oddychanie. Jednak dla innych wydaje się to być wielkim wyczynem i poświęceniem, dlatego nagradzają ich szczodrze, nie wiedząc, że tak naprawdę oni nie widzą powodu, by zostać nagrodzonymi.
                Ci dwaj, również są tacy. Starszy brat, nauczony życiem, że bez pomocy innych nie można zajść zbyt daleko. Kochający brata całym sercem, starający się wszystko poświęcić jemu. Starał się osiągnąć wiele sam, lecz skończył oddzielony od tego, którego cenił najbardziej. I arystokrata, uwięziony w zasadach, pośród spisków i pułapek wielkich rodzin. Nie nauczył się prawdziwej miłości, jedynie zasad, nakazujących jej okazywanie, dobre relacje z odpowiednimi ludźmi. Lecz wszędzie w okół widział zimno i fałszywe uśmiechy.
                Nadszedł dzień, w którym albinos zwykle był wyjątkowo szczęśliwy, jednak teraz nie miał ku temu powodu. Były to urodziny jego brata, jednak on nie miał prezentu, który mógłby mu dać. Nawet nie prosił o wolny dzień, by móc świętować z bratem. Nie chciał marnować czasu, jeśli byłby jedynie pasożytem. Tak więc ze smutkiem na twarzy patrzył na swego panicza, który stał przed nim w odświętnych ubraniach.
- Ty też się przebierz w coś elegantszego – powiedział nagle młodzieniec. – W Twoim pokoju powinno już leżeć przygotowane ubranie.
- Ale czemu? Przecież ja tu jestem nikim...
- Dziś jesteś ważniejszy niż zwykle. A teraz szybko biegnij do swojego pokoju, bo niedługo przyjdą – arystokrata wygonił go ruchem dłoni, jednak uśmiechał się delikatnie.
                Albinos niczego nie rozumiał, jednak założył na siebie rzeczy znalezione w pokoju, nawet się ładnie uczesał. Mimo wszystko nadal był nieco smutny. Gdy powrócił do swego panicza dostał od niego wielkie pudełko, jakby zapakowany prezent.
- Daj to najmłodszemu z gości. Na pewno chciałby, byś Ty mu to dał. Och, słyszałem pukanie do drzwi. Choćmy już na dół – młodzieniec pociągnął za ramię osłupiałego towarzysza. Jednak ten zrozumiał wszystko, gdy zobaczył kto jest gościem. Ujrzał swego ojca i brata, jak powoli wchodzili do sali przygotowanej uroczyście. Więc... Więc on zrobił w swym domu przyjęcie dla jego brata...? Czemu? Tego albinos nie rozumiał, jednak był mu bardzo wdzięczny.
                Gdy minęła oficjalna część dnia w postaci składania życzeń czy zdmuchiwania świeczek starszy z braci podszedł do młodszego z prezentem. Sam nie wiedział, co w nim jest, zwłaszcza, że wiele innych już na niego czekało w tym miejscu. Jednak ten był o wiele większy. Chłopiec otworzył pudełko, a oczy zabłyszczały mu radośnie. Zwykle był chłodny i opanowany, nie okazywał swych uczuć, jednak tym razem mocno przytulił brata i powiedział:
- Jesteś wspaniały. Zawsze o takim marzyłem – po czym z pudełka wyjął wspaniały model samolotu. Taki sam, jaki kiedyś pokazywał mu na wystawie sklepowej i który on sam pokazał arystokracie, opowiadając o marzeniu chłopca. Więc on też kupił dla niego prezent, a kazał albinosowi go wręczyć, by wyglądał na prezent od niego. Pomyślał o wszystkim... Bracia byli wyjątkowo szczęśliwi spędzając razem czas i ciesząc się z darowanego przedmiotu. Starszy z nich zaś zastanawiał się jak można odwdzięczyć się temu wiecznie samotnemu paniczowi.
                Gdy nastąpiło małe zamieszanie albinos wraz z bratem wyszli z domu. Miał pewien plan, który chciał mu przedstawić.
- Młody... Wiesz, gdzie tu są jakieś bezpańskie koty?
- Po co Ci kot...? Chyba nie chcesz zrobić mu krzywdy? Ten samolot i tak go nie udźwignie, jeśli to chcesz sprawdzić... – chłopiec wydawał się być nieco przerażony.
- Oj, nie o to mi chodzi. Paniczyk kiedyś coś mówił, że chciałby sierściucha... Złapiemy mu jakiegoś?
- Bracie, jeśli chcesz to potrafisz być kimś naprawdę wspaniałym. I ten prezent... I jeszcze kot... Nie wiedziałem, że tak się o wszystkich troszczysz.
- To on kupił ten samolot. Nic o tym nie wiedziałem. Kazał mi, bym Ci go dał, gdybym nie widział jak go wyjmujesz, nigdy bym się nie dowiedział, co to było – albinos nie lubił kłamstw, więc od razu wszystko powiedział bratu, nawet jeśli miałby przez to nieco stracić w jego oczach. Efekt zaś był wręcz odwrotny.
- Musiałeś zasłużyć, by to zrobił. Musiałeś zrobić coś wspaniałego, by tak się męczył z tym wszystkim... Byłem dziś naprawdę bardzo szczęśliwy. A wiesz czemu? Bo ciągle słyszałem ludzi, którzy mówili jak dbałeś o tego pana. Opowiadali mi, ile o mnie mówiłeś i jak troszczyłeś się o niego. Dlatego on to wszystko zrobił. Bo zasłużyłeś na nagrodę – chłopiec delikatnie przytulił brata, lecz natychmiast go puścił, zażenowany. Wiedział, że jego brat lubi jak się tak zachowuje, jednak wciąż było to dla niego nieco wstydliwe. Jednak starszy z braci wziął młodszego na ręce.
- To szukamy dla niego sierściucha, niech sobie go głaszcze jak ja już do Ciebie wrócę, młody. I będę Ci znowu opowiadał bajki.
- O nie... Miałem po nich koszmary...
- Nie narzekaj, jemu się podobają...
- Czyli musi Cię bardzo lubić. Myślę, że powinniście nadal się przyjaźnić, nawet, gdy już wrócisz. Jak tylko wszystko się ustabilizuje to zaprosimy go na herbatę.
- Masz rację. Śmieszny nawet jest. Jak marszczy nos, gdy się zamyśli, albo tak słodko przesuwa dłonią po nosie, gdy śpi...
- Idźmy lepiej po tego kota, bo nie wiem czy chcę słyszeć co jeszcze o nim wiesz – pierwszy raz od dawna chłopiec się zaśmiał, szczerze i dźwięcznie. Starszy z braci również się śmiał i tak rozpoczęli poszukiwanie kota.
                Wkrótce zauważyli małe kocię, chyba pozbawione matki, jednak miauczało bezbronne wysoko na drzewie. Najwyraźniej uciekło przed psem, lecz nie umiało samo zejść. Albinos nie zastanawiał się długo, zaczął się wspinać, ku przerażeniu swego brata. Byli w lesie otaczającym posiadłość, niezauważeni przez ludzi, lecz wciąż blisko nich. Starszy chłopak nie mógł jednak dosięgnąć zwierzęcia i zaczął je nawoływać.
- Kici-kici... – jednak nie brzmiało to zbyt optymistycznie, zwłaszcza dla przerażonego kocięcia. – Kici-kici, no... Chodź tu, mendo – zdenerwowany użył nieco nieodpowiedniego słownictwa, lecz wtedy kot spojrzał z zainteresowaniem na jego rozgniewaną twarz i wszedł na jego głowę, potem przeszedł po nim i zszedł z drzewa. Zaś sam albinos spadł chwilę później, gdy kot był w rękach jego brata. Zarówno chłopiec jak i kocię wydawali się być rozbawieni.
                Wkrótce wszyscy trafili na swe miejsca. Ojciec i młodszy syn wrócili do domu, zaś starszy po cichu przemycił miauczące indywiduum do sypialni arystokraty.
- Zobacz, co Ci przyniosłem – jego obdrapana kocimi pazurami twarz była szeroko uśmiechnięta.
- Czy to... kot? I trzeba Cię opatrzyć! – arystokrata delikatnie wziął kocię na ręce i dotknął dłonią głębszego zadrapania na twarzy towarzysza.
- A tam, nie takie rzeczy się już robiło. Podoba się kot? Mówiłeś, że chciałeś...
- Jak ojciec się dowie... Już z dzisiejszym dniem miałem problemy...
- Znalazłem go w lesie za ogrodzeniem. Zawsze można powiedzieć, że sam przyszedł, a Ty uratowałeś mu życie, pozwalając zostać w Twoim pokoju.
- Na razie trzeba ratować resztki Twojej twarzy, chodź tu – młodzieniec odłożył kota na łóżko, a albinosa pociągnął do miednicy z wodą, stojącej na toaletce. Chusteczką obmył jego twarz, a ten wydawał się być z tego zadowolony.
- Zmieniłeś się przez ten czas. Na początku byłeś strasznie oschły i sztywny. A teraz byś spokojnie mógł dzieci wychowywać – zaśmiał się albinos.
- Ty na początku wydawałeś się być dziką bestią, a teraz proszę i kota uratuje, i opatrzyć się da. Widziałem z okna Twoją wspinaczkę. Popracuj nad lądowaniem – na twarz arystokraty zakradł się delikatny uśmiech. Obaj bardzo się zmienili i przywiązali do siebie. Czyżby Czerwony Kapturek dorósł i oswoił Wilka?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz