Wkrótce w szpitalnej poczekalni
spotkali się dwaj najwięksi wrogowie. Jednak żaden z nich nie był w nastroju do
walki.
- Jak on się czuje? – zapytał
blondyn stając naprzeciwko czerwonookiego.
- Nie będzie już chodził... Jeśli
się obudzi...
- Obudzi, na pewno. W końcu tyle
czasu był przy Tobie, że wie, że musi się obudzić. Pewnie nidy mu nie dałeś za
długo pospać, co? – zielonooki próbował rozładować atmosferę.
- To nie czas na żarty, Feliks. To
wszystko przez nas.
- Wiem to doskonale. Nie musisz mi
tego przypominać. Nigdy o tym nie zapomnę. Ty na pewno też nie.
- Na pewno. Zajmę się nim najlepiej
jak umiem. Niczego mu nie będzie brakowało.
- Na pewno... A czy... Czy mógłbym
go odwiedzać?
- Tak... On pewnie by chciał,
żebyśmy się pogodzili.
- Ja też tego chcę... A Ty?
- Dla niego tak. Chociaż czy dla
Ciebie to nie wiem.
- A dla siebie samego?
- Tak – podał mu rękę, którą ten
ujął.
- Zgoda?
- Zgoda – uśmiechnął się.
W
tym czasie Matt rozmawiał ze swym opiekunem.
- Alfred sam mi powiedział, że to
wszystko jego sprawka... Nie wiem co teraz zrobić... Zależy mi na nim, ale... Ale
w końcu chciał Cię zabić. Nie mogę mu tego wybaczyć... Za nic nie mogę mu tego
wybaczyć... Ale chcę mu wybaczyć.. Chcę znów być przy nim... Chcę go przeprosić
za tamtą kłótnię.
- Nie martw się. Pewnie niedługo się
spotkacie i wszystko sobie wyjaśnicie. Nie musisz się tak zadręczać. Ja nie mam
mu tego za złe. Więc Ty też mu wybacz.
- Dobrze... Pogodzę się z nim jak
tylko go spotkam – wtedy do pomieszczenia wszedł Arthur. Był bardzo smutny, z
oczu płynęły mu łzy.
- Co się stało? – Francis
natychmiast do niego podszedł i go przytulił.
- Alfred on... Widziałem jak... On
już... – młodszy mężczyzna z trudem układał słowa.
- Nie martw się... Spokojnie...
Powiedz co się stało...
- Widziałem jak... Jak skoczył z
mostu... Tylko to po nim zostało... Zdjął je zanim skoczył – pokazał okulary.
Matt, stojący trochę dalej, zrozumiał wszystko w mgnieniu oka. Te okulary...
Takie same jakie miał on sam... Rozumiał wszystko... Już nie zdąży go
przeprosić... A może...?
- Zadzwońmy po kogoś! Niech szukają
jego ciała! Może on jeszcze żyje! – pierwszy raz w życiu miał w sobie tyle
energii. Jego głos nabrał mocy. Zupełnie jak nie on.
- Już to zrobiłem. Pokazałem im
miejsce, w którym skoczył. Jednak powiedzieli, że nie było szans, by przeżyć.
- To nieprawda! On by tak po prostu
nie zginął! Na pewno nie!
- Matt... Uspokój się... – Francis
objął go ramieniem. – On sam wybrał ten los. Chyba nie powiesz, że popełnił
błąd, prawda?
- Nie... Ale mam nadzieję, że dobrze
przemyślał tą decyzję... To moja wina... Gdybym wtedy na niego nie nakrzyczał,
gdybym został przy nim... Pewnie nawet by o tym nie pomyslał...
- Raczej moja – odezwał się Arthur. –
Zostawiłem go, mimo, że wiedziałem co do mnie czuje. Traktowałem go jak
dziecko... Może chciał podjąć w końcu decyzję, której nie wyśmieję.
- Równie dobrze ja mogę być winny –
powiedział Francis. – Odebrałem mu Ciebie. Gdybym nie stanął między wami...
- Jedno jest pewne... – głos Matt’a
drżał. – To nie przywróci mu życia. Nieważne jak bardzo będziemy żałować, jak
bardzo będziemy się obwiniać on już nie wróci. Możemy jedynie zorganizować mu
godny pogrzeb.
- Zajmę się tym, gdy tylko znajdą
ciało – powiedział Arthur. – To mój ostatni obowiązek jako jego brata.
- Pomogę Ci. W końcu też jestem jego
bratem. Nieważne, który z nas jest tym prawdziwym. Ważne, że on się dla nas
liczył. Pomożemy mu zasnąć spokojnie – Matt ocierał łzy z oczu.
- Ale nie traćmy nadziei. Może
jednak go wyłowią całego i zdrowego, albo conajmniej żywego – Francis nie
tracił optymizmu nawet w takiej sytuacji. A oni chcieli mu wierzyć. Chcieli, by
Alfred żył. Nawet, jeśli nie było na to szans.
Dni
mijały. Wiele osób przychodziło odwiedzić chłopca w szpitalu. Wiele osób
nawiązało tam różne przyjaźnie. Peter ciągle przynosił mu jakieś swoje zabawki
i odkąd chłopiec się obudził ciągle się z nim bawił. Przez to był też blisko
Arthura, który był tam codziennie. Zaczęły rodzić się między nimi więzi. Czasem
chłopiec go nawet tulił. Jednak nigdy nie wybrałby go zamiast swej nowej
rodziny. Był z nimi szczęśliwy. A oni również zaprzyjaźnili się z Kirklandem.
- A ten pan, taki w okularach... –
zaczął kiedyś Tino zwracając się do Arthura. – On jest pana bratem, prawda?
Czemu tutaj nie przychodzi z panem? Widziałem tu dużo osób. Nawet jakiegoś pana
z rudymi włosami. I chyba jeszcze kilka innych osób przedstawiających się
nazwiskiem Kirkland, którzy od razu zaczęłi bawić się z Peterem... Ale nigdy
nie widziałem tu tego chłopaka w okularach... Pokłócił się pan z nim?
- On... On tu nie przyjdzie.
- Ale czemu? Jest pańskim bratem,
więc Petera też. Mały się strasznie o niego martwi. Chciałby z nim porozmawiać.
- Ale on tu nie przyjdzie. On...
- On...? Tak...?
- Jest poważnie chory – dokończył Francis
za Arthura. – Nie wiemy kiedy wyzdrowieje. Jest w szpitalu w innym mieście.
- Ach, przepraszam... Może pan
powiedzieć w jakim? Chcielibyśmy go odwiedzić...
- To choroba zakaźna, nikt nie może
go odwiedzać.
- Rozumiemy... Mam nadzieję, że
szybko wyjdzie ze szpitala...
Jednak
czas mijał. Chłopiec wyszedł ze szpitala. Codziennie przychodził do niego
Feliks i Taurys. Szli zawsze po ogrodzie obok jego wózka, który prowadził
Gilbert. Mimo, że chłopiec sam mógłby sobie z nim poradzić nie był w stanie
wytłumaczyć tego szkarłatnookiemu. Pewnego dnia nawet dostał zaproszenie na
ślub Askela i Mathiasa. Był bardzo szczęśliwy. Minęło wiele miesięcy. Chłopiec
przyszedł, a raczej niestety, przyjechał na noworoczny koncert Rodericha.
Widział również panią Elizabetę. Jej brzuszek był tak optymistycznie duży.
Zapewne niedługo narodzi się nowy członek rodziny Edelstein. Chłopiec żałował,
że gdy maluszek będzie uczył się chodzić on będzie wciąż jedynie siedzieć na
wózku. Wiedział, że to z powodu postrzału. Jednak nie miał o to żalu do
Gilberta. W jego obecności nikt nie wypominał winy szkarłatnookiego. Jednak
widział jak czasem niektórzy patrzą na niego ze smutkiem. I jak czasem w oddali
ktoś krzyczy na białowłosego. Ludzie go za to obwiniali. A chłopiec jedynie co
wieczór podjeżdżał do jego pokoju i tulił go zapewniając, że to nie jego wina.
Nigdy nie znaleziono ciała Alfreda. Odbył się jednak pogrzeb. W ziemi zakopano
pustą trumnę. Ludzie po tylu miesiącach stracili już nadzieję. Nawet jeśli żył,
pewnie miał już do nich nie powrócić. Zdjęcie na nagrobku przedstawiało
uśmiechniętego blondyna, który miał nigdy się nie poddawać, mówił o sobie jak o
bohaterze. Chociaż odszedł jak tchórz. Lecz czy samobójstwo naprawdę było
tchórzostwem? A może odwagą? Uciekł od nienawiści, od życia, od poczucia winy,
od osamotnienia. Jednak zachował swój honor, sam wyznaczył sobie zasłużoną
karę. Jednak chłopiec twierdził, że był dla siebie zbyt surowy. Przecież mógł
też po prostu przeprosić. Może w zamian za ten popsuty samochód oddać swój.
Zapewne nie wybaczyliby mu od razu, ale miałby na to szansę. Może to byłaby
prawdziwa odwaga? Prawdziwe bohaterstwo. Stawić czoła życiu, odosobnieniu,
nienawiści. Walczyć o swój utracony honor. Dawać ludziom szczęście odkupując
swe winy.
W
życiu chłopca zmieniła się jeszcze jedna ważna rzecz. Już nie pracował w tym
przybytku rozpusty. Jednak, mimo że tak bardzo się tego bał, nie zmienił się
stosunek ludzi do niego. Dużo osób przychodziło do niego na górę przynosząc mu
książki i kwiaty. Jego pokój tonął w słonecznikach, a najczęstszym deserem w
domu stał się sękacz i makowiec. Niektóre prezenty były bardzo słodkie, typu
mały pluszowy fortepian. Wiedział już kto to wymyślił, a kto uszył. Dostał
nawet pieska. Podobno Hanatamago się oszczeniła. Nikt nie wiedział kiedy się
jej udało zajść w ciążę, ale szczeniaczek był strasznie podobny do Blackiego.
Jak widać nie tylko ludzie zacieśniali stosunki.
Za
to w rodzinie Wang też nastał czas radości. Nadszedł ślub Kiku i Mei. Nie
chcieli się przyznać czemu tak szybko, ale Yao dobrze wiedział jaki kryje się
za tym powód. W końcu na tle szczupłego ciała azjatki nawet najmniejszy
brzuszek rzucał się w oczy. Na ślubie był obecny również Kim. Był już w pełni
zdrowy i gotowy na zostanie wujkiem. Za to Yao zamieszkał z Ivanem. Który
ostatnimi czasy również został wujkiem. Jednak to nie jego starsza siostra mu w
tym pomogła. Berbeć patrzył na wujka krwistoczerwonymi oczami. Był jednak
strasznie maleńki, urodził się zbyt wcześnie. Jednak zapewne nim inne rodziny
się powiększą on już będzie w domu, opuści inkubator cały i zdrowy. A ostatnio
Katiusza miała na ubraniach dużo kociej sierści...
Ogłaszam konkurs na zaprojektowanie dzieci XD Pojawiają się trzy możliwe latorośle. Więc jak mogłyby wyglądać i jakby się nazywały? Ma ktoś pomysły? Teraz pewnie będę pisać jedynie historie dodatkowe. Napisze ktoś bajkę, którą Antonio czytał małemu? Opublikuję ją jako historię dodatkową^^ Ja nie umiem zbytnio nic takiego słodkiego pisać^^"
OdpowiedzUsuńmam pomysł na dziecko Gilberta oraz Rodericha i Elki, ale na trzeciego jakoś nie ;p
Usuńgdzie jest FrUk.? D;
Śliczny rozdział^^ Nigdy go nie zapomnę^^
UsuńCo do projektu dzieciaków, to pomysłu nie mam żadnego. Natomiast jeśli chodzi o tą bajkę, to mogę coś wymyślić :)
Nie wiem... Ja nazwalabym dziecko Elki i Roda Alexander, Maximillian albo Sebastian. XD Levente tez mi sie podoba. A dziecko Mei i Kiku... Yuuna? Sakura?
Usuńja bym je nazwała Fabius ;p wygląda na Fabiuszka takiego :3
UsuńLevente chyba najładniejsze^^ I Sakura^^ A historię proszę wysłać na e-mail, chyba da się tu do mnie napisać... A małe Gilba będzie się Sebastian nazywało^^
OdpowiedzUsuńdla mnie ono było dziewczyną i była taką chłopczycą wyżywającą się na dziecku Rodka i Elki ;p
UsuńDobry pomysł... Mały Edelstein byłby taki delikatny jak jego tata i piękny jak mama, no i podobnie cechy odziedziczyłoby małe Gilberta... Tylko daj jakieś imię... Julchen?
Usuńo imieniu nie myślałam jeszcze, ale mogę ich narysować, bo jak się patrzy to pomysły przychodzą ;D
UsuńA ja dodam te rysunki tutaj^^ Dodałam tłumacza i się zacieszam z japońskiego XD *klika na litewski* Odbija mi XD Kto chce October Twenty Fourth po polsku? W październiku idę do szpitala i nie będę miała co robić... *spisuje nieznane słówka i tłumaczy* Mam jeszcze Hetalia Doujinshi Titanic po polsku^^ Tylko nie mam praw autorskich to ich tu nie wstawię...
UsuńTo juzj est ostatni rozdzial?D: *nie dociera do niej* XD
UsuńJeszcze będą historie dodatkowe^^ Już jedną wymyśliłam^^
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńNieśmiało się rozgląda* Mean-sama, bo ja już połowę tej całej bajki napisałam, a nie odgadłam jeszcze jak się z Tobą skontaktować. Niech ktoś będzie tak miły i pokaże mi jak to zrobić^^
OdpowiedzUsuń...I mamusiu, co się stało, że jedziesz do szpitala?
Nie wiedzą co się stało... Znaczy mam ubytki w istocie białej mózgu, ale nie wiadomo czemu... No i możesz wysyłać na meanness_scar@onet.eu ^^
UsuńBiedactwo *tuli*
OdpowiedzUsuńPostaram się napisać w ciągu najbliższych dni^^
Kochana jesteś^^ Dodam tą jako historię dodatkową^^
Usuń