Wkrótce wróciła z herbatą, a pieśń
była już ukończona. Zobaczyła, że Roderich jest trochę na uboczu. Ciągle
widziała chłopca, który podchodził do niego, ale był odganiany. Zauważyła, że
jej mąż jest smutny. Podeszła do niego, ale też w pierwszej chwili usłyszała:
- Odejdź, chcę być sam – mężczyzna
był wśród innych tylko dlatego, że nie wypadało wyjść, gdy miał w domu gości,
jednak potrzebował samotności.
- Spokojnie... Gniewasz się?
- Tak. Ośmieszyłaś mnie.
- Nie miałam tego na myśli... To
samo się wymsknęło...
- A może mi się wymsknie coś o
Twojej przeszłości? Myślisz, że tylko Gilbert o tym wie?
- O czym Ty mówisz?
- Udawałaś mężczyznę, prawda? Kiedy
jeszcze się nie znaliśmy. Wolę nie wiedzieć po co to robiłaś, ale to nie
przystoi kobiecie.
- Oni i tak o tym wiedzą. Byłam
jeszcze dzieckiem, otaczali mnie chłopcy, jak miałam się zachowywać? Siedzieć
sama w kącie bawiąc się lalkami czy lepiej bawić się z nimi samochodami? Wiesz
jaka bym była, gdybym wtedy się przejmowała czymś takim jak płeć? Teraz byłabym
całkowicie samotna, bo nigdy nie nawiązałabym przyjaźni. Wolałbyś, by tak było?
- Nie... Ale czemu nigdy mi nie
powiedziałaś?
- A co w tym było takiego ważnego?
- Chcę wiedzieć o Tobie wszystko.
- Może chcesz też wiedzieć jakie mam
teraz na sobie majtki, co? – krzyknęła oburzona tak, że wszyscy spojrzeli na
nich.
- To już wiem – po tych słowach
mężczyzna dostał otwartą dłonią w twarz. Kobieta wybiegła oburzona. – Co w tym
dziwnego, skoro jestem jej mężem? – zapytał zebranych.
- No nieźle wam się dziś układa – Gilbert
miał przerażony wyraz twarzy.
- Ona zaczęła...
- Nie usprawiedliwiaj się tylko idź
ją przeproś – powiedział blondyn.
- Ja? To przecież ona wtedy
powiedziała... – zarumienił się.
- To obowiązek mężczyzny przeprosić
kobietę.
- To obowiązek żony być posłuszną
swemu mężowi – po tych słowach mężczyzna poczuł ogromny ból. Zauważył, że
uderzył go szkarłatnooki.
- Jak możesz być taki zimny?! To już
nie jest średniowiecze, ani nawet XIX wiek czy inne takie czasy! A Ty nie
jesteś pieprzonym arystokratą! A ona jest Twoją żoną, a nie służką! –
srebrnowłosy zaczął go bić bez opamiętania. Na szczęście jego brat szybko go
powstrzymał. Chłopiec nic nie rozumiał z tej sytuacji, mężczyźni mówiąc jednym
językiem zapomnieli już dawno o używaniu angielskiego w rozmowie, a chłopiec
nie znał ich języka. Mniej więcej od wyjścia kobiety konwersacja toczyła się po
niemiecku, więc teraz chłopiec widział tylko spokój Rodericha i wściekłość
Gilberta. Rozpłakał się widząc krew na twarzy tego pierwszego. Natychmiast do
niego podszedł i go przytulił.
- Zostaw go! – rozkazał Gilbert już
po angielsku. – Zasłużył sobie.
- Ale... Ale...
- Natychmiast do mnie podejdź. Już
więcej tu nie przyjdziemy.
- Co...? Ale... – chłopiec się
rozpłakał.
- Nie maż się. Nie masz za czym.
Naprawdę. Podejdź do mnie.
- Nie... – chłopiec mocno wtulił się
w Rodericha.
- Natychmiast!
- Nie... – chłopiec drżał w szlochu.
Szkarłatnooki mężczyzna stracił cierpliwość podszedł do chłopca i siłą oderwał
go od mężczyzny. Mocno złapał jego nadgarstek i siłą zaprowadził do swojego
brata.
- Przesadzasz Gilbert – powiedział nagle
blondyn. – Wiesz jaki on jest ważny dla dzieciaka. Tak bardziej skrzywdzisz
małego niż jego...
- Nie pozwolę komuś takiemu być w
pobliżu mojego dziecka!
- On nie jest Twoim dzieckiem,
bracie... Ledwo go znasz.
- Ale dla mnie jest prawie jak syn!
Nawet ostatnio nazwał mnie tatą! Nie moge mu pozwolić by był smutny.
- Tak? To czemu płacze właśnie przez
Ciebie?
- Co...? – szkarłatnooki spojrzał na
chłopca, który istotnie płakał. Czuł ogromne wyrzuty sumienia. No tak...
Roderich też był dla niego kimś ważnym, a on pobił go na jego oczach. – Mały...
Uspokój się... On naprawdę zasłużył... I wiesz... Może zabraniam Ci przychodzić
do Rodericha, ale nic nie mówiłem o Elizabecie...
- Ale to ten sam dom... – chłopiec zaczął
kojarzyć fakty.
- No wiem... Ale co ja zrobię jak
przypadkiem na niego wpadniesz, co...? Oj, pewnie nawet się nie dowiem... Nie
będę mógł nic na to poradzić... – udawał smutek, a chłopiec mocno go przytulił.
– Ale już się z nim nie spoufalaj, jasne? Nie, dopóki nie przeprosi Elizabety.
- Na pewno wieczorem przeprosi, bo
inaczej będzie mu smutno w nocy...
- Masz rację. Chodźmy do domu.
- Jeszcze się pożegnam z panią
Elizabetą... Tylko nie wiem gdzie jest...
- Leć, poszukaj – Gilbert go puścił,
a chłopiec pobiegł korytarzem. Po jakimś czasie wszedł do pięknego pokoju.
Ujrzał kobietę płaczącą na łóżku.
- Nic pani nie jest...? – zapytał niepewnie.
- Nie... Ale... Zostaw mnie samą...
Proszę...
- Przyszedłem się tylko pożegnać...
I proszę opatrzyć pana Rodericha...
- Opatrzyć?
- Gilbert mu zrobił krzywdę...
- Co? – kobieta natychmiast
poderwała się z posłania i pobiegła w stronę salonu. Ujrzała tam swego męża.
Może wydawał się tym wszystkim nie przejmować. Siedział na krześle i trzymał w
ręku połamane okulary, a z jego nosa i ust płynęła krew. – Coś Ty mu zrobił?! –
podbiegła do szkarłatnookiego. – Jesteś nienormalny!
- Nawet nie wiesz co powiedział jak
Ciebie nie było.
- A czy to powód, by robić mu coś
takiego?! Przesadziłeś!
- Dobrze zrobił, zasłużyłem –
powiedział nagle Roderich i podszedł do Elizabety. – Przepraszam za wszystko.
- Nie musisz... – kobieta mocno go
przytuliła. – Zaraz Cię opatrzę...
- Nie zasłużyłem na Twoją troskę...
- Zasłużyłeś, bo Cię kocham –
kobieta go pocałowała.
- Muszę jeszcze przeprosić
Gilberta...
- Nie musisz, stary – szkarłatnooki się
uśmiechnął. – Masz, jeszcze pogłaszcz dzieciaka po głowie, bo mu smutno będzie –
podszedł do dziecka i prowadząc je za rękę przyprowadził co fiołkowookiego.
Mężczyzna pogłaskał chłopca po głowie, a ten go przytulił.
- Wszystko będzie dobrze... –
chłopiec się uśmiechnął po czym wrócił do opiekuna. Pożegnali się i wyszli.
W
innym miejscu miasta ze szpitala wychodził na przepustkę młody mężczyzna.
Lekarz postanowił się dowiedzieć, czy stan pacjenta poprawi się gdy będzie w
domu. Tak więc Yao zaparkował samochód pod budynkiem. Li wyszedł i poszedł po
brata. Chłopak zachowywał się w miarę normalnie. Nie mówił nic dziwnego, jakby
był w tym miejscu niepotrzebnie. Niestety tak nie było. Li był smutny widząc
Kim w takim miejscu. Jednak cieszył się, że niedługo wszystko będzie dobrze.
Niedługo potem byli w domu. Zauważyli, że Mei znowu nie było. Wiedzieli jednak
gdzie jest, więc się nie martwili.
- Ja pojadę jeszcze na zakupy.
Chciałbym ugotować coś dobrego z tej okazji – Yao wrócił do samochodu i odjechał.
Li został sam z bratem. Nagle poczuł jak ten zachodzi go od tyłu i kładzie ręce
na jego klatce piersiowej. Słyszał od Yao, że on robił takie rzeczy jak on był
u Arthura, ale pierwszy raz tego doświadczył.
- Nie wolno, Kim... – powiedział spokojnie,
chociaż czuł się niezręcznie.
- Wolno, bo Cię kocham braciszku.
- Kim, bo Cię odwieziemy i już tu
nie wrócisz.
- Nie zrobicie tego... Ty też nic
nie powiesz, prawda? Ja tym razem naprawdę chcę to robić... Kiedyś było tak, że
po prostu nie mogłem się powstrzymać, musiałem... Ale teraz... Teraz jestem w
pełni świadomy tego co robię... Wiesz... Bez Ciebie byłem taki samotny...
Pocałuj mnie...
- Co...? Co Ty mówisz?! Jetseśmy
braćmi!
- Przecież wiesz, że jestem
adoptowany... Od zawsze mieliśmy inne nazwiska.
- Ale...
- Z powrotem zwariuję, jeśli mnie
odrzucisz... Naprawdę... Tak samo jak gdy nas opuściłeś...
- Nie chcę tego...
- Więc... Pocałuj mnie...
- Dobrze... – chłopak pocałował
drugiego. Wtedy zrozumiał, że tak naprawdę bardzo tego chciał. Mimo, że nie
musiał pogłębił pocałunek. Tulił go mocno.
- O tak... Tak jest dobrze... Yao
pewnie jeszcze długo nie wróci... Chodź do mojej sypialni... Ona jest
niezmienona, prawda?
- Prawda... Sam w niej ciągle
sprzątałem, żeby nie zarosła kurzem.
- Chodź ze mną...
- Ty chcesz...?
- Tak... Proszę, zgódź się.
- Dobrze... Kiedyś... Myślałem o
tym, wiesz...? Tak bardzo za Tobą tęskniłem, że myślałem, by Cię pocałować...
Myślałem, że to po prostu taki wiek, że myślę o tym, a Ty w końcu jesteś taki
ładny... Ale potem... Potem zrozumiałem, że z tego nie wyrosnę... – pocałował go
i złapał za rękę.
- Chodźmy – skierowali się w stronę
sypialni Kim. Wkrótce zaczęli się pozbywać kolejnych ubrań, dotykać,
całować. – Ja jeszcze nigdy... Proszę, bądź
delikatny... – Kim mocno przytulił drugiego chłopca.
- Obiecuję – Li naprawdę bardzo się
starał, by jego partner był szczęśliwy. I wychodziło mu to wspaniale. Chłopak
jęczał i wił się z przyjemności. To było takie wspaniałe. To o tym zawsze
marzył. Jednak Li nie żałował, że to nie jest jego pierwszy raz. Ten pierwszy
też był wspaniały... Ale nie mógł już wrócić do tamtych czasów. Teraz nastały
nowe, miał nadzieję, że lepsze.
Tego
dnia Francis również odwiedził Arthura. Właśnie obierał mu ćwiartki jabłka tak,
by przypominały króliczki. Czytał o tym w internecie, chciał zrobić dla niego
coś, co świadczyłoby o jego przywiązaniu do niego, o jego trosce.
- Wiesz, że nie jestem dzieckiem?
Nic mi się nie stanie, jeśli jednego dnia nie przyjdziesz, albo pójdziesz przed
zachodem słońca, czy przyjdziesz po wschodzi – zaśmiał się zielonooki. – I jeszcze
te króliczki... Nie mam pięciu lat.
- Nie chcesz, bym przychodził? –
błękitnooki zadrżał lekko, a jego oczy były wyjątkowo smutne.
- To nie tak. Po prostu... Prawie
jakbyśmy razem mieszkali... Rano wstaję i widzę Ciebie, nim zasnę widze
Ciebie... Cały dzień jesteś obok... I to tak blisko, bo siedzisz przy moim
łóżku... I... To mi się podoba... Chcę być przy Tobie... I to mnie przeraża...
Boję się... Że będzie tak jak wtedy...
- Nie będzie... Już Cię nie
skrzywdzę, nigdy. Obiecuję...
- Wiesz... Muszę Ci o czymś
powiedzieć... Ja... Od zawsze wiedziałem o tym co się stało... O niej...
Związałem się z Tobą, bo się bałem... Bałem się, że zechcesz się zemścić...
Chciałem Cię powstrzymać... Nie kochałem Cię. Na początku oczywiście... Ale
potem... Potem Cię pokochałem... Dlatego to tak bardzo bolało... Gdyby zrobił
mi to obcy człowiek pomyślałbym, że po prostu miałem pecha, że ulżył sobie na
mnie. Ale ja Cię kochałem, myślałem, że czujesz to samo... Ale wtedy
pomyślałem, że jestem tylko Twoją zabawką... Erotyczną grą, a Tobie znudziło
się przechodzenie kolejnych etapów i użyłeś kodu... Jednak pewnie sam nie
wiedziałeś, że ten kod usunie wszystkie zapisy i będziesz musiał grać od nowa.
Wściekłeś się, prawda? Że Twoja zabawka się popsuła.
- Nie byłeś dla mnie zabawką. Nie
powiem, że nigdy, bo na początku chciałem się zemścić, wykorzystać Cię i
porzucić, chciałem, byś poczuł ból utraty ukochanej osoby... Ale potem
zmieniłem zdanie. Gdy proponowałem związek myślałem tylko o tym, by rozkochać
Cię w sobie a potem porzucić. Pamiętasz? Na początku ciągle robiłem dla Ciebie
kolacje przy świecach i ciągle próbowałem zaciągnąć Cię do łóżka. Bardzo mi na
tym zależało, byś stracił niewinność z kimś, kogo nawet nie zdążyłeś pokochać.
Z kimś, dla kogo byłeś, powiedzmy prawdę, jedynie zabawką, obiektem zemsty. Ale
potem, gdy codziennie budziłem się i zasypiałem przy Tobie, gdy patrzyłem Ci w
oczy, gotowałem dla Ciebie i próbowałem zjeść to co ugotowałeś Ty... Zakochałem
się. Widziałem jak bardzo się starasz dla mnie. Zainponowałeś mi.
- Ty mi też. Ale za uwagę o mojej
kuchni powinieneś teraz całować mnie po stopach i błagać o wybaczenie.
- Qui, mon cher – nagle wstał i
podszedł do nóg łóżka. Odsłonił z kołdry jego stopy i zaczął je całować.
- Ej, żartowałem! – zielonooki zgiął
nogi w kolanach, by utrudnić mu dostęp.
- Teraz już nieważne... Daj je...
Twe dłonie, Twe stopy, chce je całować, skoro tutaj nie mogę liczyć na nic więcej...
Chyba, że... Umiesz być cicho?
- Co masz na myśli?
- Jak głośno byś jęczał jakbym się z
Tobą kochał?
- Chyba nie chcesz tutaj...
- Już długo czekałem... Proszę...
- Nie...
- Rozumiem.
- Co?
- Rozumiem. Nie chcesz to nie –
mężczyzna ze smutną miną usiadł na krześle.
- Kurna, nie powtarzajmy znowu tego
samego scenariusza. Znowu będę Cię trzymał na dystans, a Ty nie wytrzymasz.
- Wytrzymam.
- Jak długo? Poza tym... Umiem być
cicho... Mam sam salę, więc nikt nie usłyszy. Zasłonisz mi usta ręką.
- Jesteś pewien?
- Tak... I chcę, byśmy zmienili
wspomnienia...
- Zmienili wspomnienia?
- Zrób to jak wtedy. Siłą. Tak jakby
znów był ten dzień. Ale teraz będzie inaczej. Teraz nie odejdę po tym jak
skończysz, nie opuszczę Cię. A Ty przyjdziesz też jutro, po jutrze i w każdy
następny dzień. Jakbyśmy nigdy się nie rozdzielili. Wybaczę Ci od razu, nie
będę miał Ci tego za złe. Jakbyśmy nigdy się nie rozdzielili.
- Jesteś tego pewien? To będzie Cię
boleć... A ja nie wiem czy... czy sobie to wybaczę...
- Po prostu zrobisz co Ci każę, nie
będzie w tym Twojej winy. Tylko pamietaj zasłaniać mi usta. Nie chcę, by ktoś
usłyszał.
- Rozumiem... Chcesz by to było
romantycznie czy kompletnie tak jak wtedy?
- Nie da się tak jak wtedy. Nie
weźmiesz mnie od tyły przez te wszystkie kroplówki. Ale nie cackaj się ze mną.
Zrób to jak tamtego dnia. Tak, żebym zapamiętał to na zawsze.
- Oczywiście – niebieskooki drżącymi
rękami zdjął z niego kołdrę. Tak bardzo się bał. On był teraz po wypadku. A
jeśli zrobi mu krzywdę? Tak bardzo chciał być delikatny, nie musieć się o nic
martwić. Ale w końcu on mu kazał... Musiał to zrobić... Musiał... Nie miał
innego wyjścia.
- Mówiłem coś o cackaniu się ze mną?
Wtedy jakoś się nad niczym nie
zastanawiałeś.
- Nie mogę... Zrozum... Nie mogę...
Nie dam rady... Nie teraz, nie tak...
- Dasz. Obiecuję, nie będę krzyczał.
Nawet nie zauważysz czy mnie boli czy nie.
- A jeśli zrobię Ci krzywdę?
- Nie mam jakiś poważnych obrażeń,
nie masz co zepsuć. No już, zanim ktoś tu przyjdzie.
- Dobrze... – wiedział, że musi
zrobić wszystko co jego ukochany mu kazał Nie zatrzymał się już. Jednak starał
się być delikatny dopóki mógł. Powoli zdjął z niego spodnie. – Naprawdę tego
chcesz?
- Tak. Jeśli to zrobisz to zapomnę o
tamtym. Chcesz tego, prawda? Bym znów z Tobą zamieszkam. Mój dom oddam Kiku,
niech tam sobie ułoży życie z Mei... Ale zrobię to tylko wtedy, jeśli teraz
będziesz posłuszny.
- Dobrze... – rozpiął i zsunął swoje
spodnie i bieliznę. Jego dłonie drżały, więc zielonooki chciał go ośmielić,
zaczął stymulować go ręką.
- No już. Widzę, że już jesteś
gotowy.
- Nie do końca... Nie tutaj –
pokazał palcem na swoje serce.
- A ja jestem. Przecież jestem dla
Ciebie ważny. Zrobisz to, bo ja tego chcę, prawda?
- Tak. Zrobię wszystko, Co mi każesz...
Już... Zasłoń sobie usta.
- Ty to zrób. Będę dziś jedynie
marionetką.
- Proszę, pomóż mi.
- Nie. Wtedy Ci przecież nawet
przeszkadzałem. No już. Umiesz to zrobić.
- Umiałem... Teraz nie dam rady...
Nie na trzeźwo... Nie patrząc Ci w oczy.
- Nie umiesz spełnić mojej prośby?
Nie umiesz zmienić wspomnień i przeznaczenia.
- Umiem... Dla Ciebie umiem...
- Zrób to wreszcie!
- Dobrze... – mężczyzna więc położył
dłoń na ustach partnera i wszedł w niego brutalnie. Zrobił to co mu kazano.
Mimo swych łez był brutalny, tak jak chciał tego zielonooki. Po chwili zaczął
go całować zamykając mu usta swymi wargami. Skończył bardzo szybko. Pierwszy
raz był z tego powodu szczęśliwy. Nikt ich nie słyszał, nie przyłapał. Po
chwili wyszedł i wrócił z kubkiem wody i chusteczkami. Obmył go dokładnie. –
Tak miało być?
- Było dużo lepiej niż wtedy... –
zielonooki drżał. – A jednak robiłeś to tak samo... Czemu?
- Bo teraz się nie bałeś – ciągle ocierał
łzy z oczu. – Teraz to ja się bałem... Że Cię skrzywdzę...
- Już dobrze. Usiądź przy mnie i już
o nic się nie martw. To nawet mniej bolało niż wtedy.
- Bo jesteś już rozciągnięty.
- Sugerujesz, że się puszczam?
- Sugeruję, że nie jestem Twoim
jedynym.
- Teraz jesteś. Ale po Tobie od
tamtego czasu miałem innych.
- Ja też... Ale z nikim się nie
związałem.
- Ja tak... Ale nie z miłości... Jak
to powiedzieć Alfredowi?
- Po ludzku. Kochasz mnie czy jego?
- Ciebie.
- Więc mu to powiedz. Jeśli Cię
kocha to zrozumie. Poza tym widziałem jak patrzył na Matta. Nie widzi w nim
brata, w końcu nie wychowali się razem. Prędzej czy później by Cię zdradził...
Obawiam się, że z nim... Ostatnio Matt zaczął wychodzić z domu. Nie żeby nigdy
tego nie robił, ale zwykle wychodził na spacery i wracał po godzinie, góra
dwóch. Ale teraz wychodzi na długo...
- Może po prostu próbują stworzyć
więź?
- Mam taką nadzieję... Ale nic nie
wiem...
- Ja też nie. Ale Alfred tego nie
zrobi Mattowi.
- Ani Matt nie pozwoli na to
Alfredowi.
- Więc nie ma się czym martwić –
nawet nie wiedzieli jak bardzo mogli się mylić...
Szczerze, nigdy nie przepadalam za Roderichem, wiec jak Gilbo go zlal ucieszylam sie XD Poza tym... Francja x Anglia i Hong Kong x Korea w jednym rozdziale... KOCHAM. :D
OdpowiedzUsuńJa właśnie lubię Rodericha^^" Ale jakoś ma u mnie pecha... On jest taki słodki... A Anglii w tym rozdziale nie planowałam, ale tak się wzięłam, że napisałam XD
UsuńArcio jest rozciągnięty :3
OdpowiedzUsuńwidać dużo ćwiczy ;p
bez skojarzeń *3*
No wiesz, często "rozmawiał" z Kiku^^
UsuńHong Kong i Korea, Francis i Arthur, a na dodatek Austria dostał po mordzie...i to w jednym rozdziale^^ Kocham Cię!
OdpowiedzUsuńTo nazwij mnie "mamą" *_*
UsuńMamusiu! XD
UsuńWięcej akcji, gdzie Rod dostaje w mordę, to takie zabawne! XD
OdpowiedzUsuńBoże, Alfred zgwałci Matta?! O_O" Tak wnioskuje z ostatniego zdania...
A bym sie śmiała gdyby ktoś wszedł na salę podczas kiedy Francis i Arthur.... :D Mamo, skąd ty bierzesz pomysły? ^-^"
Dobrze wnioskujesz, ale nie tak ostro^^ Ale jesteś blisko^^ I jeszcze do tego trochę czasu minie^^ Właśnie też planowałam, by ktoś wszedł, ale wtedy by więcej Francisa nie spuścili XD A pomysły mi się śnią^^ I słucham dziwnej muzyki XD *podśpiewuje Musunde Hiraite Rasetsu to Mukuro* I powiedz mi co jeszcze chcesz w opo, bo inaczej zaraz przeskoczę dwa tygodnie i będzie pod koniec...
UsuńDziwne, w wiadomościach dostałam, że jest jeszcze jeden komentarz, a go tu nie widzę...
OdpowiedzUsuń"Megumi noreply-comment@blogger.com
18:55 (5 godz. temu)
do mnie
Nowy komentarz do posta "Rozdział trzydziesty trzeci: Wiele barw miłości." dodany przez Megumi :
"Musunde Hiraite Rasetsu to Mukuro"? Wrzuciłam na yt filmik z Yaoi i tą piosenką ( ta piosenka jest dziiiiwna) XD
Hm... Może porwanie? Albo... czekaj. Napisałaś "Francisa nie spuścili" ?!XD"
No więc ładnie na to odpowiem. Ten filmik z yaoi codziennie oglądam, centralnie XD Przez niego mi to chodzi po głowie XD A ja już wymyśliłam, że Sadiq powróci, nawet podobny pomysł miałam^^ A co do Francisa to literówka XD Miało być "wpuścili" XD *wyobraża sobie małego Francisa spuszczanego w kiblu* XD