Translate

sobota, 25 sierpnia 2012

Rozdział trzydziesty ósmy: Rozwiązanie.


Wkrótce w szpitalnej poczekalni spotkali się dwaj najwięksi wrogowie. Jednak żaden z nich nie był w nastroju do walki.
- Jak on się czuje? – zapytał blondyn stając naprzeciwko czerwonookiego.
- Nie będzie już chodził... Jeśli się obudzi...
- Obudzi, na pewno. W końcu tyle czasu był przy Tobie, że wie, że musi się obudzić. Pewnie nidy mu nie dałeś za długo pospać, co? – zielonooki próbował rozładować atmosferę.
- To nie czas na żarty, Feliks. To wszystko przez nas.
- Wiem to doskonale. Nie musisz mi tego przypominać. Nigdy o tym nie zapomnę. Ty na pewno też nie.
- Na pewno. Zajmę się nim najlepiej jak umiem. Niczego mu nie będzie brakowało.
- Na pewno... A czy... Czy mógłbym go odwiedzać?
- Tak... On pewnie by chciał, żebyśmy się pogodzili.
- Ja też tego chcę... A Ty?
- Dla niego tak. Chociaż czy dla Ciebie to nie wiem.
- A dla siebie samego?
- Tak – podał mu rękę, którą ten ujął.
- Zgoda?
- Zgoda – uśmiechnął się.
            W tym czasie Matt rozmawiał ze swym opiekunem.
- Alfred sam mi powiedział, że to wszystko jego sprawka... Nie wiem co teraz zrobić... Zależy mi na nim, ale... Ale w końcu chciał Cię zabić. Nie mogę mu tego wybaczyć... Za nic nie mogę mu tego wybaczyć... Ale chcę mu wybaczyć.. Chcę znów być przy nim... Chcę go przeprosić za tamtą kłótnię.
- Nie martw się. Pewnie niedługo się spotkacie i wszystko sobie wyjaśnicie. Nie musisz się tak zadręczać. Ja nie mam mu tego za złe. Więc Ty też mu wybacz.
- Dobrze... Pogodzę się z nim jak tylko go spotkam – wtedy do pomieszczenia wszedł Arthur. Był bardzo smutny, z oczu płynęły mu łzy.
- Co się stało? – Francis natychmiast do niego podszedł i go przytulił.
- Alfred on... Widziałem jak... On już... – młodszy mężczyzna z trudem układał słowa.
- Nie martw się... Spokojnie... Powiedz co się stało...
- Widziałem jak... Jak skoczył z mostu... Tylko to po nim zostało... Zdjął je zanim skoczył – pokazał okulary. Matt, stojący trochę dalej, zrozumiał wszystko w mgnieniu oka. Te okulary... Takie same jakie miał on sam... Rozumiał wszystko... Już nie zdąży go przeprosić... A może...?
- Zadzwońmy po kogoś! Niech szukają jego ciała! Może on jeszcze żyje! – pierwszy raz w życiu miał w sobie tyle energii. Jego głos nabrał mocy. Zupełnie jak nie on.
- Już to zrobiłem. Pokazałem im miejsce, w którym skoczył. Jednak powiedzieli, że nie było szans, by przeżyć.
- To nieprawda! On by tak po prostu nie zginął! Na pewno nie!
- Matt... Uspokój się... – Francis objął go ramieniem. – On sam wybrał ten los. Chyba nie powiesz, że popełnił błąd, prawda?
- Nie... Ale mam nadzieję, że dobrze przemyślał tą decyzję... To moja wina... Gdybym wtedy na niego nie nakrzyczał, gdybym został przy nim... Pewnie nawet by o tym nie pomyslał...
- Raczej moja – odezwał się Arthur. – Zostawiłem go, mimo, że wiedziałem co do mnie czuje. Traktowałem go jak dziecko... Może chciał podjąć w końcu decyzję, której nie wyśmieję.
- Równie dobrze ja mogę być winny – powiedział Francis. – Odebrałem mu Ciebie. Gdybym nie stanął między wami...
- Jedno jest pewne... – głos Matt’a drżał. – To nie przywróci mu życia. Nieważne jak bardzo będziemy żałować, jak bardzo będziemy się obwiniać on już nie wróci. Możemy jedynie zorganizować mu godny pogrzeb.
- Zajmę się tym, gdy tylko znajdą ciało – powiedział Arthur. – To mój ostatni obowiązek jako jego brata.
- Pomogę Ci. W końcu też jestem jego bratem. Nieważne, który z nas jest tym prawdziwym. Ważne, że on się dla nas liczył. Pomożemy mu zasnąć spokojnie – Matt ocierał łzy z oczu.
- Ale nie traćmy nadziei. Może jednak go wyłowią całego i zdrowego, albo conajmniej żywego – Francis nie tracił optymizmu nawet w takiej sytuacji. A oni chcieli mu wierzyć. Chcieli, by Alfred żył. Nawet, jeśli nie było na to szans.
            Dni mijały. Wiele osób przychodziło odwiedzić chłopca w szpitalu. Wiele osób nawiązało tam różne przyjaźnie. Peter ciągle przynosił mu jakieś swoje zabawki i odkąd chłopiec się obudził ciągle się z nim bawił. Przez to był też blisko Arthura, który był tam codziennie. Zaczęły rodzić się między nimi więzi. Czasem chłopiec go nawet tulił. Jednak nigdy nie wybrałby go zamiast swej nowej rodziny. Był z nimi szczęśliwy. A oni również zaprzyjaźnili się z Kirklandem.
- A ten pan, taki w okularach... – zaczął kiedyś Tino zwracając się do Arthura. – On jest pana bratem, prawda? Czemu tutaj nie przychodzi z panem? Widziałem tu dużo osób. Nawet jakiegoś pana z rudymi włosami. I chyba jeszcze kilka innych osób przedstawiających się nazwiskiem Kirkland, którzy od razu zaczęłi bawić się z Peterem... Ale nigdy nie widziałem tu tego chłopaka w okularach... Pokłócił się pan z nim?
- On... On tu nie przyjdzie.
- Ale czemu? Jest pańskim bratem, więc Petera też. Mały się strasznie o niego martwi. Chciałby z nim porozmawiać.
- Ale on tu nie przyjdzie. On...
- On...? Tak...?
- Jest poważnie chory – dokończył Francis za Arthura. – Nie wiemy kiedy wyzdrowieje. Jest w szpitalu w innym mieście.
- Ach, przepraszam... Może pan powiedzieć w jakim? Chcielibyśmy go odwiedzić...
- To choroba zakaźna, nikt nie może go odwiedzać.
- Rozumiemy... Mam nadzieję, że szybko wyjdzie ze szpitala...
            Jednak czas mijał. Chłopiec wyszedł ze szpitala. Codziennie przychodził do niego Feliks i Taurys. Szli zawsze po ogrodzie obok jego wózka, który prowadził Gilbert. Mimo, że chłopiec sam mógłby sobie z nim poradzić nie był w stanie wytłumaczyć tego szkarłatnookiemu. Pewnego dnia nawet dostał zaproszenie na ślub Askela i Mathiasa. Był bardzo szczęśliwy. Minęło wiele miesięcy. Chłopiec przyszedł, a raczej niestety, przyjechał na noworoczny koncert Rodericha. Widział również panią Elizabetę. Jej brzuszek był tak optymistycznie duży. Zapewne niedługo narodzi się nowy członek rodziny Edelstein. Chłopiec żałował, że gdy maluszek będzie uczył się chodzić on będzie wciąż jedynie siedzieć na wózku. Wiedział, że to z powodu postrzału. Jednak nie miał o to żalu do Gilberta. W jego obecności nikt nie wypominał winy szkarłatnookiego. Jednak widział jak czasem niektórzy patrzą na niego ze smutkiem. I jak czasem w oddali ktoś krzyczy na białowłosego. Ludzie go za to obwiniali. A chłopiec jedynie co wieczór podjeżdżał do jego pokoju i tulił go zapewniając, że to nie jego wina. Nigdy nie znaleziono ciała Alfreda. Odbył się jednak pogrzeb. W ziemi zakopano pustą trumnę. Ludzie po tylu miesiącach stracili już nadzieję. Nawet jeśli żył, pewnie miał już do nich nie powrócić. Zdjęcie na nagrobku przedstawiało uśmiechniętego blondyna, który miał nigdy się nie poddawać, mówił o sobie jak o bohaterze. Chociaż odszedł jak tchórz. Lecz czy samobójstwo naprawdę było tchórzostwem? A może odwagą? Uciekł od nienawiści, od życia, od poczucia winy, od osamotnienia. Jednak zachował swój honor, sam wyznaczył sobie zasłużoną karę. Jednak chłopiec twierdził, że był dla siebie zbyt surowy. Przecież mógł też po prostu przeprosić. Może w zamian za ten popsuty samochód oddać swój. Zapewne nie wybaczyliby mu od razu, ale miałby na to szansę. Może to byłaby prawdziwa odwaga? Prawdziwe bohaterstwo. Stawić czoła życiu, odosobnieniu, nienawiści. Walczyć o swój utracony honor. Dawać ludziom szczęście odkupując swe winy.
            W życiu chłopca zmieniła się jeszcze jedna ważna rzecz. Już nie pracował w tym przybytku rozpusty. Jednak, mimo że tak bardzo się tego bał, nie zmienił się stosunek ludzi do niego. Dużo osób przychodziło do niego na górę przynosząc mu książki i kwiaty. Jego pokój tonął w słonecznikach, a najczęstszym deserem w domu stał się sękacz i makowiec. Niektóre prezenty były bardzo słodkie, typu mały pluszowy fortepian. Wiedział już kto to wymyślił, a kto uszył. Dostał nawet pieska. Podobno Hanatamago się oszczeniła. Nikt nie wiedział kiedy się jej udało zajść w ciążę, ale szczeniaczek był strasznie podobny do Blackiego. Jak widać nie tylko ludzie zacieśniali stosunki.
            Za to w rodzinie Wang też nastał czas radości. Nadszedł ślub Kiku i Mei. Nie chcieli się przyznać czemu tak szybko, ale Yao dobrze wiedział jaki kryje się za tym powód. W końcu na tle szczupłego ciała azjatki nawet najmniejszy brzuszek rzucał się w oczy. Na ślubie był obecny również Kim. Był już w pełni zdrowy i gotowy na zostanie wujkiem. Za to Yao zamieszkał z Ivanem. Który ostatnimi czasy również został wujkiem. Jednak to nie jego starsza siostra mu w tym pomogła. Berbeć patrzył na wujka krwistoczerwonymi oczami. Był jednak strasznie maleńki, urodził się zbyt wcześnie. Jednak zapewne nim inne rodziny się powiększą on już będzie w domu, opuści inkubator cały i zdrowy. A ostatnio Katiusza miała na ubraniach dużo kociej sierści...

