Translate

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział drugi: Podróż ku nieznanemu.


            Blondwłosy mężczyzna niósł chłopca na rękach. Wszyscy podeszli do wielkiego, drogiego samochodu. Niebieskooki już chciał wsiąść do tyłu razem z dzieckiem, gdy albinos położył mu rękę na ramieniu.
- Mały jedzie w bagażniku – powiedział i próbował zabrać dziecko z jego rąk.
- Co? Sam przecież się nad nim litowałeś, bo to dziecko, a teraz chcesz robić coś takiego?
- Po pierwsze: nie wpuszczę obszczańca do samochodu, po drugie: chcę go chronić.
- Przed czym? Przed dzieciożerną skórzaną tapicerką czy czym?
- Przed Tobą. Wiele razy widziałem co urządzasz z zakładnikami na tylnym siedzeniu. Dopóki byli to dorośli to szczerze mi to wisiało, ale teraz, gdy przystawiasz się do dziecka, nie mogę na to patrzeć. Co Ty sobie, kurwa, wyobrażasz?
- Mam Ci coś przypomnieć? Może Twoją ostatnią zdobycz? Ile ona miała lat? 16?
- Twierdziła, że 18, a ja nie lubię doszukiwać się prawdy. Poza tym, na zagilbistego mnie każda leci z własnej woli i nie muszę... – jego wywód przerwał chichot dziecka.
- „Zagilbisty” – chłopiec śmiał się słodko.
- N-no... No tak – albinos się zarumienił. Pierwszy raz ktoś zwrócił uwagę na to słowo. – Zajebisty Gilbert, znaczy się ja, czyli zagilbisty!
- A ja będę za... za...
- „Zakylisty” – podpowiedział mu czerwonooki.
- Głupio to brzmi...
- No wiem, bo tylko ja jestem zajebisty. A teraz pytanie: wolisz jechać w bagażniku czy na kolanach braciszka Francisa? – ostatnie dwa słowa powiedział z niejakim obrzydzeniem.
- W bagażniku moża się położyć, zasnąć... Tam jest wygodniej... – po czym wyszeptał: - i bezpieczniej...
- No więc ustalone – zabrał blondynowi dziecko i otworzył bagażnik. Mały szybko, jakby od tego zależało jego życie, a na pewno niewinność, schował się do bagażnika kuląc się w pozycji embrionalnej.
- Ale, ale, jeszcze jedno – powiedział Francis i ukucnął przy dziecku. – Jeszcze daj buzi swojemu kochanemu braciszkowi – maluszek niepewnie pocałował go w policzek. – No cóż... To też może być, nie będę narzekał – zamknął uważnie bagażnik i wsiadł na tylne siedzenie. Prowadził brązowowłosy, a albinos siedział obok niego.
Po niedługim czasie dojechali do jakiegoś budynku. Wyglądał niczym mały pałac skąpany w bieli i złocie. Wysiedli z samochodu. Jasnowłosy podszedł do bagażnika i go otworzył.
- Już...? – mały był wyraźnie smutny.
- Tak, już. Chodź – podał mu rękę. Mały lekko drżącą dłonią ujął tę należącą do niego i wyszedł. Mężczyzna od razu go pocałował. – Nim nadejdzie nowy dzień pokażę Ci potęgę miłości... – całował go po szyi. Nagle ktoś uderzył go w głowę,
- Hamuj się. Już nie mówię, że masz w ogóle mu dać spokój, w końcu jego rodzina wisiała nam niezłą kasę, a jak mały może ją odpracować to jestem za, ale chociaż nie rób tego przy mnie – powiedział albinos biorąc dziecko za rękę. Po chwili cała czwórka weszła do jakiś podziemi, które znajdowały się pod pięknym domem.

1 komentarz:

  1. Taki zbok. ;-; Ale po Francisie można się było tego spodziewać. x'd Spoczko. Tylko co to takie krótkie? ;P
    ~Neo

    OdpowiedzUsuń