Translate

środa, 8 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty pierwszy: Biel.


Chłopiec cały poranek i popołudnie był podekscytowany. Tym razem zamiast na strzelnicę poszli do lasu, bo tak było krócej. Poszli jedynie na spacer. Ujrzeli wiele pięknych kwiatów. Jakże wielkie było zdziwienie chłopca gdy usłyszał Ludwiga opowiada historię każdego z nich. Mówił też co znaczą w języku kwiatów.
- Skąd pan wie takie rzeczy...?
- Nie „skąd pan wie”, tylko „skąd wiesz” masz mówić, a po drugie interesuję się tym. Widziałeś te ogród na tyłach domu?
- Tak... Co rano oglądam go z mojego pokoju, jest piękny.
- To ja go stworzyłem. Tylko ostatnio nie miałem czasu się nim zająć, pewnie jest w nim dużo chwastów... Zajmiemy się nim gdy wrócimy?
- To byłoby wspaniałe! Ale przecież dzisiaj...
- Ach, no tak... A może pójdziesz tam z Gilbertem? Zostawiam wam moje dzieło pod opieką.
- Młody, ja się na tych Twoich chwastach nie znam. Jeszcze Ci coś ważnego wyrwę i będzie płacz – czerwonooki machnął ręką.
- Zostawię wam moją książkę o roślinach. Mały na pewno chętnie z niej skorzysta. Jest taki delikatny jak kwiat. Tak samo, gdy ktoś na siłę otwiera pączek kwiat będzie różnił się od tych, które same dojrzały, tak i on pewnie będzie inny od reszty dzieci.
- Czy to źle? – chłopiec się zasmucił.
- Nie. Według mnie jesteś lepszy od innych. Wytrzymałeś więcej, rozkwitniesz o wiele piękniej – blondwłosy pogłaskał chłopca po głowie. Gdy wrócili mężczyzna poszedł się szykować do wyjścia i dał chłopcu książkę. Maluszek zaczął ją przeglądać, a po chwili zszedł do ogrodu. Sprawdzał, które rośliny są kwiatami, a które chwastami. Było tu też wiele ziół. Po chwili przyszedł czerwonooki z narzędziami ogrodowymi.
- To mały, mów mi co mam wyrwać, tak będzie szybciej.
- Ale mieliśmy to zrobić razem...
- No i będziemy. Ty będziesz mózgiem, ja mięśniami. No, dajesz mały – tak więc zajęli się tym wspólnie, mały siedział na murku i machał nogami mając książkę na kolanach. Po jakimś czasie przestał w nią patrzeć i mówił wszystko z pamięci. Gilbert to zauważył. – A Ty patrz w tą książkę, bo jeszcze się pomylisz... Hej, mały... – podszedł i wziął książkę w ręce. Zapytał o jakiś losowo wybrany kwiat. Chłopiec zaczął mu o nim opowiadać. Słowo w słowo jak było napisane w książce. Wtedy zrozumiał, że jego geniusz dotyczy nie tylko muzyki, że mózg tego dziecka jest darem dla ludzkości. – Mały, idziemy do Francisa... – po chwili byli na miejscu.
- Co się stało? – blondyn był nieco zdziwiony ich wizytą, a zwłaszcza wyglądem białowłosego.
- Bierz to – wcisnął mu książkę w ręce. – I zapytaj małego o jakikolwiek kwiat stąd.
- Po co...?
- Zobaczysz. Ale pamiętaj, że on tą książkę ma w rękach od godziny...
- Przez ten czas pewnie nawet jej nie przeczytał. To ma jakieś 500 stron.
- 523 – odpowiedział chłopiec. – I jeszcze 16 stron posłowia – to zdziwiło blondyna.
- No dobrze... Opowiedz mi o... – otworzył na losowej stronie i wypowiedział trudną, łacińską nazwę rośliny. Natychmiast otrzymał odpowiedź chłopca. Słowo w słowo, jakby czytał z książki. – Stop. Od jutra załatwiamy Ci nauczycieli. Może nawet do końca tego roku będziesz wiedział więcej niż my.
- Ale po co kogoś kłopotać... To przecież kosztuje... Wtedy urośnie mój dług... I będą mieli panowie kłopoty, gdy zobaczą dziecko w takim miejscu.
- Będą przychodzić na górę, nieświadomi tego, że tu pracujesz.
- A jeśli się domyślą?
- Na pewno nie... Może najpierw kupimy Ci książki? Jeśli sam się nauczysz to nie będziemy nikogo wzywać. Czemu tak bardzo nie chcesz nauczycieli?
- Bo kiedyś, jak jedna pani przychodziła to zadawałem jej dużo pytań, powiedziała mamie, że jestem bezczelny, że jak śmiem jej nie słuchać, tylko pytać... Mama wpadła w szał, twierdziła, że nie chcę się uczyć, tylko urządzać pogaduchy. To był jedyny raz, kiedy mnie uderzyła. Potem wysłała mnie do normalnej szkoły, a tam nazywali mnie kujonem i bili... Dlatego wolałbym uczyć się sam.
- Dobrze... W Twoim wieku podstawowy materiał masz już przerobiony. Jutro przyniosę Ci książki Matta z gimnazjum, powinny jeszcze zawierać aktualny program nauczania. A potem pouczysz się z nim materiału licealnego. Może to Ty będziesz pomagać w lekcjach jemu?
- To może go zasmucić. Poczuje się gorszy.
- Nie. Będzie miał większą motywację do nauki.
- Naprawdę?
- Tak.
- Będę szczęśliwy ucząc się z nim. Jest taki miły.
- Tak więc na Ciebie spadnie obowiązek uczenia Victorii, dobrze? Ma dużo gorsze oceny niż Matt i to mnie martwi... On nie daje rady jej niczego nauczyć... Ona zawsze go zagaduje, albo nie słucha...
- Zrobię wszystko co w mojej mocy.
- Dobrze, idźcie już. Wszystkim się zajmę – mężczyzna uśmiechnął się, a oni wyszli. Zbliżała się 19, więc poszli przygotować wszystko do wyjścia nad jezioro. Byli tam niedługo potem. Gdy się kąpali już jakiś czas usłyszeli szmer i czyiś głos.
- Dobra, Kiku, jestem w tym lesie i co mam zrobić? Tam ktoś jest, tak? Mówisz, że jeśli się z nim zaprzyjaźnię to mój brat będzie szczęśliwy? No dobrze, ale nic nie obiecuję – po chwili ukazała się przed nimi piękna kobieta o długich, jasnych włosach.
- Natalia... – Gilbert zdziwił się na jej widok. – Co Ty tu robisz?
- Kazali mi się z Tobą zaprzyjaźnić. Nie wiem po co.
- Może po to, byś przestała być taką straszną jędzą?
- Podbiłabym Ci te ślepia, ale widzę, że ktoś już to za mnie zrobił.
- Miałem mały wypadek, że tak to powiem. A Ty wskakuj do wody, a nie w ten gorąc się kisisz w czarnej sukni, nie masz przecież żałoby, nie?
- No nie, ale zaraz Twój brat będzie miał.
- Oj, Natka, co złego to nie ja. Uśmiechnij pyska, zobacz, dzieciak się Ciebie boi – istotnie, chłopiec kulił się za plecami Gilberta.
- Ładny nawet. Może to z nim powinnam się zaprzyjaźnić?
- Proszę się zaprzyjaźnić z Gilbo – odezwał się nagle chłopiec. – On jeszcze nie ma dziewczyny, a już jest dorosły...
- Mały, bo Cię... – jednak po tych słowach na twarz pięknej kobiety wystąpił cień uśmiechu.
- No dobrze – ochlapała go. I tak zaczęła się zabawa. Gilbert nawet wciągnął ją do wody. Jednak ona nic mu nie zrobiła. „Jeśli staniecie się sobie bliscy, Twój brat będzie szczęśliwy. Może wtedy się przestanie Ciebie bać, wiesz? Wystarczy, że nauczysz się uśmiechać.” Może Kiku miał rację? Może to był jakiś sposób? I zauważyła jeszcze coś. Przy tym czerwonookim dziwaku czuła się lepiej. Czuła się potrzebna. Może nawet trochę szczęśliwa. Pamiętała jak pracował dla jej brata. Jak Ivan go tak favoryzował. A on ciągle mówił, że niedługo znajdzie lepsze miejsce, że kiedyś będzie potężniejszy od niego. Ale teraz, nawet wraz z przyjaciółmi nie miał takiej władzy jak on. Ale miał co innego. Miał szczęście, radość, przyjaźń. Może to też metoda... Jeśli nauczy się od niego tej radości da ją Ivanowi. W końcu, gdy wszyscy byli w jednym wielkim domu Ivan był szczęśliwy... Może chce, by znowu z nimi zamieszkał? By stał się rodziną... Tak, zaprzyjaźni się z nim, sprowadzi go do domu. Dla Ivana. Mimo, że on ją odrzucił, ona nie zrezygnowała.
- Proszę pani... – zaczął mały.
- Tak?
- Wie pani, że jeśli Gilbo jest moim udawanym braciszkiem, a pani by za niego wyszła to byłaby pani udawaną siostrzyczką? Chciałbym mieć taką siostrzyczkę – przytulił ją mocno. – I Gilbo się przy pani tak ładnie uśmiecha – ślub? Rodzina? Ach, no tak! Tym sposobem sprowadzi go do domu i uszczęśliwi Ivana!
- Może to dobry pomysł... – po tych słowach Gilbert się zarumienił.
- Ivan by mnie zabił, gdybym mu się do siostry dobrał.
- A myślisz, że bym Ci pozwoliła? – pacnęła go w nos.
- Nawet na to nie liczę... Dobra, przedszkole, zaraz dziesiąta, zbieramy tyłki i do chałup. A Ty, miss mokrego podkoszulka – spojrzał na przemoczoną jasnowłosą. – Nocujesz u nas, bo jak Cię Ivan w takim stanie zobaczy to jestem martwy.
- Mam spać u Ciebie?
- A z miłą chęcią.
- Jesteś niemożliwy – jeśli to dla Ivana była gotowa zgodzić się na wszystko. – Ale łapki przy sobie.
- Jasne, jasne – wrócili do domu. Mały jak co wieczór przygotował się do pracy. Ponieważ nikogo nie było w jego pokoju wszedł na Salę. Ujrzał pięknego anioła, o włosach niczym słońce spiętych z jednej strony spinką w kształcie czegoś podobnego do krzyża. Tenże anioł przywołał go ręką.
- Mój brat tu wczoraj był. Nie myśl, że jestem taki jak on. Po prostu obiecał mi coś za przyjście tutaj – tak o to anioł okazał się skrywać w sercu diabła.
- Rozumiem. Sprawię, że nie będzie pan żałował czasu spędzonego tutaj.
- Już żałuję. Jak mogli zatrudnić dziecko w takim miejscu?
- Mi to nie przeszkadza. Wyjawi mi pan swe imię?
- Po co?
- A mam nazywać pana „braciszkiem”? Niektórzy to lubią...
- Askel – odpowiedział natychmiast.
- Jakie piękne imię. Ja nazywam się Kyle.
- Też niczego sobie. Wiesz, że wyglądasz jak baba?
- Wiem. A pan jak anioł – jasnowłosy się zarumienił.
- Więc Ty będziesz diabłem.
- I nowy świat powstanie, gdy się połączymy – zaśmiał się maluszek.
- Już Cię Francis spaczył.
- Może. Jak się dowie, że czytam jego książki to w ogóle będzie źle.
- Jak mi zaraz nie polejesz to mu osobiście powiem – chłopiec nalał mu alkoholu.
- No dobrze. Może tu kiedyś wrócę – napił się. Nagle trzy osoby wbiegły do pomieszczenia.
- Askuś! Nie wiedziałem, że jesteś aż tak samotny! – powiedział słodki chłopiec za którym wbiegł piesek wyglądający jak kuleczka ryżowa. – Mathias nam powiedział, że płakałeś i przybiegłeś tutaj!
- Ale ja nie... Ja go zabiję!
- Przestań. Już od dawna to wiedziałem. Nie nazywałem Cię braciszkiem to przyszedłeś do tego dzieciaka. On Cię tak nazywa? – powiedział chłopiec o oczach niczym fiołki i włosach niczym śnieg.
- On tak każdego nazywa. Zostawcie nas w spokoju.
- Hm, j’sne – straszny mężczyzna w okularach spojrzał na chłopca i wyciągnął do niego rękę.
- To Berwald – odpowiedział za niego chłopak głaszczący psa. Tak więc chłopiec mu się również przedstawił i podał mu rękę. Cicho pisnął, gdy ten ścisnął jego dłoń.
- Ja jestem Tino, a to Ingvi – chłopak podał rękę dziecku, a za chwilę to samo zrobił drugi. – Będziemy Cię odwiedzać, dobrze? Na wiosnę przyniosę Ci konwalje!
- Dobrze – uśmiechnął się maluszek. Po chwili spojrzał na mężczyznę w okularach. – Proszę się uśmiechnąć.
- Hm – jednak twarz mężczyzny nie zmieniła wyrazu, jedynie oczy były mniej straszne.
- O, od razu lepiej – chłopiec stanął na kanapie i pogłaskał mężczyznę po głowie, a ten się zarumienił. Rozmawiali jeszcze jakiś czas, ale około północy poszli do domów. Chłopiec był wyjątkowo szczęśliwy.

6 komentarzy:

  1. Ciekawie, ciekawie...robi się bardzo ciekawie^^
    Fabuła się nieźle rozwija, a za te epickie teksty, przez które niemal oplułam monitor kawą, powinnaś dostać jakąś nagrodę(i nie chodzi mi tu o cytaty z tego rozdziału, a o całość).
    Co do rozdziału...NORWEGIA!!! Bo kiedy Nordic5 się pojawia, to nic się nie liczy!
    Mam tylko jedną sprawę, trochę zbyt szybko ucięłaś zakończenie(ale przecież takiej pisarce, można to wybaczyć^^)
    W ocenie szkolnej daje temu rozdziałowi 4.
    Od dziś zamieniam się w nauczycielkę^^ Tylko ostrzegam, że jestem surowa. Na 5 i 6 trzeba nieźle zapracować :) Ale przypuszczam, że z dalszym rozwojem fabuły, będę mogła bez bólu wpisać do "dziennika" siódemkę...
    Mam nadzieję, że nie zanudzają Cię moje komentarze, ja po prostu lubię się rozpisywać T_T

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten koniec to już był pisany w stanie względnej świadomości, przysypiałam już^^" Po prostu było "Dokończę to i spać. Zzzz..." Dzisiejszy jest pisany w przerwie między tłumaczeniem na polski Hetalia Doujinshi Titanic... Więc też tak na szybko. Ale wyszedł dwa razy dłuższy niż planowałam^^" Kochana jesteś^^

      Usuń
  2. Rozmowa Kyle'a z Norkiem mnie dobiła. ^^ Pisz dalej! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Nya! Noruś! Mean to było świetne, jednak jak dla mnie za szybko ucięłaś. A Ingvi powinien *włącza mi sie wyobraźna* przytulić Norka, i zpionurować młodego wzrokiem xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to jest jak przysypiasz pisząc^^" Mam nadzieję, że dzisiejszy rozdział jest lepszy^^

      Usuń