Translate

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział pierwszy: Zapach śmierci i nowe życie.

           Trzech mężczyzn, blondyn, brązowowłosy i albinos weszli do pomieszczenia pełnego ludzi, pełnego woni alkoholu. Było to małe mieszkanie zamieniano w pijacką melinę. Niebieskooki blondyn podszedł do postawnego mężczyzny i rozmawiał z nim chwilę.
- Gdzie pieniądze? - zapytał tonem, przed którym drżeli jego wrogowie.
- Nie mam...
- Przepiłeś? Miałeś je mieć! Wiesz dobrze, że z Bad Trio się nie zadziera.
- Proszę... Dajcie mi szansę... Po wypłacie oddam wam część...
- Nie po wypłacie, a teraz i nie część, a całość!
- Ja... Proszę...
- Cóż, nie pozostawiasz nam wyboru - jasnowłosy skinął dłonią na przyjaciół, którzy szybko zastrzelili wszystkich w pomieszczeniu. - I po sprawie - powiedział z uśmiechem, gdy nagle usłyszał płacz dziecka. - Co do...? - zaczął chodzić po pomieszczeniu. Podszedł do szafy. Albinos za nim wycelował broń w jej drzwi. Blondyn ją otworzył. Ujrzał młodego chłopca. - Nie strzelaj, Gilbert - zwrócił się do towarzysza. - Jak się nazywasz, maleńki?
- Kyle... - wyszeptał maluszek przez łzy. Cały drżał.
- To Twój dom? Nie wiedziałem, że mieszka tu dziecko... Wybacz, że musiałeś na to patrzeć. Wśród tych ludzi byli Twoi rodzice?
- Tak...
- Zostałeś sam...? Masz kogoś z rodziny jeszcze?
- Nie.
- Chcesz żyć?
- Tak, bardzo... Ale już nie mam gdzie... I nie mam z kim.
- Spokojnie, braciszek Francis się Tobą zaopiekuje... - pogładził chłopca po policzku. - Tylko musisz być grzeczny - delikatnie złapał go za włosy i przyciągnął do siebie. Pocałował go namiętnie.
- Francis! To przecież dziecko! Wiedziałem, że jesteś zboczony, ale że aż tak? - albinos skrzywił się z obrzydzeniem.
- Nada się...
- Ale, kurwa, do czego?
- To naszego małego interesu...
- Chyba nie dasz go do burdelu...?
- Do domu uciesz, nie do jakiegoś plugawego burdelu! Tam będzie mu dobrze. Nigdy nie będzie samotny.
- Ty żeś już, kurwa, do reszty zdziadział?!
- Nie... Chyba, że... - złapał chłopca na ręce i odwrócił się przodem do albinosa podstawiając mu dziecko wręcz pod nos. - Strzelaj.
- Co..? Zobacz! To tylko dziecko! Kurwa, jeszcze się posikał... Nie zabiję dzieciaka.
- Więc ja się nim zajmę. No, maluszku... Powiedz: "Kocham Cię, braciszku Francisie" - maluszek drżał lekko, ale szybko powiedział:
- Kocham Cię, braciszku Francisie.
- "Zrobię dla Ciebie wszystko i chcę dla Ciebie pracować" - mały powtórzył jego słowa. - Widzisz? Zgadza się - przytulił dziecko do siebie, Wyszli całą czwórką.

2 komentarze: