Chłopiec cały poranek i popołudnie
był podekscytowany. Tym razem zamiast na strzelnicę poszli do lasu, bo tak było
krócej. Poszli jedynie na spacer. Ujrzeli wiele pięknych kwiatów. Jakże wielkie
było zdziwienie chłopca gdy usłyszał Ludwiga opowiada historię każdego z nich.
Mówił też co znaczą w języku kwiatów.
- Skąd pan wie takie rzeczy...?
- Nie „skąd pan wie”, tylko „skąd
wiesz” masz mówić, a po drugie interesuję się tym. Widziałeś te ogród na tyłach
domu?
- Tak... Co rano oglądam go z mojego
pokoju, jest piękny.
- To ja go stworzyłem. Tylko
ostatnio nie miałem czasu się nim zająć, pewnie jest w nim dużo chwastów...
Zajmiemy się nim gdy wrócimy?
- To byłoby wspaniałe! Ale przecież
dzisiaj...
- Ach, no tak... A może pójdziesz
tam z Gilbertem? Zostawiam wam moje dzieło pod opieką.
- Młody, ja się na tych Twoich
chwastach nie znam. Jeszcze Ci coś ważnego wyrwę i będzie płacz – czerwonooki machnął
ręką.
- Zostawię wam moją książkę o
roślinach. Mały na pewno chętnie z niej skorzysta. Jest taki delikatny jak
kwiat. Tak samo, gdy ktoś na siłę otwiera pączek kwiat będzie różnił się od
tych, które same dojrzały, tak i on pewnie będzie inny od reszty dzieci.
- Czy to źle? – chłopiec się
zasmucił.
- Nie. Według mnie jesteś lepszy od
innych. Wytrzymałeś więcej, rozkwitniesz o wiele piękniej – blondwłosy pogłaskał
chłopca po głowie. Gdy wrócili mężczyzna poszedł się szykować do wyjścia i dał
chłopcu książkę. Maluszek zaczął ją przeglądać, a po chwili zszedł do ogrodu.
Sprawdzał, które rośliny są kwiatami, a które chwastami. Było tu też wiele
ziół. Po chwili przyszedł czerwonooki z narzędziami ogrodowymi.
- To mały, mów mi co mam wyrwać, tak
będzie szybciej.
- Ale mieliśmy to zrobić razem...
- No i będziemy. Ty będziesz
mózgiem, ja mięśniami. No, dajesz mały – tak więc zajęli się tym wspólnie, mały
siedział na murku i machał nogami mając książkę na kolanach. Po jakimś czasie
przestał w nią patrzeć i mówił wszystko z pamięci. Gilbert to zauważył. – A Ty
patrz w tą książkę, bo jeszcze się pomylisz... Hej, mały... – podszedł i wziął
książkę w ręce. Zapytał o jakiś losowo wybrany kwiat. Chłopiec zaczął mu o nim
opowiadać. Słowo w słowo jak było napisane w książce. Wtedy zrozumiał, że jego
geniusz dotyczy nie tylko muzyki, że mózg tego dziecka jest darem dla ludzkości.
– Mały, idziemy do Francisa... – po chwili byli na miejscu.
- Co się stało? – blondyn był nieco zdziwiony
ich wizytą, a zwłaszcza wyglądem białowłosego.
- Bierz to – wcisnął mu książkę w
ręce. – I zapytaj małego o jakikolwiek kwiat stąd.
- Po co...?
- Zobaczysz. Ale pamiętaj, że on tą
książkę ma w rękach od godziny...
- Przez ten czas pewnie nawet jej
nie przeczytał. To ma jakieś 500 stron.
- 523 – odpowiedział chłopiec. – I jeszcze
16 stron posłowia – to zdziwiło blondyna.
- No dobrze... Opowiedz mi o... –
otworzył na losowej stronie i wypowiedział trudną, łacińską nazwę rośliny.
Natychmiast otrzymał odpowiedź chłopca. Słowo w słowo, jakby czytał z książki. –
Stop. Od jutra załatwiamy Ci nauczycieli. Może nawet do końca tego roku
będziesz wiedział więcej niż my.
- Ale po co kogoś kłopotać... To
przecież kosztuje... Wtedy urośnie mój dług... I będą mieli panowie kłopoty,
gdy zobaczą dziecko w takim miejscu.
- Będą przychodzić na górę,
nieświadomi tego, że tu pracujesz.
- A jeśli się domyślą?
- Na pewno nie... Może najpierw
kupimy Ci książki? Jeśli sam się nauczysz to nie będziemy nikogo wzywać. Czemu
tak bardzo nie chcesz nauczycieli?
- Bo kiedyś, jak jedna pani
przychodziła to zadawałem jej dużo pytań, powiedziała mamie, że jestem
bezczelny, że jak śmiem jej nie słuchać, tylko pytać... Mama wpadła w szał,
twierdziła, że nie chcę się uczyć, tylko urządzać pogaduchy. To był jedyny raz,
kiedy mnie uderzyła. Potem wysłała mnie do normalnej szkoły, a tam nazywali
mnie kujonem i bili... Dlatego wolałbym uczyć się sam.
- Dobrze... W Twoim wieku podstawowy
materiał masz już przerobiony. Jutro przyniosę Ci książki Matta z gimnazjum,
powinny jeszcze zawierać aktualny program nauczania. A potem pouczysz się z nim
materiału licealnego. Może to Ty będziesz pomagać w lekcjach jemu?
- To może go zasmucić. Poczuje się
gorszy.
- Nie. Będzie miał większą motywację
do nauki.
- Naprawdę?
- Tak.
- Będę szczęśliwy ucząc się z nim.
Jest taki miły.
- Tak więc na Ciebie spadnie
obowiązek uczenia Victorii, dobrze? Ma dużo gorsze oceny niż Matt i to mnie
martwi... On nie daje rady jej niczego nauczyć... Ona zawsze go zagaduje, albo
nie słucha...
- Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Dobrze, idźcie już. Wszystkim się
zajmę – mężczyzna uśmiechnął się, a oni wyszli. Zbliżała się 19, więc poszli
przygotować wszystko do wyjścia nad jezioro. Byli tam niedługo potem. Gdy się
kąpali już jakiś czas usłyszeli szmer i czyiś głos.
- Dobra, Kiku, jestem w tym lesie i
co mam zrobić? Tam ktoś jest, tak? Mówisz, że jeśli się z nim zaprzyjaźnię to
mój brat będzie szczęśliwy? No dobrze, ale nic nie obiecuję – po chwili ukazała
się przed nimi piękna kobieta o długich, jasnych włosach.
- Natalia... – Gilbert zdziwił się
na jej widok. – Co Ty tu robisz?
- Kazali mi się z Tobą zaprzyjaźnić.
Nie wiem po co.
- Może po to, byś przestała być taką
straszną jędzą?
- Podbiłabym Ci te ślepia, ale
widzę, że ktoś już to za mnie zrobił.
- Miałem mały wypadek, że tak to
powiem. A Ty wskakuj do wody, a nie w ten gorąc się kisisz w czarnej sukni, nie
masz przecież żałoby, nie?
- No nie, ale zaraz Twój brat będzie
miał.
- Oj, Natka, co złego to nie ja.
Uśmiechnij pyska, zobacz, dzieciak się Ciebie boi – istotnie, chłopiec kulił
się za plecami Gilberta.
- Ładny nawet. Może to z nim
powinnam się zaprzyjaźnić?
- Proszę się zaprzyjaźnić z Gilbo –
odezwał się nagle chłopiec. – On jeszcze nie ma dziewczyny, a już jest
dorosły...
- Mały, bo Cię... – jednak po tych
słowach na twarz pięknej kobiety wystąpił cień uśmiechu.
- No dobrze – ochlapała go. I tak
zaczęła się zabawa. Gilbert nawet wciągnął ją do wody. Jednak ona nic mu nie
zrobiła. „Jeśli staniecie się sobie bliscy, Twój brat będzie szczęśliwy. Może
wtedy się przestanie Ciebie bać, wiesz? Wystarczy, że nauczysz się uśmiechać.”
Może Kiku miał rację? Może to był jakiś sposób? I zauważyła jeszcze coś. Przy
tym czerwonookim dziwaku czuła się lepiej. Czuła się potrzebna. Może nawet
trochę szczęśliwa. Pamiętała jak pracował dla jej brata. Jak Ivan go tak favoryzował.
A on ciągle mówił, że niedługo znajdzie lepsze miejsce, że kiedyś będzie
potężniejszy od niego. Ale teraz, nawet wraz z przyjaciółmi nie miał takiej
władzy jak on. Ale miał co innego. Miał szczęście, radość, przyjaźń. Może to
też metoda... Jeśli nauczy się od niego tej radości da ją Ivanowi. W końcu, gdy
wszyscy byli w jednym wielkim domu Ivan był szczęśliwy... Może chce, by znowu z
nimi zamieszkał? By stał się rodziną... Tak, zaprzyjaźni się z nim, sprowadzi
go do domu. Dla Ivana. Mimo, że on ją odrzucił, ona nie zrezygnowała.
- Proszę pani... – zaczął mały.
- Tak?
- Wie pani, że jeśli Gilbo jest moim
udawanym braciszkiem, a pani by za niego wyszła to byłaby pani udawaną
siostrzyczką? Chciałbym mieć taką siostrzyczkę – przytulił ją mocno. – I Gilbo
się przy pani tak ładnie uśmiecha – ślub? Rodzina? Ach, no tak! Tym sposobem
sprowadzi go do domu i uszczęśliwi Ivana!
- Może to dobry pomysł... – po tych
słowach Gilbert się zarumienił.
- Ivan by mnie zabił, gdybym mu się
do siostry dobrał.
- A myślisz, że bym Ci pozwoliła? –
pacnęła go w nos.
- Nawet na to nie liczę... Dobra,
przedszkole, zaraz dziesiąta, zbieramy tyłki i do chałup. A Ty, miss mokrego
podkoszulka – spojrzał na przemoczoną jasnowłosą. – Nocujesz u nas, bo jak Cię
Ivan w takim stanie zobaczy to jestem martwy.
- Mam spać u Ciebie?
- A z miłą chęcią.
- Jesteś niemożliwy – jeśli to dla
Ivana była gotowa zgodzić się na wszystko. – Ale łapki przy sobie.
- Jasne, jasne – wrócili do domu.
Mały jak co wieczór przygotował się do pracy. Ponieważ nikogo nie było w jego
pokoju wszedł na Salę. Ujrzał pięknego anioła, o włosach niczym słońce spiętych
z jednej strony spinką w kształcie czegoś podobnego do krzyża. Tenże anioł
przywołał go ręką.
- Mój brat tu wczoraj był. Nie myśl,
że jestem taki jak on. Po prostu obiecał mi coś za przyjście tutaj – tak o to
anioł okazał się skrywać w sercu diabła.
- Rozumiem. Sprawię, że nie będzie
pan żałował czasu spędzonego tutaj.
- Już żałuję. Jak mogli zatrudnić
dziecko w takim miejscu?
- Mi to nie przeszkadza. Wyjawi mi
pan swe imię?
- Po co?
- A mam nazywać pana „braciszkiem”?
Niektórzy to lubią...
- Askel – odpowiedział natychmiast.
- Jakie piękne imię. Ja nazywam się
Kyle.
- Też niczego sobie. Wiesz, że
wyglądasz jak baba?
- Wiem. A pan jak anioł – jasnowłosy
się zarumienił.
- Więc Ty będziesz diabłem.
- I nowy świat powstanie, gdy się
połączymy – zaśmiał się maluszek.
- Już Cię Francis spaczył.
- Może. Jak się dowie, że czytam
jego książki to w ogóle będzie źle.
