Translate

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział szósty: Historia trojga ludzi.


            Do pokoju nagle wszedł ciemnowłosy mężczyzna. Uśmiechał się przyjaźnie i przytulił chłopca.
- Jak Ty ładnie wyglądasz... Tylko włosy masz całe mokre – pogłaskał go po głowie. – Ale chodź, oprowadzę Cię po tych strasznych, mrocznych podziemiach – puścił go, by po chwili złapać go za rękę. Nie dał chłopcu czasu na odpowiedź tylko zaczął go gdzieś prowadzić. Po chwili szli długim korytarzem. Wszędzie były okratowane drzwi.
- Czemu drzwi są tak okratowane...? Przecież ludzie przychodzą tu z własnej woli...
- Niekoniecznie. Czasem też klienci robią złe rzeczy, wtedy się ich zamyka do czasu aż przyjdzie Gilbert i ich ukarze. Chociaż zwykle zrzuca to na brata.
- Miły pan ma brata?
- Miły pan...? Ach, no tak, tak. Ma brata. Ale są kompletnie do siebie nie podobni. Czy to z wyglądu czy z charakteru. Ale wiem, że się nim opiekował. Nie jestem pewien nawet czy są rodzonym rodzeństwem, chociaż Gilbert zarzeka się, że to prawda.
- Może on chce, by to była prawda... Jest taki dobry, na pewno chce mieć młodszego, kochanego braciszka, nawet jeśli nie rodzonego...
- Myślę, że Ty stałeś się dla niego nowym młodszym bratem – uśmiechnął się słodko. – Te ubrania nosił Ludwig jak był mały... A ta wstążka to chyba własność Francisa.
- Miły pan dał mi ubrania swojego brata? Muszę o nie bardzo dbać...
- Później pójdziemy kupić Ci jakieś ładne ubranka i może trochę zabawek... Na pewno dostaniesz pluszaka.
- Skąd pan to wie?
- Może tego nie widać, ale Gilbert bardzo je lubi. Ma ich całą kolekcję. I strasznie denerwuje tym brata, wiesz, mieszkają razem. Coś czuję, że niedługo wszystkie znajdą się w Twoim pokoju.
- To takie słodkie...
- No tak, bardzo. A Francisa się nie bój. Może nigdy nie widziałem, by względem kogoś zachowywał się tak jak względem Ciebie, ale on nie jest zły. Wychował kilkoro przyszywanego rodzeństwa. Może dla nich też był taki, gdy nikt nie patrzył... No tak... Matthew jest taki cichy, jakby wszystkiego się bał... Mógł przecież bać się tego co on może mu zrobić... Ale Victoria jest szczęśliwa... Jednak wie trochę za dużo w niektórych sprawach jak na swój wiek... O matko... Czemu dopiero teraz to zrozumiałem...
- Może są mimo wszystko szczęśliwi? I ja też będę szczęśliwy?
- Na pewno. Może kiedyś ich poznasz. Mieszkają na górze razem z nami. Kiedyś sprowadzę tu Lovino...
- „Lovino”?
- To osoba, na której bardzo mi zależy... Jest taki słodki... Zwłaszcza, gdy jego buzia przypomina kolorem dojrzałego pomidora...
- To pański syn?
- Ukochany... Ale Ty możesz być naszym synkiem – pogłaskał go po głowie. Mały zaśmiał się słodko. Na końcu korytarza była wielka sala ze sceną, krzesłami przy niej, jak i kanapami ze stolikami i przepierzeniami dalej. Na kanapach siedzieli ludzie, zapewne klienci. Obok nich siedzieli inni ludzie, ale ubrani bardzo wyzywająco, a jednocześnie tak pięknie, zapewne pracownicy. Niektórzy rozmawiali i pili alkohol, inni się całowali, jeszcze inni... na to chłopiec wolał nie patrzeć. Nagle jedna taka para minęła ich i weszła do zakratowanego pokoju.
- Czy oni będą...
- Się kochać? Tak. Nie bój się. Oni są tego pewni. Nikt nie będzie płakał.
- Naprawdę?
- Tak – na scenie pokazała się jakaś postać. W rytm muzyki tańczyła co jakiś czas pozbywając się ubrań. Jednak nie było to wyuzdane, to było piękne. Mały jednak odwracał wzrok. – Ty już powoli idź spać. Jutro idziemy do miasta, po ubrania dla Ciebie – złapał go za rękę i zaczął prowadzić do pokoju.
- Dobrze.
- Zaraz Ci przyniosę piżamkę Lovino z dzieciństwa. Będziesz w niej pięknie wyglądał!
- Dziękuję – wkrótce maluszek czekał w pokoju. Po chwili przyszedł mężczyzna trzymając w ręku żółtą piżamkę w czerwone pomidorki. – Jaka piękna...
- Ja się odwrócę, a Ty przymierz, dobrze?
- Dobrze... – tak też się stało. Maluszek wyglądał słodko. Piżamka pasowała jakby była robiona na miarę.
- Pięknie... A teraz do łóżka i spać.
- Dobrze – maluszek wszedł do łóżka i przykrył się kołdrą. Mężczyzna siedział przy nim i śpiewał mu kołysanki dopóki ten nie zasnął.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz