Translate

środa, 15 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty ósmy: Tysiąc rozwiązań.


Zielonooki patrzył na niego przerażonymi oczami. Najwyraźniej nie przypuszczał, że on zrobiłby coś takiego. Za to czarnowłosy dopiero sobie uświadomił, że pobiegł tu bez zastanowienia. W końcu Anglik cały czas był nieprzytomny, miał ogromne szczęście, że obudził się akurat teraz. I jeszcze na sali był jakiś chłopiec. Przypadkowo dowiedział się za dużo. Mógł stanowić nie lada problem. Czy naprawdę tak ufał Arthurowi, by mówić mu o wszystkim od tak? Na pewno. Nie miał nigdy przed nim żadnych tajemnic.
- Rozumiem... – zaczął zielonooki. – Pozbyłeś się dowodów? Broni?
- Tak. Tylko nie wiem co dalej z tym zrobić.
- Trzeba jeszcze pozbyć się ciała. Teraz to niebezpieczne... W nocy musisz tam wrócić. Poproszę Alfreda, by Ci pomógł. Peter – zwrócił się do chłopca obok siebie. – Idź do rodziców, to nie sprawa dla dzieci.
- Ale i tak już wszystko rozumiem! Obaj jesteście źli! Przez was giną ludzie! Nie chcę was znać! Ani tego pana ani Ciebie! Nie jesteś moim bratem! – krzyknął chłopiec i wybiegł z pomieszczenia.
- Peter! – zielonooki jednak został przez niego zignorowany. – Cholera... Ledwo co go odzyskałem... Już nie chce mnie znać...
- Przepraszam... To moja wina... Czy ten chłopiec... To Twój prawdziwy brat?
- Tak... Ale najwyraźniej nie chce tego. A Ty się nie martw. Już inna historia go nastawiła nieco przeciwko mnie... Ja na razie nie mam jak Ci pomóc... Lekarz powiedział, że wyjdę dopiero za kilka tygodni... Ale Alfred może Ci pomóc.
- Nienawidzi mnie. Jeśli się dowie co zrobiłem... Na pewno wykorzysta to przeciwko mnie. Nie ufam mu.
- A ja tak. Jeśli ja go o to poproszę to zrobi wszystko. Nie musisz się już niczym przejmować. W nocy pozbędziecie się dowodów. Byli jacyś świadkowie?
- Tylko Mei. A ona na pewno nic nie powie – kobieta obok niego przytaknęła głową na te słowa.
- Dobrze... Więc nie powinno być problemów... Od dawna nikt nawet nie pamięta o tym, że Sadiq żyje. Jego zniknięcie nikogo nie zdziwi.
- Masz rację... Nie ma się czym martwić – uśmiechnął się słodko. – Teraz Herakles będzie bezpieczny... Za pieniądze, które z Tobą zarobiłem mogę spokojnie kupić dom i zamieszkać tam z Mei nie martwiąc się, że zostawię Heraklesa samego.
- Dobrze, że wszystko zaczyna się uładać... Pewnie gdy stąd wyjdę wszyscy będą szczęśliwi.
- Na pewno.
            Tym czasemna korytarzu rozmawiali dwaj mężczyźni.
- A może Peterowi będzie jednak lepiej z bratem? Jak myślisz? – zapytał Tino.
- Nie.
- Czemu? Przecież to jego prawdziwa rodzina...
- To obcy.
- Może go nie zna... Ale to z nim jest spokrewniony...
- My jesteśmy rodziną.
- Wiem, ale... Czy nie lepiej...
- Nie. Zostaje z nami – nagle ujrzeli chłopca biegnącego w ich stronę.
- Nienawidzę go! – krzyczał Peter i wtulił się w Tino.
- Co się stało? – zapytał słodki pan.
- Nie... Nie mogę powiedzieć... Ale nienawidzę go... Wracajmy do domu... Nie chcę już go widzieć... Po tym co mi opowiedział...
- Nie mozna tak. To Twoja rodzina. Damy mu nasz numer telefonu, dobrze? I weźmiemy jego. Będziemy się czasem z nim kontaktować, dobrze? – Tino próbował załagodzić sytuację.
- Dobrze... Na pewno żałowałbym, gdybym całkowicie się od niego odciął...
- Właśnie. Nie martw się. Pogodzicie się.
- Wątpię...
- A ja w to wierzę – Tino przytulił mocno chłopca. Berwald poszedł do Arthura i po kilku minutach wrócił z jego numerem w telefonie.
- Idziemy – powiedział po czym wszyscy wyszli ze szpitala.
            W tym czasie Francis wracał już do domu z chłopcem. Mieli sobie wiele do powiedzenia.
- Czemu pan to zrobił...? – zapytał czarnowłosy.
- To...? A, masz na myśli... Po prostu... Byliśmy razem tak długo... A on nie dopuszczał mnie do siebie. Naprawdę szanowałem tę decyzję. Moja poprzednia miłość właśnie też chciała poczekać z tym do ślubu. Mogłem poczekać. Ale tamtego dnia... To była naprawdę okropny dzień... Potrzebowałem jego bliskości... I byłem pijany... Nie kontrolowałem się...
- Miłość potrafi zaślepić człowieka...
- Nienawidzisz mnie?
- Nie... Rozumiem pana... Pan potrzebuje pełnej miłości... Nie tylko słów... Dlatego pan to zrobił.
- Może masz rację... Pewnie gdy kogoś pokochasz zrozumiesz co czuję.
- Mam taką nadzieję – wkrótce znaleźli się w lesie przy posiadłości. Ujrzeli tam niecodzienny widok. Byli niezauważeni dla obserwowanych, dość daleko od nich. Dwie osoby o włosach niczym śnieg, kobieta i mężczyzna. Leżeli na łące. Może nie tyle leżeli, o ile połączeni byli w miłosnym akcie. Chłopiec, mimo, że Francis szybko zasłonił mu oczy uśmiechnął się słodko. Plan się udał. Już niedługo wszystko się ustabilizuje. Lecz nie tylko oni to widzieli. Blondwłosy chłopak natychmiast pobiegł do swego przyjaciela.
