W czasie gdy byli samotni Alfred i
Matthew spotykali się w domu Anglii. Zwykle popołudniami, gdyż noce spędzali w
szpitalu towarzysząc Arthurowi, a poranki odsypiając. Zżyli się nieco ze sobą.
Czas mijał dzień po dniu. Co jakiś czas Alfred spotykał się z Kiku w ich
wspólnej sprawie nie mówiąc o tym nikomu. Oprócz tego ciągle przebywał z
Mattem... A on był tak piękny... Pewnego dnia poprosił, by spał u niego. On
zgodził się bez wahania. W domu był samotny mimo ludzi w okół. Wszyscy go
ignorowali, a jedynie swym hałasem przeskadzali mu w odsypianiu. Tak więc gdy
wrócili ze szpitala położyli się razem. Nie było to nic złego. W końcu byli
braćmi, więc nie było to nic złego. Jednak starszy zaczął powoli myśleć o czymś
innym. Czuł, że tracił osobę, którą kochał. A teraz obok niego leżał ktoś tak
piękny. Co z tego, że wyglądał jak on kilka lat temu. Był o wiele piękniejszy.
I robił wszystko co on mu kazał... Jego ukochany na pewno nie będzie miał mu
tego za złe, jeśli... Niepewnie pocałował chłopca w policzek.
- C-co robisz, braciszku? – Matt się
zarumienił.
- Wiesz... Ja... Czuję się taki
samotny... On... On woli tego żabojada, prawda?
- W końcu kiedyś byli razem. To
zawsze pozostanie w pamięci...
- Jeśli się go nie pozbędę to oni do
siebie wrócą... Pomóż mi... Pomóż mi zabić Francisa...
- Nie! On mnie wychował! Jesteś
potworem!
- Ty nic nie rozumiesz! Nie wiesz co
on zrobił Arthurowi!
- Wiem! A czy Ty rozumiesz, że on mu
to wybaczył?
- Może wybaczył, ale.. Ja mu nie
wybaczę...
- Zrobię wszystko, byś go
oszczędził...
- Wszystko...?
- Tak.
- Wiesz, że teraz jestem bardzo,
bardzo samotny... Prawda?
- Wiem... – chłopak zarumienił się i
zadrżał.
- Wiesz jak temu zaradzić?
- Tak... – przytulił go mocno.
- Postaraj się bardziej – więc chłopak
pocałował go w policzek. – Jeszcze troszkę – odpowiedzią był pocałunek w usta. –
Robiłeś już to kiedyś?
- Ale... Co...?
- Kochałeś się kiedyś?
- Nie...
- Chcesz spróbować?
- Nie wiem... Boję się...
- Będę delikatny, obiecuję...
- Ale jeśli on się dowie...
- Nie powiesz mu, prawda? Jeśli ja
stracę jego to Ty stracisz...
- Nie! Nie powiem! Nic nie powiem! –
zaczął go całować łapczywie.
- Grzeczny chłopiec... Już, rozbierz
się, ale tak ładnie...
- Jak...?
- O tak... – zdjął z siebie koszulę
w bardzo zmysłowy sposób. – Umiesz tak?
- Postaram się – chłopak rozbierał
się powoli w sposób pobudzający wyobraźnię.
- Pięknie... Terz zajmij się mną –
chłopak wykonał polecenie bez szemrania. Po chwili obaj byli w łóżku. – Boisz się?
- Tak... Ale wiem, że muszę to
zrobić...
- Nie musisz. Ale wiesz co się stanie,
jeśli tego nie zrobisz... A ja... Nie chcę Cię skrzywdzić i... I chyba szukam
wymówki, by jednak nie robić mu krzywdy... Ale wciąż mam za mało powodów...
Wciąż uważam, że muszę to zrobić... Ale jednocześnie stajesz się dla mnie coraz
ważniejszy... Ale jego... Jego nienawidzę.
- Zrobię to, jeśli to Ci pomoże... –
pocałował go.
- Dziękuję... – zaczął go całować i
dotykać. Pragnął pozbyć się samotności, pragnął czyjejś obecności, bliskości. A
on był tak piękny... A jednocześnie czuł, jakby to była część zemsty na
niebieskookim. Zabierał mu kogoś tak cennego... Postanowił, że, skoro on
zabiera mu przybranego brata, to on odwdzięczy się tym samym. Całował chłopaka
zapalczywie. Tak bardzo nienawidził tych falistych włosów, takich samych jak te
należące do jego wroga... Jakby byli prawdziwymi braćmi... A co jeśli...? Nie,
na pewno nie... Nie mógł podejrzewać żadnego ze swoich i chłopaka rodziców o
powiązania z tamtą rodziną.
- Boję się... – powiedział nagle
chłopak gdy starszy był już bliski wejścia w niego.
- Cichutko... Będę delikatny. Nie
możesz się już wycofać... Nie umiem już się powstrzymać...
- Proszę... Ja jednak nie dam
rady... Za bardzo się boję... – zaczął płakać.
- Uspokój się... Jeśli teraz wrócisz
do domu to możesz być pewien, że Twój fałszywy braciszek będzie miał wypadek...
- Ty nie jesteś taki! Ty nie chcesz
krzywdzić ludzi!
- Chcę! On skrzywdził najbliższą
memu sercu osobę!
- A Ty teraz chcesz zrobić to samo?
- T-tak... Jeśli... Jeśli nie
uciekniesz to... To będzie starsczyło za zemstę... Już go nie skrzydzę... –
wiedział, że kłamie. Wiedział, że jeśli Arthur wybierze Francisa zamiast niego
to nie będzie potrafił się powstrzymać i go zabije. Wiedział o tym doskonale. A
mimo to oszukiwał swego własnego brata.
- Dobrze... Zrób to... Nie wymagam
byś, był delikatny... Nie musisz się ze mną cackać.. Możesz... Możesz zrobić to
tak samo jak on jemu... Nieważne, że to boli.
- Nie skrzywdze Cię. Będę delikatny,
obiecuję. Uspokój się.
- Dobrze... – zamknął oczy. Po chwili
rozłożył nogi i zacisnął dłonie na pościeli. – Jestem gotowy.
- Dobrze... Bardzo dobrze... –
pocałował go czule. – Jeśli będzie Cię bolało to krzycz. Muszę wiedzieć, kiedy
przystopować.
- Zrób to wreszcie... Chcę mieć to
za sobą.
- Zgodnie z życzeniem – wszedł w
niego delikatnie. Cały czas go tulił, by ten poczuł się pewniej. Młodszy czuł
się poniżony, ale jednocześnie był z siebie dumny. Przyjmował na siebie zemstę
skierowaną w najważniejszą dla niego osobę. Był szczęśliwy, że mógł mu tym pomóc.
Nie chciał jednak dawać satysfakcji swemu... można powiedzieć: oprawcy. Tamował
w sobie wszelkie dźwięki. Po jakimś czasie poczuł, że on coraz bardziej
przyspiesza. „Pewnie myśli, że słabo to robi i dlatego nie jęczę z „rozkoszy”
którą chce mi dać” pomyślał. Mimo, że chłopak naprawdę się starał i fizycznie
było mu dobrze to psychicznie czuł się okropnie. Więc nie wydawał z siebie
żadnych dźwięków, nawet gdy to zaczynało boleć. Mimo coraz większego bólu był
cicho. A to był błąd. Z oczu zaczęły mu płynąć łzy. Nie wytrzymał.
- Przestań... To boli... – wyszeptał
w końcu.
- Przepraszam... Myślałem, że robię
to za słabo i nie czujesz... Ty... Ty chciałeś mnie oszukać, nie wydawać
żadnych dźwięków... I Ty... Cholera! Ty krwawisz! – spojrzał w dół jego ciała. –
Mówiłem, że masz krzyczeć jak będzie bolało! Cholera... Cholera... Co ja teraz
zrobię...
- Teraz wrócę do domu, zadzwonię do
niego, by zawiózł mnie do lekarza. A on się dowie co zrobiłeś. W końcu... Tego
właśnie chciałeś, prawda? Zemsty. Teraz poczuje to samo co Ty.
- Rozumiem... Masz rację...
- Dokończ.
- Co?
- Dokończ. Jeszcze nie doszedłeś.
- Ale...
- Proszę...
- Dobrze... – już powoli i
delikatnie doprowadził akt do końca. Po czym pomógł mu się umyć i ubrać. – Odwiozę
Cię.
- Dziękuję... Na pewno mały zauważy
Twój samochód, ciągle jest w ogrodzie. To będzie jeszcze bardziej wiarygodne.
- Dobrze – odwiózł go. Tak jak się
spodziewali mały chłopiec natychmiast podbiegł do nich.
- Matt... Jak się czujesz? Masz łzy
w oczach... – chłopiec patrzył na niego smutno.
- Nic mi nie jest... Musze teraz
zadzwonić do Francisa.
- Rozumiem... Jesteś chory i musisz
mu powiedzieć?
- Tak, właśnie. Boli mnie brzuch i
muszę się zapytać czy mogę wziąć mocniejsze leki przeciwbólowe. A Ty już
zmiataj. Miałeś chyba pomagać Ludwigowi w ogrodzie.
-Ach, no tak, już biegnę – mały zniknął
z ich pola widzenia.
- Możesz już wracać, poradzę sobie.
- Rozumiem, uważaj na siebie... –
starszy chłopak odszedł do samochodu i odjechał. Młodszy wyciągnął telefon i
zadzwonił do swojego opiekuna.
- Francis... Jest mały problem...
Byłem u Alfreda i... Proszę... Nie mów o tym nikomu tylko... Zabierz mnie do
szpitala... – chłopak nie wytrzymał napięcia i rozpłakał się.
- Już tam jadę – nie pomyślał nawet
o tym, że może zawieźć go ktoś inny będący w domu. Po prostu musiał to zrobić.
Był na miejscu w ciągu paru minut. – Chodź... – przytulił go mocno, a on płakał
mu w ramię. - Co on Ci zrobił? Nie wyglądasz na pobitego...
- Zrobił to, co Ty temu panu...
Arthurowi...
- Nie mów, że... Nie wybaczę mu!
- On Tobie też... Zostawmy to... Nie
chcę Cię w nic wplątywać... Zabierz mnie do lekarza i zostaw sprawę w spokoju.
- Jeśli tego właśnie chcesz... –
zawiózł go bez szemrania. Lekarz opatrzył chłopca, jednak nie zadawał zbędnych
pytań. A mężczyzna zrozumiał jak musiał się czuć tamten chłopak. Naprawdę
chciał go zabić. Teraz zrozumiał, że wtedy sam zasłużył na śmierć. Postanowił
jednak po prostu zająć się swoim podopiecznym najlepiej jak tylko potrafił.
Po
jakimś czasie wszystko już było dobrze. Arthur był bliski powrotu do domu.
Wtedy też gdy odwiedził go Alfred musiał mu coś wyznać.
- Wiesz, ja... Kiedy stąd wyjdę
chcę... Chcę zamieszkać z Francisem... Mój dom oddam Kiku i Mei... A Ty... Ty
wróć do domu. Tak będzie najlepiej...
- Że co?! On mi Ciebie odbierze?!
- Nie odbierze. Sam odchodzę.
Przepraszam... Nie potrafię dłużej tego ciągnąć... Naprawdę nie potrafię...
Nigdy nie przestałem go kochać... A Ciebie... Ciebie nigdy nie kochałem...
Wybacz mi...
- Więc bardzo pięknie! Już nigdy
mnie nie zobaczysz!
- Alfred, zaczekaj! – jednak chłopak
już wybiegł z budynku. Wiedział, że musi pozbyć się przeszkody. I wiedział jak
to zrobić.
- Kiku? – zapytał gdy już się
dodzwonił do odpowiedniej osoby. – Na kiedy uda Ci się podłączyć tę bombę?
- Mogę to zrobić nawet na jutro.
- Dobra. Zrób to jak najszybciej.
Muszę się go pozbyć.
- A pamiętasz co obiecałeś w zamian?
- Pamiętam, pamiętam. To tylko
kwiestia czasu zanim się go pozbędę.
- To ja idę ją podłączyć.
- Licze na Ciebie – rozłączyli się,
a czarnowłosy natychmiast spakował co potrzebował i wyszedł z domu. Jeszcze tej
samej nocy ładunki były podłączone.
Rano,
gdy Francis jeszcze spał zadzwonił Arthur mówiąc, że tego dnia wychodzi ze szpitala.
Poprosił, by nie przyjeżdżał od razu rano, tylko trochę później, kiedy będzie
lekarz mogący dać mu wypis. Tak więc mężczyzna tego dnia spał dłużej. Był
szczęśliwy. Wiedział, że od teraz jego życie zmieni się na lepsze. Gdy już mógł
jechać zobaczył jeszcze chłopca w ogrodzie. Powiedział mu, że jedzie po
Arthura. Wiedział, że mały się ucieszy, że jego przyjaciel będzie przy nim.
Dzwonił do niego i do Kiku co wieczór, ale rzadko u niego był, bo nikt nie
chciał go zawieźć twierdząc, że Arthur i Francis powinni być ze sobą sami. Gdy
blondyn otworzył drzwi od samochodu usłyszał wołanie dziecka.
- Niech pan zawiezie mu jakieś
kwiaty! Pan Ludwig pozwolił mi zerwać kilka ładnych!
- Już idę – mężczyzna odruchowo
zamknął drzwi samochodu. Nie wiedział, że to aktywuje mechanizm ładunków.
Podszedł do chłopca, odebrał od niego kwiaty. Gdy odwrócił się do samochodu
zauważył jak wybucha przednia szyba, a sekundę potem fotel kierowcy wręcz w nią
wjeżdża. Nie wiedział, że z okna przygląda się temu młody chłopak o jasnych
oczach i włosach.
- Gdyby tam siedział już by miał
poderżnięte gardło... – wyszeptał sam do siebie. – To jego sprawka... – chłopak
zbiegł na dół i podbiegł do opiekuna. – To Alfred! – krzyknął do nich.
- Co? Jak to? – jasnowłosy rozumiał,
że to mógł być mały zamach, ale nie spodziewał się, że będzie wiedział to Matt.
- On chciał Cię zabić! Mimo tego...
Mimo tego co z nim zrobiłem on... On... Zabiję go...
- Nie. Ty będziesz grzecznie
siedział w domu. Ktoś musi pomagać małemu w nauce. Zasłużyłem na to. Spokojnie.
Nic mi nie jest, więc sprawa zakończona – pogłaskał go po głowie. – Po prostu
pojadę innym samochodem – uśmiechnął się słodko i skierował ku garażowi. Tam
były rzadziej używane samochody, a posiadał ich wiele, więc niczym się nie
martwił. Wiedział, że to miała być kara za to co zrobił Arthurowi. Trochę nawet
żałował, że przeżył. Ale teraz musiał szybko znaleźć się przy swoim ukochanym.
Pojechał do niego.
Tymczasem
Kiku postanowił powiedzieć Heraklesowi, że się wyprowadza. Wszedł do jego
pokoju, ale go tam nie zastał.
- Ach, pewnie znowu jest w pracy...
Musiał ostatnio posegregować wiele tych nowych znalezisk – rozumiał dobrze, że
praca archeologa jest dość trudna zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach. Usłyszał
za sobą kroki. – O już wróciłeś? – uśmiechnął się, jednak gdy się odwrócił
ujrzał przed sobą Sadiq’a.
- Tęskniłeś? Ja bardzo... –
mężczyzna miał w ręku nóż.
- S-sadiq... ja... Ty nie rozumiesz
ja... Ja nie chciałem...
- Nie chciałeś strzelić mi w ramię?
No tak. Chciałeś mnie zabić.
- To nie tak... Ja nie miałem innego
wyjścia... Byłeś zagrożeniem...
- Teraz jestem nim na pewno. Wiesz
jak mnie przeprosić, prawda?
- T-tak... – mężczyzna drżącymi
dłońmi odpinał guziki koszuli, jednak nim opadła na ziemię usłyszał otwieranie
drzwi wejściowych.
- Kiku, już znalazłem tego kota!
Znaczy nie mówiłem Ci, ale Nekojirou uciekł, ale już go mam! – to był Herakles.
- Oj, to się zabawimy... –
powiedział Sadiq. – Zawołaj go.
- Co...? Nie... Niech tego nie
widzi...
- Niech widzi. Potem zrobię to samo
z nim... – nie wiedzieli, że mężczyzna to słyszy. Odstawił kota i poszedł do
kuchni po nóż.
- Herakles, chodź, jestem w Twoim
pokoju, pokaż czy Nekojirou jest cały! – Kiku wiedział, że nie ma innego wyboru
jak go zawołać.
- Już idę! Zobaczysz, nic mu nie
jest – mówił z takim optymizmem, jakby nie wiedział o tym co się dzieje.
Widział, że Sadiq na niego czeka. Podszedł do nich. – Co Ty tu robisz...? –
zapytał patrząc na Sadiq’a.
- Nic, podziwiam martwą naturę...
Może nie martwą... Jeszcze nie... Wejdź do pokoju i usiądź przy biurku. Żadnych
gwałtownych ruchów... Włąśnie... Gwałtownych... – Sadiq zaśmiał się dziwnie. Jednak
nie spodziewał się w następnej sekundzie mieć noża na szyi. – Co Ty
odpierdalasz?!
- To samo co Ty... Wtedy... Wtedy
miałem wykopaliska za starymi magazynami... I wiesz co widziałem? Ciebie razem
z Kiku i jego siostrą... Widziałem wszystko. Wiele słyszałem. Miałem nadzieję,
że Cię zabił... Jednak nie chciałem, by brudził sobie ręce. Dziwisz się, że
nikt inny nie widział? Powinieneś wiedzieć, że tylko ja zostałem wyznaczony do
tamtego zadania, miałem jedynie sprawdzić plotki o jakichś odłamkach ceramiki
tam... Tylko ja to widziałem... I aż ja... Teraz dokończę to co chciałem zrobić
już dawno... To, czego nie zrobił Kiku...
- Czekaj! Jaj se nie rób!
Przepraszam!
- Żegnaj, Sadiq... – Herakles szybko
przesunął ostrzem po jego szyi rozcinając mu gardło.
- Dzwonię po Alfreda, on się na tym
zna – powiedział Kiku. – On to załatwi, że nikt nas nie będzie podejrzewał...
- Jasne. Zrób to. I ubierz się. Nikt
oprócz Twojej ukochanej nie powinien Cię takiego widzieć.
- Ach,
no tak – mężczyzna natychmiast się ubrał. Niedługo potem przyjechał Alfred. W
mgnieniu oka wszystkie ślady zniknęły, a on wywoził zwłoki w bagażniku. Nie
wiedział, że po drodze ktoś wskoczy mu przed maskę.
zrobiłaś z Alfreda zuą sukę (╮°-°)╮┳━┳
OdpowiedzUsuńWHY.?!( ╯°□°)╯ ┻━┻
Bo go nie lubię^^
UsuńUmiCorn jaki bulwers XD
OdpowiedzUsuńA mi się to bardzo spodobało. Herakles, zabijający Sadiqa... No mówiłam, że Alfred zgwałci Matta! , może większość ludzi gwałtem tego nie nazwie, ale ja tak! I Kyle ratuje sytułację...
ale Alfredzik to takie nierozumne, wyrośnięte dziecko D;
Usuńrozumiem zemstę za Arcia, ale tak szybko gwałcić D;
To wyrosniete dziecko jest grozniejsze niz przypuszczalysmy. D:
UsuńNo bo w historii Ameryka robi dużo złych rzeczy, a jest uważany za takiego dobrego. Tak samo myślę o Alfredzie. Nie rozumie czym jest dobro i zło, więc robi to co złe myśląc, że to jest dobre. W końcu chciał sprawiedliwości, zemsty, nie obchodziło go to jak to osiągnie. Uważał, że robi dobrze, bo to jest sprawiedliwe.
UsuńJa sama nie przepadam za Amerykanami (jesli chodzi o historie), alee biorac pod uwage, jak przedstawil ta postac Hima... Troche szok. xD
UsuńPotem będziesz miała jeszcze większy szok *kończy pisać kolejny rozdział ze złym Alfredem*
UsuńAlfred...(TY ŚWINIO!!!)
OdpowiedzUsuń^^ Niezły rozdział... Nie spodziewałam się, że Herakles będzie...taki męski^^ Jestem ciekawa kto wskoczy mu przed ten samochód :)
Jeśli chodzi o błędy, to znalazłam powtórzenie " Nie było to nic złego. W końcu byli braćmi, więc nie było to nic złego." Poza tym nic^^
Mamusiu, nie mogę się doczekać kolejnych rozdziałów ()^.^() *cmok w policzek*
Tak się z tego powtórzenia śmiałam, że tata zapytał o co chodzi, jak mu powiedziałam to odpowiedział "To napisz, że masz sklerozę bo masz 99 i pół roku" XD Ale serio, nie pamiętałam, że to odwaliłam... No wczoraj z resztą chciałam pograć na gitarze i się okazało, że piosenkę, która znałam idealnie na pamięć dwa tygodnie wcześniej nie pamiętałam nic oprócz początku ;(
UsuńDobra... Mowilam, ze nie lubie Alfreda w tym opowiadaniu ale teraz przegial pale. xDD ysz, nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. D:
OdpowiedzUsuńJa też, kiciu, ja też^^
Usuń...A i jeszcze mam coś do powiedzenia, bo mi się przypomniało...Jakiej narodowości jest Kyle? Ostatnio coś wspomniałaś o językach i tak się zaczęłam zastanawiać^^
OdpowiedzUsuńJest Anglikiem^^ Ma ktoś pomysł na jakieś ładne nazwisko dla niego? W innym opowiadaniu moim opowiadaniu ("Pan Samotności" 26 stron i nie wiem co pisać, mam na kompie, jak ktoś chce to e-mail proszę podać^^ I jeszcze na e-mail mogę dać Hetalia Doujinshi Titanic po polsku, 15h tłumaczenia <3) jest Kyle Darkblood i jeszcze w jednym rpg był Kyle Darkmoon... Ogólnie jak gdzieś jest Kyle albo Yoichi to może być moje XD Możecie nawet na nk napisać Itami Yoichi. Tam jest wyjaśnione co do moich opowiadań XD Dajcie Kyle'owi jakieś nazwisko, bo mu znowu jakieś jak dla demona dam XD
UsuńHm...Stoker? Jak Bram Stoker XD
UsuńA kto to jest...?
UsuńAutor Draculi, mamusiu.
UsuńJak mądry pan to mogę dać małemu jego nazwisko^^
Usuń