Nowy etap – Część IX
I tak,
gdy ich relacje na powrót zaczęły się ocieplać, powoli wrócili do dawnych
przyzwyczajeń. Herbata stała dumnie na przedzie szafki, tuż obok biszkoptów, a
sięgając po dziwną, ukrytą małą szczoteczkę, pachnącą nieco brwiami Arthura,
trzeba było uważać, żeby nie strącić perfum. I tak znów ich życia się
zjednoczyły. Razem jedli i rozmawiali. Uczyli siebie nawzajem, powtarzając w
ten sposób wiadomości. Zaczęli się żegnać i witać w pokoju, tak jak małżeństwo
wychodzące i wracające z pracy. Obaj też oczywiście znaleźli dorywczą pracę.
Arthur pisał tłumaczenia, a Francis pomagał w prowadzeniu zajęć plastycznych
dla dzieci w pobliskiej świetlicy. Ich relacje naprawdę bardzo przypominały
małżeństwo z długim stażem, jednak bez zbytniej romantycznej otoczki. Nie było
wyznań miłości, nie było pocałunków. Jedynie uzupełnianie się w każdym calu. Po
jakimś czasie znów zaczęli razem wychodzić na miasto i pić spokojnie w tym
ukrytym barze. Roześmiali się nieco, gdy ujrzeli jego nazwę „L’haine ou l’amour?”.
Tak bardzo przypominało to ich relacje. Raz się kłócili, a raz zachowywali, jakby
żyć bez siebie nie mogli. Wieczory zawsze spędzali razem, różniło się jedynie
miejsce. Francis wykasował z telefonu numery wszystkich kobiet, z którymi
dawniej się spotykał, jedynie po to, by wśród ciemności nocy zaspokoić swe
pożądanie. Jednak potrzebował teraz nowej muzy do swych obrazów.
- Arthur... Chodź mi pomóż... – powiedział patrząc niczym
dziecko na białe płótno. – Nie umiem nic wymyślić! Straciłem wenę! – zaczął panikować.
- Nie straciłeś weny, tylko debil jesteś. W czym problem?
- Nie wiem jak ma wyglądać osoba na obrazie...
- Siebie namaluj, co za problem.
- Uważasz, że jesteś piękny jak obraz?
- Uważam, że przydałby Ci się taki retusz jak portrety
królów.
- Tobie chyba bardziej... Rozbieraj się, akt maluję.
- Co?! W głowę się uderzyłeś?!
- Nie. Jak taki jesteś ładny, że się ze mnie śmiejesz to
będziesz najlepszym modelem. Już na łóżko i wczuj się w rolę.
- A to nie powinna być kobieta?
- Jesteś słodszy niż większość mi znanych. Poza tym wszyscy
malują kobiety.
- Ale... Ale...
- Spokojnie, zmienię nieco twarz... Albo w ogóle będziesz
leżał na brzuchu i patrzył w bok to nie będzie ani wstydliwych rzeczy, ani
twarzy.
- Ale Ty je zobaczysz! I mój... mój...
- Tyłek? Ładny, widziałem. Już mi się przygotuj, bo mi farby
wyschną!
- Jesteś okropny.
- A Ty śliczny i masz być posłuszny, jazda.
- Nie. Nie będziesz mnie traktował jak jakieś lalki, którą
możesz ustawić sobie jak chcesz i ją malować! Ja jestem człowiekiem, jeśli nie
zauważyłeś! – zielone oczy płonęły złością.
- Ej... Cichutko... Chodź tu... – wyższy mężczyzna podszedł
do niego i pogłaskał go po głowie. – Żartowałem... Spokojnie, nie chcesz, to
nie musisz... Poszukam sobie czegoś w internecie i tak ze zdjęcia przerysuję...
Spokojnie...
- Tobie naprawdę na tym zależy, prawda...? I teraz jesteś
zdenerwowany...
- Nie, wszystko dobrze. Zależy mi, ale bardziej na Twoim
uśmiechu... – błękitnooki pocałował go w czoło.
- Ale... Ale obiecujesz, że nikt mnie na tym obrazie nie
rozpozna...? – mężczyzna był gotów na takie poświęcenie, by mu pomóc w jego
pasji, by mógł ukończyć tą szkołę mając na swym koncie najpiękniejsze ze
znanych tu obrazów. Nawet, jeśli miałby mu pokazać więcej, niż komukolwiek
innemu.
- Obiecuję... Ale nie musisz tego robić, naprawdę... – mocno
przytulił niższego do siebie i głaskał go po potarganych włosach.
- Kiedyś Ci to obiecałem... I wiem, że bardzo byś tego
chciał...
- Nie boisz się, że Ci coś zrobię po wszystkim?
- Nie. Wiem, że jesteś profesjonalistą – zielonooki spojrzał
na niego pełnym pewności siebie wzrokiem i rozpiął kilka guzików swej koszuli.
Wkrótce
wszystko było gotowe. Zielonooki był cały zarumieniony, zwłaszcza, gdy jego
przyjaciel musiał go nieco inaczej ułożyć, adekwatnie do swej wizji
artystycznej. Była już wiosna, więc lekko otwarte okno nie było dla niego
problemem. Ale było nim nieco powietrze, które delikatnie łaskotało jasną
skórę. Jednak nie poruszył się ani razu. Pozwalał uchwycić każdy swój szczegół.
Widział też zaciętość na twarzy błękitnookiego. Wiedział, że on teraz naprawdę
traktuje go jak modela do swego obrazu, nie odczuwa pożądania, zajmuje się swą
pracą. Podziwiał to w nim, zwłaszcza, gdy sam rumienił się jak dziewica w noc
poślubną. Jednak wkrótce się opanował i już sam stał się obojętny na tę
sytuację. Widząc go był w stanie mu zaufać i to właśnie było najpiękniejsze. Profesjonalizm
był tym co dawało im bezpieczeństwo i tworzyło barierę, dzięki której mogli
pozwolić sobie na wiele, jednocześnie nie popadając w sidła namiętności. Nie...
Nie ulegli sobie. Jeszcze nie teraz.
Obraz był skończony, a oni po prostu przeszli do swych codziennych zajęć, jakby
to wszystko było normalne. Jednak jakoś szerzej się uśmiechali na swój widok.
To było naprawdę zabawne. Iggy ma szczotkę do brwii ^o^. Rozwaliłaś mnie tym kompletnie!
OdpowiedzUsuńW moim śnie miał, tu też może^^
UsuńNie strasz mnie więcej ;____;
UsuńCzym, kotku?
Usuń