- Tori – krzyknął gdy był już pod domem, w którym jego przyjaciel pracował. – Widziałem jak Natalia puściła się z Gilbertem!
- Co...? – jednak w oknie pojawił się Ivan.
- Cholercia... Chyba mamy przewalone... Totalnie...
- Wcale nie, towarzyszu. To dobra wiadomość... Może przestanie się mi oświadczać... Dziękuję za informacje, towarzyszu. Wasz przyjaciel jest w środku. Możesz do niego przyjść – wyszedł z domu tzrymając mu otwarte drzwi. – Ja musze gdzieś iść – „Muszę to powiedzieć Yao... Teraz nie będzie miał wymówki, że nie może ze mną być, żeby nie zdenerować mojej siostry... I nie będzie się czuł samotny, gdy jego brat odejdzie. Widziałem już dawno jak patrzył na tą Mei. Teraz ode mnie zależy szczęście Yao i szczęście tych dwojga.” Pomyślał i wsiadł do samochodu.
            Tym czasem blondyn wszedł do domu. Szybko znalazł swego przyjaciela. A raczej on znalazł jego.
- Chodź do mojego pokoju, dobrze? Raivisa i Eduarda akurat nie ma...
- Co, Ty totalnie masz na myśli? Mówisz, jakbyś chciał mnie generalnie przelecieć...
- A czy nie robiliśmy tego, gdy ostatnio do mnie przyszedłeś? W końcu jesteśmy niczym jedno. Rozumiemy się bez słów. Teraz też wiesz co chcę zrobić.
- Bo totalnie chcę, żebyś to zrobił. Kocham Cię
- Ja Ciebie też... Chodźmy... – wkrótce znaleźli się w pokoju. Starszy chłopak miał już w tym wprawę, chociaż jak zawsze zachowywał się jakby był to ich pierwszy raz. Niepewnie całował blondyna, powoli położył go na łóżku. Drżącymi rękami rozpiął jego ubrania. Wkrótce obaj byli gotowi. Złączyli się w tak krótkotrwałym, delikatnym niczym motyl, akcie.
            W tym czasie Rosjanin już trzymał w ramionach Chińczyka.
- Mam już z nią spokój, rozumiesz? Rozumiesz? Zakochała się w tym króliku! Mam już spokój! Teraz mogę być z Tobą! – całował ciemnowłosego po całej twarzy.
- Naprawdę?
- Tak... I już nie będziesz samotny! Nawet, jeśli Twoje rodzeństwo się rozejdzie... Pozwól Mei być z Kiku...
- Nie mogę... Oni są rodzeństwem...
- Bo wasi rodzice ich adoptowali... Pozwól im... Pisklęta muszą wylecieć z gniazda...
- A jeśli wtedy gniazdo spadnie?
- Nie spadnie, bo już wybudujesz nowe... Pomogę Ci w tym... Wypuść ich, jeśli mnie kochasz...
- Dobrze... Jak tylko Mei wróci do domu to jej to przekażę...
- Najpierw ja teraz Mei? – zapytał nagle chłopak, który wszedł do pomieszczenia.
- Li... To nie tak...
- Mnie oddałeś Kirklandom jak byłem mały! A teraz chcesz pozwolić Mei odejść?!
- To dla waszego dobra... Przecież mieszkając z Kirklandami mogłeś ukończyć tą szkołę, na której Ci zależało. Zrobiłem to dla Ciebie... A Mei kocha Kiku... Tak będzie najlepiej...
- Nie wiem po co mi rodzina, która się rozpada! A z Arthurem nie było mi lepiej! Zwłaszcza po tym jak wrócił od tego Francuza... – chłopak miał łzy w oczach. Wybiegł z domu. Spojrzał jeszcze raz na sms sprzed kilku godzin: „Arthur jest w szpitalu. Sądzę, że powinieneś o tym wiedzieć. On chyba by chciał, żebyś go odwiedził” napisał to Kiku. Czemu wszyscy sądzą, że chciał go odwiedzić? Jednak mimo wszystko pojechał do niego. Wróciły wspomnienia...
            Tego dnia Arthur w końcu wrócił. Li nudził się już w domu bez dzieci. Zawsze zastanawiał go jeden fakt... Czemu on i Arthur mieli takie dziwne brwi... Aż pewnego dnia to odkrył. Wiedział też, czemu Yao tak nalegał, by zamieszkał tu na czas liceum. Mimo, że mógł dojeżdżać z domu on tak bardzo chciał, by mieszkał z Kirklandami. Pewnego dnia na strychu zauważył zdjęcie przedstawiające jego matkę i... ojca Arthura. Wszystko zrozumiał... Był wpadką w ich romansie... Yao o tym wiedział. Nikomu jednak nie powiedział o tym, a on sam nie chciał pytać. Postanowił zachować to dla siebie. Dzielił pokój z Arthurem. Tej nocy słyszał jego płacz. Chyba mił koszmar. Ciągle krzyczał imię tego Francuza jakby błagając go, by przestał go krzywdzić.
- Artie, to tylko zły sen... – obudził go. Czuł, że musi to zrobić.
- Ach... No tak... Ale teraz Ty jesteś przy mnie... Śpijmy razem...
- Co...?
- Proszę... Śpijmy razem... Nie chcę być sam...
- To mogłeś nie wracać od żabojada.
- Mogłem... Ale nie mogłęm tam zostać... Bądź przy mnie...
- Dobrze... – od tego dnia ta prośba pojawiała się codziennie. Po jakimś czasie nie była już potrzebna. Często to Li czekał na Arthura. Aż pewnego dnia ten go pocałował. Było to jakiś czas przed końcem szkoły. Potem już wszystko potoczyło się szybko. Zielonooki miał dość samotności... A ten chłopiec był idealny, by ją zagłuszyć. Obaj wiedzieli, że nie ma w tym miłości... Ale obu odpowiadał taki układ... Przespali się ze sobą. Dopiero potem zaczęli tego żałować. Gdy Li wrócił do domu już nie kontaktował się z Arthurem, ani on z nim. I tak było dobrze. Li nie pytał też Yao o zdjęcie. Nie musiał już nic wiedzieć.
            Teraz młodzieniec wszedł na salę w szpitalu. Ujrzał tam zielonookiego, a wraz z nim... Swego brata i siostrę...

