Translate

piątek, 27 lipca 2012

Rozdział piąty: Pierwszy raz.


- Oj, nie wstydź się mnie – powiedział z uśmiechem jasnowłosy. – Jesteś tak piękny. Pokaż mi się.
- Nie... – wyszeptał i złapał mocniej kołdrę. Myślał, że może jasnowłosy jednak się nad nim zlituje.
- No już, nie wstydź się... – podszedł i zerwał z niego kołdrę. – O, dieu... Jaki piękny... – delikatnie, jedynie opuszkami palców dotknął jego obojczyka. – Jesteś istnym aniołem.... – usiadł przy nim. – Nie robię tego, by Cię skrzywdzić. Twoja rodzina jest winna mi bardzo, bardzo dużo pieniędzy... Zawsze jeszcze mogę sprzedać Twoje organy na czarnym rynku. Chcesz tego?
- N-nie... Ja chcę żyć.
- Więc będziesz grzecznie dla mnie pracował?
- Tak... Braciszku...
- Och, jaki Ty jesteś kochany! – przytulił go mocno. – Taki słodki! Nie mogę pozwolić, by ktoś mi Cię zabrał... Jednak nie ma innego sposobu, by wasz dług mi się zwrócił... No cóż. Interesy są w tej branży ważniejsze od uczuć i piękna. Możesz czuś się zaszczycony, że to ja jestem tym pierwszym... Chyba, że wolałbyś Gilberta, co? Tak na niego patrzyłeś.
- Wolałbym być teraz w domu z rodzicami – pociągnął nosem.
- Spokojnie... Zobaczysz, poznasz tu wielu miłych ludzi – pocałował go. – A w dodatku Gilbert chyba chce się Tobą zająć. Wiesz, jego brat już dawno dorósł, a jemu brakuje jakiegoś słodkiego maluszka do wspólnych zabaw.
- Nikt się jeszcze nigdy ze mną nie bawił... Najpierw rodzice byli zajęci pracą, a gdy ją stracili ciągle pili...
- Widzisz? Teraz będziesz się bawił z Gilbertem i poznasz wielu nowych ludzi. A wiesz, że klienci zawsze dają prezenty swoim ulubieńcom? A Ty, taki mały słodki chłopiec, na pewno będziesz ulubieńcem wszystkich! Niedługo pewnie odwiedzając mnie w interesach będą „przypadkiem” zahaczać o Twój pokój.
- Naprawdę tak pan myśli...? – może jednak złote słońce oświetli drogę do raju, mimo, że prowadzi ona przez piekło?
- Tak, mon cheri... – pocałował go namiętnie. Chłopiec cały drżał, a w oczach miał łzy. – Nie płacz. Będziesz tu szczęśliwy... – ułożył go na łóżku u usiadł na nim okrakiem. Po chwili zaczął go całować po szyi, ramionach, obojczykach. Jednak nagle chłopiec zaczął go odpychać i kopać. – To boli! Mam Cię związać?! Wiesz? To nawet dobry pomysł... To nawet bardziej mnie podnieca... – uśmiechnął się lubieżnie. Po chwili chłopiec płakał jeszzce bardziej, ale już się nie wyrywał. Wolał zachować chociaż część godności, móc chociaż trochę polepszyć swoją sytuację i go przytulić. Zarzucił mu ręce na plecy. Zamknął oczy. Mężczyzna schodził z pocałunkami coraz niżej...
- Nie... Nie tam... Proszę... – Kyle nagle złapał jego głowę, by go zatrzymać.
- Ale tam jest najlepiej, zaraz się przekonasz... – wyswobodził się z jego uchwytu i zaczął całować jego uda. Drażnił go nie przechodząc tak długo do rzeczy. Chłopiec nie rozumiał jego zamiarów, myślał że chce dla niego dobrze, by się przyzwyczaił. Był już w wieku, w którym można odczuwać przyjemność. Czuł rosnące podniecenie. Było to wysoce widoczne. Tak więc jasnowłosy skorzystał z okazji i zaczął pieścić ustami jego członek. Młodszy jęczał cicho nie wiedząc co tak naprawdę się dzieje. Łzy nagle obeschły. Nie mógł już płakać gdy czuł coś takiego. To było ogromne poniżenie, jednak... było to miłe... A może on jednak chce dla niego dobrze? Chce, by było mu przyjemnie? Chłopiec próbował skupić się na odczuciach. Skoro i tak nie mógł już nic z tym zrobić, to czemu by nie czerpać z tego przyjemności? Zarumienił się, gdy pod zamkniętymi powiekami ujrzał czerwone oczy. Czemu myśli o nim w takim momencie? Czy to coś złego? Może... Może wolałby, by to był on? Nie. Na pewno nie. Nie chciałby pamiętać, że go skrzywdził. Nagle, zupełnie niespodziewanie, poczuł ogromny ból. Jakby ktoś wbił w niego coś wielkiego. No tak, mężczyzna wszedł w niego. Uśmiechnął się i chwilę pozostał bez ruchu całując go łapczywie. Scałował łzy chłopca. Jednak po chwili zaczął się delikatnie, powoli poruszać. Chłopiec czuł się brudny, zbrukany. Znowu płakał. Zacisnął dłonie na pościeli, a z jego ust wydobywały się głośne jęki. Po jakimś czasie poczuł szczyt podniecenia. Jego ciało wygięło się w łuk. Drżał. Patrzył błagalnie na mężczyznę, jednak on jeszcze długo nie przestawał się poruszać. Po tym pełnym cierpienia i poniżenia czasie coś goracego wypełniło ciało Kyle’a. Mężczyzna opuścił jego ciało.
- Już...? – maluszek chciał się przykryć, umyć, cokolwiek, ale dalej nie mógł się ruszyć.
- Tak. Podobało Ci się?
- Nie wiem... To było... nawet miłe uczucie... Ale... takie poniżające...
- Przyzwyczaisz się i niedługo będzie Ci to sprawiać radość.
- Mogę się umyć, ubrać?
- Już, już – mężczyzna odsunął się od niego. Chłopiec poszedł się wykąpać. Czuł się brudny, obrzydliwy, niegodny życia, o które tak walczył. Niepotrzebny, gorszy. Jednak, gdy znów ujrzał oczami wyobraźni parę czerwonych oczu cieszył się, że jednak wybrał życie. W końcu czerwień da mu szczęście, prawda? Gdy wrócił do pokoju ujrzał na łóżku czarne krótkie spodenki i białą koszulę, z krótkim rękawem, a obok długie, białe kolanówki z bawełny. Na podłodze stały czarne , wiązane buty. Ubrał się, a potem na szafce nocnej znalazł szczotkę, lusterko i czerwoną wstążkę. Rozczesał włosy i związał je wstążką. W lusterku ujrzał swe olśniewające piękno. Więc jasnowłosy mu to wszystko dał? Może jednak go lubi? Jednak pod drzwiami stał albinos. Cieszył się, że stare ubrania jego brata się na coś przydały. Chociaż wstążkę ukradł Francisowi...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz