Translate

środa, 22 sierpnia 2012

Rozdział trzydziesty piąty: Zmiana.


Ujrzał za szkłem przedniej szyby odbicie niczym w tafli szkła. Szybko pojął czyja była to twarz.
- Matt! – wybiegł z samochodu bojąc się, że jednak nie zdążył się zatrzymać i uderzył w niego. Częsciowo tal się stało. Chłopak siedział na ulicy, a nogę miał wykrzywioną pod dziwnym kątem. Zapewne skręcił ją gdy upadał popchnięty przez samochód. – Chodź, pomogę Ci... – starszy chwycił młodszego chcąc go podnieść, gdy ten wyrwał mu się i upadł z powrotem.
- Zostaw mnie! – krzyknął. – Nigdy więcej mnie nie dotykaj!
- Ale... Ale... O co chodzi...?
- Bomby w samochodzie Francisa! Chciałeś go zabić!
- Ja? Ja nic nie wiem... – skłamał. – Ale wiesz... Tym się zajmuje chyba Kiku...
- Co to ma do Hondy?
- Sam przecież podejrzewałeś mnie, prawda? On mnie nienawidzi. Zapewne chciałbyś mnie zabić, gdyby Francisowi się coś stało. Może Ty byś nic nie zrobił, ale Gilbert... On by mnie zabił. Dlatego on chciał mnie wrobić... – wymyślał na poczekaniu usprawiedliwienie.
- Naprawdę...? – chłopak patrzył na niego niepewnie.
- Naprawdę. Chyba mi ufasz, prawda? Przecież zapłaciłeś mi za jego życie. Nie zrobiłbym nic niesprawiedliwego.
- Ach, zapewne... Więc... Zabierzesz mnie do szpitala? Pewnie się zdziwią, że znowu mnie widzą... Zwłaszcza po poprzednim jak przyjdę z innym mężzczyzną.
- Nie martw się. Przecież jestem Twoim bratem. Chodź – pomógł mu wstać. – Zawiązę Cię do szpitala – wkrótce byli na miejscu, a chłopakiem zajęli się lekarze. Niedługo potem mogli wrócić do domu. Młodszy natychmiast poszedł do swojego opiekuna.
- Wiem już kto za tym stoi... – powiedział.
- Nie obchodzi mnie to. Nie będę się na nikim mścił. Zasłużyłem, dobrze o tym wiem. Nic to nie zmieni. Lepiej idź odpoczywać w pokoju. Bardziej mnie interesuje to, by odpłacić komuś za Twoje krzywdy... Ale skoro się nie zgadzasz to nie obchodzi mnie nic, rozumiesz? – blondyn wyraził prosty tryb myślenia.
- Rozumiem... – chłopak poszedł w stronę pokoju. Jednak po drodze podszedł do niego szkarłatnooki.
- Powiedz... Kto to zrobił?
- Alfred mówił, że Honda...
- Trochę w to wątpię... Może umie podkładać ładunki, ale nie ma nic do Francisa.
- A o kim myśleliśmy jako o sprawcy? O Alfredzie. Może on nie ma nic do Francisa, ale chętnie wrobiłby w to Alfreda.
- Masz rację... Jeszcze zemstę moge zrozumieć... Ale poświęcenie kogoś niewinnego dla niej jest okropne...
- Chcesz go za to ukarać?
- Oczywiście. Ale skoro nie udał mu się zamach to go nie zabiję... Ale sprawię, że nigdy więcej nic takiego nie zrobi...
- Co planujesz?
- Oczy są potrzebne do robienia bomb, czyż nie?
- No tak...
- A jak myślisz, czemu kiedyś nazywali mnie „Kwas Pruski”?
- Myślałem, że to dlatego, że rządzisz na terenie dawnych Prus, a Ty... Ty zajmujesz się...
- Kwasami... Wypalimy mu te piękne oczka.
- Pomóc Ci?
- Nie będę Cię w to mieszał. Nie pozwolę Ci splamić Twoich rąk.
- Liczę na Ciebie...
- Nie zawiodę Cię – rozeszli się do pokoi. Szkarłatnooki postanowił ten jeden raz powrócić do dawnej profesji.
            Chłopiec jak zwykle był w ogrodzie. Lubił pomagać blondynowi w dbaniu o rośliny. Ostatnio coraz częściej przychodził tu sam, bo mężczyzna był zajęty przebywaniem z Feliciano. Zawsze gdy nikogo przy nim nie było czuł się obserwowany, a potem nagle pojawiał się przed nim...
- Totalnie to cześć! – zawołał słodki chłopak podbiegając do niego.
- Witaj – uśmiechnął się.
- To jak, zabierasz dupę w troki stąd? Chyba nie spędzisz tu całego życia.
- Już to omawialiśmy... Spędzę, jeśli o to pytasz... Nie chcę ich tu zostawiać...
- Ja też będę Cię prowadził w jakieś ciekawe miejsca i kupował Ci pluszaki, jeśli chcesz.
- A Ci wszyscy ludzie?
- Ledwo ich znasz. Ciągle w końcu siedzisz u Gilberta, co nie?
- No tak...
- No, totalnie, ja jestem od niego generalnie lepszy! I Torisek nauczy Cię piec sękacza!
- To oczywiście kusząca propozycja, jednak nie moge tak po prostu odejść... Ci wszyscy ludzie są dla mnie bardzo ważni...
- Zastanów się jeszcze, totalnie! A możesz stąd iść?
- Nie wolno mi wychodzić poza ogrodzenie...
- Widzisz? A u mnie będziesz mógł chodzić wszędzie!
- Aż w końcu wpadnę pod samochód i się zabiję...
- Oj, nie przesadzaj! Chodź do Toriska na sękacza! Albo wiem! Makowca Ci kupię!
- To byłoby wspaniałe, jednak nie mogę stąd wychodzić... Proszę mnie zrozumieć...
- Oj, rozumiem genralnie! Ale kiedyś Cię z Toriskiem stąd zabierzemy!
- Powiem, jeśli będę miał dość tego miejsca.
- No, liczę na to, mały! Oj, widzę jakieś białe w oknie... Lepiej spadać... – nagle do ogrodu wbiegł szkarłatnooki.
- Wynoś mi się! – krzyczał. – Jak chcesz z nim pogadać to kasę dawaj!
- Ale ja nie jestem przedmiotem... – zaprotestował chłopiec.
- Właśnie, totalnie! – krzyknął blondyn. – Może ze mną rozmawiać, jeśli chce! Teraz nie jest w pracy!
- Nie będę Cię tu tolerował! Może Francis Ci czasem pomaga, ale ja nie chcę Cię tu widzieć!
- A zapomniałeś dzięki komu masz te Twoje tereny? Kto Ci pomagał?
- A kto mi większość potem zabrał?!
- Po mi się panoszyłeś! Masz te swoje...
- Pod Twoją kontrolą!
- Chcesz to sobie sam znajdź jakieś!
- A kurwa zobaczysz, że jakieś zdobędę!
- To brzmi jak wypowiedzenie wojny między krajami... – zauważył maluszek drżąc lekko.
- Bo to jest, kurwa, wojna! On ogranicza moje wpływy! – krzyczał szkarłatnooki.
- A Ty panoszysz się na moim terenie! Wracaj lepiej do swojego domciu!
- Bo jak Ci zaraz...! – białowłosy złapał blondyna za kołnierz koszuli.
- Proszę go zostawić...! – chłopiec próbował ich rozdzielić. Płakał.
- Przepraszam... – Gilbert zostawił Feliksa w spokoju. – Policzę się jeszcze z Tobą – dodał do blondyna. – Ale nie przy dziecku.
- Jasne, jasne, gadaj dalej króliczku... A tak w ogóle to co Ty masz na łbie? – blondyn pokazał na żółty obiekt latający na głowie szkarłatnookiego.
- To? Duma Prus! Znalazłem cholerę niedawno, podleczyłem i sobie siedzi!
- Wielki miłośnik zwierząt. Nakręć z nią filmik, niech sobie Twój braciszek poogląda.
- A może wolę nakręcić z Tobą?
- Wara! – blondyn skrzyżował ręcę i położył dłonie na ramionach.
- Czemu nic o niej nie wiedziałem? – zapytał nagle czarnowłosy.
- Bałem się, że zdechnie, więc nie chciałem Ci pokazywać, żebyś potem nie płakał.
- Ach.. No tak... Moge pogłaskać?
- Oczywiście – tak więc jasnowłosy się schylił, a maluszek pogłaskał pisklę po głowie.
- Ja też mogę? – zapytał blondyn.
- Tylko ostrożnie... – po tych słowach szkarłatnookiego drugi chłopiec również pogłąskał żółte zwierzątko. – I pomyśleć, że właśnie pogłaskałem Ci ptaszka...
- Jednak mnie lubisz, co? – zażartował szkarłatnooki.
- Jestem miły, żeby dziecka nie stresować. Ale pamiętaj, jak go nie będzie to sprawię, że Cię nawet grabarz od resztek nie odróżni.
- Z chęcią to zobaczę. Wybacz, ale teraz pomogę mojemu maluszkowi w ogrodzie.
- A co on? Twój synek.
- Nazwał mnie tatą więc tak. To idź się udław makowcem czy coś...
- A niech Ci ten kurczak oczy wydziobie – blondyn poszedł wkurzony. Za to chłopiec zaczął zastanawiać się nad czymś. Już drugi raz widział wybuch agresji w szkarłatnookim. W dodatku jeszcze ukrywanie tego kurczaczka... Czy on naprawdę jest inny niż wydaje się być? Był taki miły, spokojny, a teraz tyle razy już wydawał się być niebezpieczny. Czy dobrze było zostawać przy nim? W końcu wydawało się, że kiedyś przyjaźnił się z tym blondynkiem... A potem się śmiertelnie pokłocili... A co jeśli jego też znienawidzi? Co jeśli nie będzie chciał być przy nim i go znienawidzi? Chłopiec tak bardzo się tego bał... Nie chciał go stracić, nie chciał się z nim pokłócić. Myślał o tym przez resztę dnia.
            Minął jakiś czas. Kiku mieszkał z Mei w domu Arthura, który przeprowadził się do domu Francisa. Wszystko wydawało się być sielankowe. Nikt nie wiedział jak bardzo mogą się mylić. Matt często odwiedzał Alfreda. Nie miał mu za złe tego co mu zrobił. Najważniejsze było dla nego to, że jego opiekunowi nic się nie stało.
- Słuchaj... – zaczął pewnego dnia starszy. – No bo skoro Arthur już nie jest mój, a Ty jesteś taki wspaniały i... I przecież to ze mną przeżyłeś pierwszy raz to...
- Jesteśmy braćmi, nie zapominaj o tym.
- Wiem, ale... Nie wychowaliśmy się razem... To tak jak byśmy byli kompletnie obcymi ludźmi, czyż nie? Chyba możemy sobie na trochę pozwolić. Mamy nawet różne nazwiska... Przecież nikt się nie dowie...
- I co z tego, że nikt się nie dowie? Ja będę to zawsze wiedział.
- No proszę... – przytulił go mocno.
- Nie...
- Prosze... – starszy pocałował młodszego namiętnie. – Przecież wiem, że tego pragniesz.
- Nawet jeśli to nam nie wolno...
- Wolno, wolno... Uspokój się... Już to przecież robiliśmy... Oddychaj głęboko. O, jak ładnie... No już... Zamknij oczy, otwórz buzię...
- Przestań mnie traktować jak dziecko... I ja nie chcę...
- Chcesz... Wiem to... Spójrz mi w oczy i powiedz, że nic do mnie nie czujesz. – jednak młodszy tego nie zrobił. – Widzisz? Jednak jestem dla Ciebie ważny. Minęło już dużo czasu odkąd się spotkaliśmy pierwszy raz, prawda? A zauroczyć jest się łatwo... Jeśli będziemy razem to mnie pokochasz naprawdę...
- Nigdy jeszcze nikogo nie kochałem...
- Więc chyba już czas... Spokojnie. Nie zrobię Ci krzywdy...
- Ale przecież... Masz jeszcze wrogów... A co jeśli mi Cię odbiorą?
- Mam jednego wroga. Pewnie wiesz jak się go pozbyć, prawda?
- Już poprosiłem o to Gilberta.
- Grzeczny chłopczyk. A to oznacza, że jednak mnie kochasz. Normalnie nie ryzykował byś dla mnie tak, prawda? Jesteś takim kochanym, grzecznym chłopcem – pocałował go.
- Dobrze... Jeśli... Jeśli Ci na tym zależy... To zrobię to z Tobą...
- Nie zalezy mi na tym, byś to zrobił, tylko na tym, byś mnie kochał.
- K-kocham... Chyba...
- Powtórz...
- Kocham Cię.
- Ja Ciebie też – mimo, że starszy utrzymywał, że nie chce posiąść jego ciała i tak skończyło się na zbliżeniu.
            Za to młody chłopiec jak zwykle chodził po posiadłości. Chciał porozmawiać ze szkarłatnookim. Zastanawiał się czy kiedyś przeprowadzi się do nich ta pani z białymi włosami. Postanowił go trochę podpytać Był już późny wieczór, a on dawno skończył pracę. Podszedł do jego drzwi, jednak nim zapukał usłyszał głos białowłosego.
- Dzięki, Feli, że skompinowałeś składniki. Za jakiś tydzień wypalę naszemu milusińskiemu oczki.
- Słuchaj... Nie wiem czy to dobry pomysł... Nie ufał bym Alfredowi... To pewnie jego sprawka, a wrabia w to Hondę.
- Alfred jest na to za głupi. Wiesz o tym przecież. Predzej sam by się wygadał niż wymyślił coś takiego.
- Też prawda... On nie kłamie, bo tego nie umie... Właśnie dlatego ja też zawsze jestem szczery.
- Ale Ty nie jesteś głupi, tylko skromny... – mężczyzna przytulił mniejszego do siebie.
- Może masz rację... Oj, zaczęło grzmieć...
- Masz rację – reszty rozmowy chłopiec nie usłyszał. Pobiegł do pokoju i znalazł telefon. Zadzwonił do Kiku.
- Prosze uciekać! Pan Gilbert chce pana skrzywdzić! – powiedział do słuchawki.
- Co? Jesteś pewien?
- Tak! Właśnie mówił o wypalaniu panu oczu! – chłopiec stał twarzą do okna, daleko od drzwi, więc nie słyszał, że ktoś je otworzył. „Mały boi się burzy, poproszę, by spał ze mną. Nie będzie się tak bał” pomyślał Gilbert wchodząc do pokoju.
- Spokojnie, pewnie tylko żartował...
- Ale panie Kiku! Martwię się o pana!
- Kiku?! – krzyknął nagle szkarłatnooki i podbiegł do chłopca. – Skąd masz ten telefon i z kim rozmawiasz?
- Telefon mam od pana Arthura...
- Rozmawiasz z Hondą, tak? Jesteś zdrajcą!
- Ale ja... To pan chce go skrzywdzić!
- Widziałeś co się stało z samochodem Francisa? To jego sprawka!
- Nigdy w to nie uwierzę! Na pewno pan Alfred mu kazał!
- Oddawaj mi ten telefon! – mimo, że chłopiec nie chciał mężczyzna wyrwał mu telefon szybko. Mały uciekł do innej zaufanej osoby: Matta.
- Matt! – podbiegł do niego i go przytulił. – Pan Gilbert się na mnie gniewa i chce skrzywdzić pana Kiku... A pan Kiku nic nie zrobił... Pan Alfred mu kazał...
- Co...? Jak to?
- Ja nie wiem... Ale pan Kiku jest dobry, pan Kiku nic nie zrobił...
- Zrobił. Jestem tego pewien...
- Ty też mnie nie lubisz?
- To nie tak... – mały się rozpłakał i wybiegł z domu. Postanowił, że jednak skorzysta z propozycji Feliksa.

11 komentarzy:

  1. wpychasz wszystkie możliwe pairingi, ale FrUKa nie zrobisz.... TT.TT

    a wgl to kocham błyskotliwość Felka ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. "I pomyśleć, że właśnie pogłaskałem Ci ptaszka..." padłam XD

    Nyu, i co dalej i co dalej!?! To jest jedno z tych opowiadań gdzie czekasz na dalszy rozdział z niecierpliwością. Gilbo masz przesrane u młodego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już powoli zmierzam ku końcowi^^ Kochana jesteś^^

      Usuń
    2. Ku koncowi... D: No tak, wiecznie nie bedziesz tego pisac... Kurczak. A planujesz oprocz tego jeszcze jakiegos ficka? Ale wieesz, podobnej dlugosci. xD

      Usuń
    3. Jak coś wymyślę to tak... Ale pewnie dopiero na wolne... W październiku jadę do szpitala to może tam coś napiszę.

      Usuń
  3. Ta kłótnia Felka z Gilbertem była genialna!
    "I pomyśleć, że właśnie pogłaskałem Ci ptaszka..." -ten tekst mnie normalnie zabił XD
    A ten Kyle to po co do niego dzwonił, lepiej jakby zabili tego Kiku(nawet jeśli nie jest winny).
    Mamo, dziękuje za super rozdział i oczywiście czekam n następny^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mnie rozczulił ten tekst^^ A kto inny zginie^^ *tuli*

      Usuń
  4. Jaj, Kyle wyczul nasz Czarny Charakter ( Alfreda XDD). Klotnia Prusaka z Feliksem mnie dobila, jak wyzej ^^

    OdpowiedzUsuń