Translate

poniedziałek, 13 sierpnia 2012

Rozdział dwudziesty szósty: Rodzina.


Jasnowłosy nagle stracił chłopca z oczu. Biegł za nim dość długo, a on wtopił się w tłum. Nie mógł go znaleźć. Tak strasznie się bał. Bał się, że jego też straci. Teraz to dziecko go nienawidzi... Co ten chłopiec czuje do zielonookiego? Czemu tak mu na nim zależy? Czyżby spotykali się potajemnie? A jeśli chłopiec przemyca dla niego informacje? Jeśli chce im pomóc i odejść do nich? Może tak nawet by było lepiej? W końcu on zmusza go do tak okropnych rzeczy, a przy zielonookim byłby bezpieczny. Nagle mężczyzna upadł na kolana i zaczął płakać. Nie przejmował się mijającymi go ludźmi. Po prostu klęczał na ziemi i płakał. Czuł, że całe jego życie było bez sensu. Arthur go nienawidził, Matthew zapewne wybierze swojego prawdziwego brata, Alfreda i odejdzie do niego, a teraz jeszcze ten chłopiec... Odszedł od niego, znienawidził go. Po jakimś czasie wstał i zaczął włóczyć się bez celu po mieście. Nie był już potrzebny. W końcu jego rzyjaciele też już go nie potrzebowali. Antonio przecież miał Lovino, a Gilbert przyjaźnił się już z tym dzieciakiem. Więc po co on był im potrzebny? Po nic. Czym on się tak naprawdę zajmował? Burdelem. Nie, „domem uciech”, jak zwykł mówić. Jednak czy to miejsce było w ogóle potrzebne? W każdym razie równie dobrze mógł się tym zająć Gilbert. Miał w tych sprawach podobne jemu doświadczenie, a dodatkowo jeszcze te filmy, które oglądał jego brat... Na pewno wiedziałby jak się tym wszystkim zająć. A on? On już nie był potrzebny.
            Tym czasem chłopiec biegł dalej. Schował się w jakimś zaułku. Nagle usłyszał dwa wyraźnie podekscytowane głosy, jednak nikogo nie widział, prawdopodobnie sam był dla nich niewidoczny.
- Nie... Nie tu... Mathias... A jeśli ktoś, zobaczy?
- Lepiej tu niż w domu, Askel... Lepiej by zobaczyli nas obcy, niż Berwald...
- On sam przecież jest z Tino... I nawet sobie dzieciaka zmajstrowali... Adoptowanego, ale zawsze...
- Ale to on wpadł na pomysł, byśmy, skoro wychowaliśmy się razem w domu dziecka, byli rodziną...
- Tylko Ingvi jest moim bratem. Oni nie... Ty nie... Wolno nam przecież...
- Chcesz zniszczyć ich marzenia? W końcu „rodzina” się tak nie zachowuje... Jeśli Berwald się dowie to zrozumie, że nie traktujemy tej sielanki na poważnie...
- Masz rację... Szybko... Nim ktoś zauważy...
- Tu i teraz... Udowodnijmy sobie naszą miłość...
- Tu i teraz... Złammy te zasady – po chwili słychać było rozpinanie rozporka, a potem jęki. Chłopiec już chciał stamtąd odejść, by tego nie słyszeć, ale potknął się i upadł z hukiem.
- Ktoś tu jest...
- Mathias, nie przejmuj się... Nie przerywaj...
- A jeśli to Tino? On o tej porze wyprowadza psa...
- Nie... Nie idź... – jednak po chwili mężczyzna z nastroszonymi włosami był już przy chłopcu.
- Czemu podglądałeś? Eh... To Ty? – mężczyzna uśmiechnął się niepewnie.
- Przepraszam... – wyszeptał chłopiec. – Nie chciałem podglądać... Chciałem tylko się schować.
- Przed kim?
- Przed panem Francisem... Pokłóciliśmy się... Nie chcę go widzieć... Chcę tylko przeczekać do 15 i jakoś dostać się do pana Rodericha... Chociaż pewnie się wystraszy jak zobaczy mnie w takim stanie... – chłopiec był brudny po upadku w błoto, a na rękach miał obtarcia.
- Chcesz do nas przyjść? Tylko poczekaj przed wejściem do tej uliczki, dobrze? Muszę jeszcze trochę... porozmawiać z Askelem. Przypilnuj, żeby nikt tu nie wszedł. Najlepiej przybiegnij jak tylko zobaczysz, że ktoś tu idzie.
- Dobrze – chłopiec uśmiechnął się słodko. Tym czasem Mathias wrócił do Askela.
- Mamy czas. To ten dzieciak, Kyle. Przypilnuje.
- Żeby wykorzystywać do tego dziecko...
- Chyba, że już nie chcesz...
- Chcę. Zrób to. Tak jak jeszcze nigdy.
- Dobrze – tak więc młody mężczyzna kontynuował to co zaczął. Oparł kochanka plecami o ścianę, a gdy ten oplótł jego szyję rękami uniósł go trochę, a ten oplótł go nogami w pasie. Wtedy w niego wszedł. Jednocześnie całował jego twarz i szyję. Nie trwało to długo, aż wyczerpani musieli stłumić krzyki najwyższego podniecenia, by nikt ich nie zauważył. Potem doprowadzili się do porządku i poszli do chłopca.
- Pan przecież... Pan przecież nazywał tego pana bratem, a teraz... – Kyle był wyraźnie zszokowany.
- My po prostu wychowaliśmy się razem – wytłumaczył ten piękniejszy mężczyzna ze spinką we włosach. – W domu traktujemy się jak rodzeństwo. Ogólnie je udajemy... Ale rozumiesz... Nie ma rzeczy silniejszej od miłości. Chcesz przyjść do nas? W domu mamy takiego dzieciaka w Twoim wieku. Pewnie pożyczy Ci swoje ubrania, a potem zabierzemy Cię do tego pana. Słyszałem jak rozmawiałeś z Mathiasem. Nie musisz się o nic martwić. Chcesz u nas też nocować?
- Ale wtedy pan Gilbert będzie się martwił – wyjaśnił chłopiec.
- Pójdę do niego potem i mu wszystko wyjaśnie. A Ty na jakiś czas odpoczniesz od Francisa.
- Dobrze... Chcę, by był smutny. Za to, co zrobił.
- Nie będę pytać. Ale pamiętaj, że Ty też możesz być smutny – powiedział Mathias. – Będziesz za nim tęsknił.
- Nie będę... Ale chcę już wrócić do pana Gilberta... Ale wtedy będę też przy panu Francisie...
- Zastanowisz się do jutra – Mathias wziął dziecko na ręce. – No, idziemy – chłopiec zachichotał słodko. Po jakimś czasie byli już w domu Nordyków. Każdy pochodził z innego kraju, z czego dwóch było rodzeństwem, gdyż to ich rodzice byli dla siebie obcokrajowcami.
- Peter, nie dręcz Hanatamago! Chodź na budyń! – powiedział słodki młodzieniec. Chłopiec zarejstrował, że to Tino. Ujrzał też wspomnianego Petera. Te brwi... Skądś je znał...
- Za chwilę... Tylko jeszcze trochę go pogłaszczę... – powiedział jasnowłosy chłopiec.
- Czy tak według Ciebie wygląda głaskanie, Peterze Kirkland? – wypowiedział się nagle Berwald.
- Kirkland?! – Kyle aż się przewrócił. – Tak nazywa się taki miły pan! Też ma takie brwi!
- Jaki pan...? Może to tylko zbieg okoliczności? My nie wiemy nic, żeby on miał rodzinę... Chociaż... – Askel był zamyślony.
- Ten chłopiec jest adoptowany, prawda? Skąd można wiedzieć czy nie miał rodziny? Jakoś musiał się urodzić... – Kyle nie przestawał wypowiadać swych teorii.
- Znasz tego mężczyznę do niego podobnego? – zapytał Tino niepewnie.
- Tak... Jest teraz w szpitalu...
- Dobrze. Jedźmy tam. Peter, ubieraj się – Tino był smutny, ale wiedział, że muszą potwierdzić przypuszczenia. – Berwald... Czy możesz nas zawieźć?
- Hm – wielki mężczyzna o mroźnym spojrzaniu podszedł do szafki i wziął z niej kluczyki. W tym czasie Tino i Peter byli już gotowi.
- Ale... Ale nie oddacie mnie nawet, jeśli to moja prawdziwa rodzina...? – chłopiec o słodkich brwiach był przerażony.
- Nie. Jeśli Ty nie chcesz to na pewno nic nie zrobimy – uspokoił go Tino. – Prowadź nas.. Kyle, dobrze pamiętam?
- Tak – czarnowłosy wyglądał na ich tle niczym diabeł w niebie. Ta czwórka pojechała do szpitala. W Sali naprawdę ujrzeli śpiącego mężczyznę, o brwaich wręcz identycznych z tymi Petera. Zobaczyli też dwójkę okularników. Z czego jeden, najwyraźniej dopiero przebudzony wydawał się być zszokowany widokiem nowoprzybyłych.
- Ten... Ten mały... – Alfred podszedł do Petera. – Znam go... Ale wtedy... Wtedy był jeszcze maleńki...
- Skąd pan zna naszego syna? – zapytał Tino.
- Niech zgadnę, nazywa się Peter Kirkland? Po tym jak rodzina Kikland zaczęła mieć kłopoty z rodziną Bonnefoy mały został oddany do domu dziecka, by go w to nie wplątywać... Miał wtedy jakieś dwa latka – wyjaśnił Amerykanin. – Byłem w tej rodzinie już jakieś pięć lat i byłem dość duży, by wszystko zrozumieć. Mnie też chcieli początkowo oddać z powrotem, ale zrozumieli, że to już bez sensu, bo i tak nie należałem do rodziny, byłem bezpieczny. Ale on... On był idealnym celem dla ich zemsty...
- Jakiej zemsty? – zapytał Peter. – O czym pan mówi? Czy ten pan tutaj to... To mój tata?
- Starszy brat. Ale mógłby być Twoim tatą. Miał 19 lat, gdy się urodziłeś. Ja 10. Jestem Twoim adoptowanym bratem. Chociaż widzę, że jesteś w dobrej rodzinie... Nie tylko ja dziś odnalazłem brata – uśmiechnął się do Matta.
- Możemy trochę tu posiedzieć? – zapytał Tino. – Pan chyba jest już zmęczony. A Peter pewnie chciałby być z bratem, prawda?
- T-tak... – chłopiec o słodkich brwiach złapał za rękę tak podobnego do siebie mężczyznę. Z jego oczu popłynęły łzy.
- My chyba na chwilę wyjdziemy, niech zostaną sami – powiedział znów Tino i wyprowadził swego partnera i chłopca o czarnych włosach.
- Ja też na chwilę wyjdę, ale tylko chwilę, zaraz wrócę, braciszku – Matt wyszedł z pomieszczenia. Gdy oddalił się od ludzi wyciągnął telefon. – Francis, mały jest u Kirklanda. Chodź szybko, dopóki nie ucieknie znowu.
- Co...? Już, już tam biegnę – mężczyzna stał teraz przy barierce mostu. Właśnie pomyślał jak głupi musiał być, że się tu znalazł. Czemu tak bardzo chciał śmierci jeszcze kilka sekund temu? Matt do niego dzwonił. Liczył się z nim, wiedział, że powinien mu to powiedzieć. A teraz mógł odzyskać też tego chłopca. Jak głupim musiał być, by tu przyjść? By w ogóle o tym pomyśleć? Pół godziny później był już w szpitalu. W tym czasie Matt postanowił odprowadzić do domu przysypiającego Alfreda. Francis minął ich w drzwiach sali. Przy Arthurze siedzieli dwaj chłopcy, dalej dwaj mężczyźni.
- Pan Francis... – Kyle spojrzał na niego. – Co pan tu robi?
- Nieważne. Przepraszam za wszystko...
- Nie mnie powinien pan przeprosić...
- Masz rację... Przeproszę go jak tylko się obudzi... – nagle zielone oczy zaczęły się otwierać. Tino i Berwald poszli po lekarza, któremu trzeba to powiedzieć.
- Francis? Czemu tu jesteś...? – zapytał zielonooki. – Gdzie ja jestem?
- W szpitalu. Miałeś wypadek. Alfred ciągle przy Tobie był... Ja tylko trochę, wybacz, że tak krótko.
- Ale czemu?
- Bo Cię kocham.
- Kłamiesz...
- Więc jaki byłby inny powód? – podszedł do niego i poprawił mu poduszki.
- Popatrzeć jak cierpię?
- Nie zmyślaj. Twój brat tu jest.
- Ale Alfreda tu nie widzę...
- Alfred jest ze swoim prawdziwym bratem, którym okazał się mój mały Matt. Pamiętasz Petera?
- C-co...? Skąd Ty o nim wiesz?
- To rozejrzyj się – tak też zielonooki zrobił. Ujrzał chłopca tak bardzo do niego podobnego.
- Peter... – w oczach miał łzy.
- Pan jest moim bratem? – zapytał chłopiec niepewnie.
- Tak.
- Ale nie zabierze mnie pan, prawda? Tatusiowie są dla mnie naprawdę bardzo mili, obiecuję odwiedzać pana codziennie, tylko proszę mnie nie zabierać... – chłopiec się rozpłakał.
- Nie zabiorę Cię... Nie, jeśli tego nie chcesz. Ważne, że jesteś szczęśliwy.
- I w tym właśnie jesteś lepszy od Alfreda – powiedział nagle Francis. – On od razu chciał, by Matt się do was przeprowadził. Myślałem, że mi się dzieciak popłacze. No to ja was zostawiam samych.
 - Czekaj jeszcze...- zielonooki spojrzał na niego niepewnie. – Ja... Ja Cię... Ja Cię nie znienawidziłem... JA nigdy nie przestałem Cię... Cię kochać...
- Wiem o tym... A teraz odpoczywaj i rozmawiaj z bratem – błekitnooki pocałował blondyna, a po chwili wyprowadził z sali czarnowłosego chłopca. Bracia zostali sami.

12 komentarzy:

  1. a już się bałam, ze ci się odwidziało i udupisz Francisia, ufff :3
    dużo się dzieje ostatnio, ale tym razem się połapałam :3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może jednak będzie szczęśliwy^^ I ciesze się, że jednak się połapałaś^^

      Usuń
  2. Haha. XD dobra, teraz czekam na niezlego FrUka. >D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postaram się go wprowadzić^^ Ale najpierw jeszcze trzeba ich trochę pomęczyć^^

      Usuń
  3. Czytam, czytam "..pan Gilbert.." I od razu krzyknęłam "Jaki pan! Jaki pan, w mordeczkę chcesz?!" Boże co to opowiadanie ze mnie robi XD.
    Nie, nie Askel! Nie mój kochany Noruś! Dał dupy Duńczykowi T^T! I..I normalnie czekam na dalszą część!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzę, że zareagowałaś jak Gilbert^^ Słodka jesteś^^ A to "danie dupy Duńczykowi" spowodowane jest filmikiem Den/Nor do "Daiji na mono wa mabuta no ura" Kokii. Jak to zobaczysz to będziesz chcieć, by dawał^^ http://www.youtube.com/watch?v=SVRdFDRKIec

      Usuń
    2. Ja aktualnie tłumaczę tą piosenkę ^-^ Jest świetna. I chcę, ale i nie chce. To jest mój Noruś (i to nie prawda, że mam dużo filmów DenNor na liście.I nie dodałąm "just by friend z tym paringiem.. )
      Nyu... Miło to słyszeć Meanness-sama =^-^=

      Usuń
    3. Ostatnio przez ten filmik mam fazę na Den/Nor^^" Ale głównie FrUK^^" Dodać trochę LietPolu?

      Usuń
    4. Daj *-* Ty daj trochę LietPolu , a ja biorę się za pisanie PrusPola na zamówienie...

      Usuń
    5. A dasz przeczytać? *_* LietPol jak tylko mi się sytuacja uspokoi^^

      Usuń
  4. (by Ender, wciąż nie da się włączyć tej chole... znaczy, choinkowej poczty, do jasnej Dąbrówki!)
    Szwedzkie "Hm" rozbraja :D daj coś z moim ulubionym z Nordyków, Islandią, plooose...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dalej jest, ale chyba nie chcesz czytać XD Dla mnie jest taką ukrytą ciemnością^^"

      Usuń