Translate

sobota, 28 lipca 2012

Rozdział dziewiąty: Obietnica lepszego życia.


Chłopiec bardzo się bał. Cały czas tulił się do Gilberta, nawet gdy ten próbował wypełnić jakieś dokumenty związane z ich „biznesem”.
- Zostaw, Gilbert jest teraz zajęty – Francis próbował zająć czymś chłopca, jednak niezbyt mu to wychodziło. – Chodź, pobaw się zabawkami, które Ci kupił, albo przymierzysz ubranka, które ja Ci kupiłem. Może zjemy trochę słodyczy, które dał Ci Antonio?
- Boję się... Ten pan... Jest taki duży i silny... To na pewno będzie bardzo bolało...
- Trochę na pewno... Ale nie martw się. Ten pan jest miły, dopóki się go nie zdenerwuje. A Ty jesteś taki grzeczny. I zostaw już Gilberta, bo jest zajęty, a jak mu będziemy przeszkadzać to się zdenerwuje i nie zabierze Cię jutro na strzelnicę.
- Hej, na nic takiego się nie umawiałem – odezwał się w końcu albinos. Jednak gdy zobaczył smutne oczy chłopca westchnął i uśmiechnął się. – Dobrze, jeśli dziś mały sprawi, że Ivan zostawi tu dużo pieniędzy to jutro zabiorę go na strzelnicę.
- Dziękuję! – maluszek przytulił go mocno, tak że aż pióro wypadło mu z rąk.
- No to teraz chodź, malutki – powiedział słodkim głosem blondyn i złapał dziecko za rękę. – Ja obiecuję, że jak Ivan będzie zadowolony to przeprowadzisz się do budynku. Cieszysz się?
- Bardzo, braciszku – te słowa tak rozczuliły jasnowłosego, że wziął chłopca na ręce.
- Bardzo się gniewasz za to co Ci zrobiłem...? – spytał nagle.
- Rozumiem, że taki jest ten świat. Już to panu mówiłem... – jasnowłosy posmutniał słysząc z jakim dystansem mówi do niego chłopiec. – Mam to jeszcze raz powtarzać? Zabranie mnie z domu nawet mnie uratowało. A to co muszę tu robić jest moją pracą. Nie będę się nad sobą rozczulać. Skoro to cena za życie to ją zapłacę. Nie chcę być tu na niczyjej łasce, więc nie oczekuję, że nagle zmieni pan zdanie i każe mi pan zajmować się czymś innym. Spłacę swój dług i sprawię, że będzie pan ze mnie dumny – Francisa wzruszyły słowa chłopca. Spodziewał się płaczu, błagań o to, by pozwolił mu być zwykłym dzieckiem, jednak Kyle wydawał się wszystko rozumieć. Co jeszcze bardziej zasmuciło mężczyznę. Jak wiele przeżyło to dziecko?
- Dobrze, że tak myślisz, będzie Ci tu łatwiej. Postaram się, byś był tu szczęśliwy na ile to możliwe. Chociaż bez prawdziwej miłości nie odnajdziesz szczęścia, zwłaszcza robiąc coś takiego...
- Jutro będę szczęśliwy, gdy pójdę z panem Gilbertem na strzelnicę. Zawsze chciałem nauczyć się strzelać... To było takie piękne gdy weszliście wtedy... Błysk luf, huk wystrzałów... Swego czasu marzyłem, by coś takiego się stało, bym już nie musiał przeżywać tego piekła... Chciałem też sam umieć się obronić. I kiedyś... kiedyś ochronić kogoś, kogo pokocham.
- Ja nauczę Cię miłości, Gilbert siły, a Antonio radości.
- Dziękuję, braciszku – chłopiec przytulił go mocno.
- To teraz poprzymierzaj ubrania, które Ci kupiłem. Chcę zobaczyć jak będziesz w nich wyglądał – zaśmiał się i pogłaskał chłopca po głowie. Po chwili byli w pokoju. Mały zachowywał się jak każde zdrowe, szczęśliwe dziecko. Co chwilę chował się do łazienki, by przebrać się w inny komplet ubrań, mimo że ten mężczyzna widział już wszystko. Zupełnie jakby nie było tej nocy wypełnionej łzami. Jakby byli prawdziwm rodzeństwem. Blondyn czuł ciepło w sercu. „Będziesz ze mnie dumna. Dam temu dziecku szczęście, Jeanne...” pomyślał i przytulił chłopca, który właśnie wszedł do pomieszczenia. Zaczął go łaskotać co wywołało jego śmiech i odpowiedź tym samym czynem. Zupełnie jakby byli prawdziwym rodzeństwem... Chociaż noc miała niedługo nadejść... Czy księżyc nie stanie się krwawy ubolewając nad tym co przyjdzie mu zobaczyć? Jakie wspomnienie wyryje w sercu chłopca tajemniczy mężczyzna? Ivan... To imię godne zapamiętania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz