Translate

piątek, 3 sierpnia 2012

Rozdział szesnasty: Melodia przeznaczenia.


Chłopiec spał dość długo. Był zmęczony. Jednak trochę szczęśliwy. Widział w nocy uśmiech kolejnej osoby. I poznał historię miłości. Czuł, że to miłość daje ludziom szczęście, a Ci dwaj się kochali. Nie dziwiła go już taka więź między mężczyznami, nie odkąd tu był. Tu wszystko było normalne. Obudził się dopiero około południa. Gdy zszedł do jadalni na obiad ujrzał dwie nowe osoby. Podszedł najpierw do chłopca.
- Jak się pan nazywa...? – zapytał niepewnie.
- Pan...? Przecież jestem tylko kilka lat starszy. Nazywam się Matthew – uśmiechnął się słodko.
- Masz piękne imię. Ja nazywam się Kyle – podał mu rękę. – A kim jesteś?
- Francis się mną kiedyś zajął i tak już tu zostałem... Tam jest jeszcze druga jego wychowanka, Victoria. Przygarnął nas jeszcze zanim wstąpił do tej mafii... Mimo, że był wtedy niewiele starszy niż my teraz.
- Jak to...?
- Pochodzi z dobrej, bogatej rodziny. Był rozpieszczonym dzieckiem, zawsze dostawał to czego chciał. Kiedyś zapragnął mieć rodzeństwo. I to on nas wybrał gdy byliśmy w domu dziecka. Tak naprawdę pochodzę z Kanady, a ona z Seszeli. Dalej nie wiem jak znalazła się we Francji wtedy...
- A pan? Jak się tu znalazł?
- Zaden pan, mówiłem Ci już to. Moi rodzice tu przyjechali i... Odjechali beze mnie...
- Jak to...? To smutne...
- Ale prawdziwe... – wtedy podeszła do nich młoda dziewczyna o ciemnej karnacji.
- O, Ty jesteś ten Kyle, tak? Braciszek Francis nam o Tobie opowiadał – dziewczyna nagle go przytuliła. – Ja jestem Victoria.
- To oznacza zwycięstwo... Widać, że rodzice Cię bardzo kochali.
- Nie wiem. Zmarli gdy byłam mała. Babcia wywiozła mnie do Francji i tam zmarła. A resztę chyba opowiedział Ci Matt, prawda?
- Tak...
- Mały, Ty tam dziewczyn nie podrywaj tylko szybko chodź jeść. Zaraz musimy wyjść – powiedział nagle czerwonooki już siedząc przy stole i jedzac.
- A gdzie idziemy? – zapytał Kyle i cała młodsza trójka usiadła przy stole.
- To niespodzianka – uśmiechnął się szkarłatnooki. Wszyscy grzecznie zjedli i chcieli po sobie umyć, ale wszystko naczynia zebrał i umył Ludwig. Rzadko wszyscy jedli razem, dlatego wcześniej chłopiec nie poznał rodzeństwa swego opiekuna. Nagle do pomieszczenia weszli bracia. Jeden to był pan Lovino. Drugiego chłopiec jeszcse nie znał.
- Sorki, kurna za spóźnienie, ale ktoś tu zaspał – Lovino wskazał na brata.
- Oj, nie gniewaj się braciszku! Luffie! – zapewne młodszy chłopak przytulił nagle rosłego blondyna.
- W-witaj... – mężczyzna się zarumienił. – Zaraz odgrzeję wam wasze porcje.
- Ja to zrobię! Kuchnię zostawcie mi! – powiedział Francis. To właśnie on zawsze gotował. Wydawał się być „panią domu” nawet trochę zachowywał się jak mama. Właśnie wytarł serwetką usta Victorii. Potem podszedł do kuchenki i zajął się odgrzewaniem jedzenia. Za to chłopiec pdobny do Lovino podszedł do Kyle’a.
- Cześć! – chłopak go przytulił. – Ja jestem Feliciano. A Ty? – uśmiechał się słodko.
- Kyle – chłopiec zarumienił się pod wpływem jego dotyku. Było mu tak ciepło i bezpiecznie.
- Ach, to Ty? Francis mi o Tobie opowiadał! Podobno sprawiasz, że ludzie wyznają Ci wszystko... To trochę straszne... Boję się, że zaraz Ci powiem, że kocham Luffiego... O nie... – chłopak zasłonił ręką usta. Z drugiego końca pomieszczenia słychać było:
- Coś Ty mu zrobił, kartoflu! – i uderzenie w twarz. Dziwne, że nie zostało ono zatrzymane... Jasnowłosy mężczyzna stał bezruchu z rumieńcem na twarzy i teraz rosnącym sińcem pod okiem. Po chwili odsunął od siebie agresora i niczym lunatyk podszedł do Feliciano.
- Więc... Ty też...? – wyszeptał jedynie po czym ze łzami w oczach przytulił bursztynowookiego.
- O cholera, młody! To dlatego słodki Feliciano mi wczoraj dał kosza! No ja rozumiem, że jesteśmy braćmi, ale żebyśmy nawet tą samą osobę lubili? – karmazynowe oczy błyszczały otwarte szeroko.
- Tylko nie próbujcie się nim dzielić! – Lovino był wściekły. Tak bardzo nienawidził Niemca, a tymczasem jego brat go kochał... No i teraz nie może go legalnie pobić, bo jego brat będzie smutny...
- Dobra młody, koniec miziania, wieczorem sobie go pukniesz a teraz idziemy z małym w odwiedziny, tylko ubierz się ładnie mały – chłopiec zauważył, że obaj mężczyźni mają na sobie garnitury. Chłopiec zrozumiał, że sam nie ma takiego ubrania.
- U mnie w pokoju na łóżku – powiedział nagle Francis. – Jak mi wczoraj powiedzieli to Ci kupiłem prezent. Leć się przebrac. I umyj zęby – maluszek pobiegł wypełnić jego polecenie. Po kilku minutach został jeszcze przez niego uczesany. Potem wraz braćmi Beilschmidt wsiadł do samochodu i odjechał. Po jakimś czasie stanęli przed pięknym dworkiem w lesie. Obok niego przepływał strumień, a na moście siedziała piękna kobieta.
- O, Elka, paniczyk jest w domu? – krzyknął nagle szkarłatnooki. Po tych słowach kobieta podbiegła do niego i uderzyła go w twarz. Piękny siniec pod okiem był lustrzanym odbiciem tego, który zrobił jego bratu Lovino.
- Roderich jest w salonie, jednak teraz gra, więc nie wiem czy chciałby z Tobą rozmawiać – powiedziała piękna pani.
- Oj, szkoda, mały będzie płakał jak się dowie, że nie pozwoliliście mu porozmawiać z jego idolem – szkarłatnooki spojrzał na chłopca, który był nieco zdezorientowany. – Tak mały, dobrze rozumiesz. Ta brutalna baba to Elizabeta Hedervary, żona Roderich’a Edelstein’a.
- To ten pan, który tak ładnie gra.... – chłopiec miał łzy wzruszenia w oczach.
- Och, jaki słodki dzieciaczek, prawie jak mały Feliciano... – kobieta nachyliła się nad nim.
- Zna pani pana Feliciano?
- Kiedyś u nas mieszkał gdy Lovino był u Antonio. Jesteśmy praktycznie jak rodzina. Chociaż z rodziną najlepiej się wychodzi na zdjęciu – powiedziała patrząc kątem oka na mężczyzn.
- No co? Czepiasz się, że jesteśmy w mafii w czasie gdy kuzynek jest artystą, co? Prowadź kobieto do swego pana – i tymi słowami mężczyzna zasłużył na przemianę w pandę, czyli limo pod drugim okiem.
- Zapytam czy nie ugości chłopca – pani Elizabeta złapała dziecko za rękę i zaczęła prowadzić w stronę domu.
- A my?
- To się ruszcie.
- Pani jest taka piękna i straszna... – powiedział chłopiec nagle.
- Wydaje Ci się – kobieta się uśmiechnęła. Po jakimś czasie znaleźli się przed drzwiami salonu. Mężczyzna pochłonięty grą całkowicie ich nie zauważył dopóki utwór się nie skończył. Wtedy byli już tuż obok niego. Gdy się rozejrzał przestraszył się w pierwszym momencie, po chwili jednak jego twarz przybrała zdziwiony wyraz.
- Nie zapraszałem gości – powiedział poważnie. Ton jego głosu sprawił, że chłopiec schował się za Elizabetą.
- Sami się zaprosiliśmy – powiedział szkarłatnooki i zmierzwił mu włosy. – Fana Ci przyprowadziłem. Kyle, pokaż się. No czego się boisz, bądź mężczyzną – wręcz siłą odczepił chłopca od sukni kobiety. Mały opuścił głowę nie patrząc wcale na swój ideał. Bał się go. Był taki dystyngowany, władczy, jakby nie należał do tego świata. Jakby był lepszy niż wszystko co mogło istnieć na tej ziemi. Tak piękny, utalentowany, wyniosły. Niczym niedościgniony ideał, niczym niespełnione marzenie.
- Chłopcze, spójrz na mnie – władczy ton sprawił jedynie, że chłopiec zaczął drżeć.
- Ja... Ja... Ja nie jestem godzien spojrzeć na pana... – po tych słowach dziecka szkarłatnooki roześmiał się szczerze.
- Przestan mały! To nasz kuzynek! Jeszcze pamiętam jak w pieluchy robił, a Ty tu o byciu godnym czy niegodnym. To człowiek jak każdy z nas. Tak samo musi jeść, spać i chodzić do toalety.
- Czy mógłbyś szczegóły zachować dla siebie, kuzynie? – zapytał wspaniały mężczyzna a po chwili pogłaskał chłopca po głowie. – Nie bój się mnie, chłopcze. Nic Ci nie zrobię.
- Ufam panu – chłopiec spojrzał mu w oczy.
- O, właśnie... Chcesz zagrać ze mną?
- Naprawdę bym mógł? To moje marzenie od zawsze!
- Nie od zawsze. Gdy byłeś niemowlęciem na pewno marzyłeś o czymś innym – mężczyzna się uśmiechnął.
- To moje marzenie odkąd usłyszałem pańską grę – poprawił chłopiec.
- Tak więc siadaj obok mnie – mężcyzna się przesunął i zrobił miejsce dla dziecka. – Staraj się powtarzać to co zrobię – w tym czasie piękna kobieta wyprowadziła z pokoju mężczyzn. Tak więc teraz pan Roderich powoli naciskał klawisze, najpierw jeden, by po chwili chłopiec powtórzył, potem dwa, trzy... Sekwencja się wydłużała, a za każdym razem chłopiec odtwarzał ją bezbłędnie. – Jesteś geniuszem... – powiedział nagle. – Geniuszem! – złapał ramiona chłopca, a po chwili wrócił do fortepianu. Zagrał długi, skomplikowany fragment melodii, a chłopiec powtórzył go bez mrugnięcia okiem, jakby znał ją od dziecka. Mężczyzna natychmiast złapał go za rękę i zaczął go prowadzić do reszty. Gdy byli na miejscu w pierwszym momencie widzący go byli przerażeni. Gilbert nawet wydawał się być zdenerwowany myśląc, że chłopiec go uraził. Jednak po chwili Edelstein się odezwał: - To geniusz! Muzyczny geniusz! Nie mogę pozwolić, by jego umiejętności się zmarnowały! Pozwólcie mi go uczyć! – po tych słowach wszyscy wydawali się być zszokowani.
- Mamy Ci go przyprowadzać i będziesz go uczyć? – zapytał Ludwig.
- Nawet mogę do niego przychodzić, jeśli macie tam gdzieś jakiś instrument, byle tylko ten talent się nie zmarnował.
- Ja jeszcze mam... – szkarłatnooki się zawahał. - ... flet starego Fritza... Możesz też nauczyć go grać na nim? Nie chcę by dalej tylko się kurzył... I on pewnie by tego chciał... Chcę znów usłyszeć jego dźwięk.
- Nauczę go grać na wszystkim co nie jest mi obce. Na pewno łatwo przyswoi tą wiedzę. Tylko dajcie mu szansę. Dajcie mi szansę.
- Dobrze – odezwał się Ludwig. – Ale pod jednym warunkiem.
- Jakim?
- Nie będziesz próbował zmienić jego przeznaczenia.
- Co masz na myśli?
- Po prostu to obiecaj.
- Obiecuję – mężczyzna nie rozumiał tego i nie wiedział jak trudno będzie mu dotrzymać obietnicy. Po chwili znów zaprowadził chłopca do salonu. Tym razem postanowił spróbować czegoś trudniejszego. Wyciągnął z futerału skrzypce. I tak samo jak to było z fortepianem zagrał najpierw krótki fragment melodii i podał instrument chłopcu, a on odtworzył melodię. I również umiał powtórzyć skomplikowaną sekwencję dźwięków. Mężczyzna nagle dał się ponieść emocjom, zagrał cały utwór, tak trudny, że ledwo można było zauważyć subtelne różniece w sposobie jego gry, które dla wprawnego ucha były wysoce słyszalne. Chłopiec nawet z tym sobie poradził. – Jesteś geniuszem... Chciałbym mieć takiego syna...
- Na pewno będzie pan miał lepszego...
- Nie. Nawet ja nie mam takiego talentu. Nie ma go po kim odziedziczyć. A Ty... Ty jesteś wspaniały.
- Mogę pana nazywać „tatą” jak pan chce...
- A Elizabeta będzie mamą – uśmiechnął się słodko. – Mimo, że nie jesteś do niej podobny... Chociaż... Ty też wyglądasz niczym kwiat. Tak delikatny...
- Jednak jej nigdy nie dorównam.
- Masz rację – po chwili wrócili do nauki. Do wieczora nauczył go nut i prostej melodii. Chłopiec nim odszedł ze swymi opiekunami przytulił go i powiedział:
- Dziękuję... Pan jest wspaniały. Cieszę się, że mogłem pana poznać.
- Ja tak samo – mężczyzna pogłaskał go po głowie i uśmiechnął się.
- Roderich... – zaczęła Elizabeta nipewnie.
- Tak?
- Ty się uśmiechasz... Nie robiłeś tego od kilku lat... Odkąd pokóciłeś się z Vashem...
- Teraz znów mam powód by się uśmiechać. A raczej powody, a Ty jesteś jednym z nich – mimo, że było to mało dystyngowane pocałował kobietę namiętnie na oczach gości po czym złapał ją za rękę. Pożegnali się z gośćmi i poszli do sypialni. Tym czasem chłopiec całą drogę nucił melodię, której się nauczył.

4 komentarze:

  1. Nie no, od dzisiaj mówię na Kyle'a 'Mistrz Komplementów'. XD Bez kitu. Jej, chciałabym umieć tak grać. Ja ogarniam flet i nic poza tym... xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też grasz na flecie? To słodkie^^ Ja gram na flecie i gitarze^^ Ale raczej mi to licho wychodzi^^ I powiedz kogo jeszcze chcesz w opowiadaniu, bo nie mam centralnie pomysłu...

      Usuń
  2. Ja tam niczego, jeśli chodzi o instrumenty nie ogarniam ^-^".
    Urocze to było. Zwłaszcza jak sobie wyobraziłam takiego Pando-Glba i zawstydzonego Felicjano *-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie najbardziej rozczuliło jak sonie wyobraziłam jak wcześniej Ludwig od Lovino dostał i im tak ładnie wyszło, bo mi się wyobraziło, że Ludwig miał lewe oko podbite, a Gilbert prawe tak do kompletu XD A co byś chciała, by się wydarzyło? Bo mi się pomysły kończą...

      Usuń