Chłopiec
znalazł się w szpitalu. Lekarze jednak nie mieli pozytywnych opinii o jego
przyszłości. Nawet jeśli przeżyje, jeśli się obudzi już nigdy nie przespaceruje
się po ogrodzie, już nigdy nie pobiegnie przytulić się do swych opiekunów, już
nigdy nie będzie pływał w jeziorze. Nigdy nie będzie chodził.
- To moja wina... Gdybym wtedy...
Gdybym wtedy nie był tak wypełniony nienawiścią, gdybym nie chciał zabić tego
chłopaka... To on nie musiałby osłaniać go własnym ciałem... Nie zostałby
przeze mnie postrzelony... Może teraz by biegał po podwórku tego różowego
domku... – powiedział szkarłatnooki patrząc w oczy swego przyjaciela.
- Nie mogłeś tego przewidzieć... A
uczucia są silniejsze od rozsądku. Nie mogłeś tak po prostu ich opanować. Nie
mogłeś zachować zdrowego rozsądku w takim momencie. Pewnie też bym strzelił do
kogoś, kto chce mi odebrać to co kocham. Pewnie każdy opiekun, ojciec, brat
zrobiłby to co Ty. Chciałeś go chronić. Jak ojciec.
- Ale zachowałem się jak jego
wróg... Zraniłem go... Nie mogę zasługiwać nawet na nazwanie mnie jego przyjacielem,
a Ty mówisz, że zachowałem się jak ojciec.
- Bo to prawda. Każdy ojciec jest
zazdrosny o swoje dziecko. Tak jak Ty.
- Ale on przeze mnie cierpi...
- Spokojnie, coś wymyślę. Pewnie w
jakimś kraju jest możliwa operacja tej części kręgosłupa, którą mu
uszkodziłeś... znaczy... Przepraszam... Na pewno da się go wyleczyć.
- Strzeliłem mu w plecy, rozumiesz?
Nawet jeśli będzie chodził nigdy już nie przybiegnie do mnie, nigdy mnie nie
przytuli, nie narysuje niczego dla mnie... I wtedy... Gdy się spakował wiesz co
zostawił? Flet. Ten flet, który mu dałem. Ale telefon od Arthura zabrał ze
sobą... Pamiątki po mnie nie chciał...
- Pluszaki też zniknęły, nie
zauważyłeś? Poza tym ten flet jest dla Ciebie ważny. Może pomyślał „Dopóki ja
jestem przy nim ten flet też jest, ale nie mogę odejść z fletem, bo naprawdę
należy do niego”.
- Mam nadzieję, że masz rację...
- Nawet jeśli nie będzie chodził to
możesz go wozić w wózku. Mimo wszystko będziesz się nim opiekował. Będziesz mu
nawet bardziej potrzebny.
- Ty myślisz, że ja zrobiłem to
specjalnie, żeby mnie potrzebował?!
- Nie mówiłem tego. Teraz możesz
odkupić swoje winy. Kupimy mu taki elektryczny wózek, co? Będzie prawie jakby
mógł biegać. A to jak chodził i czytał, po prostu położy książkę na kolanach.
Albo my będziemy go wozić. A poza tym czytałem, że można wyzdrowieć nawet bez
operacji, tylko trzeba chcieć. Ktoś tak kiedyś zrobił. Wystarczy odpowiednia
rehabilitacja, na pewno. A Ty i Twój brat dużo trenujecie, pewnie wymyślicie
jakieś ćwiczenia i będziecie mu w tym pomagać, co?
- Ale on i tak odejdzie do niego...
- A czy on go przyjmie? On nie lubi
kłopotów. Jak się dowie, że mały nie będzie mógł chodzić to nam go odniesie
najdalej do świąt. Pewnie jeszcze postawi pod choinką z kokardką na głowie.
- Ach, no tak... Ale jego przyjaciel?
Chociaż... Oni są więcej niż przyjaciółmi... On zawsze chciał mieć dziecko, ale
wiedział, że się mu to nie uda z chłopakiem. On nie będzie patrzył czy na wózku
czy nie. Nawet jakby mały mógł poruszać tylko oczami to on i tak by go
przygarnął.
- A kto by się nim opiekował jak on
musi być u Bragińskiego? Pewnie jak raz dzieciaka zostawi pod opieką Feliksa to
następnego dnia sam małego spakuje i przywiezie do nas.
- Chyba masz rację... Ale chyba
musimy się z nimi pogodzić...
- Czemu...? No to dobry pomysł, ale
skąd go wziąłeś?
- Mały strasznie ich lubi. Lepiej,
żeby mogli do nas przychodzić, bo w tym stanie jak spróbuje się wymknąć to go
znajdziemy gdzieś leżącego obok wózka...
- Masz rację... Postaram się zdobyć
numery do wszystkich jego przyjaciół i sprowadzę ich tutaj... I wiesz... Honda
też jest jego przyjacielem. Więc nie możesz zrobić tego co chciałeś.
- Skąd wiedziałeś?
- Matt.
- Eh, on wszystko Ci powie...
- Poza tym nie wierzę, by on sam to
zrobił.
- Myślisz, że mały miał rację? Że to
sprawka Alfreda? – w tym momencie zadzwonił telefon błękitnookiego.
- Tak...? Co? Naprawdę tak
powiedział? Przyznał się? Rozumiem. Już się nie martw. Tak, jest ze mną. Nic mu
nie zrobi. Spokojnie. Tak, żyje. Ale będziesz musiał nam trochę pomagać. Już
nie wyjdziesz z nim na spracer, rozumiesz? Najwyżej będziesz pchał jego wózek.
Wybacz... Ale postaram się jakoś pomóc. Coś wymyślimy i jeszcze sobie razem
pobiegniecie nad jezioro. Już dobrze, nie płacz. Tak, przyjedź tutaj.
Spokojnie. Dobrze, czekam tu na Ciebie – mężczyzna się rozłączył.
- Matt?
- Tak, zaraz tu będzie. Był u
Alfreda. On sam się przyznał.
- Co? Zabiję go!
- Nie, nie zabijesz. Zostawisz go w
spokoju. On też chciał się mścić za nie swoją sprawę. Chcesz być taki jak on?
- Nie... Ale nie mogę mu odpuścić...
- Możesz. Bo ja Cię o to proszę.
- Dobrze, rozumiem... Jeśli Ty
prosisz... Ale nigdy mu nie wybaczę...
- Wybaczysz... – podrapał go za
uchem.
- Cholera... Przestań... Wiesz, że
jeśli kogoś dotkniesz to on staje się Twoją marionetką...
- Właśnie dlatego to robię... Spójrz
mi w oczy...
- Nie...
- Spójrz... – dłonią przechylił jego
twarz, by spojrzał mu w oczy. Dalej drapał go za uchem. Szkarłatnooki zamknął
oczy. – Spójrz na mnie... – wyszeptał mu do ucha. Starszy wyglądał jakby
walczył ze sobą. Mocno zaciskał powieki, ale nagle je otworzył. Jego oczy były
pozbawione blasku. – Słyszysz mnie? – mężczyzna jedynie kiwnął głową. – Więc wybaczysz
mu. Nie zemścisz się. Pamiętaj o tym – potem pstryknął palcami, a blask
powrócił do czerwonych oczu.
- A pieprzę tego amerykańskiego
bachora. Niech se robi co chce. Kiedyś sam się w coś wpakuje.
- Zapewne.
Tym
czasem w odległym miejscu blondwłosy chłopak drżącymi dłońmi wkładał kolejne
paluszki do ust jedząc je w zastraszającym tempie.
- To moja wina... Gdybym mu nigdy
nie wspominał o ucieczce, gdybym mu w niej nie pomógł to by teraz może się
kłócił z tym debilem, ale nie leżał w szpitalu...
- Nie chciałeś tego. Przecież
myślałeś, że tu mu będzie lepiej, prawda? Chciałeś dobrze.
- Mogłem to chociaż lepiej
zaplanować. Ucieklibyśmy w nocy, niezauważeni...
- To przyszliby tu i pewnie my byśmy
zginęli na jego oczach, a on by się za to obwiniał do końca życia...
- A wygląda na typ, który sam by
swoje życie szybko zakończył.
- Masz rację. Myślałby, że zasłużył
na śmierć, bo przyczynił się do naszej.
- Do mogłem go stamtąd w ogóle nie
zabierać.
- To pewnie sam by uciekł w końcu. I
nie miałby dokąd pójść. Bo wszyscy, których zna są powiązani z jego opiekunami.
- Masz rację... Nic nie zmienimy
jedynie rozmawiając. Jedźmy do niego.
- Dobrze.
Tym
czasem w innym zakątku miasta młody mężczyzna zaczął czuć wagę swego grzechu. „Przeze
mnie może zginąć niewinny człowiek... A jeśli oni naprawdę zabiją Hondę? Pewnie
już dawno to zrobili... Na pewno przeze mnie... Arthur na pewno mnie
znienawidzi, gdy dowie się prawdy. Nie chcę żyć w świecie, w którym nie mogę
trzymać go w swych ramionach. Nie chcę żyć, gdy moje kłamstwa odebrały komuś
życie... Nie zasługuję na to. W końcu jestem bohaterem, obrońcą sprawiedliwości.
Teraz bohater musi uratować świat przed złem. Musi ukarać złoczyńcę. To moje
ostatnie zadanie.” Alfred stał na moście. Ludzie go mijali, jednak nikt nie
zwrócił na niego uwagi. Zdjął okulary i spojrzał wprost na słońce. Stanął na
barierce mostu. Ktoś podbiegł do niego, lecz nie zdążył go złapać. Skoczył.
- Alfred, czemu...? – zielonooki mężczyzna
wziął z ziemi okulary. Akurat tego dnia postanowił z nim porozmawiać. Szedł do
niego do domu. Miał nadzieję, że w końcu się do niego odezwie po tym jak
odszedł do Francisa. Jednak teraz wiedział, że nie odezwie się do niego już
nigdy.
Gilbert nie mruczy jak się go drapie za uchem -.-'
OdpowiedzUsuńNie napisałam, że mruczał. To była taka forma hipnozy.
UsuńJej... :c ( co za ambitny komentarz... Omg, nie wiem co napisac XDD)
OdpowiedzUsuńWystarczy, że czytasz *tuli*
UsuńKocham Cię, Kocham Cię, Kocham Cię! Wyjdź za mnie! Jesteś GE-NIAL-NA!
OdpowiedzUsuńTe ostatnie zdania były tak piękne, że prawie się rozpłakałam ;_;
*tuli* Kochana jesteś^^
UsuńAmeryko :( ubolewam tylko nad tym, że opis jego uczuć przed samobójstwem jest tak krotki, mogłabyś coś dać np. o tym, że po raz ostatni spogląda na słońce, że tak pięknie odbija się w tej wodzie, że rzeka wygląda tak kusząco, tak niepozornie, a jednak to ona go zabije, zniszczy... ale rozdział świetny. Tylko szkoda mi Fredzia :(
OdpowiedzUsuń(END?:D)
W wierszach tak piszę, zobaczysz później^^ Planowałam zabić Niemcy, ale Ameryka się napatoczył... Też nie lubię to może być XD
UsuńŁamiesz mi serce ;-;
OdpowiedzUsuńJednak jest to dobrym znakiem tego, że je masz^^
Usuń