Translate

piątek, 10 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty trzeci: Widmo śmierci.


Gdy już było po wszystkim mężczyźni czekali przy łóżku zielonookiego. Ten się długo nie budził.
- Lepiej stąd idź. Jak się obudzi i cię zobaczy to będzie źle – powiedział ten w okularach. – W końcu po tym co mu zrobiłeś...
- Żałuję tego, rozumiesz?
- A, żałujesz? I teraz pewnie mam Ci współczuć, że masz wyrzuty sumienia? Ach, biedactwo.
- Czasem chciałbym cofnąć czas, by nie było tego wieczoru. Jednak to niemożliwe. Wszyscy o tym dobrze wiemy. Dlatego chcę wszystko naprawić... Zostanę przy nim, Ty możesz już iść spać.
- Nigdy nie zostawię Cię z nim samego! To idealna okazja, co nie? Nieprzytomny nie będzie krzyczał gdy będziesz go krzywdził.
- Nie jestem aż taki zły. I już Ci mówiłem. Wtedy po prostu nad sobą nie panowałem...
- Jak ja zaraz przestanę nad sobą panować to Cię wyniosą w foliowym worku.
- Może tak... Zróbmy coś dla niego. W końcu to nic nie da, że jak się obudzi a obaj będziemy spać, prawda? Skoro jest nas dwóch możemy ustalić dyżury przy nim. Jest już późno, więc Ty lepiej się zdrzemnij, ja przy nim posiedzę. Możesz pojechać do domu i wrócić rano. Wtedy ja pojadę odespać.
- Chcesz się poświęcić i nie spać po nocach, byle przy nim być?
- Tak. I jeszcze jedno. Jesteś dla niego ważny, więc dla mnie też będziesz. Skoro jego kocham nie mogę nienawidzić Ciebie. Proszę pogódźmy się.
- I tak wiem na czym naprawdę Ci zależy. Chcesz mieć wszystkich. Pewnie niedługo mnie też zgwałcisz.
- Nie. Ty mnie nie interesujesz. Znaczy... Masz wspaniały wygląd i charakter, ale wolę jego.
- A jak on Ci się znudzi? Kto będzie następny? Mój brat?
- Brat...?
- Matt. Nie wiedziałeś o tym? Ach, no tak byłem w innym domu dziecka, w Anglii.
- Ale Matt nie mówił nic o tym, że ma brata... A wy przecież... Jesteście tacy podobni... Jak mogłem nie zauważyć...
- Oddali mnie do domu dziecka od razu po urodzeniu. To tam nadano mi imię, dlatego mam inne nazwisko niż on. Jego porzucili w Twoim kraju, prawda? Dopiero niedawno dowiedziałem się, że jesteśmy braćmi. Nie mów mu nic... Chcę mu o tym osobiście powiedzieć.
- Dobrze... Zachowam to w tajemnicy. Może... Gdy tylko Arthur wyzdrowieje... Przyjdziecie do nas?
- Po co?
- Porozmawiasz z Mattem a i jeszcze Kyle się ucieszy. Wiesz, zatrudniłem takiego chłopca. Ostatnio się uśmiechał gdy Arthur przyszedł. Pewnie się ucieszy, że wróci. I Ty też go polubisz.
- Czy Ty chcesz jakoś nas wszystkich razem połączyć? Pewnie chcesz mieć wszystkich przy sobie.
- Chcę szerzyć miłość.
- Jesteś naprawdę zboczony... Skoro tak chcesz miłości to... – podszedł i pocałował mężczyznę o falistych włosach. – A teraz idź do domu.
- Czemu to zrobiłeś...?
- Nie wiem... Ale idź już...
- Wrócę z samego rana, przyniosę Ci coś do jedzenia.
- Nie kłopocz się.
- Będę dla was obu dobry, byście mi wybaczyli.
- I tak nie ma na to szans.
- Wiem, ale się nie poddam – Francuz wyszedł ze szpitala. Miał wiele spraw do przemyślenia. Co zrobi, jeśli on naprawdę z tego nie wyjdzie? Przecież go kocha... Nie poradzi sobie bez niego. A jeśli będzie sparaliżowany? Kto się nim zajmie? Nie mógł ufac temu amerykańskiemu chłopcu. To jeszcze praktycznie dziecko. Nie poradzi sobie. Dlatego tak się starał zdobyć jego zaufanie, by pozwolił sobie pomóc. Chociaż wiedział, że rodzina Arthura go nie opuści czuł, że to właśnie on powinien być przy nim. Musiał odkupić swoje winy. Musiał zasłużyć na przebaczenie. Czemu dopiero teraz to zrozumiał? To, że on jest dla niego taki ważny? Czemu płakał? Otarł pospiesznie łzy i wsiadł do samochodu. Musi się wyspać. Musi rano tu przyjechać i być przy nim.
            Tym czasem Alfred zrozumiał pewną sprawę. Skoro Arthur przyjaźnił się z Kiku to może i on powinien? Tak jak mówił Francis, jeśli zależy Ci na jednej osobie, powinieneś cenić też tych ludzi, którzy są w okół niej. Wyjął z kieszeni telefon i wybrał dawno nieużywany przez niego numer.
- Halo? – usłyszał wyraźnie zmęczony i poddenerwowany głos.
- Kiku...
- Czego ode mnie chcesz? Już wystarczająco mi życie zniszczyłeś.
- Cicho... Arthur...
- Co się stało...? – Japończyk był wyraźnie zmartwiony.
- Jest w szpitalu... Miał wypadek... Przeze mnie...
- Wiedziałęm, że to Twoja wina! Już tam jadę!
- Uspokój się. Przyjedziesz rano. Słysze, że jesteś zmęczony. Wyśpij się...
- Dobra, rozumiem... Ale nic mu nie jest?
- Jeszcze nie odzyskał przytomności... Nie wiadomo czy w ogóle się obudzi...
- Jak to?
- Przepraszam... To moja wina...
- Jak zwykle z resztą. Pilnuj go. Przyjadę rano.
- I jeszcze jedno... Przepraszam...
- Już przepraszałeś.
- Ale ja przepraszam za to co Ci zrobiłem.
- Eh... Ja też powinienem przeprosić... Porozmawiamy o tym jutro. Chociaż nie wiem czy zasnę.
- Do jutra.
- Tylko uważaj na siebie, bo wylądujesz obok niego.
- Dobrze, dobrze nie martw się.
- Będę mimo wszystko. Dobranoc.
- Dobranoc – Amerykanin zaczął się zastanawiać co zrobiłby, gdyby Anglik jednak się nie obudził. Wtedy jego całe życie ległoby w gruzach... Na pewno... Pewnie sam by się zabił. Zastanawiał się też czy zemsta na Bonnefoy’u jest nadal konieczna. W końcu mówił, że naprawdę kocha Arthura, że żałuje swych czynów. A kogo woli Arthur? A co jeśli wiedząc, że on też przy nim był jednak do niego wróci? Teraz wszystko stało się takie skomplikowane...
            W innym miejscu Japończyk również myślał o tym samym. Jak ważny był dla niego Anglik? W końcu to jego przyjaciel... Ale jeszcze to, do czego między nimi doszło. Jak bardzo blisko byli? Co by bez niego zrobił? Pewnie żyłby dalej. W końcu ma Mei. A co z Jones’em? Czy należy mu wybaczyć? Może jednak tak? W końcu jest ważny dla Arthura. Jutro z nim porozmawia. Wszystko się wyjaśni. Na pewno.
            Tym czasem Kyle nieświadomy całej tej tragedii śnił o tym, ze niedługo wszyscy będą się razem bawić. Może się pogodzą i będzie mógł pływać w jeziorze z Arthurem i Gilbertem? A oni nie będą się na siebie gniewać? W śnie wszyscy byli na wielkiej polanie i mieli piknik. Nie wiedział, że Arthura może niedługo zabraknąć. Ale wciąż jest nadzieja, prawda? On się obudzi, prawda? I wszyscy, jako przyjaciele, urządzą piknik w lesie, popływają w jeziorze. Będzie dobrze, prawda?

8 komentarzy:

  1. Artie wstawaj i bierz Francisa! xD Alfred zawsze mnie irytowal, a tym ficku jest jeszcze gorszy. XD Aa, Mean, jak Twoja terapia? boo cos pisalas, ze tworzysz to, zeby pomoc sobie polubic dane postacie. (chyba, ze cos mi sie... ) Matko jakie mam chaotyczne komentarze, pisze na szybko bo sa u mnie goscie x.x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak na razie Francis zaczął mnie rozśmieszać i już nie odwracam wzroku ani nic nie psuję jak widzę w filmiku Ludwiga czy dobrze idzie^^ Aż za dobrze... Zaczął mi się Prusy podobać o_O Ojoj... It's gone too far, my Lady...

      Usuń
  2. Zgadzam się z Kuumi, Art bierz France! Nyu, o ile się obudzisz... A obudzisz!
    Na miejscu Kiku rzuciłabym telefonem o ścianę, jakby zadzwonił 2 raz xD Mam nadzieję, że sen Kyla się ziści.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się spełnić jego sen^^ W końcu w pewnym sensie jest moim dzieckiem^^ Ja go stworzyłam^^ I masz rację, lepiej wybrać Francę XD

      Usuń
  3. ja też wolę FrUK'a :D
    (USUK nie podoba mi się, bo Alfred jest zawsze dziwnie przedstawiony ;/)
    i wgl więcej Francisa daj, bo on jest taki kochany :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową komentatorkę^^ Alfred ma niskie IQ, więc wolę oddać Arthura Francisowi^^ Już powoli przestaję się bać Francisa i widać to, bo częściej się pojawia^^ Postaram się opisać jak najwięcej jego jakiś smutnych wspomnień... To takie piękne jak Francis cierpi...

      Usuń
    2. też się lubię czasem poznęczć nad postaciami, nawet jak je lubię :3

      Usuń
    3. Jesteśmy małymi Rosjątkami! XD

      Usuń