17 komentarzy:

  1. Ogłaszam konkurs na zaprojektowanie dzieci XD Pojawiają się trzy możliwe latorośle. Więc jak mogłyby wyglądać i jakby się nazywały? Ma ktoś pomysły? Teraz pewnie będę pisać jedynie historie dodatkowe. Napisze ktoś bajkę, którą Antonio czytał małemu? Opublikuję ją jako historię dodatkową^^ Ja nie umiem zbytnio nic takiego słodkiego pisać^^"

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. mam pomysł na dziecko Gilberta oraz Rodericha i Elki, ale na trzeciego jakoś nie ;p

      gdzie jest FrUk.? D;

      Usuń
    2. Śliczny rozdział^^ Nigdy go nie zapomnę^^

      Co do projektu dzieciaków, to pomysłu nie mam żadnego. Natomiast jeśli chodzi o tą bajkę, to mogę coś wymyślić :)

      Usuń
    3. Nie wiem... Ja nazwalabym dziecko Elki i Roda Alexander, Maximillian albo Sebastian. XD Levente tez mi sie podoba. A dziecko Mei i Kiku... Yuuna? Sakura?

      Usuń
    4. ja bym je nazwała Fabius ;p wygląda na Fabiuszka takiego :3

      Usuń
  2. Levente chyba najładniejsze^^ I Sakura^^ A historię proszę wysłać na e-mail, chyba da się tu do mnie napisać... A małe Gilba będzie się Sebastian nazywało^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dla mnie ono było dziewczyną i była taką chłopczycą wyżywającą się na dziecku Rodka i Elki ;p

      Usuń
    2. Dobry pomysł... Mały Edelstein byłby taki delikatny jak jego tata i piękny jak mama, no i podobnie cechy odziedziczyłoby małe Gilberta... Tylko daj jakieś imię... Julchen?

      Usuń
    3. o imieniu nie myślałam jeszcze, ale mogę ich narysować, bo jak się patrzy to pomysły przychodzą ;D

      Usuń
    4. A ja dodam te rysunki tutaj^^ Dodałam tłumacza i się zacieszam z japońskiego XD *klika na litewski* Odbija mi XD Kto chce October Twenty Fourth po polsku? W październiku idę do szpitala i nie będę miała co robić... *spisuje nieznane słówka i tłumaczy* Mam jeszcze Hetalia Doujinshi Titanic po polsku^^ Tylko nie mam praw autorskich to ich tu nie wstawię...

      Usuń
    5. To juzj est ostatni rozdzial?D: *nie dociera do niej* XD

      Usuń
    6. Jeszcze będą historie dodatkowe^^ Już jedną wymyśliłam^^

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nieśmiało się rozgląda* Mean-sama, bo ja już połowę tej całej bajki napisałam, a nie odgadłam jeszcze jak się z Tobą skontaktować. Niech ktoś będzie tak miły i pokaże mi jak to zrobić^^

    ...I mamusiu, co się stało, że jedziesz do szpitala?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiedzą co się stało... Znaczy mam ubytki w istocie białej mózgu, ale nie wiadomo czemu... No i możesz wysyłać na meanness_scar@onet.eu ^^

      Usuń
  5. Biedactwo *tuli*

    Postaram się napisać w ciągu najbliższych dni^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kochana jesteś^^ Dodam tą jako historię dodatkową^^

      Usuń