Translate

wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozdział trzydziesty czwarty: Poświęcenie.


W czasie gdy byli samotni Alfred i Matthew spotykali się w domu Anglii. Zwykle popołudniami, gdyż noce spędzali w szpitalu towarzysząc Arthurowi, a poranki odsypiając. Zżyli się nieco ze sobą. Czas mijał dzień po dniu. Co jakiś czas Alfred spotykał się z Kiku w ich wspólnej sprawie nie mówiąc o tym nikomu. Oprócz tego ciągle przebywał z Mattem... A on był tak piękny... Pewnego dnia poprosił, by spał u niego. On zgodził się bez wahania. W domu był samotny mimo ludzi w okół. Wszyscy go ignorowali, a jedynie swym hałasem przeskadzali mu w odsypianiu. Tak więc gdy wrócili ze szpitala położyli się razem. Nie było to nic złego. W końcu byli braćmi, więc nie było to nic złego. Jednak starszy zaczął powoli myśleć o czymś innym. Czuł, że tracił osobę, którą kochał. A teraz obok niego leżał ktoś tak piękny. Co z tego, że wyglądał jak on kilka lat temu. Był o wiele piękniejszy. I robił wszystko co on mu kazał... Jego ukochany na pewno nie będzie miał mu tego za złe, jeśli... Niepewnie pocałował chłopca w policzek.
- C-co robisz, braciszku? – Matt się zarumienił.
- Wiesz... Ja... Czuję się taki samotny... On... On woli tego żabojada, prawda?
- W końcu kiedyś byli razem. To zawsze pozostanie w pamięci...
- Jeśli się go nie pozbędę to oni do siebie wrócą... Pomóż mi... Pomóż mi zabić Francisa...
- Nie! On mnie wychował! Jesteś potworem!
- Ty nic nie rozumiesz! Nie wiesz co on zrobił Arthurowi!
- Wiem! A czy Ty rozumiesz, że on mu to wybaczył?
- Może wybaczył, ale.. Ja mu nie wybaczę...
- Zrobię wszystko, byś go oszczędził...
- Wszystko...?
- Tak.
- Wiesz, że teraz jestem bardzo, bardzo samotny... Prawda?
- Wiem... – chłopak zarumienił się i zadrżał.
- Wiesz jak temu zaradzić?
- Tak... – przytulił go mocno.
- Postaraj się bardziej – więc chłopak pocałował go w policzek. – Jeszcze troszkę – odpowiedzią był pocałunek w usta. – Robiłeś już to kiedyś?
- Ale... Co...?
- Kochałeś się kiedyś?
- Nie...
- Chcesz spróbować?
- Nie wiem... Boję się...
- Będę delikatny, obiecuję...
- Ale jeśli on się dowie...
- Nie powiesz mu, prawda? Jeśli ja stracę jego to Ty stracisz...
- Nie! Nie powiem! Nic nie powiem! – zaczął go całować łapczywie.
- Grzeczny chłopiec... Już, rozbierz się, ale tak ładnie...
- Jak...?
- O tak... – zdjął z siebie koszulę w bardzo zmysłowy sposób. – Umiesz tak?
- Postaram się – chłopak rozbierał się powoli w sposób pobudzający wyobraźnię.
- Pięknie... Terz zajmij się mną – chłopak wykonał polecenie bez szemrania. Po chwili obaj byli w łóżku. – Boisz się?
- Tak... Ale wiem, że muszę to zrobić...
- Nie musisz. Ale wiesz co się stanie, jeśli tego nie zrobisz... A ja... Nie chcę Cię skrzywdzić i... I chyba szukam wymówki, by jednak nie robić mu krzywdy... Ale wciąż mam za mało powodów... Wciąż uważam, że muszę to zrobić... Ale jednocześnie stajesz się dla mnie coraz ważniejszy... Ale jego... Jego nienawidzę.
- Zrobię to, jeśli to Ci pomoże... – pocałował go.
- Dziękuję... – zaczął go całować i dotykać. Pragnął pozbyć się samotności, pragnął czyjejś obecności, bliskości. A on był tak piękny... A jednocześnie czuł, jakby to była część zemsty na niebieskookim. Zabierał mu kogoś tak cennego... Postanowił, że, skoro on zabiera mu przybranego brata, to on odwdzięczy się tym samym. Całował chłopaka zapalczywie. Tak bardzo nienawidził tych falistych włosów, takich samych jak te należące do jego wroga... Jakby byli prawdziwymi braćmi... A co jeśli...? Nie, na pewno nie... Nie mógł podejrzewać żadnego ze swoich i chłopaka rodziców o powiązania z tamtą rodziną.
- Boję się... – powiedział nagle chłopak gdy starszy był już bliski wejścia w niego.
- Cichutko... Będę delikatny. Nie możesz się już wycofać... Nie umiem już się powstrzymać...
- Proszę... Ja jednak nie dam rady... Za bardzo się boję... – zaczął płakać.
- Uspokój się... Jeśli teraz wrócisz do domu to możesz być pewien, że Twój fałszywy braciszek będzie miał wypadek...
- Ty nie jesteś taki! Ty nie chcesz krzywdzić ludzi!
- Chcę! On skrzywdził najbliższą memu sercu osobę!
- A Ty teraz chcesz zrobić to samo?
- T-tak... Jeśli... Jeśli nie uciekniesz to... To będzie starsczyło za zemstę... Już go nie skrzydzę... – wiedział, że kłamie. Wiedział, że jeśli Arthur wybierze Francisa zamiast niego to nie będzie potrafił się powstrzymać i go zabije. Wiedział o tym doskonale. A mimo to oszukiwał swego własnego brata.
- Dobrze... Zrób to... Nie wymagam byś, był delikatny... Nie musisz się ze mną cackać.. Możesz... Możesz zrobić to tak samo jak on jemu... Nieważne, że to boli.
- Nie skrzywdze Cię. Będę delikatny, obiecuję. Uspokój się.
- Dobrze... – zamknął oczy. Po chwili rozłożył nogi i zacisnął dłonie na pościeli. – Jestem gotowy.
- Dobrze... Bardzo dobrze... – pocałował go czule. – Jeśli będzie Cię bolało to krzycz. Muszę wiedzieć, kiedy przystopować.
- Zrób to wreszcie... Chcę mieć to za sobą.
- Zgodnie z życzeniem – wszedł w niego delikatnie. Cały czas go tulił, by ten poczuł się pewniej. Młodszy czuł się poniżony, ale jednocześnie był z siebie dumny. Przyjmował na siebie zemstę skierowaną w najważniejszą dla niego osobę. Był szczęśliwy, że mógł mu tym pomóc. Nie chciał jednak dawać satysfakcji swemu... można powiedzieć: oprawcy. Tamował w sobie wszelkie dźwięki. Po jakimś czasie poczuł, że on coraz bardziej przyspiesza. „Pewnie myśli, że słabo to robi i dlatego nie jęczę z „rozkoszy” którą chce mi dać” pomyślał. Mimo, że chłopak naprawdę się starał i fizycznie było mu dobrze to psychicznie czuł się okropnie. Więc nie wydawał z siebie żadnych dźwięków, nawet gdy to zaczynało boleć. Mimo coraz większego bólu był cicho. A to był błąd. Z oczu zaczęły mu płynąć łzy. Nie wytrzymał.
- Przestań... To boli... – wyszeptał w końcu.
- Przepraszam... Myślałem, że robię to za słabo i nie czujesz... Ty... Ty chciałeś mnie oszukać, nie wydawać żadnych dźwięków... I Ty... Cholera! Ty krwawisz! – spojrzał w dół jego ciała. – Mówiłem, że masz krzyczeć jak będzie bolało! Cholera... Cholera... Co ja teraz zrobię...
- Teraz wrócę do domu, zadzwonię do niego, by zawiózł mnie do lekarza. A on się dowie co zrobiłeś. W końcu... Tego właśnie chciałeś, prawda? Zemsty. Teraz poczuje to samo co Ty.
- Rozumiem... Masz rację...
- Dokończ.
- Co?
- Dokończ. Jeszcze nie doszedłeś.
- Ale...
- Proszę...
- Dobrze... – już powoli i delikatnie doprowadził akt do końca. Po czym pomógł mu się umyć i ubrać. – Odwiozę Cię.
- Dziękuję... Na pewno mały zauważy Twój samochód, ciągle jest w ogrodzie. To będzie jeszcze bardziej wiarygodne.
- Dobrze – odwiózł go. Tak jak się spodziewali mały chłopiec natychmiast podbiegł do nich.
- Matt... Jak się czujesz? Masz łzy w oczach... – chłopiec patrzył na niego smutno.
- Nic mi nie jest... Musze teraz zadzwonić do Francisa.
- Rozumiem... Jesteś chory i musisz mu powiedzieć?
- Tak, właśnie. Boli mnie brzuch i muszę się zapytać czy mogę wziąć mocniejsze leki przeciwbólowe. A Ty już zmiataj. Miałeś chyba pomagać Ludwigowi w ogrodzie.
-Ach, no tak, już biegnę – mały zniknął z ich pola widzenia.
- Możesz już wracać, poradzę sobie.
- Rozumiem, uważaj na siebie... – starszy chłopak odszedł do samochodu i odjechał. Młodszy wyciągnął telefon i zadzwonił do swojego opiekuna.
- Francis... Jest mały problem... Byłem u Alfreda i... Proszę... Nie mów o tym nikomu tylko... Zabierz mnie do szpitala... – chłopak nie wytrzymał napięcia i rozpłakał się.
- Już tam jadę – nie pomyślał nawet o tym, że może zawieźć go ktoś inny będący w domu. Po prostu musiał to zrobić. Był na miejscu w ciągu paru minut. – Chodź... – przytulił go mocno, a on płakał mu w ramię. - Co on Ci zrobił? Nie wyglądasz na pobitego...
- Zrobił to, co Ty temu panu... Arthurowi...
- Nie mów, że... Nie wybaczę mu!
- On Tobie też... Zostawmy to... Nie chcę Cię w nic wplątywać... Zabierz mnie do lekarza i zostaw sprawę w spokoju.
- Jeśli tego właśnie chcesz... – zawiózł go bez szemrania. Lekarz opatrzył chłopca, jednak nie zadawał zbędnych pytań. A mężczyzna zrozumiał jak musiał się czuć tamten chłopak. Naprawdę chciał go zabić. Teraz zrozumiał, że wtedy sam zasłużył na śmierć. Postanowił jednak po prostu zająć się swoim podopiecznym najlepiej jak tylko potrafił.
            Po jakimś czasie wszystko już było dobrze. Arthur był bliski powrotu do domu. Wtedy też gdy odwiedził go Alfred musiał mu coś wyznać.
- Wiesz, ja... Kiedy stąd wyjdę chcę... Chcę zamieszkać z Francisem... Mój dom oddam Kiku i Mei... A Ty... Ty wróć do domu. Tak będzie najlepiej...
- Że co?! On mi Ciebie odbierze?!
- Nie odbierze. Sam odchodzę. Przepraszam... Nie potrafię dłużej tego ciągnąć... Naprawdę nie potrafię... Nigdy nie przestałem go kochać... A Ciebie... Ciebie nigdy nie kochałem... Wybacz mi...
- Więc bardzo pięknie! Już nigdy mnie nie zobaczysz!
- Alfred, zaczekaj! – jednak chłopak już wybiegł z budynku. Wiedział, że musi pozbyć się przeszkody. I wiedział jak to zrobić.
- Kiku? – zapytał gdy już się dodzwonił do odpowiedniej osoby. – Na kiedy uda Ci się podłączyć tę bombę?
- Mogę to zrobić nawet na jutro.
- Dobra. Zrób to jak najszybciej. Muszę się go pozbyć.
- A pamiętasz co obiecałeś w zamian?
- Pamiętam, pamiętam. To tylko kwiestia czasu zanim się go pozbędę.
- To ja idę ją podłączyć.
- Licze na Ciebie – rozłączyli się, a czarnowłosy natychmiast spakował co potrzebował i wyszedł z domu. Jeszcze tej samej nocy ładunki były podłączone.
            Rano, gdy Francis jeszcze spał zadzwonił Arthur mówiąc, że tego dnia wychodzi ze szpitala. Poprosił, by nie przyjeżdżał od razu rano, tylko trochę później, kiedy będzie lekarz mogący dać mu wypis. Tak więc mężczyzna tego dnia spał dłużej. Był szczęśliwy. Wiedział, że od teraz jego życie zmieni się na lepsze. Gdy już mógł jechać zobaczył jeszcze chłopca w ogrodzie. Powiedział mu, że jedzie po Arthura. Wiedział, że mały się ucieszy, że jego przyjaciel będzie przy nim. Dzwonił do niego i do Kiku co wieczór, ale rzadko u niego był, bo nikt nie chciał go zawieźć twierdząc, że Arthur i Francis powinni być ze sobą sami. Gdy blondyn otworzył drzwi od samochodu usłyszał wołanie dziecka.
- Niech pan zawiezie mu jakieś kwiaty! Pan Ludwig pozwolił mi zerwać kilka ładnych!
- Już idę – mężczyzna odruchowo zamknął drzwi samochodu. Nie wiedział, że to aktywuje mechanizm ładunków. Podszedł do chłopca, odebrał od niego kwiaty. Gdy odwrócił się do samochodu zauważył jak wybucha przednia szyba, a sekundę potem fotel kierowcy wręcz w nią wjeżdża. Nie wiedział, że z okna przygląda się temu młody chłopak o jasnych oczach i włosach.
- Gdyby tam siedział już by miał poderżnięte gardło... – wyszeptał sam do siebie. – To jego sprawka... – chłopak zbiegł na dół i podbiegł do opiekuna. – To Alfred! – krzyknął do nich.
- Co? Jak to? – jasnowłosy rozumiał, że to mógł być mały zamach, ale nie spodziewał się, że będzie wiedział to Matt.
- On chciał Cię zabić! Mimo tego... Mimo tego co z nim zrobiłem on... On... Zabiję go...
- Nie. Ty będziesz grzecznie siedział w domu. Ktoś musi pomagać małemu w nauce. Zasłużyłem na to. Spokojnie. Nic mi nie jest, więc sprawa zakończona – pogłaskał go po głowie. – Po prostu pojadę innym samochodem – uśmiechnął się słodko i skierował ku garażowi. Tam były rzadziej używane samochody, a posiadał ich wiele, więc niczym się nie martwił. Wiedział, że to miała być kara za to co zrobił Arthurowi. Trochę nawet żałował, że przeżył. Ale teraz musiał szybko znaleźć się przy swoim ukochanym. Pojechał do niego.
            Tymczasem Kiku postanowił powiedzieć Heraklesowi, że się wyprowadza. Wszedł do jego pokoju, ale go tam nie zastał.
- Ach, pewnie znowu jest w pracy... Musiał ostatnio posegregować wiele tych nowych znalezisk – rozumiał dobrze, że praca archeologa jest dość trudna zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Usłyszał za sobą kroki. – O już wróciłeś? – uśmiechnął się, jednak gdy się odwrócił ujrzał przed sobą Sadiq’a.
- Tęskniłeś? Ja bardzo... – mężczyzna miał w ręku nóż.
- S-sadiq... ja... Ty nie rozumiesz ja... Ja nie chciałem...
- Nie chciałeś strzelić mi w ramię? No tak. Chciałeś mnie zabić.
- To nie tak... Ja nie miałem innego wyjścia... Byłeś zagrożeniem...
- Teraz jestem nim na pewno. Wiesz jak mnie przeprosić, prawda?
- T-tak... – mężczyzna drżącymi dłońmi odpinał guziki koszuli, jednak nim opadła na ziemię usłyszał otwieranie drzwi wejściowych.
- Kiku, już znalazłem tego kota! Znaczy nie mówiłem Ci, ale Nekojirou uciekł, ale już go mam! – to był Herakles.
- Oj, to się zabawimy... – powiedział Sadiq. – Zawołaj go.
- Co...? Nie... Niech tego nie widzi...
- Niech widzi. Potem zrobię to samo z nim... – nie wiedzieli, że mężczyzna to słyszy. Odstawił kota i poszedł do kuchni po nóż.
- Herakles, chodź, jestem w Twoim pokoju, pokaż czy Nekojirou jest cały! – Kiku wiedział, że nie ma innego wyboru jak go zawołać.
- Już idę! Zobaczysz, nic mu nie jest – mówił z takim optymizmem, jakby nie wiedział o tym co się dzieje. Widział, że Sadiq na niego czeka. Podszedł do nich. – Co Ty tu robisz...? – zapytał patrząc na Sadiq’a.
- Nic, podziwiam martwą naturę... Może nie martwą... Jeszcze nie... Wejdź do pokoju i usiądź przy biurku. Żadnych gwałtownych ruchów... Włąśnie... Gwałtownych... – Sadiq zaśmiał się dziwnie. Jednak nie spodziewał się w następnej sekundzie mieć noża na szyi. – Co Ty odpierdalasz?!
- To samo co Ty... Wtedy... Wtedy miałem wykopaliska za starymi magazynami... I wiesz co widziałem? Ciebie razem z Kiku i jego siostrą... Widziałem wszystko. Wiele słyszałem. Miałem nadzieję, że Cię zabił... Jednak nie chciałem, by brudził sobie ręce. Dziwisz się, że nikt inny nie widział? Powinieneś wiedzieć, że tylko ja zostałem wyznaczony do tamtego zadania, miałem jedynie sprawdzić plotki o jakichś odłamkach ceramiki tam... Tylko ja to widziałem... I aż ja... Teraz dokończę to co chciałem zrobić już dawno... To, czego nie zrobił Kiku...
- Czekaj! Jaj se nie rób! Przepraszam!
- Żegnaj, Sadiq... – Herakles szybko przesunął ostrzem po jego szyi rozcinając mu gardło.
- Dzwonię po Alfreda, on się na tym zna – powiedział Kiku. – On to załatwi, że nikt nas nie będzie podejrzewał...
- Jasne. Zrób to. I ubierz się. Nikt oprócz Twojej ukochanej nie powinien Cię takiego widzieć.
- Ach, no tak – mężczyzna natychmiast się ubrał. Niedługo potem przyjechał Alfred. W mgnieniu oka wszystkie ślady zniknęły, a on wywoził zwłoki w bagażniku. Nie wiedział, że po drodze ktoś wskoczy mu przed maskę.

18 komentarzy:

  1. zrobiłaś z Alfreda zuą sukę (╮°-°)╮┳━┳
    WHY.?!( ╯°□°)╯ ┻━┻

    OdpowiedzUsuń
  2. UmiCorn jaki bulwers XD

    A mi się to bardzo spodobało. Herakles, zabijający Sadiqa... No mówiłam, że Alfred zgwałci Matta! , może większość ludzi gwałtem tego nie nazwie, ale ja tak! I Kyle ratuje sytułację...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ale Alfredzik to takie nierozumne, wyrośnięte dziecko D;
      rozumiem zemstę za Arcia, ale tak szybko gwałcić D;

      Usuń
    2. To wyrosniete dziecko jest grozniejsze niz przypuszczalysmy. D:

      Usuń
    3. No bo w historii Ameryka robi dużo złych rzeczy, a jest uważany za takiego dobrego. Tak samo myślę o Alfredzie. Nie rozumie czym jest dobro i zło, więc robi to co złe myśląc, że to jest dobre. W końcu chciał sprawiedliwości, zemsty, nie obchodziło go to jak to osiągnie. Uważał, że robi dobrze, bo to jest sprawiedliwe.

      Usuń
    4. Ja sama nie przepadam za Amerykanami (jesli chodzi o historie), alee biorac pod uwage, jak przedstawil ta postac Hima... Troche szok. xD

      Usuń
    5. Potem będziesz miała jeszcze większy szok *kończy pisać kolejny rozdział ze złym Alfredem*

      Usuń
  3. Alfred...(TY ŚWINIO!!!)
    ^^ Niezły rozdział... Nie spodziewałam się, że Herakles będzie...taki męski^^ Jestem ciekawa kto wskoczy mu przed ten samochód :)
    Jeśli chodzi o błędy, to znalazłam powtórzenie " Nie było to nic złego. W końcu byli braćmi, więc nie było to nic złego." Poza tym nic^^
    Mamusiu, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów ()^.^() *cmok w policzek*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak się z tego powtórzenia śmiałam, że tata zapytał o co chodzi, jak mu powiedziałam to odpowiedział "To napisz, że masz sklerozę bo masz 99 i pół roku" XD Ale serio, nie pamiętałam, że to odwaliłam... No wczoraj z resztą chciałam pograć na gitarze i się okazało, że piosenkę, która znałam idealnie na pamięć dwa tygodnie wcześniej nie pamiętałam nic oprócz początku ;(

      Usuń
  4. Dobra... Mowilam, ze nie lubie Alfreda w tym opowiadaniu ale teraz przegial pale. xDD ysz, nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. D:

    OdpowiedzUsuń
  5. ...A i jeszcze mam coś do powiedzenia, bo mi się przypomniało...Jakiej narodowości jest Kyle? Ostatnio coś wspomniałaś o językach i tak się zaczęłam zastanawiać^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest Anglikiem^^ Ma ktoś pomysł na jakieś ładne nazwisko dla niego? W innym opowiadaniu moim opowiadaniu ("Pan Samotności" 26 stron i nie wiem co pisać, mam na kompie, jak ktoś chce to e-mail proszę podać^^ I jeszcze na e-mail mogę dać Hetalia Doujinshi Titanic po polsku, 15h tłumaczenia <3) jest Kyle Darkblood i jeszcze w jednym rpg był Kyle Darkmoon... Ogólnie jak gdzieś jest Kyle albo Yoichi to może być moje XD Możecie nawet na nk napisać Itami Yoichi. Tam jest wyjaśnione co do moich opowiadań XD Dajcie Kyle'owi jakieś nazwisko, bo mu znowu jakieś jak dla demona dam XD

      Usuń
    2. Hm...Stoker? Jak Bram Stoker XD

      Usuń
    3. Autor Draculi, mamusiu.

      Usuń
    4. Jak mądry pan to mogę dać małemu jego nazwisko^^

      Usuń