Translate

czwartek, 23 sierpnia 2012

Rozdział trzydziesty szósty: Świat zmierzający ku rozpadowi.


Chłopiec wiedział, że sam sobie nie da rady. Czekał więc aż, jak co dzień, przyjdzie do niego Feliks z propozycją pomocy w ucieczce. Tym razem się na nią zgodzi. Wrócił do domu dopiero późną nocą, mimo burzy. Trochę po tym jak się obudził, nawet bez śniadania zszedł do ogrodu. Jednak nic w nim nie robił. Jedynie siedział i patrzył w dal. Tak jak się spodziewał niedługo potem ujrzał postać o jasnych włosach.
- Przemyślałem to – powiedział zamiast przywitania podchodząc do blondyna. – Chce uciec.
- Już Ci Gilbert zaszedł za skórę?
- Tak. To co zrobił wczoraj... On już nie jest tą samą osobą, którą polubiłem.
- Rozumiem Cię. Leć się spakować.
- Teraz? Tak w biały dzień?
- Im szybciej tym lepiej. Chodź.
- Dobrze – mały pobiegł do domu. Nie miał za dużo rzeczy. Ukradł walizkę z pokoju Gilberta. – Pamiątka, heh? – zaśmiał się cicho do siebie po czym szybko spakował wszystkie swoje rzeczy. Zmoeściły się nawet plusdzaki od szkarłatnookiego. – Chyba je oddam do domu dziecka. Nie chcę ich już... – Z tą walizką zbiegł ze schodów. Nie wiedział, że ujrzał go Matt. „Jeśli taka jest jego decyzja, to nie mogę go zatrzymać.” Pomyślał chłopak. Nie planował nikomu powiedzieć o ucieczce chłopca. Tak więc wkrótce biegł z jasnowłosym ulicami miasta.
- Poproszę Toriska, żeby po nas podjechał – powiedział chłopak wyciągając telefon. Właśnie, telefon. Kyle trzymał w ręku ten, który otrzymał od Arthura. Zauważył na nim rysę. Zapewne wtedy Gilbert rzucił nim o ścianę, na szczęście nic się nie stało. Ale ta rysa... To będzie kolejna pamiątka po nim.
- Gdzie dzeciak? – zapytał nagle Gilbert podchodząc do Francisa.
- A skąd mam wiedzieć? Nigdzie go nie widziałem to myślałem, że go wywiozłeś...
- Właśnie chcę, ale nie wiem gdzie jest... Myślałem, że coś zbroił i go przeniosłeś na dół.
- Czemu miałeś tak myśleć?
- Bo jego pokój jest pusty...
- Co?! On... On uciekł! Coś Ty mu zrobił?!
- Ja? Nic... Tylko wczoraj... Cholera, już rozumiem... Gdzie może być?
- Nie wiem, nie zna okolicy, pewnie daleko nie zaszedł. Chyba, że ktoś mu pomagał... O, Matt – zawołał widząc chłopaka w oddali. – Widziałeś dziś Kyle’a?
- N-nie... – powiedział chłopak.
- Kłamiesz! – szkarłatnooki podbiegł do niego i złapał za koszulę. – Widzę to! Mów prawdę!
- Ale ja naprawdę...
- A widziałeś kogoś podejrzanego?  - zapytał ze spokojem Francis.
- N-nie...
- Powiedz braciszkowi prawdę... – jasnowłosy podszedł do chłopaka powoli uśmiechając się w swój wyjątkowy sposób. – No... Proszę... – pogłaskał go dalekiatnie po głowie i założył mu włosy za ucho.
- Ale ja... – mężczyzna przejechał dłonią po jego szyi. – C-co chcesz zrobić...?
- Tylko chcę Cię przekonać...
- Łatwiej będzie mu połamać ręcę i nogi, od razu się wygada! – powiedział szkarłatnooki.
- N-nie... Nie tego się boisz, prawda, Matt? – blondyn delikatnie pocałował chłopaka w ucho.
- Feliks – natychmiast powiedział młodszy blondyn. – On uciekł z Feliksem...
- I o to chodziło, słodziaku – Francis pogłaskał go po głowie. – Czyli już wiemy gdzie jest, prawda Gilbert?
- Już szykuję samochód – szkarłatnooki zbiegł na dół.
- Przepraszam... – wyszeptał nagle Francis przytulając do siebie Matt’a. – Ale musiałem Cię zmusić, byś to powiedział.
- Wiesz... – jego głos drżał. – Już wolałbym metody Gilberta. Zawsze pozostaniesz zboczeńcem. Nawet w takim momencie – wyrwał się z uścisku i odszedł od niego. Musiał jeszcze sprawdzić jedną rzecz...
            Chłopcy znaleźli się w pobliżu starych magazynów. Czuli się tam bezpiecznie. Niedługo miał przyjechać Toris i zabrać ich do domu Feliksa. Jednak nie tego, w którym mieszkał na co dzień. Miał też inny. W końcu prowadził też życie w półświatku. Jednak oddzielał pracę od życia. W jednym domu, tym, gdzie mieszkał na co dzień był wesołym beztroskim chłopcem. Jednak gdy przyszedłeś odwiedzić go w tym drugim domu widziałeś jaki potrafi być naprawdę. Nie poddawał się, dążył do swego celu. Tak jak teraz. Na jego twarzy widniała determinacja. Nie było śladu dawnego uśmiechu. To on cały czas niósł walizkę chłopca, mimo, że na co dzień we wszystkim wyręczał się innymi. Teraz myślał logicznie, wiedział, że tak będzie szybciej. Wkrótce nadjechał samochód. Jednak nie z tej strony, z której powinien zbliżać się Toris.
- Cholera! – Feliks pobiegł w drugą stronę wraz z chłopcem. Widział już przed sobą samochód Litwina. Gdy nagle usłyszał strzał. Odwrócił się i zobaczył Gilberta wychylającego się z samochodu z bronią w ręku. Jednak na jego twarzy nie było nienawiści. Raczej przerażenie i niedowierzanie. Chwilę potem Feliks zrozumiał czemu. U jego stóp leżał chłopiec. Miał ranę na plecach. Osłonił go własnym ciałem... Tak, na pewno tak było. W końcu Gilbert na pewno chciał zastrzelić Feliksa, to było bardziej niż pewne. Blondyn chciał pomóc dziecku, ale tuż obok niego pojawił się samochód jego przyjaciela. Nie było czasu, by się zatrzymywać. Gilbert już celował ponownie. Jasnowłosy wsiadł do samochodu i uciekł z przyjacielem.
            Tym czasem Matt siedział już w salonie Alfreda. Wiedział, że teraz dowie się prawdy. Czuł, że chłopiec nie kłamał, że to Alfred stał za tym wszystkim. Teraz musiał się tego wszystkiego dowiedzieć. Musiał z nim porozmawiać.
- Al... Słuchaj... To z Francisem... – zaczął niepewnie ściskając w rękach kubek z kawą.
- Tak? Przecież już Ci tłumaczyłem. To wszystko zrobił Honda.
- Na Twą prośbę.
- Co?
- To Ty chciałeś się zemścić! To Ty chciałeś się go pozbyć! Myślisz, że nie wiem? Bo Arthur wybrał jego! Chciałeś pozbyć się rywala.
- O czym Ty mówisz?
- Ten mały... On mi otworzył oczy...
- On mnie nie lubi, przecież wiesz.
- Widziałem jak na Ciebie patrzył, gdy mnie odwoziłeś. Nie wydawało się, by Cię nie lubił. Uśmiechał się. Na pewno nie pomyślałby nic złego o Tobie, jeśli nie miał by pewności.
- A może on po prostu lubi Kiku i chce, żebym to ja został ukarany, nie on?
- Nie zrobiłby czegoś takiego. Dzisiaj uciekł. Skoro był w stanie porzucić nas wszystkich z jakiegoś powodu to na pewno nie chroniłby jednej osoby. Powiedz mi prawdę, Al... To Twoja sprawka.
- Ale ja... Matt, słuchaj, ja...
- Więc jednak...
- Przepraszam...
- Nienawidzę Cię! Powiem im wszystkim o tym co zrobiłeś!
- Zabiją mnie!
- I dobrze zrobią! Sam się najlepiej zabij! Za te kłamstwa! Za to co mi zrobiłeś! Za to co chciałeś zrobić jemu! Nie zasługujesz, żeby żyć! – Matt wybiegł z domu. Alfred zastanawiał się czy jego brat nie miał racji.
            Teraz tak wiele miało się zmienić. Matt wbiegł do domu, jednak nie zastał tam osoby, której szukał.
- Powiedział, że pojechał z małym do szpitala. Przed chwilą dzwonił – powiedział Antonio podchodząc do niego. – Lubisz tego małego, prawda?
- Tak... Czemu teraz mnie o to pytasz?
- Wiesz... On może już nie wrócić...
- Ale przecież go znaleźli, mówiłeś, że jadą z nim do szpitala...
- Gilbert go postrzelił. On może nie przeżyć... – Matt czuł, że jego świat się rozpada.

6 komentarzy:

  1. ahhh ;/ mały nie zobaczy słitaśnego totalnie różowego domku Felka ;<

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może zobaczy? Chyba sobie zostawię otwartą furtkę na dalsze przygody, ale zakończę już to opowiadanie^^

      Usuń
  2. Gilbert, cholero, nawet jak młody przeżyję, to i tak go nie odzyskasz. BYŁO NIE STRZELAĆ!
    O Tosiek! Tosiek, Tosiek, Tosiek, Tosiek~! Mamo, zapomniałaś o Tośku!
    Młahahahaha~ Alfred giń ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tosiek został w domu. Na końcu jest napisane, że rozmawiał z Mattem^^ Tak, zapomniałam o nim i tym usprawiedliwiłam jego nieobecność XD

      Usuń
  3. Aaaaa Ale się zaczyna ciekawie robić! Mimo, iż ten rozdział był trochę krótki, to bez wątpienia będzie moim ulubionym^^
    Biedny Matt, wszyscy go wykorzystują :< A z tego Gilberta niezły idiota jest... I zgadzam się z Megumi - A gdzie Spejnnn??? ;_;
    Jeśli chodzi o błędy, to wyłapałam jedną literówkę: "Zmoeściły"

    Mamo, jesteś genialna *tuli*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spejn gada Kaniusiem <3 I chyba powoli wykończę opo^^

      Usuń