12 komentarzy:

  1. ale się dużo rzeczy zrobiło...
    LietPol<3 dziękuje, że to zrobiłaś, tylko mogła być więcej.! ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Li! Jej <333 niech się częściej pojawia^^
    Rozdział był naprawdę ciekawy(pożarłam go niczym deser czekoladowy^^).
    i LietPol^^ i Gilbuś zaszalał Białorusią :D
    Artur to normalnie harem ma, wszyscy mu się do łóżka pchają^^
    Czekam na następne rozdziały :)


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, nigdy nie wiesz jaka magia kryje się w brwiach <3

      Usuń
    2. Czytalam ostatnio, ze geste brwi sa bardzo pociagajace. XDD

      Usuń
    3. Też o tym czytałam^^ Mężczyźni o grubych i gęstych brwiach są bardziej płodni, dlatego kobiety instynktownie wybierają ich na swoich partnerów życiowych^^ Widzisz? Anglia jest w tych sprawach lepszy od Francji^^ Jak to pisałam to mi światło się wyłączyło i włączyło z powrotem O_O Francja się wkurzył XD

      Usuń
    4. Haha xDD Musisz go przeprosic. ^^

      Usuń
    5. Może go kiedyś narysuję to się ucieszy^^

      Usuń
    6. Rysujesz? *-* Wstaw cos kiedys. -3-

      Usuń
    7. Za duże^^" A3 nie wejdzie do skanera, a aparat nie łączy z kompem^^"

      Usuń
  3. (END)
    Emmmm :D rozumiem gęste brwi, ale u Arthura to już przekracza wszelkie normy...
    Francja ma mocz :D o, daj coś. Albo na A4, albo możesz jeszcze przełożyć kartę z aparatu do USB :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedyś mi się śniło, że czesałam jego brwi moją szczotką do kota... Aparat mnie nie kocha, a A4 za małe XD

      Usuń