Gdy założysz smycz
wilkowi
Część VII
Gdy już
wybierzesz nagrodę, którą dasz wilkowi, chroniącego Ciebie, on nie zrozumie,
czemu to dostał. Dla niego będzie to całkowicie naturalne, że Ci pomógł, to
ludzie są interesowni i szukają wszędzie zysku. Wilk zaś spojrzy na Ciebie
zdziwiony i poliże Cię po ręku, dziękując za prezent, nie rozumiejąc, że już
wcześniej na niego zasłużył. Będzie dla Ciebie miły, uważając Cię za
szczodrego, nie wiedząc, że to on jest tu tym najwspanialszym.
Zdarzają
się również tacy ludzie. Pomagają w drobnostkach, nie zważając na to, że inni
są obojętni. Dla nich jest to naturalne, niczym oddychanie. Jednak dla innych
wydaje się to być wielkim wyczynem i poświęceniem, dlatego nagradzają ich
szczodrze, nie wiedząc, że tak naprawdę oni nie widzą powodu, by zostać
nagrodzonymi.
Ci
dwaj, również są tacy. Starszy brat, nauczony życiem, że bez pomocy innych nie
można zajść zbyt daleko. Kochający brata całym sercem, starający się wszystko
poświęcić jemu. Starał się osiągnąć wiele sam, lecz skończył oddzielony od
tego, którego cenił najbardziej. I arystokrata, uwięziony w zasadach, pośród
spisków i pułapek wielkich rodzin. Nie nauczył się prawdziwej miłości, jedynie zasad,
nakazujących jej okazywanie, dobre relacje z odpowiednimi ludźmi. Lecz wszędzie
w okół widział zimno i fałszywe uśmiechy.
Nadszedł
dzień, w którym albinos zwykle był wyjątkowo szczęśliwy, jednak teraz nie miał
ku temu powodu. Były to urodziny jego brata, jednak on nie miał prezentu, który
mógłby mu dać. Nawet nie prosił o wolny dzień, by móc świętować z bratem. Nie
chciał marnować czasu, jeśli byłby jedynie pasożytem. Tak więc ze smutkiem na
twarzy patrzył na swego panicza, który stał przed nim w odświętnych ubraniach.
- Ty też się przebierz w coś elegantszego – powiedział nagle
młodzieniec. – W Twoim pokoju powinno już leżeć przygotowane ubranie.
- Ale czemu? Przecież ja tu jestem nikim...
- Dziś jesteś ważniejszy niż zwykle. A teraz szybko biegnij do
swojego pokoju, bo niedługo przyjdą – arystokrata wygonił go ruchem dłoni,
jednak uśmiechał się delikatnie.
Albinos
niczego nie rozumiał, jednak założył na siebie rzeczy znalezione w pokoju,
nawet się ładnie uczesał. Mimo wszystko nadal był nieco smutny. Gdy powrócił do
swego panicza dostał od niego wielkie pudełko, jakby zapakowany prezent.
- Daj to najmłodszemu z gości. Na pewno chciałby, byś Ty mu
to dał. Och, słyszałem pukanie do drzwi. Choćmy już na dół – młodzieniec pociągnął
za ramię osłupiałego towarzysza. Jednak ten zrozumiał wszystko, gdy zobaczył
kto jest gościem. Ujrzał swego ojca i brata, jak powoli wchodzili do sali przygotowanej
uroczyście. Więc... Więc on zrobił w swym domu przyjęcie dla jego brata...? Czemu?
Tego albinos nie rozumiał, jednak był mu bardzo wdzięczny.
Gdy
minęła oficjalna część dnia w postaci składania życzeń czy zdmuchiwania
świeczek starszy z braci podszedł do młodszego z prezentem. Sam nie wiedział,
co w nim jest, zwłaszcza, że wiele innych już na niego czekało w tym miejscu.
Jednak ten był o wiele większy. Chłopiec otworzył pudełko, a oczy zabłyszczały
mu radośnie. Zwykle był chłodny i opanowany, nie okazywał swych uczuć, jednak
tym razem mocno przytulił brata i powiedział:
- Jesteś wspaniały. Zawsze o takim marzyłem – po czym z
pudełka wyjął wspaniały model samolotu. Taki sam, jaki kiedyś pokazywał mu na
wystawie sklepowej i który on sam pokazał arystokracie, opowiadając o marzeniu
chłopca. Więc on też kupił dla niego prezent, a kazał albinosowi go wręczyć, by
wyglądał na prezent od niego. Pomyślał o wszystkim... Bracia byli wyjątkowo
szczęśliwi spędzając razem czas i ciesząc się z darowanego przedmiotu. Starszy
z nich zaś zastanawiał się jak można odwdzięczyć się temu wiecznie samotnemu
paniczowi.
Gdy
nastąpiło małe zamieszanie albinos wraz z bratem wyszli z domu. Miał pewien
plan, który chciał mu przedstawić.
- Młody... Wiesz, gdzie tu są jakieś bezpańskie koty?
- Po co Ci kot...? Chyba nie chcesz zrobić mu krzywdy? Ten
samolot i tak go nie udźwignie, jeśli to chcesz sprawdzić... – chłopiec wydawał
się być nieco przerażony.
- Oj, nie o to mi chodzi. Paniczyk kiedyś coś mówił, że
chciałby sierściucha... Złapiemy mu jakiegoś?
- Bracie, jeśli chcesz to potrafisz być kimś naprawdę
wspaniałym. I ten prezent... I jeszcze kot... Nie wiedziałem, że tak się o
wszystkich troszczysz.
- To on kupił ten samolot. Nic o tym nie wiedziałem. Kazał
mi, bym Ci go dał, gdybym nie widział jak go wyjmujesz, nigdy bym się nie
dowiedział, co to było – albinos nie lubił kłamstw, więc od razu wszystko
powiedział bratu, nawet jeśli miałby przez to nieco stracić w jego oczach.
Efekt zaś był wręcz odwrotny.
- Musiałeś zasłużyć, by to zrobił. Musiałeś zrobić coś
wspaniałego, by tak się męczył z tym wszystkim... Byłem dziś naprawdę bardzo
szczęśliwy. A wiesz czemu? Bo ciągle słyszałem ludzi, którzy mówili jak dbałeś
o tego pana. Opowiadali mi, ile o mnie mówiłeś i jak troszczyłeś się o niego. Dlatego
on to wszystko zrobił. Bo zasłużyłeś na nagrodę – chłopiec delikatnie przytulił
brata, lecz natychmiast go puścił, zażenowany. Wiedział, że jego brat lubi jak
się tak zachowuje, jednak wciąż było to dla niego nieco wstydliwe. Jednak
starszy z braci wziął młodszego na ręce.
- To szukamy dla niego sierściucha, niech sobie go głaszcze
jak ja już do Ciebie wrócę, młody. I będę Ci znowu opowiadał bajki.
- O nie... Miałem po nich koszmary...
- Nie narzekaj, jemu się podobają...
- Czyli musi Cię bardzo lubić. Myślę, że powinniście nadal
się przyjaźnić, nawet, gdy już wrócisz. Jak tylko wszystko się ustabilizuje to
zaprosimy go na herbatę.
- Masz rację. Śmieszny nawet jest. Jak marszczy nos, gdy się
zamyśli, albo tak słodko przesuwa dłonią po nosie, gdy śpi...
- Idźmy lepiej po tego kota, bo nie wiem czy chcę słyszeć co
jeszcze o nim wiesz – pierwszy raz od dawna chłopiec się zaśmiał, szczerze i
dźwięcznie. Starszy z braci również się śmiał i tak rozpoczęli poszukiwanie
kota.
Wkrótce
zauważyli małe kocię, chyba pozbawione matki, jednak miauczało bezbronne wysoko
na drzewie. Najwyraźniej uciekło przed psem, lecz nie umiało samo zejść.
Albinos nie zastanawiał się długo, zaczął się wspinać, ku przerażeniu swego
brata. Byli w lesie otaczającym posiadłość, niezauważeni przez ludzi, lecz
wciąż blisko nich. Starszy chłopak nie mógł jednak dosięgnąć zwierzęcia i
zaczął je nawoływać.
- Kici-kici... – jednak nie brzmiało to zbyt optymistycznie,
zwłaszcza dla przerażonego kocięcia. – Kici-kici, no... Chodź tu, mendo –
zdenerwowany użył nieco nieodpowiedniego słownictwa, lecz wtedy kot spojrzał z
zainteresowaniem na jego rozgniewaną twarz i wszedł na jego głowę, potem
przeszedł po nim i zszedł z drzewa. Zaś sam albinos spadł chwilę później, gdy
kot był w rękach jego brata. Zarówno chłopiec jak i kocię wydawali się być
rozbawieni.
Wkrótce
wszyscy trafili na swe miejsca. Ojciec i młodszy syn wrócili do domu, zaś
starszy po cichu przemycił miauczące indywiduum do sypialni arystokraty.
- Zobacz, co Ci przyniosłem – jego obdrapana kocimi pazurami
twarz była szeroko uśmiechnięta.
- Czy to... kot? I trzeba Cię opatrzyć! – arystokrata delikatnie
wziął kocię na ręce i dotknął dłonią głębszego zadrapania na twarzy towarzysza.
- A tam, nie takie rzeczy się już robiło. Podoba się kot?
Mówiłeś, że chciałeś...
- Jak ojciec się dowie... Już z dzisiejszym dniem miałem
problemy...
- Znalazłem go w lesie za ogrodzeniem. Zawsze można
powiedzieć, że sam przyszedł, a Ty uratowałeś mu życie, pozwalając zostać w
Twoim pokoju.
- Na razie trzeba ratować resztki Twojej twarzy, chodź tu –
młodzieniec odłożył kota na łóżko, a albinosa pociągnął do miednicy z wodą,
stojącej na toaletce. Chusteczką obmył jego twarz, a ten wydawał się być z tego
zadowolony.
- Zmieniłeś się przez ten czas. Na początku byłeś strasznie
oschły i sztywny. A teraz byś spokojnie mógł dzieci wychowywać – zaśmiał się
albinos.
- Ty na początku wydawałeś się być dziką bestią, a teraz
proszę i kota uratuje, i opatrzyć się da. Widziałem z okna Twoją wspinaczkę.
Popracuj nad lądowaniem – na twarz arystokraty zakradł się delikatny uśmiech.
Obaj bardzo się zmienili i przywiązali do siebie. Czyżby Czerwony Kapturek
dorósł i oswoił Wilka?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz