Translate

piątek, 17 sierpnia 2012

Rozdział trzydziesty: Prawda skryta w przeszłości.


Tymczasem w domu Wang dwie osoby łączyły swe szczęście w miłości. Dom był pusty, jedynie tych dwoje.
- Nie przejmuj się Li... – powiedział mężczyzna z rosyjskim akcentem. – Nie martw się, wróci... On przecież zawsze wraca... Kiku i Mei poradzą sobie bez Ciebie, nie martw się... Teraz bądźmy razem...
- Ale... Ale co, jeśli sobie nie poradzą? Nie chcę, by stało się z nimi to samo co z Kim...
- Nie stanie się to samo.
- Ale on przecież... To się stało gdy Li odszedł...
- Ale się nie zmieniło po tym jak wrócił.
- No bo nigdy go nie odwiedził...
- Nigdy?
- Jak się dowiedział co się z nim stało uznał, że to już nie jest jego brat. Nie znał szczegółów...
- Powiesz mu kiedyś o tym?
- To może mu jeszcze powiem o tym, że ten brwiasty jest jego bratem, a potem od razu zaprowadzę go do szpitala, w który, leży Kim?
- Nie przesadzaj... On chyba już dawno o tym wie...
- Nigdy nie powiedział, że wie...
- A Ty mu powiedziałeś? Proszę, teraz zajmij się mną...
- Ale... Ja naprawdę nie mam ochoty... Martwię się...
- Proszę... – Rosjanin delikatnie całował Chińczyka, tak, by zachęcić go do spędzenia kilku godzin w sypialni.
- Ale ja naprawdę...
- Nie kochasz mnie?
- Kocham... Ale nie dam rady... Nie dziś... Może wtedy, gdy już wszystko się wyjaśni...
- Spróbuj, to Cię rozluźni, naprawdę...
- Aż tak Ci na tym zależy?
- Zależy mi na Tobie... A Twe ciało jest przecież częścią Ciebie.
- Dobrze... Ale... Bądź delikatny...
- Obiecuję – i tak jak powiedział dał mu wiele subtelnej przyjemności, to rozluźniło ciemnowłosego. Chociaż mimo starań towarzyszył temu ból, w końcu Rosjanin był ogromny pod każdym względem. Jednak tak było dobrze. To włąśnie dawało szczęście. Gdy już leżeli wtuleni w siebie do pokoju wpadł Li.
- Ja tu wracam od Arthura, a wy się miziacie... Nie macie nic lepszego do roboty? – spojrzał na swojego brata, którego twarz pokryła się rumieńcem. – To ja przejdę od razu do rzeczy. Wyjaśniłem sobie z braciszkiem kilka spraw. Tak, Yao, wiedziałem o tym już od dawna. Szkoda, że nigdy nie dowiedziałem się tego od Ciebie... W każdym razie jutro idę do Kim’a. Zawieziesz mnie do niego? Nie wiem gdzie jest jego szpital.
- Dobrze... Jeżdżę do niego co tydzień, jak pewnie zauważyłeś, akurat jutro wypada ten dzień... I tak bym tam jechał, więc możesz jechać ze mną – powiedział Chińczyk.
- Dobrze... Pewnie za mną tęskni... Tak długo mnie nie było i jeszcze go nie odwiedzałem...
- Wiesz... Jemu się to stało zaraz po tym jak wyjechałeś... Gdy już Cię odwiozłem to jak wróciłem on już zaczął...
- Nigdy mi nie powiedziałeś co tak naprawdę się stało...
- Pierwsze co powiedział, gdy wróciłem o „Teraz ja się wami zajmę, bo jestem starszym braciszkiem starszego braciszka Chiny” to było dziwne... Ale śmiałem się z tego, że to aluzja do tego, że urodziłem się w Chinach, w końcu każde z nas urodziło się gdzie indziej. Ale potem było coraz gorzej... Pytał gdzie jest „Hong-Kong”, mając na myśli Ciebie, wiedział przecież, że jesteś u Arthura... Zaczął wszystko przekładać na kraje... No tak w końcu przypominało to poniekąd przejęcie Hong-Kongu przez Anglię... Ale to wciąż trwało... W dodatku zaczął mówić, że to on jest najstarszy... Mówił, że wszystko pochodzi z Korei... Ale gdy zaczął robić dziwne rzeczy.... zabraliśmy go do lekarza... I tak został w szpitalu...
- Jakie rzeczy?
- Ciągle próbował dotknąć nas tutaj – pokazał na swoją klatkę piersiową. – Dopóki robił to tylko mi po prostu dostawał po rękach i koniec... Kiku zaczął go unikać gdy mu też to zrobił. Wiesz jaki on jest, nie lubi kontaktu fizycznego. Jednak miarka się przebrała, gdy zrobił to Mei, to w końcu kobieta... Długo płakała, więc musieliśmy coś na to poradzić... To była trudna decyzja...
- Rozumiem... Ale czemu jest tam aż tak długo?
- Już kilka razy wracał, zachowywał się normalnie, ale potem wchodził do Twojego pokoju i pytał „Gdzie Hong-Kong?” i wszystko wracało.
- Przecież już tyle czasu tu byłem! Czemu przez ten czas ani razu nie był w domu? Jeśli by mnie zobaczył to może by mu się poprawiło...
- Lekarz nie pozwalał, by przeżył taki szok... Chciał zobaczyć jak zachowa się przy Tobie...
- Czemu nic nie powiedzieliście? Może gdybym od razu po powrocie do niego przyszedł to wrócił by już dawno.
- Nie chcieliśmy, żebyś się obwiniał... Albo obwiniał mnie za to, co mu się stało..
- Teraz to już nieważne. Jedźmy jutro do niego.
- Oczywiście – jakiś czas jeszcze rozmawiali planują dokładnie odwiedziny i w końcu nadszedł wieczór. Poszli spać nieświadomi problemów innego spośród braci.
            W nocy też chłopiec rozmawiał z kolejnym wyselekcjonoanym klientem. Ten mężczyzna był wyjątkowo poważny. Fryzurą przypominał trochę pana Mathiasa. Nawet imię miał podobne.
- Panie Mogens, chciałby pan jeszcze czegoś? Mało pan mówi... Nie jest pan smutny, albo zdenerwowany? – zapytał chłopiec niepewnie.
- Wszystko w porządku... – niepewnie pogłaskał go po głowie. – Słodki jesteś... Mówisz trochę jak moja siostra... Ciągle się martwię o Bel... Kiedyś była strasznie blisko z tym Antonio... Jeszcze jak Lovino był mały... Ale jak widzisz Antonio wybrał tego dzieciaka...
- Ma pan rację... Ale pani Bel ma pana i na pewno jest z panem szczęśliwa.
- Właśnie... Mogą do Ciebie przychodzić też kobiety?
- Zależy od pana Francisa...
- Może jej powiem, żeby do Ciebie przyszła... Jesteś taki słodki, polubi Cię.
- Mam taką nadzieję – rozmawiali jakiś czas o różnych miej lub bardziej istotnych sprawach. Potem mężczyzna odszedł a chłopiec poszedł spać.
            Rano miało stać się coś bardzo ważnego dla rodziny Wang. Yao wraz z Li pojechali do szpitala psychiatrycznego, gdzie leżał ich brat. Li był bardzo poddenerwowany. Dawno nie widział się z bratem. To było dla niego coś bardzo ważnego. W końcu udało im się spotkać z Kim.
- Braciszek Chiny! – krzyknął młodzieniec i natychmiast złapał starszego za klatkę piersiową.
- Nie Chiny, tylko Yao i trzymaj ręce przy sobie, bo znowu dostaniesz zastrzyk – powiedział długowłosy.
- Poznajesz mnie? – zapytał nagle Li.
- Oczywiście! Braciszek Hong-Kong!
- Nie Hong-Kong, Li... Po prostu Li...
- Jak to? Przecież jesteś Hong-Kongiem, niedawno byłeś u Angli i...
- Zapamiętaj, jestem Li, byłem u Arthura. Rozumiesz?
- Nie... Przecież my jesteśmy krajami, nie jakimiś ludźmi! A wszystko zaczęło się ode mnie!
- Nie. Yao jest najstarszy, jesteśmy ludźmi. Pamiętasz?
- Nie wiem o czym Ty mówisz...
- Kim, co masz na ręku? – zapytał nagle Yao. – Masz bandaż na nadgarstku...
- Musiałem udowodnić tym pielęgniarkom, że mam rację! W końcu nieśmiertelny kraj nie może umrzeć! Więc im pokazałem, że się nie wykrwawię...
- Więcej tego nie rób...
- A no tak... Jak coś się dzieje z krajem to ludzie cierpią, nie mogę tak robić...
- Nie możesz, bo jesteś człowiekiem i możesz umrzeć.
- Nie jestem! Jestem Koreą!
- Zamknij się już! – Li nie wytrzymał i uderzył go w twarz. – Nie wrócę tu dopóki nie będziesz się normalnie zachowywał! Wychodzę. Wrócę autobusem, możesz z nim zostać, Yao...
- Ale braciszku, nie opuszczaj mnie! – Kim mocno go przytulił.
- Więc powiedz jeszcze raz kim jestem.
