Tymczasem w domu Wang dwie osoby
łączyły swe szczęście w miłości. Dom był pusty, jedynie tych dwoje.
- Nie przejmuj się Li... –
powiedział mężczyzna z rosyjskim akcentem. – Nie martw się, wróci... On
przecież zawsze wraca... Kiku i Mei poradzą sobie bez Ciebie, nie martw się...
Teraz bądźmy razem...
- Ale... Ale co, jeśli sobie nie
poradzą? Nie chcę, by stało się z nimi to samo co z Kim...
- Nie stanie się to samo.
- Ale on przecież... To się stało
gdy Li odszedł...
- Ale się nie zmieniło po tym jak
wrócił.
- No bo nigdy go nie odwiedził...
- Nigdy?
- Jak się dowiedział co się z nim
stało uznał, że to już nie jest jego brat. Nie znał szczegółów...
- Powiesz mu kiedyś o tym?
- To może mu jeszcze powiem o tym,
że ten brwiasty jest jego bratem, a potem od razu zaprowadzę go do szpitala, w
który, leży Kim?
- Nie przesadzaj... On chyba już
dawno o tym wie...
- Nigdy nie powiedział, że wie...
- A Ty mu powiedziałeś? Proszę,
teraz zajmij się mną...
- Ale... Ja naprawdę nie mam
ochoty... Martwię się...
- Proszę... – Rosjanin delikatnie
całował Chińczyka, tak, by zachęcić go do spędzenia kilku godzin w sypialni.
- Ale ja naprawdę...
- Nie kochasz mnie?
- Kocham... Ale nie dam rady... Nie
dziś... Może wtedy, gdy już wszystko się wyjaśni...
- Spróbuj, to Cię rozluźni,
naprawdę...
- Aż tak Ci na tym zależy?
- Zależy mi na Tobie... A Twe ciało
jest przecież częścią Ciebie.
- Dobrze... Ale... Bądź delikatny...
- Obiecuję – i tak jak powiedział
dał mu wiele subtelnej przyjemności, to rozluźniło ciemnowłosego. Chociaż mimo
starań towarzyszył temu ból, w końcu Rosjanin był ogromny pod każdym względem.
Jednak tak było dobrze. To włąśnie dawało szczęście. Gdy już leżeli wtuleni w
siebie do pokoju wpadł Li.
- Ja tu wracam od Arthura, a wy się
miziacie... Nie macie nic lepszego do roboty? – spojrzał na swojego brata,
którego twarz pokryła się rumieńcem. – To ja przejdę od razu do rzeczy.
Wyjaśniłem sobie z braciszkiem kilka spraw. Tak, Yao, wiedziałem o tym już od
dawna. Szkoda, że nigdy nie dowiedziałem się tego od Ciebie... W każdym razie jutro
idę do Kim’a. Zawieziesz mnie do niego? Nie wiem gdzie jest jego szpital.
- Dobrze... Jeżdżę do niego co
tydzień, jak pewnie zauważyłeś, akurat jutro wypada ten dzień... I tak bym tam
jechał, więc możesz jechać ze mną – powiedział Chińczyk.
- Dobrze... Pewnie za mną tęskni...
Tak długo mnie nie było i jeszcze go nie odwiedzałem...
- Wiesz... Jemu się to stało zaraz
po tym jak wyjechałeś... Gdy już Cię odwiozłem to jak wróciłem on już zaczął...
- Nigdy mi nie powiedziałeś co tak
naprawdę się stało...
- Pierwsze co powiedział, gdy
wróciłem o „Teraz ja się wami zajmę, bo jestem starszym braciszkiem starszego
braciszka Chiny” to było dziwne... Ale śmiałem się z tego, że to aluzja do tego,
że urodziłem się w Chinach, w końcu każde z nas urodziło się gdzie indziej. Ale
potem było coraz gorzej... Pytał gdzie jest „Hong-Kong”, mając na myśli Ciebie,
wiedział przecież, że jesteś u Arthura... Zaczął wszystko przekładać na
kraje... No tak w końcu przypominało to poniekąd przejęcie Hong-Kongu przez
Anglię... Ale to wciąż trwało... W dodatku zaczął mówić, że to on jest
najstarszy... Mówił, że wszystko pochodzi z Korei... Ale gdy zaczął robić
dziwne rzeczy.... zabraliśmy go do lekarza... I tak został w szpitalu...
- Jakie rzeczy?
- Ciągle próbował dotknąć nas tutaj –
pokazał na swoją klatkę piersiową. – Dopóki robił to tylko mi po prostu
dostawał po rękach i koniec... Kiku zaczął go unikać gdy mu też to zrobił.
Wiesz jaki on jest, nie lubi kontaktu fizycznego. Jednak miarka się przebrała,
gdy zrobił to Mei, to w końcu kobieta... Długo płakała, więc musieliśmy coś na
to poradzić... To była trudna decyzja...
- Rozumiem... Ale czemu jest tam aż
tak długo?
- Już kilka razy wracał, zachowywał
się normalnie, ale potem wchodził do Twojego pokoju i pytał „Gdzie Hong-Kong?”
i wszystko wracało.
- Przecież już tyle czasu tu byłem!
Czemu przez ten czas ani razu nie był w domu? Jeśli by mnie zobaczył to może by
mu się poprawiło...
- Lekarz nie pozwalał, by przeżył
taki szok... Chciał zobaczyć jak zachowa się przy Tobie...
- Czemu nic nie powiedzieliście?
Może gdybym od razu po powrocie do niego przyszedł to wrócił by już dawno.
- Nie chcieliśmy, żebyś się
obwiniał... Albo obwiniał mnie za to, co mu się stało..
- Teraz to już nieważne. Jedźmy
jutro do niego.
- Oczywiście – jakiś czas jeszcze
rozmawiali planują dokładnie odwiedziny i w końcu nadszedł wieczór. Poszli spać
nieświadomi problemów innego spośród braci.
W
nocy też chłopiec rozmawiał z kolejnym wyselekcjonoanym klientem. Ten mężczyzna
był wyjątkowo poważny. Fryzurą przypominał trochę pana Mathiasa. Nawet imię
miał podobne.
- Panie Mogens, chciałby pan jeszcze
czegoś? Mało pan mówi... Nie jest pan smutny, albo zdenerwowany? – zapytał chłopiec
niepewnie.
- Wszystko w porządku... – niepewnie
pogłaskał go po głowie. – Słodki jesteś... Mówisz trochę jak moja siostra...
Ciągle się martwię o Bel... Kiedyś była strasznie blisko z tym Antonio...
Jeszcze jak Lovino był mały... Ale jak widzisz Antonio wybrał tego dzieciaka...
- Ma pan rację... Ale pani Bel ma
pana i na pewno jest z panem szczęśliwa.
- Właśnie... Mogą do Ciebie
przychodzić też kobiety?
- Zależy od pana Francisa...
- Może jej powiem, żeby do Ciebie
przyszła... Jesteś taki słodki, polubi Cię.
- Mam taką nadzieję – rozmawiali jakiś
czas o różnych miej lub bardziej istotnych sprawach. Potem mężczyzna odszedł a
chłopiec poszedł spać.
Rano
miało stać się coś bardzo ważnego dla rodziny Wang. Yao wraz z Li pojechali do
szpitala psychiatrycznego, gdzie leżał ich brat. Li był bardzo poddenerwowany.
Dawno nie widział się z bratem. To było dla niego coś bardzo ważnego. W końcu
udało im się spotkać z Kim.
- Braciszek Chiny! – krzyknął młodzieniec
i natychmiast złapał starszego za klatkę piersiową.
- Nie Chiny, tylko Yao i trzymaj
ręce przy sobie, bo znowu dostaniesz zastrzyk – powiedział długowłosy.
- Poznajesz mnie? – zapytał nagle
Li.
- Oczywiście! Braciszek Hong-Kong!
- Nie Hong-Kong, Li... Po prostu
Li...
- Jak to? Przecież jesteś
Hong-Kongiem, niedawno byłeś u Angli i...
- Zapamiętaj, jestem Li, byłem u
Arthura. Rozumiesz?
- Nie... Przecież my jesteśmy
krajami, nie jakimiś ludźmi! A wszystko zaczęło się ode mnie!
- Nie. Yao jest najstarszy, jesteśmy
ludźmi. Pamiętasz?
- Nie wiem o czym Ty mówisz...
- Kim, co masz na ręku? – zapytał nagle
Yao. – Masz bandaż na nadgarstku...
- Musiałem udowodnić tym
pielęgniarkom, że mam rację! W końcu nieśmiertelny kraj nie może umrzeć! Więc
im pokazałem, że się nie wykrwawię...
- Więcej tego nie rób...
- A no tak... Jak coś się dzieje z
krajem to ludzie cierpią, nie mogę tak robić...
- Nie możesz, bo jesteś człowiekiem
i możesz umrzeć.
- Nie jestem! Jestem Koreą!
- Zamknij się już! – Li nie
wytrzymał i uderzył go w twarz. – Nie wrócę tu dopóki nie będziesz się
normalnie zachowywał! Wychodzę. Wrócę autobusem, możesz z nim zostać, Yao...
- Ale braciszku, nie opuszczaj mnie!
– Kim mocno go przytulił.
- Więc powiedz jeszcze raz kim
jestem.
- Li... – nagle z oczu młodzieńca
zaczęły płynąć łzy. – Li... Ty jesteś Li... Mój brat... Chi... Yao nas
wychowywał... Jeszcze Kiku i Mei... Byłeś u Kirklandów...
- O tak, właśnie, dobra odpowiedź.
- Muszę o tym powiedzieć lekarzowi –
Yao zerwał się z siedzenia i pobiegł do lekarza. Być może niedługo wszystko się
ułoży.
Po
południu Kyle nie spodziewał się nikogo. W związku z tym, że Ludwig poszedł
gdzieś z Feliciano, a Gilbert też zniknął, jednak nie powiedział gdzie chłopiec
siedział w pokoju i czytał. W ciągu kilku dni przerobił już całą pierwszą klasę
gimnazjum. Chciał się pochwalić Francisowi, ale on cały czas siedział przy
Arthurze. Ostatnio zauważył na jego ręku plaster z pandą. Wyjaśnił mu, że to
przez to, że nie umiejętnie obierał jabłka dla Arthura. Chłopiec nie wiedział,
że prawda była taka, że obierając jabłko zaczął całować zielonookiego i
przestał zwracać uwagę na otaczający go świat. Chłopiec nie miał z kim
rozmawiać. Matt ciągle przesiadywał przy Alfredzie próbując nawiązać z nim
jakieś bliższe relacje. Kyle zastanawiał się, czy Francis ma jakąś prawdziwą
rodzinę... Widział w jego pokoju zdjęcie maleńkiego Francisa z rodzicami i jeszcze
jedną dziewczynką. Widział też datę i miejsce zrobienia zdjęcia... Monako...
Czy tam jest ta dziewczynka teraz? A jeśli zachorowała? Jeśli miała wypadek?
Nie, nie można tak myśleć. Pewnie jest dorosła i mieszka teraz w Monako. To by
bardzo pasowało... W końcu jakoś wszystko się łączyło w całość... Francis
pochądzący z Francji, Matt z Kanady, Victoria z Seszeli... Brakuje właśnie
Monako... Chłopiec zaśmiał się do własnych myśli. Zupełnie jakby wszystko było
geograficznie ułożone. I jeszcze Arthur i Alfred, Anglia i Ameryka. Chłopiec
znalazł jakąś mapę w atlasie. Narysował na niej buzie znanych mu osób w zależności
od kraju pochodzenia. Gdy na Austrii rysował twarz Rodericha ktoś wszedł do
pokoju.
- Wybacz, że naruszam Twoją
prywatność, ale chciałem porozmawiać o tym co zdarzyło się wczoraj – powiedział
Edelstein. – I jeszcze poruszę jedną sprawę... Widziałem jak jacyś ludzie
wchodzili do podziemi... Mówili o Tobie... Czemu tacy ludzie Cię znają? Chociaż
może pomylili osoby, bo gdy zapytałem skąd znają Twe imię powiedzieli mi,
że.... że tam pracujesz... Zajrzałem do tych podziemi... To było siedlisko
rozpusty! Ty na pewno nigdy tam nie byłeś!
- Ale oni mieli rację...
- Co?!
- Ja... Ja tak odwdzięczam się za
mieszkanie tutaj....
- Zabiję go... Jak mógł zrobić coś
takiego dziecku?!
- Ale mi to nie przeszkadza... O,
wie pan, ostatnio bardzo dużo się nauczyłem... Niech pan zobaczy ile już zadań
zrobiłem – pokazał ćwiczenia z chemii, które dostał niedawno od swego opiekuna.
- Przecież jesteś tu dopiero jakiś
tydzień... Jakim cudem zrobiłeś aż tyle? – postanowił nie pytać o więcej, skoro
chłopcu to wszystko odpowiadało. Myślał o tym, żeby delikatnie wybadać
sytuację.
- To wszystko jest takie łatwe, a ja
szybko się uczę.
- Powiedz... Jesteś tu szczęśliwy?
- Bardzo. Mam tu dobre jedzenie,
wygodne łóżko, przyjaciół... Prawdziwą rodzinę.
- A to co musisz robić...
- Uszczęśliwia ludzi. Jeśli moge
zobaczyć ich uśmiech sam jestem szczęśliwy.
- Naprawdę Ci to odpowiada?
- Całkowicie.
- A co byś zrobił, gdybym nagle ja
przyszedł tam na dół i kazał Ci...
- Zrobiłbym wszystko z chęcią. Ale
pan nigdy tak nie zrobi. Pan ma panią Elcię.
- Masz rację... Tylko uważaj na
siebie... Jeszcze na coś zachorujesz i co wtedy?
- Sam nie wiem... Nie interesuję się
tym zbytnio. Ale pan Francis bardzo o mnie dba, więc wiem, że nic mi nie
będzie.
- Ale on Cię do tego zmusił...
- Pozwolił mi zadecydować... Sam się
na to zgodziłem.
- Naprawdę?
- Tak. O, ostatnio dostałem coś od
pana Gilberta – chłopiec wyjął z pudełka leżącego na biurku flet poprzeczny. –
Na tym też umie pan grać?
- Czy to nie... On naprawdę Ci to
dał?! On nikomu nie pozwalał tego dotykać! Nawet nie można było na to patrzeć
bez jego zgody!
- To aż tak dla niego ważne?
- Tak. Wiesz, on przez jakiś czas
był wychowywany przez takiego starszego pana... Zauważyłeś zapewne, że różni
się bardzo od swego brata, czyż nie? Właśnie... Gilbert był sierotą... Jednak nie
był w żadnym domu dziecka. Błąkał się po ulicach. Przez zamarznięciem uratował
go pewien mężczyzna. Gilbert nazywał go starym Fritzem. Ten flet należał
właśnie do niego. On go jakiś czas wychowywał. W tym czasie mały Gilbert
zaprzyjaźnił się z Ludwigiem. Traktował go jak swojego brata, jego rodzice
zresztą często zapraszali go do domu. Uczył go wszystkiego co powiedział mu
jego opiekun. Przed śmiercią tegoż mężczyzny zostało ustalone, że opiekę nad
Gilbertem przejmą rodzice Ludwiga... W tym też czasie Ludwig miał wypadek.
Stracił pamięć. On wierzy, że Gilbert jest jego prawdziwym bratem. Bo gdy
pierwszy raz po wypadku go zobaczył właśnie to zostało mu powiedziane. Nie wie,
że Gilbert dołączył do niego dużo później...
- To smutne...
- Ale prawdziwe... Nie wie też, że
znał Feliciano w dzieciństwie... Ale widzę, że mu to nie przeszkadza. Dogadują
się bardzo dobrze, mimo, że zna go dość krótko. I tak wcześniej poznali się
jedynie gdy obaj byli u mnie, a raczej u moich rodziców na wakacjach. To był
krótki czas. Ale obiecał, że do niego wróci... Wrócił, ale myśli, że to było
ich pierwsze spotkanie... Tylko proszę, nie mów mu nic.
- Dobrze, obiecuję.
- Jesteś wspaniały. Umiesz coś
zagrać?
- Tylko jedną melodię, którą zawsze
grał pan Gilbert...
- To on grał? Ach, no tak...
Pamiętam jak kiedyś się pokłóciliśmy... Wtedy też kazał mi grać dla niego, żeby
mi wybaczył... Ale to on pierwszy mnie wtedy zaatakował... Już wtedy przyjaźnił
się z tymi dwoma, wiesz o kim mówię... Mi trochę wtedy pomógł Arthur.
- Nie wiedziałem, że pan go zna....
- To tylko raz się spotkaliśmy. Jak
był mały strasznie nie lubił się z Francisem. Przyszedł, złamał mu nos i
poszedł.
- I po czymś takim są ze sobą tak
blisko?
- Na to wygląda... No dobrze,
zagraj...
- Ale pan jeszcze czegoś nie
dokończył... o tym graniu...
- Ach tak... Ostatecznie to on mnie
przeprosił. Zagrał dla mnie na flecie, żebym przestał się na niego obrażać.
Miał wtedy małą wojnę z takimi chłopcami o zielonych oczach... No i tak jakoś
wrobił mnie i Ivana, żeby się nimi zająć...
- Nie wierzę, że pan w dzieciństwie
był takim rozrabiaką... I to wszystko przez pana Gilberta...
- No tak... Najśmieszniejsze jest
to, że jeden z tych chłopców teraz dla Ivana pracuje...
- Ci chłopcy to pan Feliks i Taurys?
- Tak... Znasz ich?
- Rozmawialiśmy raz...
- No to widzę, że znasz wszystkich w
okół – zaśmiał się. - No, graj – gdy z fletu wypłynęły pierwsze dźwięki
towarzyszyły im łzy mężczyzny. – To przecież... On to kiedyś dla mnie zagrał,
gdy nie mogłem spać w czasie burzy, a akurat u mnie nocował... Jego opiekun mu
to zawsze grał... To przywołuje wiele wspomnień z dzieciństwa...
- Czy to źle?
- Nie. To bardzo dobrze. Zagraj mu
to jak będzie burza.
- Dobrze – jakiś czas jeszcze
rozmawiali i nawet przeprowadzona została mała lekcja gry na flecie. A gdy
nadszedł wieczór pan Edelstein zaczął zbierać się do wyjścia.
- Do jutra, wujciu Rodi – maluszek go
przytulił.
- Do jutra, do jutra... A wiesz, że
wujcio będzie tatą?
- C-co...? Gratuluję!
- Przyjdź jutro z Gilbertem i
Ludwigiem to im powiem osobiście.
- Dobrze! Do jutra.
- Do jutra – rozstali się z
uśmiechami na ustach.
letka schiza " jesteśmy krajami" o.O
OdpowiedzUsuńdobrze, ze jest sobie gdzieś tam FrUK, ale opisz więcej, nie wspominaj tylko, że sie pocałowali ;p
No na razie Arthur jest w szpitalu, więc więcej nie zrobią XD
Usuńjakby chcieli to by zrobili... poza tym wszyscy znamy Francisa xD
Usuńa poza tym można opisać ładnie :3
No, ale trochę prywatności nawet on potrzebuje xD
Usuńchodziło mi poprostu o opis sytuacji w szpitalu, mogli by nawet tylko rozmawiać ;p needciam Francisia i FrUK'a xD
UsuńA Tobie się Francis podoba...? Postaram się go niedługo opisać^^
Usuńja go kocham *3*
UsuńTo mu to powiedz i zróbcie sobie gromadkę dzieci^^ Pomogę wam się nimi opiekować^^
Usuńale dzieci są łeee ;p
Usuńbo zabierają czas potrzebny na... hmm no wiesz co xD
Czytanie? XD
Usuńtak, w tym też przeszkadzają ;p
UsuńAle można je tulić!^^
UsuńFrancisia też :3
UsuńAle on drapie brodą ;(
Usuńnie drapie, tylko mizia :3
UsuńTaa, podrap go pod bródko i za uszkiem <3
Usuńwtedy tak słitaśnie mruczy :3
UsuńA jak ja Ciebie podrapię to też zamruczysz?^^
Usuńpewnie tak ;>
Usuń*drapie za uszkiem*
Usuńnya *przymyka oczki* mrrrrrrrrrrrrrr :3
UsuńSłodka *_*
UsuńKim <3333 i Li <333 (a połączysz ich w parę?)
OdpowiedzUsuńRozdział niezły, ale...nie wiem, czy tylko ja tak mam, ale od dłuższego czasu zaczynam mieć wrażenie, że rola Kyle'a w tym opowiadaniu straciła znaczenie. Tak jakby zaczął mnie wnerwiać i jego historia już mnie nawet nie interesuję...nie wiem, takie mam jakieś wrażenie ^^"
Pewnie dlatego, ze doszlo tyle nowych postaci i Mean skupia sie teraz glownie na nich. C: Ale co ja tam wiem xD
UsuńNo, ja już powoli o nim zapominam... Tak jakoś zaczął mi przeszkadzać... Ale postaram się go jakoś ruszyć^^"
UsuńEeee nie musisz >.< Mi jego nieobecność nie przeszkadza^^
UsuńZawsze mozesz go unicestwic. >:D
UsuńI tak planowałam, by mu się krzywda stała <3 I w najnowszym rozdziale w ogóle go nie ma XD
Usuń"Wujciu Rodi"... Kur*a rzygam cukrem xD Nie, no strasznie podobał mi sie ten rozdział.
OdpowiedzUsuńMilka
Najlepsze było moje podejście do rozdziału... "To tylko kilka rzeczy, szybko napiszę, pewnie będzie krótki" najdłuższy dotychczas XD
UsuńTo się nazywa "burzenie czwartej ściany" przez Kim'a xD Świetne, uzależniłam się od tego.
OdpowiedzUsuńTo bardzo miłe z pani strony... Ja już nie pamiętam o czym to jest... ^^"
Usuń