- Jak mi zaraz nie polejesz to mu
osobiście powiem – chłopiec nalał mu alkoholu.
- No dobrze. Może tu kiedyś wrócę –
napił się. Nagle trzy osoby wbiegły do pomieszczenia.
- Askuś! Nie wiedziałem, że jesteś
aż tak samotny! – powiedział słodki chłopiec za którym wbiegł piesek
wyglądający jak kuleczka ryżowa. – Mathias nam powiedział, że płakałeś i
przybiegłeś tutaj!
- Ale ja nie... Ja go zabiję!
- Przestań. Już od dawna to
wiedziałem. Nie nazywałem Cię braciszkiem to przyszedłeś do tego dzieciaka. On
Cię tak nazywa? – powiedział chłopiec o oczach niczym fiołki i włosach niczym
śnieg.
- On tak każdego nazywa. Zostawcie
nas w spokoju.
- Hm, j’sne – straszny mężczyzna w
okularach spojrzał na chłopca i wyciągnął do niego rękę.
- To Berwald – odpowiedział za niego
chłopak głaszczący psa. Tak więc chłopiec mu się również przedstawił i podał mu
rękę. Cicho pisnął, gdy ten ścisnął jego dłoń.
- Ja jestem Tino, a to Ingvi –
chłopak podał rękę dziecku, a za chwilę to samo zrobił drugi. – Będziemy Cię
odwiedzać, dobrze? Na wiosnę przyniosę Ci konwalje!
- Dobrze – uśmiechnął się maluszek.
Po chwili spojrzał na mężczyznę w okularach. – Proszę się uśmiechnąć.
- Hm – jednak twarz mężczyzny nie
zmieniła wyrazu, jedynie oczy były mniej straszne.
- O, od razu lepiej – chłopiec stanął
na kanapie i pogłaskał mężczyznę po głowie, a ten się zarumienił. Rozmawiali
jeszcze jakiś czas, ale około północy poszli do domów. Chłopiec był wyjątkowo
szczęśliwy.
Ciekawie, ciekawie...robi się bardzo ciekawie^^
OdpowiedzUsuńFabuła się nieźle rozwija, a za te epickie teksty, przez które niemal oplułam monitor kawą, powinnaś dostać jakąś nagrodę(i nie chodzi mi tu o cytaty z tego rozdziału, a o całość).
Co do rozdziału...NORWEGIA!!! Bo kiedy Nordic5 się pojawia, to nic się nie liczy!
Mam tylko jedną sprawę, trochę zbyt szybko ucięłaś zakończenie(ale przecież takiej pisarce, można to wybaczyć^^)
W ocenie szkolnej daje temu rozdziałowi 4.
Od dziś zamieniam się w nauczycielkę^^ Tylko ostrzegam, że jestem surowa. Na 5 i 6 trzeba nieźle zapracować :) Ale przypuszczam, że z dalszym rozwojem fabuły, będę mogła bez bólu wpisać do "dziennika" siódemkę...
Mam nadzieję, że nie zanudzają Cię moje komentarze, ja po prostu lubię się rozpisywać T_T
Ten koniec to już był pisany w stanie względnej świadomości, przysypiałam już^^" Po prostu było "Dokończę to i spać. Zzzz..." Dzisiejszy jest pisany w przerwie między tłumaczeniem na polski Hetalia Doujinshi Titanic... Więc też tak na szybko. Ale wyszedł dwa razy dłuższy niż planowałam^^" Kochana jesteś^^
UsuńRozmowa Kyle'a z Norkiem mnie dobiła. ^^ Pisz dalej! :D
OdpowiedzUsuńOczywiście^^ Zaraz dodam następny rozdział^^
UsuńNya! Noruś! Mean to było świetne, jednak jak dla mnie za szybko ucięłaś. A Ingvi powinien *włącza mi sie wyobraźna* przytulić Norka, i zpionurować młodego wzrokiem xD
OdpowiedzUsuńTak to jest jak przysypiasz pisząc^^" Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział jest lepszy^^
Usuń