- Li... – nagle z oczu młodzieńca zaczęły płynąć łzy. – Li... Ty jesteś Li... Mój brat... Chi... Yao nas wychowywał... Jeszcze Kiku i Mei... Byłeś u Kirklandów...
- O tak, właśnie, dobra odpowiedź.
- Muszę o tym powiedzieć lekarzowi – Yao zerwał się z siedzenia i pobiegł do lekarza. Być może niedługo wszystko się ułoży.
            Po południu Kyle nie spodziewał się nikogo. W związku z tym, że Ludwig poszedł gdzieś z Feliciano, a Gilbert też zniknął, jednak nie powiedział gdzie chłopiec siedział w pokoju i czytał. W ciągu kilku dni przerobił już całą pierwszą klasę gimnazjum. Chciał się pochwalić Francisowi, ale on cały czas siedział przy Arthurze. Ostatnio zauważył na jego ręku plaster z pandą. Wyjaśnił mu, że to przez to, że nie umiejętnie obierał jabłka dla Arthura. Chłopiec nie wiedział, że prawda była taka, że obierając jabłko zaczął całować zielonookiego i przestał zwracać uwagę na otaczający go świat. Chłopiec nie miał z kim rozmawiać. Matt ciągle przesiadywał przy Alfredzie próbując nawiązać z nim jakieś bliższe relacje. Kyle zastanawiał się, czy Francis ma jakąś prawdziwą rodzinę... Widział w jego pokoju zdjęcie maleńkiego Francisa z rodzicami i jeszcze jedną dziewczynką. Widział też datę i miejsce zrobienia zdjęcia... Monako... Czy tam jest ta dziewczynka teraz? A jeśli zachorowała? Jeśli miała wypadek? Nie, nie można tak myśleć. Pewnie jest dorosła i mieszka teraz w Monako. To by bardzo pasowało... W końcu jakoś wszystko się łączyło w całość... Francis pochądzący z Francji, Matt z Kanady, Victoria z Seszeli... Brakuje właśnie Monako... Chłopiec zaśmiał się do własnych myśli. Zupełnie jakby wszystko było geograficznie ułożone. I jeszcze Arthur i Alfred, Anglia i Ameryka. Chłopiec znalazł jakąś mapę w atlasie. Narysował na niej buzie znanych mu osób w zależności od kraju pochodzenia. Gdy na Austrii rysował twarz Rodericha ktoś wszedł do pokoju.
- Wybacz, że naruszam Twoją prywatność, ale chciałem porozmawiać o tym co zdarzyło się wczoraj – powiedział Edelstein. – I jeszcze poruszę jedną sprawę... Widziałem jak jacyś ludzie wchodzili do podziemi... Mówili o Tobie... Czemu tacy ludzie Cię znają? Chociaż może pomylili osoby, bo gdy zapytałem skąd znają Twe imię powiedzieli mi, że.... że tam pracujesz... Zajrzałem do tych podziemi... To było siedlisko rozpusty! Ty na pewno nigdy tam nie byłeś!
- Ale oni mieli rację...
- Co?!
- Ja... Ja tak odwdzięczam się za mieszkanie tutaj....
- Zabiję go... Jak mógł zrobić coś takiego dziecku?!
- Ale mi to nie przeszkadza... O, wie pan, ostatnio bardzo dużo się nauczyłem... Niech pan zobaczy ile już zadań zrobiłem – pokazał ćwiczenia z chemii, które dostał niedawno od swego opiekuna.
- Przecież jesteś tu dopiero jakiś tydzień... Jakim cudem zrobiłeś aż tyle? – postanowił nie pytać o więcej, skoro chłopcu to wszystko odpowiadało. Myślał o tym, żeby delikatnie wybadać sytuację.
- To wszystko jest takie łatwe, a ja szybko się uczę.
- Powiedz... Jesteś tu szczęśliwy?
- Bardzo. Mam tu dobre jedzenie, wygodne łóżko, przyjaciół... Prawdziwą rodzinę.
- A to co musisz robić...
- Uszczęśliwia ludzi. Jeśli moge zobaczyć ich uśmiech sam jestem szczęśliwy.
- Naprawdę Ci to odpowiada?
- Całkowicie.
- A co byś zrobił, gdybym nagle ja przyszedł tam na dół i kazał Ci...
- Zrobiłbym wszystko z chęcią. Ale pan nigdy tak nie zrobi. Pan ma panią Elcię.
- Masz rację... Tylko uważaj na siebie... Jeszcze na coś zachorujesz i co wtedy?
- Sam nie wiem... Nie interesuję się tym zbytnio. Ale pan Francis bardzo o mnie dba, więc wiem, że nic mi nie będzie.
- Ale on Cię do tego zmusił...
- Pozwolił mi zadecydować... Sam się na to zgodziłem.
- Naprawdę?
- Tak. O, ostatnio dostałem coś od pana Gilberta – chłopiec wyjął z pudełka leżącego na biurku flet poprzeczny. – Na tym też umie pan grać?
- Czy to nie... On naprawdę Ci to dał?! On nikomu nie pozwalał tego dotykać! Nawet nie można było na to patrzeć bez jego zgody!
- To aż tak dla niego ważne?
- Tak. Wiesz, on przez jakiś czas był wychowywany przez takiego starszego pana... Zauważyłeś zapewne, że różni się bardzo od swego brata, czyż nie? Właśnie... Gilbert był sierotą... Jednak nie był w żadnym domu dziecka. Błąkał się po ulicach. Przez zamarznięciem uratował go pewien mężczyzna. Gilbert nazywał go starym Fritzem. Ten flet należał właśnie do niego. On go jakiś czas wychowywał. W tym czasie mały Gilbert zaprzyjaźnił się z Ludwigiem. Traktował go jak swojego brata, jego rodzice zresztą często zapraszali go do domu. Uczył go wszystkiego co powiedział mu jego opiekun. Przed śmiercią tegoż mężczyzny zostało ustalone, że opiekę nad Gilbertem przejmą rodzice Ludwiga... W tym też czasie Ludwig miał wypadek. Stracił pamięć. On wierzy, że Gilbert jest jego prawdziwym bratem. Bo gdy pierwszy raz po wypadku go zobaczył właśnie to zostało mu powiedziane. Nie wie, że Gilbert dołączył do niego dużo później...
- To smutne...
- Ale prawdziwe... Nie wie też, że znał Feliciano w dzieciństwie... Ale widzę, że mu to nie przeszkadza. Dogadują się bardzo dobrze, mimo, że zna go dość krótko. I tak wcześniej poznali się jedynie gdy obaj byli u mnie, a raczej u moich rodziców na wakacjach. To był krótki czas. Ale obiecał, że do niego wróci... Wrócił, ale myśli, że to było ich pierwsze spotkanie... Tylko proszę, nie mów mu nic.
- Dobrze, obiecuję.
- Jesteś wspaniały. Umiesz coś zagrać?
- Tylko jedną melodię, którą zawsze grał pan Gilbert...
- To on grał? Ach, no tak... Pamiętam jak kiedyś się pokłóciliśmy... Wtedy też kazał mi grać dla niego, żeby mi wybaczył... Ale to on pierwszy mnie wtedy zaatakował... Już wtedy przyjaźnił się z tymi dwoma, wiesz o kim mówię... Mi trochę wtedy pomógł Arthur.
- Nie wiedziałem, że pan go zna....
- To tylko raz się spotkaliśmy. Jak był mały strasznie nie lubił się z Francisem. Przyszedł, złamał mu nos i poszedł.
- I po czymś takim są ze sobą tak blisko?
- Na to wygląda... No dobrze, zagraj...
- Ale pan jeszcze czegoś nie dokończył... o tym graniu...
- Ach tak... Ostatecznie to on mnie przeprosił. Zagrał dla mnie na flecie, żebym przestał się na niego obrażać. Miał wtedy małą wojnę z takimi chłopcami o zielonych oczach... No i tak jakoś wrobił mnie i Ivana, żeby się nimi zająć...
- Nie wierzę, że pan w dzieciństwie był takim rozrabiaką... I to wszystko przez pana Gilberta...
- No tak... Najśmieszniejsze jest to, że jeden z tych chłopców teraz dla Ivana pracuje...
- Ci chłopcy to pan Feliks i Taurys?
- Tak... Znasz ich?
- Rozmawialiśmy raz...
- No to widzę, że znasz wszystkich w okół – zaśmiał się. - No, graj – gdy z fletu wypłynęły pierwsze dźwięki towarzyszyły im łzy mężczyzny. – To przecież... On to kiedyś dla mnie zagrał, gdy nie mogłem spać w czasie burzy, a akurat u mnie nocował... Jego opiekun mu to zawsze grał... To przywołuje wiele wspomnień z dzieciństwa...
- Czy to źle?
- Nie. To bardzo dobrze. Zagraj mu to jak będzie burza.
- Dobrze – jakiś czas jeszcze rozmawiali i nawet przeprowadzona została mała lekcja gry na flecie. A gdy nadszedł wieczór pan Edelstein zaczął zbierać się do wyjścia.
- Do jutra, wujciu Rodi – maluszek go przytulił.
- Do jutra, do jutra... A wiesz, że wujcio będzie tatą?
- C-co...? Gratuluję!
- Przyjdź jutro z Gilbertem i Ludwigiem to im powiem osobiście.
- Dobrze! Do jutra.
- Do jutra – rozstali się z uśmiechami na ustach.

32 komentarze:

  1. letka schiza " jesteśmy krajami" o.O
    dobrze, ze jest sobie gdzieś tam FrUK, ale opisz więcej, nie wspominaj tylko, że sie pocałowali ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No na razie Arthur jest w szpitalu, więc więcej nie zrobią XD

      Usuń
    2. jakby chcieli to by zrobili... poza tym wszyscy znamy Francisa xD
      a poza tym można opisać ładnie :3

      Usuń
    3. No, ale trochę prywatności nawet on potrzebuje xD

      Usuń
    4. chodziło mi poprostu o opis sytuacji w szpitalu, mogli by nawet tylko rozmawiać ;p needciam Francisia i FrUK'a xD

      Usuń
    5. A Tobie się Francis podoba...? Postaram się go niedługo opisać^^

      Usuń
    6. To mu to powiedz i zróbcie sobie gromadkę dzieci^^ Pomogę wam się nimi opiekować^^

      Usuń
    7. ale dzieci są łeee ;p
      bo zabierają czas potrzebny na... hmm no wiesz co xD

      Usuń
    8. tak, w tym też przeszkadzają ;p

      Usuń
    9. Taa, podrap go pod bródko i za uszkiem <3

      Usuń
    10. wtedy tak słitaśnie mruczy :3

      Usuń
    11. A jak ja Ciebie podrapię to też zamruczysz?^^

      Usuń
    12. nya *przymyka oczki* mrrrrrrrrrrrrrr :3

      Usuń
  2. Kim <3333 i Li <333 (a połączysz ich w parę?)
    Rozdział niezły, ale...nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale od dłuższego czasu zaczynam mieć wrażenie, że rola Kyle'a w tym opowiadaniu straciła znaczenie. Tak jakby zaczął mnie wnerwiać i jego historia już mnie nawet nie interesuję...nie wiem, takie mam jakieś wrażenie ^^"


    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie dlatego, ze doszlo tyle nowych postaci i Mean skupia sie teraz glownie na nich. C: Ale co ja tam wiem xD

      Usuń
    2. No, ja już powoli o nim zapominam... Tak jakoś zaczął mi przeszkadzać... Ale postaram się go jakoś ruszyć^^"

      Usuń
    3. Eeee nie musisz >.< Mi jego nieobecność nie przeszkadza^^

      Usuń
    4. Zawsze mozesz go unicestwic. >:D

      Usuń
    5. I tak planowałam, by mu się krzywda stała <3 I w najnowszym rozdziale w ogóle go nie ma XD

      Usuń
  3. "Wujciu Rodi"... Kur*a rzygam cukrem xD Nie, no strasznie podobał mi sie ten rozdział.

    Milka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najlepsze było moje podejście do rozdziału... "To tylko kilka rzeczy, szybko napiszę, pewnie będzie krótki" najdłuższy dotychczas XD

      Usuń
  4. To się nazywa "burzenie czwartej ściany" przez Kim'a xD Świetne, uzależniłam się od tego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To bardzo miłe z pani strony... Ja już nie pamiętam o czym to jest... ^^"

      Usuń