Translate

niedziela, 29 lipca 2012

Rozdział dziesiąty: Ból istnienia i oczyszczenie.


Nadszedł wieczór. Chłopiec jak zrobił to poprzedniego dnia tak i teraz się wykąpał, jednak potem, jakby noc miała być spokojna, przebrał się w piżamę i położył się do łóżka. Czuł się bezpiecznie gdy nikt nie przychodził. Wkrótce zasnął. Poczuł, że ktoś zdejmuje z niego kołdrę i powoli rozbiera.
- C-co się dzieje...? – powiedział niezbyt przytomnie patrząc na nieznajomego. – Kim pan jest? Co pan robi?
- Nie pamiętasz mnie? Widzę, że zapomniałeś, że mam przyjść... – powiedział smutno mężczyzna.
- Pan jest panem Ivanem, prawda? Pan rozmawiał z braciszkiem Francisem, prawda?
- Tak... Gniewasz się, że tak zacząłem, gdy spałeś? Wyglądałeś tak słodko, że nie chciałem Cię budzić... Ale nie przyszedłem tu, by na Ciebie patrzeć, więc...
- Rozumiem. Pewnie dużo pan zapłacił i nie chce pan marnować pieniędzy... – chłopiec był wyraźnie smutny. Czuł się trochę jak zabawka, jak atrakcja w wesołym miasteczku. Ludzie w końcu płacili, by tak naprawdę z niego w pewien sposób skorzystać.
- Nie cieszysz się, że nie będziesz tej nocy sam? Mi jest bardzo smutno w samotności. Dlatego przychodzę tu codziennie. Jest tu tylu miłych ludzi i taki szczęśliwy hałas – mężczyzna uśmiechał się, a jego oczy błyszczały. – Bardzo lubię tu być. Obiecuję, że Cię nie skrzywdzę. Wtedy nie pozwalają już tu wrócić, gdy się zrobi komuś krzywdę, a mi zależy na powrocie tutaj.
- Pan jest samotny?
- Tak, bardzo. Kiedyś mieszkałem z rodziną w wielkim domu. Ale teraz moje siostry się wyprowadziły, przyjaciele mnie opuścili... Ale na szczęście istnieje to miejsce. Jest takie piękne – przytulił mocno chłopca. – Ty sprawisz, że będę szczęśliwy, prawda? – powiedział z uśmiechem.
- Oczywiście – chłopiec pogłaskał go po wydatnym nosie, niczym małego szczeniaczka.
- Mógłbym tak z Tobą rozmawiać całą noc, ale nie po to tu przyszedłem. Jesteś taki piękny... – pocałował go delikatnie. Chłopiec czuł się dziwnie. Kolejna osoba go całuje. W dodatku ten mężczyzna był bardzo silny. Mimo, że nie chciał go skrzywdzić sprawiał mu ból zwykłym przytuleniem. A z jego ust czuć było zapach alkoholu. Ten charakterystyczny smak wódki, gdy go całował.
- Pan jest pijany, prawda...? – powiedział maluszek odsuwając się od niego. Pamiętał dobrze, gdy pijani koledzy rodziców go obmacywali. To było dla niego okropne. Może tu działo mu się coś gorszego, ale czuł się bezpiecznie gdy osoba w pobliżu była trzeźwa. Jednak teraz tak nie było. Czuł niepewność. Nie wiedział co się z nim stanie. Czego miał się spodziewać po osobie, która sama pewnie nie wie co zaraz zrobi?
- Spokojnie... Wypiłem tylko trochę... Tak na odwagę... Wiesz, nigdy nie robiłem tego z chłopcem, zwłaszcza tak młodym...
- To po co mnie pan wybrał, skoro się pan boi? Jest tu tyle pięknych kobiet, na pewno też wielu mężczyzn, gdyby pan ich wolał... Czemu akurat ja?
- Bo tak bardzo mi kogoś przypominasz, chociaż on miał jaśniejsze włosy... Ale tak samo piękne brązowe oczy... Twoje włosy, też tak długie jak jego, chociaż czarne... Zawsze chciałem, by był przy mnie... A Ty... Ty możesz być mój, wystarczy, że zapłacę... – pocałował go nieco natarczywie.
- Proszę się uspokoić... Zaczynam się pana bać...
- Nie masz czego się bać, malutki... – mocno przycisnął go do łóżka.
- Proszę się opanować... Jeśli nie będzie pan nad sobą panował to zrobi mi pan krzywdę...
- Nic takiego się nie stanie... – jedną ręką unieruchomił mu nadgarstki nag głową, a drugą zaczął go rozbierać.
- Czemu pan to tak robi...? Jakby chciał pan zrobić coś złego... Boję się...
- Spokojnie... – zaczął go całować. Nie przejmował się tym, że chłopiec drży. Składał na jego ciele mokre pocałunki co jakiś czas zostawiając malinki. W końcu przygryzł i lekko pociągnął jego sutek.
- To boli! Proszę się opanować!
- Spokojnie... Pomyśl, że to przyjemne... – zdjął z niego resztę ubrań po czym zdjął swoje spodnie i wszedł w niego. Chłopiec krzyknął. – Przepraszam... Za mocno? Boli?
- Tak... Bardzo boli...
- Ale nie mów im, że zrobiłem Ci krzywdę, dobrze? Bo nie pozwolą mi tu wrócić...
- Jeszcze nic pan nie zrobił... To tylko boli... – w oczach miał łzy, które mężczyzna natychmiast scałował.
- Już, już, spokojnie... – mocno go przytulił i zaczął się w nim powoli poruszać. Chłopiec wtulił się w niego. To tak bardzo bolało. Nie przygotował go w ogóle i był dużo większy od jego poprzednika. Kyle nie był na to gotowy. Płakał. Jednak wiedział, że tak już musi być, że to jest cena za jego życie. Wytrzymał do końca, mimo że ból był ogromny. Starał się o nim nie myśleć, czuć tylko to co przyjemne. Jednak było to trudne. Ostatecznie trochę musiało mu się to udać...
- Przepraszam, wybrudziłem pana...
- Nic nie szkodzi – uśmiechnął się i jeszcze kilka minut kontynuował. To były najdłuższe minuty w życiu chłopca, czuł ból i zmęczenie. W końcu jednak poczuł gorąco wypełniające go od środka. Mężczyzna opuścił jego ciało. – Już dobrze... – powiedział i uśmiechnął się do niego. Przykrył go kołdrą i pocałował go w czoło, po czym wyszedł. Chłopiec jeszcze jakiś czas płakał, gdy drzwi otworzyły się ponownie.
- Już poszedł? – zapytał jasnowłosy mężczyzna.
- Tak, braciszku... – chłopiec był bardzo wycieńczony.
- Spokojnie... Przepraszam, że mu pozwoliłem tu przyjść, ale on ma ogromne wpływy... Byłoby bardzo źle, gdybyśmy go zdenerwowali.
- Rozumiem... – chłopiec wydawał się być smutny, więc mężczyzna podszedł do niego i go przytulił.
- Jesteś cały zapłakany i spocony... Chodź, wykąpię Cię... Poczekaj, napuszczę wody do wanny – położył go i poszedł do łazienki. Po jakimś czasie wrócił z uśmiechem. Wziął chłopca na ręce i zaniósł do wody. Mały był wyczerpany, więc oczy same mu się zamykały. Mężczyzna uważnie i dokładnie go umył po czym wytarł, ubrał w piżamkę. Udało mu się nawet rozczesać mu włosy, ale chłopiec ostatecznie zasnął. Jasnowłosy zaniósł go do łóżka i przykrył kołdrą po czym pocałował go w czoło. – Świetnie się spisałeś, maluszku – powiedział z uśmiechem i wyszedł z pokoju.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz