Gdy założysz smycz
wilkowi
Część V
Czemu
człowiek sprawił, że wilk stał się psem? Wilki były przerażające zarówno dla
ludzi jak i zwierząt, ale ludzie mieli coś, czego żadna bestia posiąść nie
mogła. Inteligencję. Dlatego ludzie potrafili okiełznać wilki i sprawić, by
chroniły ich domostwa. Zwierzęta drżały przed ich potęgą i uciekały w popłochu,
a ludzie czuli się panami świata. Jednak czy naprawdę nimi byli? Głodny wilk,
choć już szczekał i łasił się do nóg zawsze mógł zaatakować, zabić i pożreć
swego pana. A on nigdy nie doceniał jego siły, choć widział jaka jest ona
ogromna. Czuł się lepszy, jednak naprawdę był zależny od zwierzęcia. A i
zwierzę zależne było od niego. Zależą od siebie nawzajem, jednak i bez siebie
potrafią sobie poradzić. Jednak razem jest łatwiej, czyż nie? Dlatego wilk łasi
się do nóg człowieka, a on daje mu jedzenie.
Ludzie
też są tacy. Ryzykują dla pieniędzy, sławy, własnej satysfakcji. A inni czerpią
z nich korzyści zarabiając dużo więcej na ich szaleństwie. Czasem jedna osoba
ma jedynie sławę i pieniądze do zaoferowania, a druga podąża za nią niczym pies
za swym panem, odganiając od niej niebezpieczeństwa. Jednak nie poradzą sobie
bez siebie. Bogacz bez ochrony jest łatwym celem, a człowiek, który ma siłę,
lecz potrzebuje pieniędzy będzie go chronił, by mieć za co żyć. Jeden chroni
życie drugiego, by móc kontynuować własne na zadowalającym poziomie.
Oni
również byli tacy sami. Przywiązani do siebie długą samotnością spędzoną razem.
Teraz razem ruszyli w nieznane. Arystokrata delikatnie uśmiechał się patrząc na
uśpioną twarz sługi. Widział w nim wolność, możliwość odrzucenia konwenansów i
życia wedle własnej woli. Teraz leniwie głaskał jego białe włosy, patrząc na rozczulający
grymas na jego twarzy. Czuł się nieco, jakby miał przy sobie dziecko. Takie
małe niewinne dzieciątko, które może spokojnie rozpieszczać. Czasem zastanawiał
się, czy nie byłoby to nawet miłe... Słyszeć kroki małych stópek, cichy głos,
nawołujący go w burzliwą noc... Ale na razie miał tylko tego nieokrzesanego
albinosa, który był zaskakująco słodki, gdy spał. Jechali dość długo, w końcu
nawet albinos się obudził i z ukrywanym zakłopotaniem zaczął znów tłumaczyć
swoje niedogodności dotyczące długich podróży. Zobaczył też, że oczy
arystokraty również nieco się przymykały.
- Może się nieco prześpisz? Nie martw się, nie zrobię nic
złego... – starszy z nich patrzył niepewnie na swego towarzysza.
- Jak zasnę to mi się zrobi taka fryzura jak Tobie, o .–
zmierzwił mu włosy. – A ja muszę się jakoś prezentować na miejscu... Ty nie
musisz, Ty zawsze wyglądasz... zjawiskowo...
- To Cię potem uczeszę jak chcesz, co? I nie śmiej się ze
mnie – pociągnął go lekko za nos. Naprawdę ich relacje bardzo przypominały te
między rodzeństwem...
- Jak tak ładnie prosisz... – uśmiechnął się niewinnie i
ułożył na jego kolanach. Zasnął po chwili, nie wiedząc, że albinos z
zapamiętaniem głaszcze delikatnymi ruchami jego głowę.
Jakiś
czas później powóz zatrzymał się gwałtownie i słychać było wiele głosów,
otaczających go ze wszystkich stron. Albinos już wiedział co się dzieje,
starając się nie obudzić arystokraty, wyjrzał przez okno powozu i ujrzał ludzi,
którzy na pewno nie mieli dobrych zamiarów. Słyszał krzyki i śmiechy ludzi,
którzy nakazywali wyjście z powozu i oddanie im wszystkiego co cenne, łącznie z
życiem i godnością ewentualnych kobiet. Albinos zasłaniał uszy śpiącemu
arystokracie, by ten nie wiedział o tym, co się dzieje, jednak nie mógł
siedzieć bezczynnie wiedząc, że oni niedługo tu podejdą. Delikatnie więc
odłożył go na siedzenie powozu i wyszedł na zewnątrz. Ludzie wciąż nie
przestawali krzyczeć i grozić, a także drwić. Udawał, że to nic dla niego nie
znaczy, jednak cierpiała jego duma, a on sam martwił się o osobę, która teraz
tak smacznie spała. Nie mógł pozwolić, by coś mu się stało.
- Nie wyglądasz na bogacza, który mógłby jechać takim
powozem – powiedział jeden z rzezimieszków. – Jest tam ktoś jeszcze?
- Nie, chodzi wam o mnie. Podróż była zbyt ciężka, bym
wyglądał tak, jakbyście tego oczekiwali – musiał kłamać, bo gdyby znali prawdę,
na pewno zaatakowaliby arystokratę.
- No więc, śnieżynko, oddajesz nam wszystko co tam wieziesz,
żonę i córkę jak masz też chętnie weźmiemy – cała grupa zaśmiała się
obrzydliwie. Ten dźwięk obudził arystokratę ukrytego w powozie. Zrozumiał
szybko, co się dzieje, więc jedynie obserwował sytuację przez okno, wiedząc, że
więcej zagmatwa niż pomoże.
- Niestety nie mogę się na to zgodzić. W powozie jest coś,
co jest dla mnie cenniejsze niż życie, a tym bardziej cenniejsze niż wasze
życie – arystokrata słyszał pewność w głosie albinosa i rozumiał, co ten ma na
myśli. Czuł się nieco winny, że naraża się, by go ratować.
- My Cię nie pytamy o zgodę, tylko Ci rozkazujemy. No już,
wyskakuj ze złota czy co tam ze sobą wieziesz.
- To, co jest w wozie jest tysiąc razy cenniejsze od złota –
po tych słowach albinosa jeden z rzezimieszków próbował go zaatakować, jednak
jego szanse były dość marne. Szybko przegrał, próbując jakkolwiek unieszkodliwić
swego przeciwnika. Inni zaś nie kwapili się, by mu pomóc, wydawali się być zbyt
przerażeni.
- To jakaś bestia! Nie dość, że oczy jakby krwi tam nalał to
jeszcze takie cyrki odprawia! – któryś z rzezimieszków zaczął uciekać, a za nim
cała reszta. Albinos jedynie uśmiechnął się do siebie, znając ten scenariusz aż
za dobrze i powrócił do powozu. Ujrzał szeroko otwarte oczy, wpatrzone w niego.
- Boisz się...? – zapytał, wyciągając dłoń do arystokraty,
jakby ten był wystraszonym kotkiem. – Nie bój się już... – delikatnie pogłaskał
młodzieńca po głowie.
- Nie boję... Martwiłem się o Ciebie... – młodzieniec spuścił
wzrok.
- Nie masz się o co martwić. Te moje oczy tak odstraszają
ludzi, że mógłbym tylko spojrzeć, a już by uciekali – zaśmiał się nerwowo.
- Ale przecież on Cię zaatakował... Nie chcę Cię stracić w
taki sposób...
- Co powiedziałeś...? – albinos zarumienił się intensywnie i
spojrzał w oczy arystokraty.
- Nic, jedźmy już, nie możemy się spóźnić. - wyruszyli więc w
ciszy, zerkając na siebie niezręcznie. Pewność działania i nieprzemyślane
słowa. To wszystko zmieniło światło w jakim widzieli siebie nawzajem.
Słodkie. Bardzo słodkie...Nie wiem co powiedzieć, bardzo mi się to podoba ^-^ Zwłaszcza końcówka. No i to jak Prusak mówił, że w powozie jest coś dla niego najcenniejszego...Rozpływam się!
OdpowiedzUsuńI mój pomysł, by Prusy najpierw Austrię wkurzał i oni się dopiero po długim czasie polubili poszedł się kocić... Ale Prusy mi zawsze taki wychodzi rozczulający... No, jak się podoba to dobrze^^
UsuńKyaaaaaaaaaaaaaaaaaa! Kawaiiiiiiiiii~! Ta końcówka była najsłodsza na świecie! (jak będziesz tak pisać, to będę fangirlem, a nie konstruktywnym komentatorem)
OdpowiedzUsuńTy jesteś słodsza.
Usuń