Chłopiec wiedział, że sam sobie nie
da rady. Czekał więc aż, jak co dzień, przyjdzie do niego Feliks z propozycją
pomocy w ucieczce. Tym razem się na nią zgodzi. Wrócił do domu dopiero późną
nocą, mimo burzy. Trochę po tym jak się obudził, nawet bez śniadania zszedł do
ogrodu. Jednak nic w nim nie robił. Jedynie siedział i patrzył w dal. Tak jak
się spodziewał niedługo potem ujrzał postać o jasnych włosach.
- Przemyślałem to – powiedział zamiast
przywitania podchodząc do blondyna. – Chce uciec.
- Już Ci Gilbert zaszedł za skórę?
- Tak. To co zrobił wczoraj... On
już nie jest tą samą osobą, którą polubiłem.
- Rozumiem Cię. Leć się spakować.
- Teraz? Tak w biały dzień?
- Im szybciej tym lepiej. Chodź.
- Dobrze – mały pobiegł do domu. Nie
miał za dużo rzeczy. Ukradł walizkę z pokoju Gilberta. – Pamiątka, heh? –
zaśmiał się cicho do siebie po czym szybko spakował wszystkie swoje rzeczy.
Zmoeściły się nawet plusdzaki od szkarłatnookiego. – Chyba je oddam do domu
dziecka. Nie chcę ich już... – Z tą walizką zbiegł ze schodów. Nie wiedział, że
ujrzał go Matt. „Jeśli taka jest jego decyzja, to nie mogę go zatrzymać.” Pomyślał
chłopak. Nie planował nikomu powiedzieć o ucieczce chłopca. Tak więc wkrótce
biegł z jasnowłosym ulicami miasta.
- Poproszę Toriska, żeby po nas
podjechał – powiedział chłopak wyciągając telefon. Właśnie, telefon. Kyle
trzymał w ręku ten, który otrzymał od Arthura. Zauważył na nim rysę. Zapewne
wtedy Gilbert rzucił nim o ścianę, na szczęście nic się nie stało. Ale ta
rysa... To będzie kolejna pamiątka po nim.
- Gdzie dzeciak? – zapytał nagle
Gilbert podchodząc do Francisa.
- A skąd mam wiedzieć? Nigdzie go
nie widziałem to myślałem, że go wywiozłeś...
- Właśnie chcę, ale nie wiem gdzie
jest... Myślałem, że coś zbroił i go przeniosłeś na dół.
- Czemu miałeś tak myśleć?
- Bo jego pokój jest pusty...
- Co?! On... On uciekł! Coś Ty mu
zrobił?!
- Ja? Nic... Tylko wczoraj...
Cholera, już rozumiem... Gdzie może być?
- Nie wiem, nie zna okolicy, pewnie
daleko nie zaszedł. Chyba, że ktoś mu pomagał... O, Matt – zawołał widząc
chłopaka w oddali. – Widziałeś dziś Kyle’a?
- N-nie... – powiedział chłopak.
- Kłamiesz! – szkarłatnooki podbiegł
do niego i złapał za koszulę. – Widzę to! Mów prawdę!
- Ale ja naprawdę...
- A widziałeś kogoś
podejrzanego? - zapytał ze spokojem Francis.
- N-nie...
- Powiedz braciszkowi prawdę... –
jasnowłosy podszedł do chłopaka powoli uśmiechając się w swój wyjątkowy sposób.
– No... Proszę... – pogłaskał go dalekiatnie po głowie i założył mu włosy za
ucho.
- Ale ja... – mężczyzna przejechał dłonią
po jego szyi. – C-co chcesz zrobić...?
- Tylko chcę Cię przekonać...
- Łatwiej będzie mu połamać ręcę i
nogi, od razu się wygada! – powiedział szkarłatnooki.
- N-nie... Nie tego się boisz,
prawda, Matt? – blondyn delikatnie pocałował chłopaka w ucho.
- Feliks – natychmiast powiedział
młodszy blondyn. – On uciekł z Feliksem...
- I o to chodziło, słodziaku –
Francis pogłaskał go po głowie. – Czyli już wiemy gdzie jest, prawda Gilbert?
- Już szykuję samochód –
szkarłatnooki zbiegł na dół.
- Przepraszam... – wyszeptał nagle
Francis przytulając do siebie Matt’a. – Ale musiałem Cię zmusić, byś to
powiedział.
- Wiesz... – jego głos drżał. – Już wolałbym
metody Gilberta. Zawsze pozostaniesz zboczeńcem. Nawet w takim momencie –
wyrwał się z uścisku i odszedł od niego. Musiał jeszcze sprawdzić jedną
rzecz...
Chłopcy
znaleźli się w pobliżu starych magazynów. Czuli się tam bezpiecznie. Niedługo
miał przyjechać Toris i zabrać ich do domu Feliksa. Jednak nie tego, w którym
mieszkał na co dzień. Miał też inny. W końcu prowadził też życie w półświatku.
Jednak oddzielał pracę od życia. W jednym domu, tym, gdzie mieszkał na co dzień
był wesołym beztroskim chłopcem. Jednak gdy przyszedłeś odwiedzić go w tym
drugim domu widziałeś jaki potrafi być naprawdę. Nie poddawał się, dążył do
swego celu. Tak jak teraz. Na jego twarzy widniała determinacja. Nie było śladu
dawnego uśmiechu. To on cały czas niósł walizkę chłopca, mimo, że na co dzień
we wszystkim wyręczał się innymi. Teraz myślał logicznie, wiedział, że tak
będzie szybciej. Wkrótce nadjechał samochód. Jednak nie z tej strony, z której
powinien zbliżać się Toris.
- Cholera! – Feliks pobiegł w drugą
stronę wraz z chłopcem. Widział już przed sobą samochód Litwina. Gdy nagle
usłyszał strzał. Odwrócił się i zobaczył Gilberta wychylającego się z samochodu
z bronią w ręku. Jednak na jego twarzy nie było nienawiści. Raczej przerażenie
i niedowierzanie. Chwilę potem Feliks zrozumiał czemu. U jego stóp leżał
chłopiec. Miał ranę na plecach. Osłonił go własnym ciałem... Tak, na pewno tak
było. W końcu Gilbert na pewno chciał zastrzelić Feliksa, to było bardziej niż
pewne. Blondyn chciał pomóc dziecku, ale tuż obok niego pojawił się samochód
jego przyjaciela. Nie było czasu, by się zatrzymywać. Gilbert już celował
ponownie. Jasnowłosy wsiadł do samochodu i uciekł z przyjacielem.
Tym
czasem Matt siedział już w salonie Alfreda. Wiedział, że teraz dowie się prawdy.
Czuł, że chłopiec nie kłamał, że to Alfred stał za tym wszystkim. Teraz musiał
się tego wszystkiego dowiedzieć. Musiał z nim porozmawiać.
- Al... Słuchaj... To z Francisem...
– zaczął niepewnie ściskając w rękach kubek z kawą.
- Tak? Przecież już Ci tłumaczyłem.
To wszystko zrobił Honda.
- Na Twą prośbę.
- Co?
- To Ty chciałeś się zemścić! To Ty
chciałeś się go pozbyć! Myślisz, że nie wiem? Bo Arthur wybrał jego! Chciałeś
pozbyć się rywala.
- O czym Ty mówisz?
- Ten mały... On mi otworzył oczy...
- On mnie nie lubi, przecież wiesz.
- Widziałem jak na Ciebie patrzył,
gdy mnie odwoziłeś. Nie wydawało się, by Cię nie lubił. Uśmiechał się. Na pewno
nie pomyślałby nic złego o Tobie, jeśli nie miał by pewności.
- A może on po prostu lubi Kiku i
chce, żebym to ja został ukarany, nie on?
- Nie zrobiłby czegoś takiego.
Dzisiaj uciekł. Skoro był w stanie porzucić nas wszystkich z jakiegoś powodu to
na pewno nie chroniłby jednej osoby. Powiedz mi prawdę, Al... To Twoja sprawka.
- Ale ja... Matt, słuchaj, ja...
- Więc jednak...
- Przepraszam...
- Nienawidzę Cię! Powiem im
wszystkim o tym co zrobiłeś!
- Zabiją mnie!
- I dobrze zrobią! Sam się najlepiej
zabij! Za te kłamstwa! Za to co mi zrobiłeś! Za to co chciałeś zrobić jemu! Nie
zasługujesz, żeby żyć! – Matt wybiegł z domu. Alfred zastanawiał się czy jego
brat nie miał racji.
Teraz
tak wiele miało się zmienić. Matt wbiegł do domu, jednak nie zastał tam osoby,
której szukał.
- Powiedział, że pojechał z małym do
szpitala. Przed chwilą dzwonił – powiedział Antonio podchodząc do niego. –
Lubisz tego małego, prawda?
- Tak... Czemu teraz mnie o to
pytasz?
- Wiesz... On może już nie wrócić...
- Ale przecież go znaleźli, mówiłeś,
że jadą z nim do szpitala...
- Gilbert go postrzelił. On może nie
przeżyć... – Matt czuł, że jego świat się rozpada.
ahhh ;/ mały nie zobaczy słitaśnego totalnie różowego domku Felka ;<
OdpowiedzUsuńA może zobaczy? Chyba sobie zostawię otwartą furtkę na dalsze przygody, ale zakończę już to opowiadanie^^
UsuńGilbert, cholero, nawet jak młody przeżyję, to i tak go nie odzyskasz. BYŁO NIE STRZELAĆ!
OdpowiedzUsuńO Tosiek! Tosiek, Tosiek, Tosiek, Tosiek~! Mamo, zapomniałaś o Tośku!
Młahahahaha~ Alfred giń ^-^
Tosiek został w domu. Na końcu jest napisane, że rozmawiał z Mattem^^ Tak, zapomniałam o nim i tym usprawiedliwiłam jego nieobecność XD
UsuńAaaaa Ale się zaczyna ciekawie robić! Mimo, iż ten rozdział był trochę krótki, to bez wątpienia będzie moim ulubionym^^
OdpowiedzUsuńBiedny Matt, wszyscy go wykorzystują :< A z tego Gilberta niezły idiota jest... I zgadzam się z Megumi - A gdzie Spejnnn??? ;_;
Jeśli chodzi o błędy, to wyłapałam jedną literówkę: "Zmoeściły"
Mamo, jesteś genialna *tuli*
Spejn gada Kaniusiem <3 I chyba powoli wykończę opo^^
Usuń